Reklama

Na naszych oczach Ameryka, jaką znaliśmy przeżywa poważny kryzys, a wszystko to spowodowane jest odważnym atakiem lewicowego skrzydła Partii Demokratycznej, pracującego dla NWO, na podstawowe tradycyjne wolności i fundamenty ustanowione w Konstytucji jeszcze przez jej Ojców Założycieli w końcówce XVIII wieku. Progresiści nie czują historycznie ukształtowanej amerykańskiej tożsamości, ich socjalistyczne idee są ponad państwowe i ponad patriotyczne. Oni nie boją się też kosztów radykalnych zmian i uważają, że „aby zrobić omlet, trzeba rozbić to nielubiane jajko”…
 

 
Z obserwacji sceny politycznej wynika, że obecne elity kierownictw tak Partii Demokratycznej, jak i Partii Republikańskiej są już dogłębnie skorumpowane a ich działania są gładko stymulowane przez konsultantów i lobbystów zainstalowanych na rynku politycznym przez wielkie korporacje i Nowy Porządek Światowy. Ruch ten stymuluje zmiany w wielu istotnych regionach świata, nadzorując przemiany w ekonomii, kulturze, mediach i polityce, które wychodzą naprzeciw planom i oczekiwaniom NWO. Wydaje się, że w obecnej sytuacji tylko odważne odrodzenie się oddolnego ruchu obywatelskiego buntu przeciwko tymże zmianom może uratować świat, jaki znamy.
 
Były wice prezydent USA znienawidzony przez lewicę neocon, Dick Cheney powiedział o rezultatach pierwszej kadencji Obamy:
 
„Wrogowie nas się już nie boją, a przyjaciele nam już nie ufają”
 
Znakomity Thomas Sowell (Hoover Institution) cytując Edmunda Burke’a ostrzegł, że złych ludzi czasem trudno rozpoznać. Ci z nich, którzy uśmiechają się czarująco są najbardziej niebezpieczni. Mówi się, że przeciwnikom Obamy, którzy chcieliby rozpocząć proces jego usunięcia z urzędu prezydenta (impeachment) opadają ręce, ponieważ wtedy prezydentem zostałby roześmiany bufon Joe Biden!
 
Biedny rzecznik Białego Domu Jay Carney osłaniając i broniąc wizerunku Prezydenta wygaduje swoje absurdy upodabniając się dosłownie do słynnego Bagdad Bob (rzecznika Saddama Husseina) z okresu wojny w Iraku. Komentatorzy zastanawiają się czy po II kadencji Obamy, Jay przejdzie operację plastyczną, czy też wybierze program ochrony świadków, można mu tylko po ludzku współczuć…
 
Wobec kompletnego fiaska pierwszego internetowego otwarcia reformy służby zdrowia zwanej ObamaCare, zajęci swoim codziennym życiem Amerykanie poczęli powoli przecierać oczy. Ten wspaniały projekt administracji Obamy nawet mimo osłony medialnej kawalerii powietrznej atakującej jakąkolwiek jego krytykę wydaje się być po prostu drogim bublem. Oczywiście to wielki moment zaskoczenia dla tych, którzy uwierzyli (niestety, co dobre w religii, bywa zabójcze w polityce!) w słynną i kłamliwą deklarację prezydenta Obamy:
 
„Jeśli lubisz swój plan ubezpieczenia zdrowotnego, będziesz mógł go zatrzymać. Kropka.”
 
Do dziś wydano na realizację jego strony internetowej ponad $400 mln a ujawnione statystyki zapisywania się na ObamaCare są porażająco niskie, w pierwszym dniu 6 osób (!), w drugim 100 w trzecim 200. Aby ten program pracował do marca powinno zapisać się, co najmniej 7 mln ludzi. Sama strona kosztowała już więcej niż koszt stworzenia popularnego Facebooku i Tweetera (SMS) razem wziętych.
 
Ponad 160 milionów Amerykanów jest ubezpieczona przez swoich pracodawców, zaś około 19 milionów sama płaci za swoje ubezpieczenia, z tej liczby ok. 16 milionów ubezpieczonych utraci swoją polisę ubezpieczeniową. Dziennikarze śledczy dotarli do dokumentu administracji Obamy z lipca 2010 r. świadczącego, że administracja szacowała, że ok. 66% pracowników zatrudnionych przez mały biznes w rezultacie ObamaCare straci swoje dotychczasowe ubezpieczenie, podobnie straci ubezpieczenie zdrowotne aż 45% zatrudnionych w wielkim biznesie. Obama wiedząc o tym kłamał w żywe oczy malując przed oczyma wyborców kolorowe pejzaże, aby wygrać wybory.
 
