Reklama

Po pierwsze gospodarka!
Polska jest krajem deficytów na rachunku bieżącym (eksport<import), co powoduje stały wypływ pieniędzy za granicę i narzuca konieczność finansowania części działalności państwa (edukacja, opieka zdrowotna, emerytury itd.) za pomocą pożyczek zaciąganych w walucie obcej. Sytuacja ekonomiczna takiego kraju jest niekorzystna: rosnący dług zagraniczny naraża Polskę na niebezpieczeństwo spekulacji ze strony „międzynarodowych rynków finansowych”, co w konsekwencji może zaprowadzić państwo na skraj bankructwa. Z drugiej strony, niski potencjał zasilania krajowego (produkcji), czego odzwierciedleniem jest przewaga importu nad eksportem, oznacza małą ilość miejsc pracy dla Polaków. A skutkiem tej sytuacji jest obserwowany rosnący poziom bezrobocia i dramatycznie wysoki poziom emigracji zarobkowej. Krajobraz jak po bitwie… O ironio! Przecież nie opisuję kraju właśnie doświadczył wojny, tylko podobno państwo odnoszące same sukcesy na arenie międzynarodowej. Przynajmniej tym chwalą się politycy…
Teraz nie potrzeba polityki na rzecz Unii Europejskiej, tylko pracy na rzecz Polski. Jak poprawić stan budżetu i gospodarki kraju? Rząd niestety koncentruje się na działaniach doraźnych i wręcz szkodliwych – po pierwsze – podwyższa podatki. Niestety wzrost stawki podatkowej, w obecnej sytuacji gospodarczej kraju przyniesie… spadek wpływów podatkowych budżetu. Tak było w Japonii i lekcję tę również przerabiała wcześniej Polska. Mądry Polak po szkodzie??? Drugim, sztandarowym kierunkiem działań rządu, zmierzającym do zwiększenia wpływów budżetowych jest „uszczelnianie systemu podatkowego”. Co teoretycznie ma służyć ograniczeniu oszustw i nadużyć, a w rzeczywistości oznacza po prostu wzrost represyjności organów podatkowych. Wobec nas – zwykłych ludzi. I wreszcie trzecia strategia rządu opiera się na wirtuozerskich zapisach księgowych ministra Rostowskiego, który trzeba przyznać, bardzo sprawnie czaruje rzeczywistość. Panowie! Nie tędy droga!
Rozwiązanie jest w zasięgu ręki. W celu zmniejszenia deficytu obrotów bieżących, należy zwiększać konkurencyjność eksportu. Aby osiągnąć wzrost konkurencyjności eksportu należy wzmocnić krajowy potencjał produkcyjny. A wzmocnienie krajowego potencjału produkcyjnego osiągnie się poprzez pielęgnowanie i wzmacnianie krajowego przemysłu.
Od czasu przemian ustrojowych w Polsce obserwuję natomiast zjawisko wręcz odwrotne: krajowe przedsiębiorstwa są z góry uważane za gorsze, a lekiem na całe zło jest przemysł zagraniczny. I to jest obowiązujący od lat, główny nurt polityki gospodarczej Polski. Owszem, poprzez wzrost inwestycji zagranicznych, przy pomocy zagranicznego kapitału, można osiągnąć poprawę krajowego zasilania. Aby przyciągnąć takich inwestorów rząd w sposób konsekwentny forsuje zmiany prawa krajowego eliminujące cła, liberalizujące przepływy kapitału, wprowadza deregulację i na fali euro-hura-optymizmu, całkowicie otwiera rynek krajowy. Owszem, ruchy te przyciągnęły jakieś inwestycje zagraniczne. Niestety prawdą jest także, że w wyniku tych krótkowzrocznych decyzji, Polska stała się łatwym celem dla globalizmu. Globalni akcjonariusze wymagają od zarządu firm zysku, a ten kierując się rachunkiem ekonomicznym przenosi produkcję tam gdzie jest taniej. Cieszymy się, że fabrykę z Włoch przeniesiono do Polski. Bo koszty pracy w Polsce są niższe. A za chwilę powędruje ona na Ukrainę, potem do Bangladeszu, czy gdzieś do Afryki. Czy Polska jest w stanie rywalizować z Bangladeszem na polu kosztów pracy? Do czego więc prowadzi polityka uzależnienia przemysłu krajowego od inwestycji zagranicznych?
