Reklama

Kto wie ten wie, kto nie ma pojęcia ten się teraz w głowę puka i pyta, co autor sobie pije, połyka, wstrzykuje lub pali. Proszę Państwa, co bym nie robił, czegoś takiego nie dałbym rady wymyślić, przyznaję się, że takiego potencjału twórczego po prostu nie posiadam. O co chodzi? Po kolei wyjaśnię, żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony. Jest taki serial komediowy pod tytułem „Ucho prezesa” i tutaj chyba wszyscy wiedzą w czym rzecz, a gdyby ktoś nie wiedział to z łatwością się domyśli. Robert Górski i jeszcze paru twórców wymyśla co tydzień skecze, których głównym bohaterem jest Jarosław Kaczyński.

Jak dotąd Kaczyński tylko raz wypowiedział się o tej produkcji i to tylko dlatego, że został zapytany. Odpowiedź była złożona i dowcipna, w pierwszej części Kaczyński powiedział: „dobrze, że się śmieją, bo trzeba się śmiać”. W drugiej fachowo i z przekąsem wyjaśnił, że pojenie kotów mlekiem jest zabobonem szkodzącym kotu. Tyle wszystkiego, żadnej żyły na czole, żadnego spisku, wywracania systemu i tak dalej. W podobnym tonie wypowiadał się Mariusz Błaszczak, który obok Jarosława Kaczyńskiego jest kluczową postacią serialu i nawet Antoni Macierewicz nie zrobił afery, chociaż twórcy niemal wprost pokazywali Misiewicza jako chłopka Macierewicza, we wiadomym znaczeniu. Pomimo reakcji samych zainteresowanych, ogólnie rzecz biorąc, na prawicy powstała lekka histeria, której nigdy nie podzielałem.

Reklama

Na bazie tej histerii narodziła się radykalna teoria głosząca, że za „Uchem prezesa” stoją służby i psychologią wykańczają wybranych polityków. Jest to nie tylko śmieszne, ale zwyczajnie głupie i szkodliwe politycznie. Jeśli byłby w tym cień prawdy to i tak poważny polityk nie pójdzie z otwartym komunikatem zdefiniowanym w podobny sposób, ponieważ skazuje się na śmieszność i notowanie Ryszarda Petru. W PiS pojawiały się takie tendencje, ale to już na szczęście przeszłość i „Uchem prezesa” żadnej krzywdy Jarosławowi Kaczyńskiemu nikt nie zrobił. Gorzej, że to samo „Ucho prezesa” prawdopodobnie przerosło i przygniotło Andrzeja Dudę. Wystarczyło, że zobaczył Adriana w korytarzu Nowogrodzkiej i się pogubił, ale to nie robota służb, tylko wskaźnik charakteru człowieka, który sam siebie nazywał niezłomnym.

Długi wstęp się zrobił, jednak inaczej się nie da przedstawić autorskiej komedii w wykonaniu Borysa (Adriana) Budki, niż poprzez pokazanie szerokiego kontekstu. Dorośli politycy, którzy wiedzą, że ludzki śmiech to najczęstsza przyczyna politycznych zgonów, umiejętnie zdystansowali się do przereklamowanego „Ucha prezesa” i oczywiście wygrali na tym. Niedojrzałym wyskoczyła żyłka na czole i z tą żyłką, jak z relikwią się obnoszą. Jeden odreagował serią wet, drugi najzwyczajniej w świecie strzelił focha. Borys Budka zobaczył w komediowym serialu scenkę miłosną ze swoim udziałem i partnerką Myszką Gasiuk-Pihowicz, po czym oświadczył: „ten serial się dla mnie po prostu skończył”. Dalej Budka poleciał serią rzewnych tekstów o ataku na rodzinę, niszczeniu życia i tak dalej, słowem tak się zaangażował emocjonalnie, jakby rzeczywiście coś było na raczy.

W osobistej śmieszności Borysa Budki z PO nie byłoby nic zajmującego, gdyby nie jeden istotny i wcale nie detal. Dotąd było tak, że to PiS miał przypiętą metkę ponuraków, spiskowców i wrogów wolności w sztuce. PO uchodziło za tych światłych otwartych i zdystansowanych, ale rzecz jasna działo się to w specyficznych warunkach, gdy na PiS wylewano gnój, a w stronę PO od czasu do czasu padał jakiś niewinny żarcik: „haratnąć w gałę”. Zmieniło się wszystko, gdy PO zostało potraktowane jak PiS, wtedy doszło do weryfikacji charakterów. Demonstracja polityka PO z aspiracjami na objęcie stołka szefa partii, przekreśla jego samego i całą formację, jako tą, która trzymała z artystami i salonami. „Ucho prezesa” w opinii wielu „ekspertów” od Materny po psychologów miało zniszczyć „reżim Kaczyńskiego”, a tymczasem ośmieszyło dwóch Adrianów: Dudę i Budkę. Myszki Gasiuk-Pihowowicz ośmieszać nie trzeba, bo ona sama robi za jeden wielki kabaret.

