Reklama

W Ameryce, która podobnie jak Europa przechodzi kryzys tożsamości, szybkim krokiem nadchodzą prezydenckie wybory, których wynik może mieć ogromne znaczenie dla przyszłości samego supermocarstwa jak i dla reszty świata. Zwycięski globalizm, wszędzie gdzie tylko może, otwiera rynki i granice dla potężnych korporacji, sponsorując ruchy wypierające i zwalczające tradycyjne lokalne wartości. Wartości, które legły u podstaw fundamentów chrześcijańskiej cywilizacji, a więc religię, lokalną kulturę, tradycję, narodowy patriotyzm i rodzinę.  Uruchomiono wiele nowych platform, mających wydatnie przyśpieszyć przemiany społeczne, kulturowe i polityczne tak w Europie jak i w Ameryce.

Reklama

Jednym z ostatnio lansowanych przez globalistów sposobów jest sponsorowanie islamskich implantów, którymi zaszczepia się społeczeństwa o mocno już wcześniej nadwyrężonej tożsamości.  W ten sposób doprowadza się do załamania się dotychczasowego porządku społecznego, aby w konsekwencji spowodować chaos, no i konieczną potrzebę “silnego państwa”, bo tylko takie będzie w stanie utrzymać jako taki porządek i bezpieczeństwo. Wydaje się, że model ten wykorzystując islamistów do szybszego rozbicia chrześcijaństwa i tradycyjnych państw narodowych w konsekwencji w następnym etapie da zielone światło dla “konieczności” zniszczenia wszelkiej religii jako czegoś irracjonalnego i wręcz niebezpiecznego dla człowieka i społeczeństwa.

Europa zachodnia właśnie walczy o swoje przetrwanie, na dzień dzisiejszy wydaje się, że Polska (chroniąc się w swoim zaścianku podobnie jak Węgry i kilka innych państw regionu) w strategicznym momencie zdążyła uskoczyć z niebezpiecznej drogi oddanej do użytku przez Nowy Porządek Świata. Ten temat z pewnością zasługuje na poważne potraktowanie, wróćmy jednak do tegorocznych wyborów prezydenckich w USA na ich obecnym etapie.

Z polskiej perspektywy dzisiejsza Partia Demokratyczna z jednej strony przypomina partię socjalistyczną z kierującą nią elitą prawie całkowicie oddaną globalistom.  Niedawno zakończyła się konwencja tej partii, której program, w związku z koniecznością przyciągnięcia lewaków od pokonanego przez Hillary Clinton wnuczka ziemi beskidzkiej (Bernie Sanders), przesunięto wyraźnie jeszcze dalej na lewo. Z innej strony Partia Demokratyczna bardzo przypomina polską Platformę Obywatelską, obiecując swoim wyborcom jedno, a realizując w rzeczywistości interes swoich aparatczyków i kolesi.

Wypada przypomnieć, że dzisiejszy propagowany wizerunek PD, partii walczącej o równouprawnienie ras, płci (dziś w swoim wariactwie w NY doliczono się już 29 oddzielnych gender!) jest wyjątkowo niespójny z jej historyczną drogą. Najbogatsi członkowie Kongresu to dziś Demokraci, choć z trybun zażarcie walczą o prawa prostych pokrzywdzonych obywateli, którym za wszelką cenę chcą pomóc…

Demokraci to przecież najwięksi rasiści południa, to z nimi walczył pierwszy prezydent z Partii Republikańskiej Abraham Lincoln. To wsteczna partia białych rasistów z Ku Klux Klanu zwalczająca czarnych, Żydów i katolików, ale obecnie po PR-owskiej operacji plastycznej jawi się dziewicą wszelkich cnót…

Dzisiejsza Partia Republikańska również puściła się z globalistami i programowo przypomina raczej Demokratów z okresu kiedy prezydentem był J.F. Kennedy, dziś rządzą nią tak jak Demokratami “tłuste koty” wielkich korporacji, ale z zachowaniem republikańskiego folkloru, o którym słyszymy głośno podczas kolejnych wyborów.  Trzeba jednak podkreślić, że program ideowy Republikanów przygotowany na ich konwencji jest raczej konserwatywny i wyraźnie przesunięty na prawo.

