Reklama

Stara bokserska zasada – przypieprzyć i odskoczyć, przez amerykańskie mocarstwo została zmodyfikowana do postaci – rozpieprzyć i wydoić. Zdaje się, że trudno mówić o przypadku, skoro od czasu II wojny Światowej kraj dysponujący arsenałem, który mógłby kilkakrotnie wysadzić planetę, zaliczył same porażki. Od Korei, aż po Afganistan, armia amerykańska non stop dostaje w tyłek i to od partyzantów. Naturalnie można się pocieszać takimi akcjami jak ta z Kuwejtem, czy w byłej Jugosławii jednak to są igraszki dla dzieci i propagandzistów. Niemal każde uderzenie USA kończy się większym bałaganem niż ten przeciw, któremu podejmowane są działania militarne. Gdy coś staje się regułą, trzeba się zastanowić nad motywacjami i celami. USA w krajach trzeciego świata mają dwojakiego rodzaju interesy. Pierwszy to rzecz jasna napad na surowce, głównie ropę, gaz, ale i plantacje zioła nie są złe, bo trudno zgadnąć, co innego USA robiły w Kolumbii i robią w Afganistanie. W wojnie o ropę niekoniecznie musi chodzić o przejmowanie kontroli nad złożami, dziś wystarczy przejąć kontrolę nad giełdą, a do tego służy parę rakiet zrzuconych na pustyni, czasami tylko zapowiedź zrzucenia. Drugi interes robią handlarze bronią, którzy mają zapewniony podwójny zbyt, jedni uzbrajają USA Army, drudzy partyzantów. Wypada pamiętać, że ten biznes wcale nie jest dużo mniejszy od ropy i gazu, to są równie potężne pieniądze. Co bardziej naiwni twierdzą, że USA porządkują przy okazji międzynarodową scenę polityczną, ale mnie podobne opinie zwyczajnie i bez żadnych zahamowań śmieszą. Nie ma tu żadnej walki o demokrację, czy inne wartości, istnieje tylko i wyłącznie podział na dyktatorów i kolonie współpracujące z USA oraz na „wrogów demokracji”, czytaj wrogów interesów Ameryki.

Reklama

Z ostatnich wyczynów USA jak nigdy da się wyczytać i przykładami uzasadnić regułę – przypieprzyć i wydoić O ile komuś pałęta się pod czaszką choćby jedna szara komórka, ten z pewnością przyzna, że w Egipcie, Libii, a zwłaszcza w Iraku jest gorzej niż było. Podam tylko jedną liczbę, mianowicie w wyniku amerykańskich działań wojennych na teranie Iraku zginęło ponad milion Irakijczyków i to jest „wyczyn”, do którego Husain nawet się nie zbliżył. Wprawdzie były dyktator ma na koncie milion ofiar, ale po obu stronach w wieloletniej wojnie iracko-irańskiej, no i nie dokonał tego sam, pomagały mu… USA, dostarczając wsparcia na kilku poziomach. Nie zawracałbym sobie i Czytelnikom głowy, tym spisem banałów, które każdy przecież sobie może sam w głowie poukładać, gdyby nie jeden aspekt. Chyba zauważyłem u siebie, ale też tak w ogóle, rozglądając się dookoła, że takie akcje jak nalot na Syrię już na nikim specjalnie nie robią wrażenia. Ot zwyczajna, kolejna zabawa w wojnę, czy to będzie Syria, czy Kambodża światu wojna powiewa. Bawi się jeden szef mocarstwa z drugim szefem mocarstwa, od czasu do czasu zaprzęgając jakichś pomagierów drobniejszego asortymentu. Nawet mi się nie chciało sprawdzać ruchów na giełdzie, protestów w Moskwie, stanowiska Izraela i braci muzułmańskich. Wszystkie te rozgrywki są nudne i przewidywalne do bólu. Wejdą, nie wejdą, zbombardują, nie zbombardują efekt zawsze ten sam – rozpieprzą i wydoją. No, może jeden pozytyw majaczy na horyzoncie. Coraz trudniej posłać choćby pluton do kraju trzeciego świata, również z tej przyczyny, że buntują się sojusznicy USA, którzy wreszcie się połapali, że robią za mięso armatnie.

Współczesne wojny przypominają zabawę, rozgrywaną na platformach 3D i w telewizji, a łupem nie jest zdobywanie przestrzeni i bezpośrednie podbijanie krajów, ale biznes w czystej postaci i ustawianie marionetek na tronach kolonii. USA nie przeszkadza junta i każda inna postać ludobójstwa, dopóki USA ma zagwarantowany interes, pilnowany przez lojalnego kacyka. Na trupach kręci się biznes, nie na przyjaźni między narodami o wojnach o pokój. Dlatego od dawna sieję pesymizm, którym jednoznacznie przekreślam jakikolwiek nadzieje związane z naszym zamorskim „sojusznikiem”. Zostaliśmy wyskubani na każdym etapie, poczynając od F16, przez „tarczę antyrakietową” i kończąc na więzieniach, że o Jałcie i Teheranie nie wspomnę. Dziś wobec USA można zająć trzy postawy: narazić się na ustawienie kacyka, paść na kolana albo zachowywać się jak Czechy, a najlepiej Niemcy – dyplomatycznie się zdystansować. Niestety ta ostatnia postawa wiąże się z niezbędnymi atrybutami, które trzeba posiadać. Czesi nieco odstają od Niemców, ale oni nadrabiają wielkością państwa, to znaczy niewielkością, dlatego nie są w centrum uwagi. Pozostałe kraje porównywalne wielkością z Niemcami, czyli Polska również, muszą mieć silną suwerenną władzę i potencjał gospodarczy. Także etap przejściowy dla Polski to Czechy – drobne gesty, które nie kosztują więcej niż na „uścisk kierownika” i przede wszystkim nie kosztują życia. Tyle powinniśmy wyciągnąć wniosków z „wojny syryjskiej” i każdej innej hucpy USA, upychającej amerykańską ropę i pociski powietrze – trzeci świat.

Reklama

12 KOMENTARZE

  1. posłać im nasze wykrywacze
    Ciekawe, że ciągle istnieje zwyczaj poszukiwania szlachetnego pretekstu do zbrojnego najazdu.
    Hitler powiedział swoim ludziom: "podajcie dobry pretekst do wojny z Polska, prawdziwy lub nie".
    Tyle lat mineło, a widać że np bez odszukania w Syrii sarinu, tabunu czy iperytu druczek o wszczęcie działań wojennych nie spełni wymagań formalnych i zostanie odesłany celem uzupełnienia.
    Demokracja jak widać nadal obowiązuje w wielkim świecie.

  2. posłać im nasze wykrywacze
    Ciekawe, że ciągle istnieje zwyczaj poszukiwania szlachetnego pretekstu do zbrojnego najazdu.
    Hitler powiedział swoim ludziom: "podajcie dobry pretekst do wojny z Polska, prawdziwy lub nie".
    Tyle lat mineło, a widać że np bez odszukania w Syrii sarinu, tabunu czy iperytu druczek o wszczęcie działań wojennych nie spełni wymagań formalnych i zostanie odesłany celem uzupełnienia.
    Demokracja jak widać nadal obowiązuje w wielkim świecie.