Reklama

Gryzłem się w jęzor kilka ładnych dni, chociaż temat jest nośny i w zasadzie sam się pisze, ale tytułowa kumulacja przesądziła o podjęciu tematu. Szybciej sobie klejnoty odetnę tępym, zardzewiałym, brzeszczotem niż tonącemu socjopacie Niesiołowskiemu podam brzytwę, ale powaga sytuacji wymaga czegoś więcej niż taniego kabaretu. Z kumulacją jest tak, że się musi zacząć kumulować i od tego miejsca demaskuję idiotyzmy. Podstawą idiotycznego traktowania problemu głodnych dzieci jest samo przykre zjawisko, na które trzeba popatrzeć z głową, nie bieżącą emocją, zwłaszcza polityczną. Sprawa wbrew wszelkim pozorom i komplikacjom ma bardzo prosty rachunek, o ile nie mówimy o Afryce i Korei Północnej, ale PRL lub PRLII: głód dzieci równa się patologia rodziny. Nikt i nic na świecie mnie nie przekona, że jest inaczej, gdziekolwiek w Polsce pojawiają się głodne dzieci, nie jest to kwestia rządów Gomułki, Tuska, Kaczyńskiego, ale patologii w rodzinie, którą należy zdefiniować we właściwy sposób i przede wszystkim nie wolno mylić biedy z głodem. Nie bez powodu mówię o patologii rodziny, a nie rodziców, bo zawsze jest tak, że mamy ciocie, babcie, kuzynki lub nawet ciocię-sąsiadkę. Tam gdzie leje się tania „deptana” i spożywający nie próbują udawać rodziców, dzieci mogą uciec do rodziny bliższej lub dalszej albo zwrócić się do cioci-sąsiadki. Takich przypadków na pewno każdy sobie policzy we własnym otoczeniu sporo, a i też patologia niekoniecznie oznacza chlanie, równie popularne jest „pierdl..ę nie robię”. Głód pojawia się dopiero w patologii permanentnej, w środowiskach skrajnie zdegradowanych i Bogu dziękować mówimy o marginesie, nie o bzdurnych 800 tysiącach głodujących dzieci. Zdarza się, że wszystko jest na Jej głowie, ale wtedy Ona mdleje z niedożywienia, nie dzieci.


Od tej reguły jak zawsze możemy znaleźć kilka, kilkadziesiąt wyjątków, ale jeśli omawiamy problem w skali narodu, to nie wolno się wygłupiać takim kontrargumentem, że Pani Anna z domu dziecka straciła męża w wypadku, sama jest kaleką na rencie i nie może wyżywić czwórki dzieci, w związku z tym proszę nie obrażać ludzi alkoholizmem i próżniactwem. Dramat Pani Anny istnieje, trzeba to uznawać i nie do Pani Anny kierować diagnozę społeczną, ale tak nie wygląda sytuacja 800 tysięcy dzieci. Kto rozumny da wiarę, że 800 tysięcy indywidualnych tragedii składa się na społeczną patologię? Ręce mi opadają gdy przy analizach społecznych ludzie posługują się argumentem „a moja znajoma to jest inna…”. A moja znajoma jest taka sama i co teraz?! Patrząc na jakiś problem społeczny musimy widzieć główne przyczyny i skutki, z tej prostej przyczyn, że wyjątki nie stanowią o patologii tylko o osobistej traumie. Generalną przyczyną głodu wśród dzieci są skutki wywołane degradacją rodzin, tragedie życiowe stanowią kilka procent w skali zjawiska i tylko ktoś wyjątkowo nieodpowiedzialny będzie się tym odstępstwem bronił. Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi dokarmianie dzieci jest dokarmianiem patologii, państwo, czy inne fundacje karmią dzieci, a starzy dalej mogą chlać lub „pie…ć…”. Polska, w której będzie się w specjalnych stołówkach dokarmiać dzieci jest Polską poniżej PRL właściwego i pora zrozumieć tę oczywistą oczywistość, bo niby z czym do świata i do ludzi wystartujemy – „My Naród Polski jesteśmy Wielki Naród, ponieważ w garkuchniach dokarmiamy prawie milion swoich najmłodszych obywateli?”.