Trzeba zauważyć, że wybierani przez lud kongresmeni i senatorzy obydwu głównych partii w dużym procencie najpierw ideowi ludzie, szybko ulegają perswazji i czarowi dobrze zadomowionych w Waszyngtonie  lobbystów wielkich korporacji.  Przecież aby pozostać w polityce, trzeba znaleźć sposób na zdobywanie pieniędzy na kolejne wybory, w czym mogą wydatnie pomóc właśnie lobbyści jeśli “respektuje” się ich potrzeby i wymagania. I tak od lat śnieżna kula korupcji toczy się służąc wielkim tego świata, jednocześnie niewyobrażalnie zadłużając dzisiejszych pracujących obywateli i przyszłe pokolenia.

Zmagania, których jesteśmy świadkami mają miejsce między przedstawicielami partyjnych elit w obydwu partiach popieranych przez globalistyczne lobby, a głównie po republikańskiej stronie Amerykanami wiernymi konstytucji podejmującymi dramatyczną próbę ocalenia Republiki. Właśnie te oddolne siły udzieliły poparcia republikańskiemu kandydatowi Donaldowi J. Trump.  

W nadchodzących wyborach uprawnionych do głosowania jest 226 milionów Amerykanów, czyli o 11 milionów więcej niż w ostatnich wyborach prezydenckich w 2012 r. Dwie trzecie nowych uprawnionych obywateli to czarni, Latynosi i Azjaci. Razem stanowią oni blok liczący 64 mln uprawnionych do głosowania Amerykanów.  Jeszcze w roku 2000 biali stanowili, aż 78% uprawnionego elektoratu, w tegorocznych wyborach stanowią już tylko 69%…

Macherzy wyborczy Demokratów w 2008 roku podkreślali historyczny wymiar szansy wybrania pierwszego czarnego (a właściwie biało-czarnego) prezydenta co miało być dowodem na brak rasizmu w amerykańskim społeczeństwie i w konsekwencji doprowadzić do jeszcze większej rasowej harmonii w społeczeństwie. Oczywiście dziś po niedawnych krwawych ekscesach czarnych ekstremistów polujących na białych policjantów (finansowana przez Sorosa organizacja Black Live Matters) już nikt nie wierzy w podobnie natchnione obietnice.  W tym roku wymyślono inny numer, który ma podniecić i zachęcić wyborców, w tym szczególnie kobiety, do wybrania po raz pierwszy w historii republiki prezydentem  kobiety!

Właśnie Hillary Clinton ma szanse zwyciężyć dzięki głosom mniejszości i pobić Trumpa, który atakując nielegalnie przebywających w USA Latynosów, uczynił przez to Demokratkę bardziej  atrakcyjną, co nie będzie bez znaczenia szczególnie w stanach jak Floryda, Virginia i dalej na południowym zachodzie.

Znajomy lewak, który zna moje poglądy polityczne grzecznie uogólnił, że Amerykanie mają dzisiaj wybór między oszustką, a wariatem. Walka miedzy kandydatami nabiera mocnych rumieńców, co prawda Trump w ostatnim czasie niemądrze podawał swoim przeciwnikom piłkę przy tym narzekając, że wbijają mu kolejnego gola. Z biegiem czasu sytuacja powinna się unormować, Trump musi skupić się na pobiciu Hillary. Wpływowi Republikanie w popłochu próbują przemówić mu do rozumu używając jego dzieci, którym on ufa, szczególnie mowa tu o Iwance. Widać już pewne zmiany, przedstawił swój pogląd na konieczne zmiany w ekonomii, poparł też wreszcie kandydatury ubiegających się o reelekcję, senatora Johna McCaina z Arizony i  speakera Kongresu Paula Ryana…

Clinton i Trump to całkowite przeciwieństwa. Ona skryta, bezwzględna, kontrolująca, chytra na pieniądze i nielubiana, całe życie podróżująca salonką przyczepioną do politycznej lokomotywy popularnego męża. W 2008 r. nieoczekiwanie upokorzona przez młodego senatora Obamę w drodze do wymarzonej prezydentury wie, że tym razem to już jej ostatnia szansa.

