Reklama

Dwie zagadnienia polityczne, społeczne i ekonomiczne sprawiły, że związki zawodowe znalazły się w centrum wydarzeń ostatnich tygodni;


Dwie zagadnienia polityczne, społeczne i ekonomiczne sprawiły, że związki zawodowe znalazły się w centrum wydarzeń ostatnich tygodni;

Reklama

Pierwsza sprawa, to ostateczna decyzja Komisji Europejskiej UE, która praktycznie zamyka historię polskiego przemysłu stoczniowego. Wprawdzie jeszcze została otwarta pewna furtka, na kilka miesięcy, ale nie ma się specjalnie co czarować, nie znajdzie się inwestor branżowy, czy nawet finansowy, który byłby gotowy do włożenia pieniędzy w te trzy trupy stoczniowe, na których żerowały przez lata związki zawodowe. Szkoda, że rząd Donalda Tuska nie zdecydował się wcześniej na postawienie stoczni w stan likwidacji, co otworzyłoby możliwość do oczyszczenia stoczni ze zbędnego balastu, wyjaśnienia spraw prawnych i finansowych, a co najważniejsze – usunięcia raka związkowego.

Stocznie w takim kształcie, przy takiej organizacji, nierozwiązanych sprawach własności gruntów, przerostach zatrudnienia, głównie pracowników nieprodukcyjnych ? nie mają racji bytu. Ich największym obciążeniem są właśnie związkowcy, których kompletnie nie interesuje rachunek ekonomiczny, tylko to, aby państwo dawało – bo państwo dawało zawsze – czyli my wszyscy się do tego dorzucaliśmy.

Zarówno rządy solidarnościowe, jak i lewicowe nie ruszały stoczni, nie pilnowały ich rentowności i nie szukały dla nich inwestorów ? bo ?klasa robotnicza? była dla nich zapleczem politycznym. Pompowano w ten sektor pieniądze, grube miliardy, godzono się na to, aby na czele stoczni stawali ?specjaliści?, którzy na przykład podpisywali kontrakty długoterminowe na budowę statków, bez ubezpieczenia ich od ryzyka kursowego. Przy zmianach rządzących z kolej stocznie stawały się łupem politycznym?

Związek natomiast ? jak to związek. Oni nie pracowali na swoim, tylko jak dawniej ? na państwowym. Ich nie interesowało kto i jak ? tylko za ile mają przyjść do pracy ? oczywiście, za jak najwięcej. Tylko ci, którzy zobaczyli co się święci, spakowali manatki i pojechali do Norwegii ? i tam sobie spokojnie żyją.

Druga sprawa to ustawa o emeryturach pomostowych. Rząd po wielu miesiącach i wielu dyskusjach ze stroną społeczną, zdecydował sią na regulacje w tej sprawie. Uznał, że czas najwyższy wybrać przy przyznawaniu tego rodzaju świadczeń specjalnych kryterium sprawiedliwości społecznej. Nie, nie sprawiedliwości tych, którzy mają pójść na wcześniejsze emerytury, lecz sprawiedliwości CAŁEGO SPOŁECZEŃSTWA. Choć tak naprawdę to tego rodzaju świadczenia nie powinno być w ogóle, a jedynym kryterium powinien być lekarski katalog zagrożeń przez trudne warunki pracy. Jeżeli kto się decyduje na dane warunki – to powinien być objęty dodatkową ochroną socjalną i medyczną – ale powinno stworzyć mu się warunki, aby mógł dopełnić wymóg pracy do ustawowej granicy wieku emerytalnego – która i tak w Polsce jest za niska.

Jeżeli przeciętny wiek życia Polaka został zwiększony o około 7 lat, w ciągu ostatnich dwudziestu lat, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby czas pracy został wydłużony.

Przy okazji tych dwóch spraw związki zawodowe uznały, że nadszedł czas, aby głośno wyrazić swoje zdanie. Głośno i dobitnie. Pytanie tylko takie, czy w imieniu wszystkich pracobiorców, czy może jednak w imieniu określonych grup swoich członków. A przede wszystkim, jak to się ładnie swego czasu pisało – w imieniu politycznych mocodawców.

