Reklama

 

Żeby było jasne, Krzysztof Karoń budzi mój szacunek. Myślę, że szerszy rozgłos przyniosły mu publikacje dotyczące neomarksizmu, niemniej w moim życiu umysłowym zjawił się po raz pierwszy jako autor doskonałych tekstów problemowych na temat historii sztuki.
Obejrzałem na YouTube dwa spotkania z panem Krzysztofem Karoniem, oba organizowane przez lokalne klucze Pobudki (Częstochowa, Wrocław). Podczas spotkania w Czestochowie rozmówcą i jednocześnie prowadzącym spotkanie był Grzegorz Braun – wypadł jak najgorzej, kiedy indziej to rozwinę. We Wrocławiu wprowadzenie wygłosił ks. prof. Tadeusz Guz (pełna kultura). 
W konkluzji obu spotkań pojawia się teza, że co roku polskie szkoły opuszcza "pół miliona bęcwałów", którzy są skazani na to, by utrzymywać się z kradzieży. Rozumiem, że jest to publicystyczne uproszczenie, majace na celu wiekszą nośność komunikatu o tym, że należałoby organizować instytucje, które młodych Polaków nauczą katolickiego etosu pracy oraz realnych umiejętności.
Chciałbym uzupełnić tezy Krzysztofa Karonia.
Młodzież w większości nie będzie żyła z kradzieży. To zbyt ryzykowne i wymaga pewnej odporności psychicznej. Juz pomijam, że nie można mówic o młodzieży jako o pewnej całości.Część na pewno stanie z czasem na własnych nogach.
Natomiast wielu została zaprogramowana na to, by żyć z żebraniny (zostali "zowsiakowani"). Żebraniny najpierw u rodziców, potem na koszt państwa, czasami u tzw. sponsorów.
Myślę, że gdyby pan Krzysztof czytał ten tekst, być może zaraz by dopisał, że życie ze środków publicznych to nic innego jak kradzież wspólnego dobra. Może tak, a może nie.
Cieszyłbym się, gdyby motyw życia na cudzy koszt zjawił się w rozważaniach Krzysztofa Karonia, tym bardziej, że jest znawcą historii sztuki również najnowszej, a wszyscy mi znani przedstawiciele tzw. sztuki krytycznej to żebracy, by nie powiedzieć kloszardzi utrzymujący się na granicy egzystencji ze środków publicznych.

Reklama

 

Reklama