Przeciwnicy twierdzą, że jest patologiczną  i seryjną kłamczuchą, a jakikolwiek tytuł do pretendowania, aby zostać “naczelnym dowódcą sił zbrojnych” utraciła po aferze w Benghazi, w której zginął ambasador Stevens i trzech innych Amerykanów. Jednak Hillary potrafi kłamać patrząc prosto w och i przy tym ładnie  się uśmiechając. Hillary w 1969 r. napisała końcową pracę w Wellesley College p.t: “Pozostaje tylko walka… : Analiza modelu Alinskiego” i dotyczyła autora “ Zasad dla radykałów” z pochodzenia rosyjskiego Żyda, komunisty Saula Alinskiego. Oczywiście w 1993 r. ówczesny prezydent Bill Clinton poprosił Wellesley College o utajnienie pracy żony.

On, znany z domu o złotych klamkach, otoczony pięknymi kobietami ambitny lowelas, miliarder deweloper o napuszonym ego peacocka, himalaje ambicji i tupetu, po raz pierwszy ubiegając się o jakikolwiek urząd z wyboru, ośmielił się sięgnąć po prezydenturę supermocarstwa!

Przeciwnicy mówią, że jest nieobliczalnym wulgarnym populistą, bez respektu do zastanych układów, uświęconych tradycji, czy ikon życia politycznego. Zarzucają mu, że wzbudzając falę populizmu, wyzwala pokłady nacjonalizmu, demony nietolerancji wobec imigrantów i ludzi z innych kręgów kulturowych i religijnych. A czyniąc to niszczy tradycyjny obraz Ameryki, na który z ogromnym poświeceniem pracowały całe pokolenia. Obraz symbolu dobra, praworządności, dobroczynności, tolerancji i akceptacji wobec bogactwa inności wspierający partnerstwo wolności w świecie. Przeciwnicy ostrzegają, że w politycznej geografii znamy już inne twarze Trumpa zagrażające wolności, tolerancji i godności człowieka, twarze Putina, Orbana, Kaczyńskiego, czy ostatnio Erdogana.

W niedawnym sondażu NBC News/Wall Street Journal poll, Hillary bije o 9 punktów Trumpa: (47% do 38%). Co więcej utrzymuje podobną przewagę nad Trumpem nawet kiedy w sondażu uwzględniani są Libertarianin Gary Johnson i kandydatka Partii Zielonych Jill Stein: Clinton-43%, Trump-34%, Johnson-10% i Stein-5%. Przypomnijmy, że miesiąc wcześniej w podobnym sondażu Hillary prowadziła Trumpa 46% do 41%.

Clinton dominuje nad Trumpem wśród kobiet (51% do 35%), czarnych (91% do 1%), nie-białych wyborców (69% do 17%), młodych wyborców (46% do 34%) i wśród białych po wyższych studiach (47% do 40%).

Z kolei Trump dominuje wśród białych wyborców (45% do 40%), emerytów (46% do 43%), wyborców niezależnych (36% do 32%) i białych wyborców bez dyplomu szkoły wyższej (49% do 36%).  Trump ma większe poparcie wśród weteranów (53% do 39%) , ale Clinton przyciąga więcej Republikanów (12%), niż Trump Demokratów (5%).  Oboje mają podobne notowania u mężczyzn (43% Clinton, 42% Trump).