Gdy słyszę o rozwiązywaniu problemu „głodujących dzieci”, to mi się wątroba podrywa i gul huśta jak kamerton, bo dokarmianie głodnych dzieci daje mniej więcej taki sam skutek, jakby permanentnie gwałconej lub bitej żonie zapewniać darmową opiekę medyczną. Głodne dzieci mają znacznie większe problemy niż sam głód i cierpią na znacznie poważniejsze deficyty, jeśli się je nakarmi, będą najedzonymi dziećmi w samym centrum rodzinnej patologii. Ostatecznie jakieś chwilowe protezy, by zmniejszyć skalę jestem w stanie zaakceptować, powiedzmy normalna stołówka dla wszystkich dzieci z miesięczną opłatą z podzielonym finansowaniem na: rodziców i MOPS, który rodziców musi zastąpić. Naturalnie cały proces odbywa się w pełnej tajemnicy, bo inaczej stołówka zamieni się w piekło, ale to jest tylko proteza, bo klasyczny układ musi wyglądać jednoznacznie – leczyć przyczyny, zamiast pudrować skutki. Wziąć za dupę patologię w rodzinach, leczyć przymusowo, gonić do roboty, a jak nie pomoże przekazywać dzieci ludziom, którzy o tym śnią dzień i noc. Tyle o praprzyczynach, skutkach i terapii, teraz chciałbym jeszcze rozbroić skumulowane idiotyzmy. Poseł Niesiołowski sprzedaje głodne kawałki w kilku miejscach naraz, prostackie odsyłanie dzieci na szczaw powinno być gwoździem do politycznej trumny tego socjopaty, co się oczywiście nie stanie, chociaż to nie koniec kompromitacji Niesiołowskiego. Wczesnych lat 50-tych z przyczyn naturalnych nie pamiętam, znam jedynie z relacji rodziców, którym nigdy się nie przelewało. W PRL coś takiego jak głód zwyczajnie nie istniał, co najwyżej mieliśmy do czynienia z żarciem dla ubogich: chleb, ziemniaki, mleko, kasza. Bieda owszem i masowo, ale nie głód. Niesiołowski może sprzedawać swoje traumy z dzieciństwa głupszym od siebie, o ile takich znajdzie. Szczaw z kolejowego nasypu sam żarłem garściami i to razem z piachem i sadzą z kominów parowozów, ale nie dlatego, że byłem głodny, tylko dlatego, że to była cześć chłopięcej przygody. Z tego samego powodu piekliśmy ziemniaki, kradli jabłka z sadu, czy jajka spod kur.

