Reklama

Dom, w którym teraz mieszkam wybudował mój ojciec w drugiej połowie lat 50 XX wieku.
Według standardów obecnych to chatka na kurzej nóżce, ale na takie coś właśnie w tych latach PZPR pozwoliła. Rozgęszczało to nieco kwaterunkowe czworaki, a tym, którzy sobie na to mogli pozwolić, stwarzało taką splendid isolation, czyli minimum normalnej egzystencji.  Domki –  mnóstwo identycznych domków –   stały na działkach, a jak się właściciele wprowadzali i grodzili, to pojawiały się psy. Po jednym na działce. Rzadko bez psa, czasami dwa psy na działce.

Nie było firm ochroniarskich. Nie było sprytnie umieszczanych kamerek i monitoringów. Nie było numeru 112. Więcej. Nie było telefonów. To znaczy telefony były, ale niewiele i  inne niż dziś. U nas były na korbkę.
Jak się zakręciło korbką, to po odpowiednim czasie odzywała się pani telefonistka . Całkiem jak stewardessa miss Odessa z piosenki Wysockiego. Majestatyczna jak Poczta, Telegraf, Telefon.
Łączyła rozmowę, albo nie.

Reklama

Nie było też oświetlenia ulic. Na głównych  ulicach były latarnie. Ale na pozostałych nie.  Nie było więc tego, co teraz nazywa się zaśmieceniem światłem. Dlatego w pogodne noce oglądało się  firmament full wypas .  Z Drogą Mleczną i szczegółami.
W tych warunkach trzeba było sobie samemu radzić, po to były psy. Zadaniem psów było czuwać i szczekać.
Ludzie szli spać, a psy czuwały. Psią mowę należało rozumieć. W letnie noce, co to się spało przy szeroko otwartych oknach, można było usłyszeć łagodne, niespieszne naszczekiwanie.
Znaczyło : „U na wszystko w porządku, a u was?”  Szczekanie szło od zachodu, od Wisły. „U nas też spokojnie, a co u was, koledzy?” szczekanie docierało do naszych działek.  Mój Bonzo, kundelek z pewną przewagą cech pekińczyka włączał się w  ten chór. Dalej na wschód były jeszcze inne domy. Teraz szczekały tamte psy, a Bonzo milkł. Jeszcze dalej już tylko była wydma piaszczysta porośnięta sosenką. Potem to naszczekiwanie wracało i tak falami wędrowało , przez całą noc. Jak nawoływanie włoskich straży w pogodne noce„ tempo sereno”.

Z czasem Bonza zstąpili Bilo, Astra, Karo, Burek.
Nie znałam w tamtych czasach żadnych nerwusów, którzy narzekali na to nocne szczekanie. Ale sąsiedzi się też zmieniali.
Czasami  słuchałam tych odgłosów nocy, przeważnie spałam spokojnie i budziłam się tylko, kiedy szczekały psy z najbliższej okolicy.  I natychmiast znów zasypiałam. Bo ktoś czuwał, więc można było spać spokojnie.
I tak szła ta nocna pieśń czuwania, opieki, bezpieczeństwa.

Jednak gdy szczekanie przybierało inną formę, gdy było głośne, nerwowe, wściekłe, budziliśmy się wszyscy. I tu należało rozróżnić. Jeśli trwało krótko, znaczyło, że ulicą przechadzał się kot, wędrował jeż, przemykała kuna.  Jeśli jednak trwało dłużej i aż zachłystywało się od gniewu, mężczyźni, ojcowie rodzin, ubierali się, brali co tam który miał pod ręką – widły, łomy siekiery i wychodzili, żeby sprawdzić, co się dzieje. Kiedyś, zdarzyło się,  udaremnili włamanie. Bo na milicję się nie dzwoniło, chyba, że w ostateczności.

Tekst zamieszczam z dwóch powodów. Jeden, żeby zapisać, jak to „drzewiej” bywało. Skoro na żadną skuteczną obronę nie można było liczyć, należało się zorganizować we własnym zakresie. Przypominam, takie coś było bardzo źle przyjmowane przez ówczesne władze.
Drugi : mój pies Burek, lat 14, mieszaniec, odszedł na  zawsze. Teraz na naszej ulicy już nikt nie szczeka. Sąsiedzi, którym szczekanie Burka przeszkadzało mogą  już w swoich rzęsiście oświetlonych domach spać spokojnie.
 

Reklama

20 KOMENTARZE

    • Elektryczność na razie jest
      Żarówki LED nie pobierają zbyt wiele prądu. Tyle, że społeczeństwo się posypało. Stare mechanizmy integracji przestały działać, szczerze mówiąc za blisko było w nich do wścibstwa. Nowe jakoś się jeszcze nie wykształciły. Trudno się skrzyknąć, nawet, jak potrzeba.
      Tylko psów żal

      • Witam serdecznie,
        Witam serdecznie,
        niestety zupelnie nie moge sie zgodzic z tym, ze "Stare mechanizmy integracji przestały działać, szczerze mówiąc za blisko było w nich do wścibstwa".
        Przeciez to wlasnie bylo sola owej integracji, mozliwosc zapukania do drzwi o kazdej porze dnia i zagladniecie do okna bez skrepowania. Jezeli swiatlo w domu bylo zgaszone nikt nie odwazyl sie w mojej wsi zaklocic spokoju rodziny pograzonej we snie. Tutaj nie chodzi o wscibstwo, ale o wspolczesne pojmowanie prywatnosci. I to jest tragedia, bo dzis bez zatelefonowania czy wyslania sms-a nie jestesmy w stanie zapytac o zdrowie osoby, ktora zyje po drugiej stronie ulicy.