?Solidarność? była kiedyś związkiem zawodowym, później ruchem społecznym, którego kierunek nadawali mu doradcy, po przełomie roku 1989 pełniła różne funkcje. Janusz Śniadek, po spektakularnym upadku AWS deklarował, że związek wraca do korzeni i będzie zajmował się pracą związkową. Ale widocznie już mu się to znudziło.

Już w trakcie rządów Jarosława Kaczyńskiego, Śniadek flirtował z PiS. Teraz, przy sprawie stoczni panowie związkowcy z ?S? stoją w jednym szeregu z politykami PiS, byli nawet przez nich goszczeni w Sejmie. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że na związkowcach również w dużej części opiera swoje poparcie Lech Kaczyński – bądź co bądź specjalista od komunistycznego prawa pracy. I tak rodzi się sojusz, który polega to na próbie narzucenia woli związków i wąskich interesów grup zawodowych, spowinowaconych z konkretną siłą polityczną rządowi – a szerzej ogółowi społeczeństwa. To nic innego, jak odmiana syndykalizmu, o zabarwieniu narodowo – katolickim, do czego zresztą ?Solidarność? zawsze miała inklinacje.

Obok ?S? stanęły inne związki i ich centrale – OPZZ i ?Sierpień ?80?. OPZZ od zawsze naturalnie dążył ku Sojuszowi Lewicy Demokratycznej i tym razem jest tak samo. Politycy tej formacji chętnie będą wygrywać dla swoich celów nutę związkową – to niby jest przecież w interesie społecznym, ale zawsze zainteresowanie na nowo tego elektoratu, który uciekł do PiS – jest ważne.

Przy ?Sierpniu ?80? sprawa jest już całkowicie jasna – to związek lewacki, przybudówka Polskiej Partii Pracy, gdzie szef związku, Bogusław Ziętek, jest jednocześnie szefem partii?

I mamy rzecz niespotykaną, jak na warunki polskiej. Nie chodzi bynajmniej o to, że związki o rożnej proweniencji stanęły w jednym szeregu, w obronie swoich interesów i interesów swoich członków. Chodzi o to, że to właśnie związki próbują narzucić politykom tok postępowania i stawiają w jednym szeregu postkomunistów, lewaków i antykomunistów? paradne. Prawdziwie tęczowa koalicja, w obronie sekciarskich interesów, dla niepoznaki zwanych interesami pracowniczymi?

Jesteśmy w okresie, gdzie wzrost bezrobocia jest jak najbardziej możliwy, gdzie konieczność wejścia do strefy euro wymaga reżimu budżetowego, gdzie dofinansowywanie nierentownych zakładów, takich jak stocznie, czy dodatkowe nakłady na relatywnie młodych emerytów – to zabrane pieniądze na wydatki inwestycyjne i co najważniejsze – większe nieuchronne obciążenia dla tych, którzy pracują. A to może oznaczać wzrost podatków, a na pewno pogorszenie się konkurencyjności polskiej gospodarki.

Związki zawodowe, a właściwie przepisy prawa regulujące ich działalność, zawsze budziły we mnie kontrowersje. Tak jak prawo do praktycznie bezkarnego strajku, jak choćby ten w kopalni ?Budryk?. Co rząd Donalda Tuska powinien zrobić z tymi ?protestami? związkowymi? Stanąć twardo i nie dopuścić do ich eskalacji. Te protesty różnią się bardzo choćby od tych, jakie kilkanaście już miesięcy temu prowadził OZZL w ochronie zdrowia. Tam chodziło o pensje – ale również o pobudzenie reorganizacji tego sektora.

Teraz natomiast mamy do czynienia z czystą ochroną przywilejów – rzadko kiedy popartych faktycznymi potrzebami.

Azrael

Reklama

3 KOMENTARZE