Reklama

Czym innym jest urwisowanie, czym innym głodowanie i jeszcze inaczej wygląda bieda, która głodem nie jest. Bieda to chleb posypany cukrem zamiast czekolady, to kaszanka zamiast szynki i placek ziemniaczany zastępujący schabowego. Jeśli ktoś mi powie, że w Polsce żyje 800 tysięcy biednych dzieci, to ja spokojnie dorzucę drugie tyle, ale pobudzam odpowiedzialność – nie róbmy z Polski Zimbabwe, bo dostatecznie jesteśmy obsrywani strzechami, furmankami i niedźwiedziem prowadzonym po trotuarze. Obserwuję powoli coś znacznie groźniejszego niż odgrzewany co jakiś czas „głód dzieci”, mianowicie recydywę z początku lat 90-tych, gdy pan Balcerowicz zafundował Polakom biedę z nędzą. Tajemnicy uwstecznienia oczywiście trzeba szukać w tym samym, bezrobocie, lewe umowy, tania siła robocza – „na twoje miejsce przyjdzie 10”. Tutaj mamy wyzwania społeczne i olbrzymie zagrożenie, bo jeszcze chwilę, a nie 14,6 będzie żarło szczaw, tylko wróci 20% Buzka i zupa Kuronia. Patrzę na swoje życie i jedno co pamiętam jako nędzę, to wczesne lata 90-te, wtedy w rodzinie dwa zasiłki i emerytura dziadków karmiła. Ówczesna nędza w takiej formie mam nadzieję nie wróci, niemniej echo tamtych czasów już słyszę. No i na koniec te nieszczęsne badania fundacji „Maciuś” i jakiegoś innego „Domu badawczego”. Już nie proszę, ale błagam by tej pseudo-socjologii urywać łeb przy samej dupie, zawsze i wszędzie, nie tylko tam gdzie to wygodne. Łżą jak im wygodnie, w sondażach, w badaniach opinii publicznej i w poziomach „antysemityzmu”. Nie trzeba się znać na metodologii badań, wystarczy przeczytać co ta „fundacja” i ten „ośrodek badawczy” bez żenady opisuje. Zadzwonili po prostu do 800 szkół, pogadali z dyrektorkami i wyszło im jak w mordę strzelił. 800 respondentów powiedziało, że co 10 dziecko głoduje – „ w ich ocenie”. Co ma odpowiedzieć pani dyrektorka na głupie pytanie: „ No ile pani zdaniem, tak mniej więcej, no co 10?”. A pewnie, że co 10 i tak 800 razy. Tego się nawet nie chce komentować, za to się powinno wsadzać i posyłać do kamieniołomów. Polecam również rozliczenia finasowe tej fundacji, klasyka gatunku, „usługi obce” ponad 4 miliony, przychody 6 milionów, to tak z grubsza. Fundacja rzecz jasna żyje z dotacji dla szkół i funduje obiady, dlatego przy zamówieniu „badania” i tak była ostrożna, mogła zamówić „milion pięćset”, zadowoliła się 800 tysiącami. Kumulacja na tym się nie kończy, ale myślę, że na jeden raz i na weekend starczy idiotyzmów.

PS O głodzie opowiadał mój 91-letni dziadek, na Ukrainie, w przedwojennej polskiej wsi i o głodzie w obozach pracy. Dzięki temu wiem jak wygląda głód i nie róbmy sobie jaj z Polski i tematu, bo można wywołać wilka z lasu.

Reklama

18 KOMENTARZE

  1. posłać do stołówki, więcej zostanie na wódkę
    Dobrze że wyczyściłeś sprawę afery szczawiowej, bo jej istota utonęła w ludzkiej podatności na ogłupienie. Sam tą liczbę głodujących łyknąłem bez zastanowienia. Wprawdzie nigdy, ani w szkole ani w otoczeniu głodnego dziecka nie spotkałem, ale przecie "wszyscy wiedzą", że hen, gdzieś tam daleko na wsiach ludzie nie mają nic do jedzenia, a  unijne dopłaty do ha, to socjalny zasiłek dla głodujących rolników.
    Lampka powinna się zapalić na informację, że liczbę wzdętych brzuchów podaje fundacja żyjąca z dokarmiania.

  2. posłać do stołówki, więcej zostanie na wódkę
    Dobrze że wyczyściłeś sprawę afery szczawiowej, bo jej istota utonęła w ludzkiej podatności na ogłupienie. Sam tą liczbę głodujących łyknąłem bez zastanowienia. Wprawdzie nigdy, ani w szkole ani w otoczeniu głodnego dziecka nie spotkałem, ale przecie "wszyscy wiedzą", że hen, gdzieś tam daleko na wsiach ludzie nie mają nic do jedzenia, a  unijne dopłaty do ha, to socjalny zasiłek dla głodujących rolników.
    Lampka powinna się zapalić na informację, że liczbę wzdętych brzuchów podaje fundacja żyjąca z dokarmiania.

  3. coś nie tak

    Drogi MK, jakiś niedosyt czuję po przeczytaniu powyższego, coś za szybko, coś za bardzo na skróty.