Podstawą gospodarki państwa powinien być rozwój przemysłu krajowego. Co więcej, zasadniczo popyt wewnętrzny powinien być zaspokajany właśnie poprzez zdolności zasilania tego kraju. To jest gospodarka narodowa! Rząd ma do dyspozycji wiele narzędzi, które może wykorzystać w celu wzmocnienia, rozwinięcia przemysłu krajowego. Czasem przydatne może być prawo do ustanawiania taryf (cła). Czasem, na pewne produkty, korzystne jest wprowadzanie limitów i ograniczeń przywozowych. Ponadto niektóre przepisy prawne powinny regulować przepływy kapitałowe (inwestycje bezpośrednie, inwestycje portfelowe = akcje). Wystarczy podpatrzeć jak radzą sobie bogate kraje Europy, choćby najbliżsi, zachodni sąsiedzi Polski…
Do zadań rządu należy również przygotowanie i rozwój infrastruktury krajowej (drogi, porty, mosty, kolej) oraz dbałość o bezpieczeństwo i dobrobyt społeczeństwa (edukacja, energetyka, ochrona zdrowia, bezpieczeństwo publiczne, obronność). A także dbałość o bezpieczeństwa prawne ludzi, tak aby każdy czuł się komfortowo rozliczając podatki, prowadząc firmę, itd. To wcale nie oznacza, że rząd powinien w jakiś szczególny sposób dofinansowywać te branże, ani tworzyć specjalne, państwowe firmy. Rząd powinien przygotować miejsce dla działalności prywatnych firm krajowych (infrastruktura) i jasno, jednoznacznie określić reguły ich konkurencji (regulacje).
Kolejnym narzędziem, jakie powinno służyć rozwojowi krajowej zdolności zasilania są tak powszechnie krytykowane inwestycje publiczne. Muszę przyznać, że ta krytyka nie jest bezzasadna. Dlaczego w Polsce inwestycje publiczne są bezużyteczne, a wręcz szkodliwe? Ponieważ rząd zabierając od narodu pieniądze (podatki), wydaje je na rzecz firm zagranicznych. To zagraniczne firmy mają zysk z budowy polskich autostrad, zakupu nowych pociągów, itd. itd. Podobno polskie firmy już nawet nie przystępują do dużych przetargów budowlanych… Ograniczenia tych wydatków nie są idealnym posunięciem. Bo przecież, czy dobrym posunięciem jest rezygnacja z budowy drogi, albo czy mamy tak długo jeździć starymi pociągami, aż te się rozsypią na torach? Rezygnacja z inwestycji publicznych przyniosłaby pogorszenie warunków życia Polaków. Dlatego cięcie wydatków rządowych jest działaniem krótkowzrocznym. Właściwą strategią jest umiejętne użycie tych wydatków, tak, aby zaowocowały poprawą potencjalnej zdolności zasilania kraju i wzrostem dochodu narodowego.
W obecnej, trudnej sytuacji gospodarczej Polski, rząd dążąc do zmniejszenia deficytu na rachunku bieżącym, powinien przede wszystkim skoncentrować się na działaniach zmierzających do poprawy krajowego potencjału produkcyjnego. A to bynajmniej nie jest polityka oszczędności. Strategia ta jest dokładnym przeciwieństwem zachowania gospodarstw domowych w kryzysie. Gdy w rodzinie zmniejsza się dochód, to należy zmniejszyć wydatki. Jeżeli w tej samej rodzinie wzrośnie dochód, to dodatkowe pieniądze można bezpiecznie przeznaczyć na konsumpcję. W makroekonomii jest na odwrót: gdy w państwie maleją wpływy budżetowe, to rząd powinien zadbać o wzrost dochodu narodowego. A nie podwyższać podatki, czy oszczędzać na wydatkach społecznych. Polityka oszczędnościowa rządu powinna natomiast zostać wdrożona w sytuacji wzrostów gospodarczych, czyli w momencie, gdy dochód narodowy rośnie. Ot i cała tajemnica.
 