Są już pomysły, aby na trzy prezydenckie debaty (i jedną wiceprezydencką)   dostawić jeszcze jedno krzesło, fachowcy mają tu na myśli właśnie Gary Johnsona (Libertarianin), którego wynik w sondażach oscyluje na ok. 8.8%, raczej Stein  (Partia Zielonych) nie wchodzi w grę, jej wynik to ok. 3,8%. Aby poważnie taki wariant pod uwagę, kandydat musi mieć w narodowych sondażach co najmniej 15% poparcia. Pierwsza debata prezydencka odbędzie się w Las Vegas (University of Nevada), a następna w St. Louis (Washington University).

Trump, aby wygrać, musi przypomnieć sobie o dyscyplinie i przeciwdziałać własnemu myślowemu rozbieganiu, jeśli nie wróci do podstaw i nie odpowie sobie na pytanie jaki cel chce osiągnąć, zostanie zutylizowany przez polityczną maszynę Clintonów.

W poniedziałek w upadającym mieście (kiedyś polskim) Detroit, przedstawił zręby swojego ekonomicznego planu zapowiadając niższe, uproszczone progi podatkowe, mniej regulacji dławiących biznes i podatkowe odpisy wydatków na dzieci.  Zaproponował uproszczone trzy progi podatkowe: 12%, 25% i 33%. Ogłosił obniżenie do 15% podatku dla korporacji (teraz jest najwyższy w świecie i korporacje uciekają z USA).  Zapowiedział zlikwidowanie podatku spadkowego, chce prze-negocjować porozumienie o wymianie NAFTA, oraz zatrzymać porozumienie TPP (wymiany z Europą).  Następnie chce odrzucić słynną klapę (reformę opieki zdrowotnej) ObamaCare i zakończyć restrykcje dla producentów energii. Jego plan można nazwać słowem: Po pierwsze, najpierw Ameryka!  Wkrótce dowiemy się czy Trump jest rzeczywiście inteligentnym facetem, który zasługuje na to aby został następnym POTUS-em, czy też da wciągnąć się w kolejne karczemne bójki i medialne ustawki Demokratów…

Sytuacja nie jest piękna,zadłużenie narodowe obciąża przeciętnego Amerykanina na $59,783! Spójrzmy na wyniki prawie 8 letniej kadencji prezydentury Demokraty Baracka Husseina Obamy w sferach dla niego wydawałoby się naprawdę wrażliwych. W styczniu 2009 r. 31,9 mln najuboższych Amerykanów  korzystało z rządowych kart żywnościowych (Food Stamps), w lutym 2016 r. liczba ta wzrosła do 44,39 mln Amerykanów. W styczniu 2009 r. wskaźnik aktywnych zawodowo dorosłych Amerykanów wynosił 65,7%, w lipcu 2016 r. wskaźnik ten spadł do 62,8%.

Prezydent Obama był widziany jako zbawca czarnych Amerykanów, ale nadzieje były płonne, ilość czarnych Amerykanów korzystających z pomocy żywnościowej “Food Stamps” wzrosła, aż o 58%!, zaś ilość czarnych w sferze biedy wzrosła za Obamy wzrosła o 8,2%. Idąc dalej zauważamy że za dwóch kadencji Obamy ilość czarnych pozostających bez pracy wzrosła o 19,6%, również spadł wskaźnik czarnych właścicieli domów o 4,6%. Obama przez 8 lat tragicznie podwoił dotychczasowe zadłużenie USA, a uchodząc za obrońcę biednych, za swojej prezydentury swoją polityką stworzył rekordową liczbę miliarderów! To właśnie Hillary Clinton w wypadku wybrania jej na POTUS-a będzie właściwie trzecią kadencją Obamy!

