Reklama

Pisałem w ubiegłym tygodniu, że na jesieni mamy wybory, które trzeba wygrać. Między innymi po to, by odsunąć od władzy stado mini Tusków. Nie ukrywam, że jakoś tam w kampanię jestem zaangażowany, więc pisząc wiedziałem o ogłoszonej właśnie akcji "Czas na zmiany". Wyborów nie wygra się w studiu na Wiertniczej, ale w powiatach. Trzeba uścisnąć milion rąk i zagadać do miliona wyborców pytając jak żyjecie?
 
Sympatyzujący z PiS publicyści nieustannie utyskują, że czegoś Kaczor nie zrobił, co innego z kolei zrobił bez sensu. Panowie, dajcie sobie siana, jedźcie do Polski Powiatowej, zobaczcie jakie tam są nastroje. Zwyczajnie trzeba z tymi ludźmi porozmawiać, zapytać o ich bolączki, zaproponować wizję zmian. Nie ma co siedzieć w studio na Wiertniczej lub kopać się z koniem z Czerskiej.  
 
Na wykopanie stołka spod nóg Tuska przyjdzie czas, na razie trzeba mu zacisnąć pętle na szyi. Atak w powiatach to śmiertelne zagrożenie dla PSL, bez PSL nie ma Tuska! Każdy tysiąc głosów wyrwanych w powiatach to potencjalnie jeden poseł zgniłej koniczyny mniej. Już widzą się w rządzie w kolejnej kadencji w koalicji: PO-SLD-PSL, na zdrowie!
 
Jeszcze jedno, PiS może sobie peregrynować po powiatach (dziś Kaczor ma spotkania w Międzychodzie i Międzyrzeczu), ale spróbowałby się tam pojawić już nie Tusk, ale chociaż Szejnfeld. Pewnie można było zrobić więcej, lepiej, ale po raz kolejny apeluję wyłączcie Twiterry, tefałeny. Podoba mi się pomysł szukania poparcia na "ziemiach odzyskanych", bo w Lublinie czy Białymstoku PO zrobi nam najlepsza kampanię pod nazwą "Pierdolić Polskę Wschodnią", z kolei w Poznaniu naciera Korwin i też nie ma się po co tam pchać.
 
Także spokojnie, myślicie, że facet, który wbrew mainstreamowi przetrwał w polityce 25 lat, zbudował największa partię opozycyjną jest debilem?
      

Reklama