Reklama

Unia Europejska i globalizm – skazani na sukces.
Podstawowy traktat akcesyjny Unii Europejskiej nie przewiduje możliwości przejmowania długów jednego kraju przez inny. W związku z tym, pomoc krajom pogrążonym w kryzysie za pomocą np. finansowanych przez Niemców euro dotacji jest niemożliwa. Analizując reguły funkcjonowania strefy euro, można dojść do zaskakującego wniosku: twórcy wspólnej waluty w ogóle nie przewidzieli możliwości „kryzysowego stanu wyjątkowego”, jaki następuje np. po pęknięciu bańki gospodarczej. Co więcej, dokładnie opisane są „warunki przystąpienia”, ale nie ma ani słowa o „warunkach wycofania” ze strefy euro. Oznacza to, że realizatorzy tego wielkiego projektu, od którego zależy życie setek milionów Europejczyków, nawet nie pomyśleli o zaistnieniu sytuacji, w której jakiś kraj chciałby opuścić system wspólnej waluty.
Cóż za porażająca nieodpowiedzialność! Konstruując jakąkolwiek umowę: o pracę, wynajmu, sprzedaży, nie mówiąc już o kontraktach biznesowych, zawsze określa się warunki zarówno przystąpienia, jak i rezygnacji z niej. A tymczasem traktat, mający kluczowy wpływ na warunki życia i rozwoju całych krajów, społeczeństw, po  prostu nie przewidział możliwości zaistnienia kryzysu!
Wszyscy wiemy, że w życiu, niestety czasami zdarza się wyjątkowo zła sytuacja. Taka sytuacja, jak np. obecnie w Grecji, gdzie stopa bezrobocia przekracza już 27% i rośnie. Rząd takiego kraju powinien walczyć z tym bezrobociem, rozwijać gospodarkę krajową. A tymczasem ma związane ręce poprzez zobowiązania wynikające z posiadania waluty euro oraz z jednolitego rynku Unii Europejskiej. Postępując zgodnie z instrukcjami Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i mówiąc wprost – zgodnie z zaleceniami państw wierzycieli (głównie Niemiec), rząd Grecji wdrożył politykę oszczędności. I było to niestety jedyne, co mógł zrobić. Gospodarki to nie naprawiło, ale za to doprowadziło do masowych bankructw i skokowego wzrostu bezrobocia. Przy takiej tendencji gospodarczej w Grecji, prędzej czy później, rząd upadnie. A może nawet i „demokracja” w tym kraju upadnie…
Zwolennicy „reform strukturalnych” widzą w tym momencie proste rozwiązanie: jeśli nie ma pracy w jednym kraju, to należy jej szukać gdzie indziej. Jednak życie nie jest takie proste… Wystarczy przyjrzeć się temu, co dzieje się np. w takiej Francji. Bezrobocie w tym kraju, w czerwcu osiągnęło poziom 11%. Jest ono ponad dwukrotnie wyższe niż w sąsiadujących Niemczech. A więc zgodnie z postulatami neoliberałów, Francuzi zamieszkujący przygraniczne regiony północno-wschodniej Alzacji, poszukują pracy na terenie Niemiec. Bezrobocie w Alzacji wynosi około 10%, natomiast w sąsiedniej Badenii-Wirtembergii – około 4%. Co więcej, regionalny rząd Alzacji wspiera rodaków szukających pracy w Niemczech. Ale pojawia się oczywista trudność – dla mieszkańców Alzacji największą przeszkodą w znalezieniu pracy na terenie Niemiec jest – język. Dlatego miejscowi politycy, w celu wspierania zatrudnienia Francuzów w Niemczech, opracowują plan „kompleksowego wsparcia w celu usunięcia barier językowych”.  Czy będzie to oznaczało, że od najmłodszych lat, Francuzi będą uczyli się języka niemieckiego na równi z francuskim, aby w przyszłości łatwo znaleźć pracę w Niemczech?
http://www.sankeibiz.jp/macro/news/130809/mcb1308090601016-n1.htm
Szczerze mówiąc, mam mieszane uczucia…
Chociaż rozwiązanie to jest na pewno zgodne z nurtem globalizmu. Zróżnicowanie językowe jest główna przeszkodą w totalnej globalizacji. Państwo tworzy wspólnota grup etnicznych dzieląca tę samą kulturę, obyczaje, tradycje i przede wszystkim – język. Kim będziemy, gdy zapomnimy języka ojczystego?
Jest też jeszcze inne oblicze globalizacji. W krajach o dużej liczbie imigrantów, narastają ich konflikty z „rdzennymi” mieszkańcami. Tak zwane „społeczeństwo wielokulturowe” jest niebezpieczną mrzonką, niczym innym. Wraz ze wzrostem ilości imigrantów, spada poziom bezpieczeństwa i rośnie chaos w społeczeństwie. Dobrym (niestety dobrym!) przykładem jest tutaj choćby Szwecja. Niestety, piewcy globalizmu, analogicznie jak twórcy Unii Europejskiej, nie przewidzieli zaistnienia „stanu wyjątkowego” i zbagatelizowali nacjonalizm. A problem ten dotyczy, i samej Unii Europejskiej, i całego świata.
Globalne przedsiębiorstwa nie maja państwowości. Na swój rozwój nie patrzą z perspektywy interesu kraju. Nie tworzą strategii rozwoju spójnej z potrzebami narodu. Dlaczego firmy globalne otworzyły swoje fabryki w Polsce? Bo było to korzystne dla ich „akcjonariuszy”. Kiedy tylko znajdą kraj bardziej „optymalny” dla swojej działalności, to nie zawahają się Polski opuścić. I na tym właśnie polega istota globalizacji. Korporacje dowolnie zmieniają kraje, optymalizując koszty i maksymalizując zyski. A społeczeństwa w walce o miejsca pracy podejmują swoisty „wyścig w dół”. Rządy prześcigają się w żałosnej licytacji: „jak tani są nasi ludzie”, komu mniej można zapłacić.
Czy w ten sposób politycy powinni walczyć o interes narodowy?
Kiedy wreszcie w Polsce pojawią się politycy, którzy za zadanie będą mieli, nie globalizację, czy walkę o władzę, ale naprawę gospodarki narodowej?
Aby społeczeństwo przestało emocjonować się teoriami spiskowymi, czy rozgrywkami personalnymi, potrzeba mu większej, wiedzy na temat funkcjonowania gospodarki. Kiedy media zamiast sensacji,  będą rzetelnie podejmowały tematy istotne dla przyszłości Polski?