Komentatorzy porównują Trumpa do innego miliardera z wyborów prezydenckich w 1992 r, Rossa Perota startującego z ramienia Partii Reform, który zdobywając ok. 20% głosów doprowadził do zwycięstwa gubernatora Billa Clintona i przegranej G..H.W Busha. Perot bogaty ekscentryk, podobnie jak Trump oszczędny w wydawaniu na kampanię (do niedawna Hillary zatrudniała 600 osób w swoim sztabie, Trump tylko 60!), obsesyjnie drażliwy na swoim punkcie, pracujący z nieliczną grupą doradców, również jak Trump polegający na improwizacji. Tak naprawdę to Trump ze swoją ochoczą bezpośredniością przypomina prezydenta Teddy Roosevelta.

Chociaż, aż 62% respondentów uważa Clinton za osobę nieuczciwą, jednak uważając ją za bardziej doświadczoną w sprawach państwowych i bardziej kwalifikowaną na urząd prezydenta, niż obcesowy miliarder (65% do 43%). W związku z ostatnimi publikacjami byłych członków ochrony prezydenta Billa Clintona o histerycznym i wybuchowym charakterze Hillary (dzikie awantury i nawet pobicia męża POTUS-a), zastanawiająca jest opinia porównująca temperamenty Hillary i Trumpa na jej korzyść (64% do 37%). Również na pytanie, kto mógłby być bardziej efektywnym prezydentem na dzień dzisiejszy wygrywa Clinton (72% do 40%).

W głównych mediach od rana do wieczora trwa dywanowe bombardowanie wizerunku Trumpa, poza tym on sam będąc nieco nieokrzesany i nienawykły do ciągłego bycia w świetle politycznych reflektorów i krytyki, popełnia wiele błędów dając się wciągać w rozmaite ustawki i bójki medialne, pozostawiające wśród wyborców zły smak.

Dodajmy, że wśród ludzi pracujących w mediach, aż 80% deklaruje się jako Demokraci, a jedynie 12% jako Republikanie. Tak więc kiedy Trump walczy z podrzutkami komitetu wyborczego w mediach, Hillary jest osłaniana i ochraniana przez te same media.

Amunicją w kampanii wyborczej obok propagandy i narracji wymierzonej w przeciwnika są również pieniądze. Obóz Hillary zamierza zebrać i wydać na walkę z Trumpem ok. $ 2 miliardów, w ostatnich 2-ch miesiącach w kierunku Trumpa wystrzelono już negatywnej propagandy za ok. $ 100 mln, a to dopiero słodki początek. Poza tym przeciętny Amerykanin/wyborca również będący pod obstrzałem propagandy medialnej na co dzień dowiaduje się, że największym zagrożeniem dla Ameryki i świata nie jest terroryzm i kolosalne zadłużenie, czyli pozbawianie podmiotowości obywateli, ale oczywiście Globalne Ocieplenie!

Dotychczas zwolennicy kandydata “z zewnątrz”, czyli Trumpa argumentowali, że choć nie ma on żadnego doświadczenia w polityce państwowej to jest niezrównany jako światowej klasy menadżer, który potrafi otoczyć się najlepszymi fachowcami. Dziś ludzie zastanawiają się, że to może być bez znaczenia, jeśli on nikogo z tych specjalistów i tak nie słucha. Szef jego kampanii Paul Manafort bezsilnie rozkłada ręce, Newt Gingrich nazywa wcześniejsze reakcje Trumpa “samobójczymi” dodając, że Trump zachowuje się jakby walczył ciągle w prawyborach, a nie w rzeczywistej kampanii prezydenckiej.

Ostatnia ciężka wpadka Trumpa dotyczyła jego uwagi na temat milczącej muzułmańskiej żony Khizra Khana, ojca amerykańskiego oficera Humayuna Khana, który zginął w Iraku w 2004 r. Prawdą jest, że ojciec poległego żołnierza na konwencji Partii Demokratycznej był gościem Clinton i w swojej wypowiedzi ostro zaatakował Trumpa. Trump wyraził jedynie opinię, że ubrana po muzułmańsku żona mówcy wcale nie zabrała głosu sugerując, że może jej nie było wolno. Nastąpił natychmiast wściekły atak na Trumpa jak mógł “atakować” rodzinę, matkę poległego amerykańskiego żołnierza, wyrazy potępienia padły też ze strony weteranów. Rodziny poległych cieszą się w USA powszechnym szacunkiem. Trzeba podkreślić, że podczas wojny wietnamskiej młody Trump, aż cztery razy starał się o odroczenie służby wojskowej…

