Reklama

Nie, to nie jest przejęzyczenie w tytule notki. Dzisiejsza "Solidarność" coraz bardziej upodabnia się do niesławnej pamięci OPZZ-u. Starzy górale (i Kaszubi :)) pamiętają, jak było przed 1980-tym rokiem – spasione cwaniaczki zasiadały w sejmie, po prawicy dyrektorów i prezesów, bezpośrednio nadzorowały "roboli" pilnując, żeby się nikt nie wychylił. Tzw. interesy "klasy robotniczej" lub "pracującej inteligencji" działacze OPZZ mieli w głębokim poważaniu, jako że ich głównym zadaniem było po pierwsze pilnowanie interesu kadry zarządzającej, a po drugie – dbanie o swój własny tyłek. Teoria oraz statut oczywiście były zupełnie inne, podobnie zresztą jak dzisiaj. Ale zostawmy teorie teoretykom i wielbicielom pięknych frazesów, bo tak naprawdę istotna jest praktyka, potocznie nazywana "samym życiem".

Jak więc wygląda to "samo życie" obecnie? Cóż, niemal identycznie, jak ponad trzydzieści lat temu, choć jakby zmieniły się "uwarunkowania". Kiedyś OPZZ współorganizował pochody na 1. maja i różne wiece, teraz "Solidarność" urządza czasem jakieś protesty, pójdzie w tym lub innym marszu. Uczestnicy tych spędów dawniej i dzisiaj mają na ogół frajdę z wycieczki, choć pewnie część jest święcie przekonana, że działa w słusznej sprawie i nie pozostaje obojętna. Nihil novi. Przywódcy się podlansują, gawiedź się rozerwie i OK.

Reklama

A na codzień, w państwowych firmach, spółkach Skarbu Państwa, miejskich i samorządowych zwykli pracownicy żyją w coraz większym lęku o jutro. Znam takie instytucje, którym pod tym względem niewiele już brakuje do osławionej "Biedronki". Nie, te firmy nie "padają", bo paść nie mogą (a niektóre prosperują całkiem całkiem). Mogą co najwyżej zostać "sprywatyzowane". Jednak co i rusz ktoś zostaje zwolniony i to nie ze względu na rachunek ekonomiczny, bo na jego miejsce stawia się krewny lub znajomy Królika, ewentualnie "outsourcing" w postaci zaprzyjaźnionej lub wręcz spokrewnionej firmy. Pensje są takie same, jak przed paru laty, a lista obowiązków i chorych czasem wymagań ze strony zarządu firmy rośnie. Oczywiście ci, co trzeba, pobierają sute pensje i premie w miarę wzrostu inflacji, nie oszczędza się na służbowych autach, czy laptopach dla "kadry". Z jednej tylko firmy mógłbym podać kilkanaście przykładów takiej "gospodarności", a także totalnego nieliczenia się z pracownikami, ocierającego się o mobbing lub zwykłe szykany, ale to nie miejsce na takie litanie (napisałem o niektórych takich "akcjach" m.in. do Pana Śniadka, ale znikąd nie dostałem najmniejszego odzewu, choćby potwierdzenia otrzymania tych informacji, co dodatkowo upewnia mnie w sensowności równania NSZZ = OPZZ).

Co na to zakładowe organizacje "Solidarności"? Ano nic, choć ciągle jeszcze masa frajerów opłaca składki licząc naiwnie, że w razie czego Związek nie dopuści do krzywdy i niesprawiedliwości. Z moich informacji z kilku państwowych firm województwa pomorskiego, w tym z matecznika "Solidarności" i PO, czyli Gdańska wynika, że panowie związkowcy siedzą jak myszy pod miotłą, a w sporej części zwyczajnie kolaborują z zarządami firm. "Bo to ten tego… kredyty trza spłacać no i nima co się wychylać, skoro jest mi dobrze". Zagrożeni wyjebką z pracy szeregowi związkowcy nie mają odwagi poskarżyć się na różne szykany w obawie, że chwilę potem dowie się o tym prezes i wypad z roboty nastąpi z dnia na dzień pod byle pretekstem. I nikt nie zaprotestuje, tylko bardziej stuli uszy po sobie. O pretekstach do zwolnienia, tudzież o metodach szantażu stosowanego po to, by pracownik zgodził się na rozwiązanie umowy za porozumieniem stron i papiery były "czyste", można już chyba napisać sporą broszurę…

A jutro znowu będą wiązanki kwiatów pod resztkami stoczni, napuszone mowy, potrząsanie pięściami, "sierce-szczypatielnoje" pieśni, po czym elita związkowa wsiądzie w limuzyny i pojedzie na bankiety. Niejeden przechyli głębszego z jakimś prezesem z nadania jedynie słusznej partii, dawnym kumplem z NZS-u i lat młodości, kiedy to "walczono" o sprawiedliwość dla zwykłych ludzi. Będą rozczulające wspomnienia i dobre żarcie. I tak jak kiedyś "masy pracujące miast i wsi" będą zajadać kawior i pić szampana ustami swoich przedstawicieli.

Reklama