Reklama

6 KOMENTARZE

  1. trzeba spieprzać
    Już za późno.
    Byłaby jakaś szansa gdyby podstawowy wielkotonażowy komuszy przemysł pozostał w krajowych łapach. Wówczas dałoby się ciągnąć zysk z cementu, kwasu siarkowego, petrochemii, barwników, stali, tworzyw sztucznych i całej tej śmierdzącej brudnej produkcji którą bogate kraje już nie chcą się zajmować. No ale przepadło. Teraz można ewentualnie rozwijać krajową produkcję kijów do mioteł, bo coś bardziej skomplikowanego  odpada. Powiedzmy, że jakiś tutejszy bogacz patriota kupi fabrykę telewizorów i zainstaluje ją w Polsce. Do tego zbuduje ze dwadzieścia wytwórni potrzebnych komponentów. Czy te telewizory będą ostatecznie tańsze i lepsze niż chińskie?
    Musiały by być żeby ktoś je kupował.
    Trend światowy jest bowiem inny. Niemiecki bogacz nie stawia fabryki w Niemczech, bo musiałby tyle płacić za robote, że telewizory kosztowałyby z 10 tysięcy euro za sztukę. On hale montażowe umieszcza w jakimś kraju o nadmiarze ubogiej siły roboczej – w Pakistanie lub w Polsce, a zyski sciągnie do swej ojczyzny gdzie idą na wypasione zasiłki dla zmęczonych Niemców.
    Czyli w sumie dla Polski dupa blada. 40 milionów ludzi nie zarobi na swoje renty kiwając się przy taśmach za parę groszy. Ratować można się tylko jako indywidualny obywatel. Trzeba uciekać z miasta, sprzedać mieszkanie, kupić hektar i jakoś próbować się wyżywić.

    • Jest dokładnie tak jak piszesz
      biznes to jak najniższe koszta wytworzenia dobra, i jak najwyższa marża. Fabrykę stawia tam gdzie ma tanią siłę roboczą w nadmiarze, ulgi, nie ma związków zawodowych i w końcu gdzie może zbyć szybko towar na okreslonej marży (albo transport jest opłacalny – a przeważnie jest). Jest tylko jedna różnica, podatków nie płaci w ojczyźnie (zysk konsumuje globalnie). A kolega powyżej którego wpis komentujemy podaje raczej sposób a'la merkantylistyczny Jean-Baptiste Colbert, który u nas nie ma prawa zadziałać. Ja jedyną szansę widze nie w fabrykach, bo zatrzymanie trendu (nie mówiąc już o odwróceniu) przy obecnej polityce antypolskiej to jest utopia, a w smallbiznesie i nowych technologiach, tu nakłady na produkcję nie muszą być duże, liczy się pomysł i patenty oraz wsparcie biznesu przy wiekszych projektach (gry komputerowe, programy, utilities, hardware).

  2. trzeba spieprzać
    Już za późno.
    Byłaby jakaś szansa gdyby podstawowy wielkotonażowy komuszy przemysł pozostał w krajowych łapach. Wówczas dałoby się ciągnąć zysk z cementu, kwasu siarkowego, petrochemii, barwników, stali, tworzyw sztucznych i całej tej śmierdzącej brudnej produkcji którą bogate kraje już nie chcą się zajmować. No ale przepadło. Teraz można ewentualnie rozwijać krajową produkcję kijów do mioteł, bo coś bardziej skomplikowanego  odpada. Powiedzmy, że jakiś tutejszy bogacz patriota kupi fabrykę telewizorów i zainstaluje ją w Polsce. Do tego zbuduje ze dwadzieścia wytwórni potrzebnych komponentów. Czy te telewizory będą ostatecznie tańsze i lepsze niż chińskie?
    Musiały by być żeby ktoś je kupował.
    Trend światowy jest bowiem inny. Niemiecki bogacz nie stawia fabryki w Niemczech, bo musiałby tyle płacić za robote, że telewizory kosztowałyby z 10 tysięcy euro za sztukę. On hale montażowe umieszcza w jakimś kraju o nadmiarze ubogiej siły roboczej – w Pakistanie lub w Polsce, a zyski sciągnie do swej ojczyzny gdzie idą na wypasione zasiłki dla zmęczonych Niemców.
    Czyli w sumie dla Polski dupa blada. 40 milionów ludzi nie zarobi na swoje renty kiwając się przy taśmach za parę groszy. Ratować można się tylko jako indywidualny obywatel. Trzeba uciekać z miasta, sprzedać mieszkanie, kupić hektar i jakoś próbować się wyżywić.