Reklama

18 KOMENTARZE

  1. Premier Morawiecki ma okazję

    Premier Morawiecki ma okazję wystartować budowę polskiego przemysłu kosmicznego (cywilnego).

    Firma z Wrocławia Scanway, założona przez absolwentów Politechniki Wrocławskiej, wystrzeliła w kosmos jeden ciekawy projekt, drugi jest w trakcie realizacji, dotyczy obserwacji satelitarnej, ale ciekawy pomysł. Oni to pociągnęli do tego etapu, ale dzięki wsparciu ministerstwa rozwoju możemy mieć prywatną firmę która weszła w seryjność. Biznes, kadry, doświadczenie, w zasięgu ręki. Przemysł kosmiczny teraz jest na tym etapie, jak kiedyś zamorska ekspansja mocarstw europejskich – albo teraz wskoczymy do peletonu, albo będziemy bardzo drogo płacić za najprostsze usługi.

    Czy Premier Morawiecki podejmie wyzwanie i przejdzie do historii, jako patron polskiego podboju kosmosu?

    Oglądałem Ucho prezesa, dwa odcinki. Kiedyś oglądałem brytyjski serial "Yes minister" i "Yes Prime Minister" i powiem że ucho prezesa to żarty na poziomie baru w większości. Popularność zyskał zastępczo – część osób myśli, że politycy PiS boją się tego co będzie w serialu. 

    • Takie firmy powstają po to by
      Takie firmy powstają po to by w odpowiednim momencie sprzedać patent za (dla nich) grubą kasę i żyć jak paniska. Normalne w krajach których przemysł rodzimy nie istnieje, lub nie jest w stanie na tym zarobić. Wynalazcy w Izraelu tak działają.

  2. Premier Morawiecki ma okazję

    Premier Morawiecki ma okazję wystartować budowę polskiego przemysłu kosmicznego (cywilnego).

    Firma z Wrocławia Scanway, założona przez absolwentów Politechniki Wrocławskiej, wystrzeliła w kosmos jeden ciekawy projekt, drugi jest w trakcie realizacji, dotyczy obserwacji satelitarnej, ale ciekawy pomysł. Oni to pociągnęli do tego etapu, ale dzięki wsparciu ministerstwa rozwoju możemy mieć prywatną firmę która weszła w seryjność. Biznes, kadry, doświadczenie, w zasięgu ręki. Przemysł kosmiczny teraz jest na tym etapie, jak kiedyś zamorska ekspansja mocarstw europejskich – albo teraz wskoczymy do peletonu, albo będziemy bardzo drogo płacić za najprostsze usługi.

    Czy Premier Morawiecki podejmie wyzwanie i przejdzie do historii, jako patron polskiego podboju kosmosu?

    Oglądałem Ucho prezesa, dwa odcinki. Kiedyś oglądałem brytyjski serial "Yes minister" i "Yes Prime Minister" i powiem że ucho prezesa to żarty na poziomie baru w większości. Popularność zyskał zastępczo – część osób myśli, że politycy PiS boją się tego co będzie w serialu. 

    • Takie firmy powstają po to by
      Takie firmy powstają po to by w odpowiednim momencie sprzedać patent za (dla nich) grubą kasę i żyć jak paniska. Normalne w krajach których przemysł rodzimy nie istnieje, lub nie jest w stanie na tym zarobić. Wynalazcy w Izraelu tak działają.

  3. Aż obejrzałam, żeby wiedzieć

    Aż obejrzałam, żeby wiedzieć o co chodzi.

    Widziałam parę odcinków. Przereklamowane, ot i wszystko. Nie powala. Ten odcinek zresztą też.

    Znacznie ciekawsze jest to, co się "zadziało" wokół. Oto nagle zachwalana produkcja "przestała istnieć".

    NB. Stosunek do humoru (w tym do kabaretu) jest znakomitym parametrem oceny władzy, poszczególnych formacji, tudzież poszczególnych polityków.