Reklama

2 KOMENTARZE

  1. niewolnicy na wieki
    W wyniku globalizacji podział na kraje eksportujące swój przemysł i tym samym czerpiące zyski z niskich płać w krajach drugiej i trzeciej kategorii staje się nie możliwy do pokonania. Ponieważ państwa drugorzędne świadczą glownie prostą silę roboczą, zaczynają likwidować oświatę, naukę, innowacyjnosć staje się zbędna, w końcu wszystko pada na pysk.
    Obecnie słowa Forda o tym, że płace powinny być odpowiednio wysokie by istniał popyt na samochody wśród robotników, straciły sens. Płace lokalne mogą już być dowolnie niskie, bo towar kupią np obywatele rodzimego kraju producenta.

  2. niewolnicy na wieki
    W wyniku globalizacji podział na kraje eksportujące swój przemysł i tym samym czerpiące zyski z niskich płać w krajach drugiej i trzeciej kategorii staje się nie możliwy do pokonania. Ponieważ państwa drugorzędne świadczą glownie prostą silę roboczą, zaczynają likwidować oświatę, naukę, innowacyjnosć staje się zbędna, w końcu wszystko pada na pysk.
    Obecnie słowa Forda o tym, że płace powinny być odpowiednio wysokie by istniał popyt na samochody wśród robotników, straciły sens. Płace lokalne mogą już być dowolnie niskie, bo towar kupią np obywatele rodzimego kraju producenta.