     

    Jak zrozumiałem, twierdzenie podstawowe jest takie oto, że nie ma u nas głodu (już nie będę dodawał, że chodzi o dzieci) systemowego. Jest głód spowodowany patologią rodzinną. Proponowane remedium, zorganizowne dożywianie, jest źle sformułowanym rozwiązaniem. Z tym wszystkim zgoda. Warto jednak zauważyć, że  ta "walka z głodem" jest, jak sądzę, klasycznym zabiegiem lewackim: z jednej strony ubezwłasnowalnia obywateli i jednocześnie do którejś tam potęgi wzmacnia omnipotencję państwa. Takie pomysły zdarzają się wszędzie. Będzie już chyba ze dwadzieścia lat od rozbudowanej akcji dożywiania dzieci szkolnych w USA. Trochę jednak autorzy tej akcji się zdziwili, gdy pojawiły się informacje o koszach na śmieci przepełnionych dopiero co rozdanymi kanapkami. 

     

    No i sprawa wypowiedzi Niesiołowskiego. Czasami komuś, kto zazwyczaj wypowiada kwestie nie do przyjęcia, zdarza się powiedzieć coś do sensu. Nie twierdzę, że cały ten szczaw miał dobrą formę, ale Niesiołowski wskazał na niezmiernie ważny aspekt sprawy: zakręćcie się i zróbcie coś sami. Tu jest istota sprawy! Piszesz MK "Wziąć za dupę patologię w rodzinach, leczyć przymusowo, gonić do roboty". Czyli co, znowu państwo ma wykonać gwałt na obywatelu, pokazać mu, gdzie jest jego miejsce. Jakoś mi to nie pasuje. Jakoś wolę zawołanie "narwij szczawiu", rusz się i podejmij próbę poradzenia sobie z sytuacją, nie czekaj aż ktoś przyjdzie do ciebie i podsunie pod nos rozwiązanie, na które ty będziesz kręcić nosem i narzekać, że to jeszcze nie jest to, o czym marzysz.

  4. coś nie tak

    Drogi MK, jakiś niedosyt czuję po przeczytaniu powyższego, coś za szybko, coś za bardzo na skróty.

     

    Jak zrozumiałem, twierdzenie podstawowe jest takie oto, że nie ma u nas głodu (już nie będę dodawał, że chodzi o dzieci) systemowego. Jest głód spowodowany patologią rodzinną. Proponowane remedium, zorganizowne dożywianie, jest źle sformułowanym rozwiązaniem. Z tym wszystkim zgoda. Warto jednak zauważyć, że  ta "walka z głodem" jest, jak sądzę, klasycznym zabiegiem lewackim: z jednej strony ubezwłasnowalnia obywateli i jednocześnie do którejś tam potęgi wzmacnia omnipotencję państwa. Takie pomysły zdarzają się wszędzie. Będzie już chyba ze dwadzieścia lat od rozbudowanej akcji dożywiania dzieci szkolnych w USA. Trochę jednak autorzy tej akcji się zdziwili, gdy pojawiły się informacje o koszach na śmieci przepełnionych dopiero co rozdanymi kanapkami. 

     

    No i sprawa wypowiedzi Niesiołowskiego. Czasami komuś, kto zazwyczaj wypowiada kwestie nie do przyjęcia, zdarza się powiedzieć coś do sensu. Nie twierdzę, że cały ten szczaw miał dobrą formę, ale Niesiołowski wskazał na niezmiernie ważny aspekt sprawy: zakręćcie się i zróbcie coś sami. Tu jest istota sprawy! Piszesz MK "Wziąć za dupę patologię w rodzinach, leczyć przymusowo, gonić do roboty". Czyli co, znowu państwo ma wykonać gwałt na obywatelu, pokazać mu, gdzie jest jego miejsce. Jakoś mi to nie pasuje. Jakoś wolę zawołanie "narwij szczawiu", rusz się i podejmij próbę poradzenia sobie z sytuacją, nie czekaj aż ktoś przyjdzie do ciebie i podsunie pod nos rozwiązanie, na które ty będziesz kręcić nosem i narzekać, że to jeszcze nie jest to, o czym marzysz.