    Przykłady:

    1. "Ten wąsik, ach ten wąsik" – utwór Mariana Hemara wykonywany przez Ludwika Sempolińskiego w kabarcie, w przedstawieniu o wdzięcznej nazwie "Orzeł czy Rzeszka".

    Sempoliński przez całą wojnę ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem. Ciekawostka: uciekł z Warszawy do Wilna, a kiedy Niemcy dotarli i tam – pracował na wileńszczyźnie jako pastuch. Był poszukiwany przez hitlerowców przez wszystkie lata okupacji…  a w 1939 roku oburzona ambasada III Rzeszy żądała zdjęcia przedstawienia z afisza.

    2. Janusz Szpotański, wymieniony z nazwiska przez tow. Wiesława i osobiście przezeń potępiony jako "człowiek o moralności alfonsa" –  trafił do więzienia za parodiowanie władzy ludowej.

    3. Marian Hemar – jeden z naszych najgenialniejszych poetów – trafił na listę autorów zakazanych… Nie wolno było nam wiedzieć o jego istnieniu – bo władza ludowa go nie lubiła. Z wzajemnością.

    A pamiętcie taki epizod?

     

    A jak trefniś oberwie, to każde dziecko wie

    z czego wolno żartować, a z czego – raczej nie…

     

     

     

     

     

  4. Aż obejrzałam, żeby wiedzieć

    Aż obejrzałam, żeby wiedzieć o co chodzi.

    Widziałam parę odcinków. Przereklamowane, ot i wszystko. Nie powala. Ten odcinek zresztą też.

    Znacznie ciekawsze jest to, co się "zadziało" wokół. Oto nagle zachwalana produkcja "przestała istnieć".

    NB. Stosunek do humoru (w tym do kabaretu) jest znakomitym parametrem oceny władzy, poszczególnych formacji, tudzież poszczególnych polityków.

    Przykłady:

    1. "Ten wąsik, ach ten wąsik" – utwór Mariana Hemara wykonywany przez Ludwika Sempolińskiego w kabarcie, w przedstawieniu o wdzięcznej nazwie "Orzeł czy Rzeszka".

    Sempoliński przez całą wojnę ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem. Ciekawostka: uciekł z Warszawy do Wilna, a kiedy Niemcy dotarli i tam – pracował na wileńszczyźnie jako pastuch. Był poszukiwany przez hitlerowców przez wszystkie lata okupacji…  a w 1939 roku oburzona ambasada III Rzeszy żądała zdjęcia przedstawienia z afisza.

    2. Janusz Szpotański, wymieniony z nazwiska przez tow. Wiesława i osobiście przezeń potępiony jako "człowiek o moralności alfonsa" –  trafił do więzienia za parodiowanie władzy ludowej.

    3. Marian Hemar – jeden z naszych najgenialniejszych poetów – trafił na listę autorów zakazanych… Nie wolno było nam wiedzieć o jego istnieniu – bo władza ludowa go nie lubiła. Z wzajemnością.

    A pamiętcie taki epizod?

     

    A jak trefniś oberwie, to każde dziecko wie

    z czego wolno żartować, a z czego – raczej nie…

     

     

     

     

     

  5. W jednej z gliwickich

    W jednej z gliwickich dzielnic, zwanej humorystycznie Wójtową Wsią jest sobie sklep "biedronka". Stoi dokładnie w miejscu, gdzie jeszcze kilka lat temu petlę miały gliwickie, najstarsze na Górnym Śląsku tramwaje – które zlikwidował światły prezydent Gliwic, pochodzący (oczywiście) z PO. W tejże "biedronce" często widuję niejakiego Budkę – gorola rodem z Będzina – kiedy robi sobie zakupy. Tamże można podjechać i wyrazić mu w "twarz" swoje zdanie na jego temat. Zapraszam chętnych 🙂

  6. W jednej z gliwickich

    W jednej z gliwickich dzielnic, zwanej humorystycznie Wójtową Wsią jest sobie sklep "biedronka". Stoi dokładnie w miejscu, gdzie jeszcze kilka lat temu petlę miały gliwickie, najstarsze na Górnym Śląsku tramwaje – które zlikwidował światły prezydent Gliwic, pochodzący (oczywiście) z PO. W tejże "biedronce" często widuję niejakiego Budkę – gorola rodem z Będzina – kiedy robi sobie zakupy. Tamże można podjechać i wyrazić mu w "twarz" swoje zdanie na jego temat. Zapraszam chętnych 🙂