        • A, witam, witam
          Nawet w małej wsi nie wszystkich lubimy tak samo i nie wszystkim jesteśmy tak samo radzi.
          A gość nie w porę gorszy Tatarzyna.

          Ale od tego jest pies, aby :

          Dziedzińca pilnować granic,
          Przybycie gości szczekaniem głosić,
          Na dziada warknąć, Żyda potarmosić,

          (Mickiewicz, Pies i Wilk, wg La Fontaina)

          • Niestety chyba ma Pani racje
            Niestety chyba ma Pani racje i tylko przykro sie robi i na sercu i na duszy 🙁
            i przepraszam za brak przecinkow.

    • Elektryczność na razie jest
      Żarówki LED nie pobierają zbyt wiele prądu. Tyle, że społeczeństwo się posypało. Stare mechanizmy integracji przestały działać, szczerze mówiąc za blisko było w nich do wścibstwa. Nowe jakoś się jeszcze nie wykształciły. Trudno się skrzyknąć, nawet, jak potrzeba.
      Tylko psów żal

      • Witam serdecznie,
        Witam serdecznie,
        niestety zupelnie nie moge sie zgodzic z tym, ze "Stare mechanizmy integracji przestały działać, szczerze mówiąc za blisko było w nich do wścibstwa".
        Przeciez to wlasnie bylo sola owej integracji, mozliwosc zapukania do drzwi o kazdej porze dnia i zagladniecie do okna bez skrepowania. Jezeli swiatlo w domu bylo zgaszone nikt nie odwazyl sie w mojej wsi zaklocic spokoju rodziny pograzonej we snie. Tutaj nie chodzi o wscibstwo, ale o wspolczesne pojmowanie prywatnosci. I to jest tragedia, bo dzis bez zatelefonowania czy wyslania sms-a nie jestesmy w stanie zapytac o zdrowie osoby, ktora zyje po drugiej stronie ulicy.

        • A, witam, witam
          Nawet w małej wsi nie wszystkich lubimy tak samo i nie wszystkim jesteśmy tak samo radzi.
          A gość nie w porę gorszy Tatarzyna.

          Ale od tego jest pies, aby :

          Dziedzińca pilnować granic,
          Przybycie gości szczekaniem głosić,
          Na dziada warknąć, Żyda potarmosić,

          (Mickiewicz, Pies i Wilk, wg La Fontaina)

          • Niestety chyba ma Pani racje
            Niestety chyba ma Pani racje i tylko przykro sie robi i na sercu i na duszy 🙁
            i przepraszam za brak przecinkow.

  1. stare dzieje
    U mnie było prawie tak samo. Droga Mleczna na niebie (latarnie gazowe znikły dopiero za Gierka), pies w każdym domu, kury niemal wszędzie – tylko u nas akurat nie, brak zamków w furtkach.
    Psy ganiały luzem gdzie chciały i robiły gdzie popadnie. Ciekawe, że problem psich kup nie istniał. To znaczy były kupy, ale traktowane jako coś oczywistego.
    Rano piały koguty, a po ulicy szły krowy na pole. Bo za domem tylko "małpi gaj",pole niczyje, las i dalej NRD.
    Dziś tam ani śladu lasu, tylko wielka nowa dzielnica z blokowiskami.

    • Nowe czasy, nowe problemy
      Problem psich kup wzrasta wprost proporcjonalnie do ilości trotuarów i kulturalnych terenów zielonych.

      Las u nas się ostał. Bo to Mazowiecki Park Krajobrazowy, można sobie na mapie zobaczyć, dosyć duży kompleks na południe od prawobrzeżnej Warszawy. Kiedyś były tam zające, daniele, sarny, dziki. Dziki są podobno nadal, ale ja nie widziałam. Teraz są tam wytyczone szlaki piesze i rowerowe. Są też konie. Ale otulina się całkiem zabudowała, więc Park się zmniejsza.

      Jeszcze jeden problem, to hałas, a ściśle biorąc jego natężenie.  Jak psie kupy. Wprost proporcjonalny do asfaltowania uliczek. Za co mieszkańcy płacą, w podatkach zresztą.

  2. stare dzieje
    U mnie było prawie tak samo. Droga Mleczna na niebie (latarnie gazowe znikły dopiero za Gierka), pies w każdym domu, kury niemal wszędzie – tylko u nas akurat nie, brak zamków w furtkach.
    Psy ganiały luzem gdzie chciały i robiły gdzie popadnie. Ciekawe, że problem psich kup nie istniał. To znaczy były kupy, ale traktowane jako coś oczywistego.
    Rano piały koguty, a po ulicy szły krowy na pole. Bo za domem tylko "małpi gaj",pole niczyje, las i dalej NRD.
    Dziś tam ani śladu lasu, tylko wielka nowa dzielnica z blokowiskami.

    • Nowe czasy, nowe problemy
      Problem psich kup wzrasta wprost proporcjonalnie do ilości trotuarów i kulturalnych terenów zielonych.

      Las u nas się ostał. Bo to Mazowiecki Park Krajobrazowy, można sobie na mapie zobaczyć, dosyć duży kompleks na południe od prawobrzeżnej Warszawy. Kiedyś były tam zające, daniele, sarny, dziki. Dziki są podobno nadal, ale ja nie widziałam. Teraz są tam wytyczone szlaki piesze i rowerowe. Są też konie. Ale otulina się całkiem zabudowała, więc Park się zmniejsza.

      Jeszcze jeden problem, to hałas, a ściśle biorąc jego natężenie.  Jak psie kupy. Wprost proporcjonalny do asfaltowania uliczek. Za co mieszkańcy płacą, w podatkach zresztą.