Trump po kolejnych wpadkach próbuje się odnaleźć, choć do wyborów pozostały jeszcze niecałe 3 miesiące, z trzema debatami kandydatów, z których dwie mają się odbyć w czasie popularnych w USA wydarzeń sportowych (ruch przeciwko wyborcom Trumpa).  Ruszyła kampania zbierania pieniędzy dla Trumpa, w lipcu udało się zebrać $80 mln, co nie wygląda źle, chociaż demokraci w tym samym czasie zebrali dla Hillary $90 mln. Przypomnijmy, że dotąd Trump na kampanię używał głównie własnych pieniędzy.

W nadchodzącym czasie Trumpa czeka krwawa łaźnia,  zostanie poddany jeszcze bardziej niszczącej krytyce medialnego gangu Clintonów i o sile finansowego medialnego rażenia prawie 100 do 1! Według Fox News  dwa tuziny miliarderów przeznaczyło ok. $42,5 mld , najwięcej na kampanię Clinton przekazał słynny spekulant giełdowy i globalista George Soros (co najmniej $9 mln), inny finansista James Simons  przekazał już $7 mln.

Po stronie republikańskiej wcale nie jest pięknie, dalej widać rozbicie i niechęć głównie wśród konserwatystów powiązanych z neocons i republikańskimi globalistami. Nie tylko wciąż nie dają pieniędzy na kampanie prezydencką Trumpa, ale niektórzy z nich pobąkują o poparciu dla … Hillary Clinton! Słynni miliarderzy bracia Koch zwykle hojnie sypali groszem na republikańskie kampanie, w tym roku siedzą cicho pilnując swoich globalnych interesów.

Trzeba podkreślić, że polityczna operacja braci Koch (Dawid i Charles) jest porównywalna w potencji z Republikańskim Komitetem Narodowym i jej hojną rękę widać w każdych wyborach, członkowie tej organizacji płacą rocznie co najmniej $100,000.  Organizacja Kochów “Americans for Prosperity” ma 1,200 płatnych politycznych operatorów w 38 stanach. Przed kampanią Kochowie obiecywali wydać aż $889 mln, jednak obecnie zapowiadają wydanie ok. $750 mln, z czego na polityczną kampanię $250 mln.

Hillary, która jak można obejrzeć na klipach ze spotkań nie jest w najlepszej formie fizycznej i czasem nawet zachowuje się bardzo dziwnie (medyczne kłopoty), znalazła szerokie poparcie nawet wśród części Republikanów. Poparła ją nawet była republikańska kandydatka do senatu (z Kalifornii), szefowa Hewlett-Packard Meg Whitman (“Trump jest zbyt autorytarny i stanowi zagrożenie dla demokracji”), oraz biznesmen sportowy i telewizyjny Mark Cuban, który wcześniej zapowiadał, że poprze Trumpa. Hillary popierają też jedni z najbogatszych ludzi świata, inwestor Warren Buffet i spadkobierca światowej sieci sklepów Walmart,  Alice Walton.  Również republikański kongresman Richard Hanna z Nowego Jorku oficjalnie poparł Trumpa! Część ludzi z przegranej kampanii Jeffa Busha i Chrisa Christi również poparła Clinton…

Ponad 500 osób ze świata amerykańskiej polityki podpisało oświadczenie mówiące, że Trump nie jest gotowy do przyjęcia obowiązków POTUS-a. Jeden z nich znany neocon Robert Kagan ogłosił, że Trump nie jest “racjonalny” i jest człowiekiem z “zakłóconą osobowością”.  Nie jest tajemnicą, że neoconi nie przepadają za Trumpem, czego przykładem może być wpływowy orędownik interesów Izraela, Bill Kristol, wydawca magazynu “The Weekly Standard”, również lider ruchu “NeverTrump”.