  5. Trochę mnie tekst MK nie przekonuje
    Większe wrażenie niż dane fundacji „Maciuś”, która wyliczyła, 
że 800 tysięcy dzieci jest 
niedożywionych, zrobiły na mnie ostatnio gdzieś cytowane dane GUS, które szacują, że 1,4 mln dzieci wychowuje się w rodzinach, w których miesięczny dochód na osobę nie przekracza 250 zł.

    Dam sobie głowę uciąć, że nikt z nas tu piszących, nie wyobraża sobie jak można przeżyć, za taką kwotę.

    Ubóstwo polskich rodzin dotyczy szczególnie rodzin wielodzietnych, 24 proc. rodzin z czworgiem lub większą liczbą dzieci żyje w skrajnej nędzy.
    Wg analiz GUS po okresie spadku w latach 2006-2008, a następnie paroletniej stabilizacji, w roku 2011 odnotowano wzrost poziomu zagrożenia ubóstwem skrajnym w Polsce strona 5 wg raportu

    http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/WZ_ubostwo_w_polsce_2011.pdf

    Analizy za 2012 dadzą jeszcze gorsze wyniki.

    Te wyniki, to kolejny przyczynek, aby skończyć ze straszeniem PIS, oni obniżyli te wskaźniki po roku 2005 nie mając jeszcze wielkich środków unijnych.

  6. Trochę mnie tekst MK nie przekonuje
    Większe wrażenie niż dane fundacji „Maciuś”, która wyliczyła, 
że 800 tysięcy dzieci jest 
niedożywionych, zrobiły na mnie ostatnio gdzieś cytowane dane GUS, które szacują, że 1,4 mln dzieci wychowuje się w rodzinach, w których miesięczny dochód na osobę nie przekracza 250 zł.

    Dam sobie głowę uciąć, że nikt z nas tu piszących, nie wyobraża sobie jak można przeżyć, za taką kwotę.

    Ubóstwo polskich rodzin dotyczy szczególnie rodzin wielodzietnych, 24 proc. rodzin z czworgiem lub większą liczbą dzieci żyje w skrajnej nędzy.
    Wg analiz GUS po okresie spadku w latach 2006-2008, a następnie paroletniej stabilizacji, w roku 2011 odnotowano wzrost poziomu zagrożenia ubóstwem skrajnym w Polsce strona 5 wg raportu

    http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/WZ_ubostwo_w_polsce_2011.pdf

    Analizy za 2012 dadzą jeszcze gorsze wyniki.

    Te wyniki, to kolejny przyczynek, aby skończyć ze straszeniem PIS, oni obniżyli te wskaźniki po roku 2005 nie mając jeszcze wielkich środków unijnych.

  7. Jarosław Wałęsa obawia się, że jego ojciec reprezentuje
    demokratyczną większość, a to w PRL jest bardzo niebezpieczne, bo w PRL rządzą oświeceni.

    Arcykapłan Michnik wyłączy z synagogi komunistycznej  każdego, kto jest przeciw zdrowej tkance społeczeństwa, tj sprzeciwia się wyznaniu homoseksualizmu. Pierwszy krok to wyłączenie z grona Polaków i dołączenie do trędowatych, drugi to wiezięnie. O ile wcześniej jakiś fanatyk michnikizmu nie spróbuje go zabić.

  8. Jarosław Wałęsa obawia się, że jego ojciec reprezentuje
    demokratyczną większość, a to w PRL jest bardzo niebezpieczne, bo w PRL rządzą oświeceni.

    Arcykapłan Michnik wyłączy z synagogi komunistycznej  każdego, kto jest przeciw zdrowej tkance społeczeństwa, tj sprzeciwia się wyznaniu homoseksualizmu. Pierwszy krok to wyłączenie z grona Polaków i dołączenie do trędowatych, drugi to wiezięnie. O ile wcześniej jakiś fanatyk michnikizmu nie spróbuje go zabić.