Administracja Obamy za ten stan próbuje winić firmy ubezpieczeniowe, zapominając, że pisząc dla nich nowe regulacje wymusiła na nich likwidowanie polis, które nie są zgodne z nowym modelem forsowanym przez administrację Obamy.
 
Według ekspertów aż 93 miliony Amerykanów straci swoje dotychczasowe ubezpieczenia. W okresie trwającego kryzysu ekonomicznego stawki ubezpieczenia wzrosną od 40 do 200%, a przecież Obama głosił, że przeciętna rodzina na ObamaCare zaoszczędzi $2,500 rocznie (!). W takiej sytuacji coraz więcej (szacuje się ok. 9 mln) Amerykanów przejdzie w 2014 r. na program ubezpieczeń dla ubogich (medicaid). Część komentatorów uważa, że dla Obamy, (jako socjalisty) cel uświęca środki i kłopoty, które obserwujemy mają doprowadzić do powszechnego socjalistycznego jednolitego modelu i nacjonalizacji systemu opieki zdrowotnej.
 
Sam prezydent Obama stąpa dumnie w aureoli geniusza niewiedzy, tak jakby rozwiązywanie narastających problemów w Ameryce, było poniżej jego godności.  Tak jakby to nie on sprawował najwyższą władzę wykonawczą w państwie. O skandalu nieudzielenia pomocy ambasadorowi w Benghazi nic nie wie. O nękaniu przez IRS (policja podatkowa) swoich politycznych przeciwników aktywistów Tea Party przed wyborami w 2012, nic nie wie. O podsłuchiwaniu Angeli Merkel i innych zaprzyjaźnionych przywódców światowych, nic nie wie. O udostepnieniu nowoczesnej broni meksykańskim gangom (Fast & Furious), nic nie wie. Właściwie to mówił, że o wszystkim dowiadywał się tak jak zwykli obywatele, z gazet…
 
Czy Obama to przeciwstawność prezydenta Jimmi Cartera, który z kolei chciał zawsze o wszystkim decydować, dla przykładu układając nawet grafik, kto i kiedy może używać korty tenisowe Białego Domu? Obama jest postrzegany, jako prezydent nieobecny i nieingerujący w rządzenie. Taki model jest możliwy, ale wymaga on delegowania kompetencji, pod warunkiem, że postawi na kompetentnych ludzi, którym ufa, aby za niego wykonywali pracę. Ale jak wytłumaczyć jego czynny udział w drobiazgowym decydowaniu, kogo i w jakim kraju mają zabić amerykańskie drony?
 
Mam wrażenie, że jeszcze kilka lat i prawdomówny prezydent Obama spróbuje wmówić Amerykanom, że Karol Marks był jednym z głównych Ojców Założycieli (Founding Fathers) i brał czynny udział w pisaniu Konstytucji USA…
 
Obama na naszych oczach dokonuje próby największego przemieszczenia majątku z klasy średniej do warstw uboższych i służących mu korporacji. Niestety klasa średnia w heglowskiej spirali czasu i zjawisk, zajęła miejsce leninowskich kułaków, niebezpiecznego środowiska niezależnych obywateli, którzy stoją na drodze rozbudowanej kontroli rządu.  Jeśli mu się to powiedzie, niestety rezultat znamy już z historii. Co prawda podobno nigdy nie jest za późno. Nadchodzą uzupełniające wybory w 2014 r. Boże broń wolności w Ameryce!
 
Tymczasem według ostatnich sondaży popularność prezydenta Obamy po raz pierwszy spadła do 41%, Dla coraz większej rzeszy Amerykanów Obama przybiera obraz agitatora i kłamcy. Może się tak stać, że podobnie jak dla króla Pyrrusa z Epiru, cena zwycięstw stanie się dla Obamy zbyt wysoka, ale wyrocznią w tej sprawie będą dopiero nadchodzące wybory w 2014 roku.

Jacek K. Matysiak

Reklama
Reklama

2 KOMENTARZE