    • Jest dokładnie tak jak piszesz
      biznes to jak najniższe koszta wytworzenia dobra, i jak najwyższa marża. Fabrykę stawia tam gdzie ma tanią siłę roboczą w nadmiarze, ulgi, nie ma związków zawodowych i w końcu gdzie może zbyć szybko towar na okreslonej marży (albo transport jest opłacalny – a przeważnie jest). Jest tylko jedna różnica, podatków nie płaci w ojczyźnie (zysk konsumuje globalnie). A kolega powyżej którego wpis komentujemy podaje raczej sposób a'la merkantylistyczny Jean-Baptiste Colbert, który u nas nie ma prawa zadziałać. Ja jedyną szansę widze nie w fabrykach, bo zatrzymanie trendu (nie mówiąc już o odwróceniu) przy obecnej polityce antypolskiej to jest utopia, a w smallbiznesie i nowych technologiach, tu nakłady na produkcję nie muszą być duże, liczy się pomysł i patenty oraz wsparcie biznesu przy wiekszych projektach (gry komputerowe, programy, utilities, hardware).

  3. Co robić …
    Mam nieco inne wnioski:
    "Gdy w rodzinie zmniejsza się … "
    to musi ona wykorzystać to co zgromadziła wcześniej – żeby przeżyć – a następnie starać się przywrócić poprzedni poziom dochodu.

    W makro jest tak samo jeśli maleją dochody to chwilowo trzeba pożyczyć a docelowo zwiększyć dochód. Tylko, że środki których używa nasz rząd są absurdalne, zwiększać podatki można gdy gospodarka działa świetnie, gdy mamy problemy należy je zmniejszać.

    Analogia z gospodarstwem domowym jest prosta, mamy konia, starą szkapę która na dodatek chwilowo osłabła i zwolniła. Dowalając jej więcej ciężarów – bo określona ilośc musi być przewieziona w określonym czasie – nic nie uzyskamy, szkapa zdechnie i tyle. Należy odjąć obciążenia naszej szkapie, choćby na pożyczonego konia, wtedy będzie miała szansę odsapnąć i nabrać sił. W stajni rośnie źrebak, jest jeszcze młody ale jak będzie miał szansę dorosnąć to będzie lepiej.

    Parobek Dusk, dowalił szkapie, pożyczył całe stado a pracę źrebaka i jego dzieci oddał w zastaw. Co będzie … źrebak ucieknie od niego jak tylko będzie miał szansę.

  4. Co robić …
    Mam nieco inne wnioski:
    "Gdy w rodzinie zmniejsza się … "
    to musi ona wykorzystać to co zgromadziła wcześniej – żeby przeżyć – a następnie starać się przywrócić poprzedni poziom dochodu.

    W makro jest tak samo jeśli maleją dochody to chwilowo trzeba pożyczyć a docelowo zwiększyć dochód. Tylko, że środki których używa nasz rząd są absurdalne, zwiększać podatki można gdy gospodarka działa świetnie, gdy mamy problemy należy je zmniejszać.

    Analogia z gospodarstwem domowym jest prosta, mamy konia, starą szkapę która na dodatek chwilowo osłabła i zwolniła. Dowalając jej więcej ciężarów – bo określona ilośc musi być przewieziona w określonym czasie – nic nie uzyskamy, szkapa zdechnie i tyle. Należy odjąć obciążenia naszej szkapie, choćby na pożyczonego konia, wtedy będzie miała szansę odsapnąć i nabrać sił. W stajni rośnie źrebak, jest jeszcze młody ale jak będzie miał szansę dorosnąć to będzie lepiej.

    Parobek Dusk, dowalił szkapie, pożyczył całe stado a pracę źrebaka i jego dzieci oddał w zastaw. Co będzie … źrebak ucieknie od niego jak tylko będzie miał szansę.