Ze znanych Republikanów Trumpa nie poparł jego najpoważniejszy rywal Ted Cruz (z powodu złośliwych ataków na jego rodzinę), nie poparli go dwaj byli prezydenci Bushowie, również Brent Scowcroft (były szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego), Richard Armitage (były zastępca Sekretarza Stanu), Hank Paulson (były sekretarz skarbu),  republikańska senator Susan Collins i były kandydat do Białego Domu z 2012 r. Mitt Romney.

Wypada wspomnieć też o amerykańskich komunistach, którzy przez całe dziesięciolecia do prezydenckich wyborów wystawiali swojego kandydata, aż do 2008 r. (i 2012r), kiedy poparli Baracka Husseina Obamę. Tym razem poparli Hillary Clinton i jej wice, którym jest lewicowy Tim Kaine, były demokratyczny gubernator i później senator ze stanu Virginia.

Oczywiście Hillary Clinton zdobyła poparcie celebrytów i bogatych sław Hollywood, filmowcy Steven Spielberg i Jeffrey Katzenberg, aktor Robert De Niro, George Clooney i Meryl Streep, Salma Hayek, Pharrell Williams, Kim Kardashian, Beyonce, Katy Perry i Lady Gaga.

Trump zyskał poparcie takich celebrytów jak Clint Eastwood, Chuck Norris, Jon Voight,  Hulk Hogan i Mike Tyson.

Sondaże będą się zmieniać i wahać, ale Trump ma naprawdę duże szanse nawet z tego powodu, że wygrana Clinton byłaby rzeczywiście trzecią kadencją Demokratów, a to w historii USA ostatni raz zdarzyło się w kampanii 1988 r. kiedy po dwóch kadencjach Reagana zwyciężył jego wiceprezydent G.H.W. Bush. Do tego trzeba dorzucić stagnację w amerykańskiej gospodarce, a ponad 70% Amerykanów uważa, że sprawy idą w złym kierunku, więc istnieje świadomość potrzeby zmiany.

Wydaje się, że kampanię prezydencką Trump może przegrać tylko na własne życzenie, kiedy weżniemy pod uwagę skrajną i szkodliwą niekompetencję Clinton w obchodzeniu się z tajnymi dokumentami państwowymi, skandalem stopniowo  ujawnianym przez Wikileaks to nie będzie wątpliwości, że Clinton nie powinna być dopuszczona do państwowych tajemnic.

O korupcyjnym klimacie Clinton, oczywiście obrończyni praw szarych uciskanych przez wielki kapitał Amerykanów niech zaświadczy fakt, że w ciągu 2 lat za same przemówienia właśnie dla banków i firm z Wall Street zarobiła powyżej $20 mln, nie przywołując już olbrzymich sum płaconych jej mężowi Billowi od Moskwy do Kazachstanu!

W Polsce wiele uwagi poświęca się wypowiedziom Trumpa dotyczących NATO, Europy i pozytywnego stosunku do Putina i niebezpieczeństwa nagłego zwrotu w polityce międzynarodowej. To dość obszerny temat, na inną okazję, ale przy bliższym spojrzeniu wydaje się, że jednak na tym odcinku nie ma wyraźnego zagrożenia dla interesu i bezpieczeństwa Polski. Trzymając się faktów trzeba przyznać, że to Hillary Clinton (na służbie u prezydenta Obamy) z jej nieudanym resetem z Putinem, podpaleniem Bliskiego Wschodu i oddaniem Putinowi kontroli nad 20% zasobami amerykańskiego uranu, planująca zwiększenie liczby uchodźców o 550%, sprzedająca wpływy za dotacje dla rodzinnej Globalnej Inicjatywy stanowi zagrożenie dla przyszłości USA.

Jacek K. Matysiak                                                                             2016/08/10, Kalifornia

Reklama