Reklama

Piękn

Piękna tragedia – tyle mi przychodzi do głowy, gdy słyszę 4 czerwca 1992 roku. Bardzo mi przykro, ale dla świętej porażki nie mam mistycznego szacunku. Jakby tej daty nie kultywować i nie usprawiedliwiać, to główną przyczyną porażki pozostanie polityczna nieudolność, a wręcz polityczne frajerstwo. Wcale nie z perspektywy 20 lat łatwiej analizować tamtą rzeczywistość, przeciwnie, na gorąco było łatwiej. Rzecz rozgrywała się o największą stawkę, nie trudno zatem przeczytać możliwe ruchy wiadomych środowisk, przecież każdego dnia było widać strach i obłęd w oczach konkretnych TW. Jeśli się amatorsko strzela do niemal wszystkich liderów lub kluczowych postaci partyjnych, a do tego dokłada ówczesnego prezydenta Bolka, to nie należy się spodziewać zwycięstwa innego niż zwycięstwo moralne. Nie było najmniejszej szansy, żeby z taką wątłą koalicją, przy tak marnej pozycji medialnej i tak kiepskim narzędziem jak uchwała, przeprowadzić lustrację na najwyższym poziomie, czyli na poziomie zarzynania świętych krów. Dobry polityk powinien nie tylko przewidzieć ciąg zdarzeń, ale miał obowiązek pielęgnować, chuchać i dmuchać na tak potężny argument polityczny, jakim już nigdy lustracja nie będzie. Poszło zupełnie inaczej, zamiast solidnej ustawy z powołaniem odpowiednich instytucji na wzór niemiecki, lustrację załatwiła na kolanie napisana broszura JKM. Chaos i ślepa zemsta na Bolku doprowadziła do pięknej i podwójnej tragedii, padł rząd, padła lustracja. Uprzedzając głosy oburzenia, napiszę, że TW Bolek jest dla mnie tyle wart ile wczorajsza kolacja. I tym bardziej smętnie się robi na wspomnienie tego, jak prosty kumpel „Mnietka” rozegrał rząd Olszewskiego. Spieprzona lustracja, ale jak spieprzona? Raz i dobrze, raz i na zawsze. Intencje przepiękne, wykonanie tragiczne, dlatego mam cholernie radykalne odczucia, kiedy z tej daty usiłuje się robić jakiś punkt zwrotny dla przyszłych nadziei. Szkodliwość podobnego pomysłu polega na tym, że kolejny raz polityczne amatorstwo usiłuje się wynieść na ołtarze, bo zdrada przekreśliła wolność z normalnością. Było jasne kto i dlaczego zdradzi, więc skąd pełne infantylizmu zdziwienie? Znając realia lat 90, mając przed oczami i uszami wszystkie towarzysko wypite wódki przeplatane dialogami, kto kogo i z kim, wiedząc jak działa esbecja i jakich tuzów ma w swojej kieszeni, zwyczajnie nie wolno było się tak bezmyślnie wystawić.

Reklama

Pod każdym względem ta polityczna rozgrywka była pełną amatorką. Medialnie i psychologicznie, przeciętny zjadacz mortadeli widział na ekranie „mściwych” Kaczyńskich, którzy polują na Wałęsę, chociaż do niedawna byli przybocznymi Wałęsy. Porozumienie Centrum zostało przedstawione jako jedyna wolna od agentów partia, natomiast wszystkie pozostałe zostały wskazane palcem. Nieważne czy prawdziwy, ważne, że fatalny obraz, który z łatwością mogli namalować polityczni przeciwnicy i który nie miał prawa się sprzedać w szerokim społecznym odbiorze, jako „promocja” lustracji. W tamtym czasie praktycznie nie było rodziny, w której ojciec, mąż, wujek lub cioteczny dziadek nie chował po szufladach czerwonej legitymacji. Michnik z Kiszczakiem bezwzględnie wykorzystali te lękami z błędami i wygrali strasząc maluczkich stosami oraz „falą nienawiści” do każdego członka POP z Pierdziszewa. Przecież to w tamtym czasie Michnik wypromował słynnych „oszołomów”. Zamiast stworzyć solidną podstawę prawną i celować precyzyjnie w komuchów od TW „Alka” poczynając, Macierewicz z Kaczyńskimi poszli na żywioł, na straceńczą walkę ze wszystkim. Ręczne wskazywanie wybranych agentów, z pozycji ministra, musiało się skończyć awanturą. Być może szlachetny to zryw, ale kompletnie bezmyślny. Politycznie Kaczor zrobił to, co mu się często przydarza, seryjnie naprodukował sobie wrogów, zamiast szukać sprzymierzeńców dla wielkiej sprawy. Najzwyklejszy Donald Tusk podpowiedział, co się w takich rozgrywkach robi: „Panowie policzmy głosy”. Na co liczył Kaczyński z Macierewiczem? Na głosy KPN, po wpisaniu Moczulskiego na listę? I tak Bóg zesłał cud w postaci ZCHN, które po wpisaniu Chrzanowskiego, głosowało za odrzuceniem wotum nieufności dla rządu Olszewskiego. Dla solidnej ustawy, przy sprawnej polityce, dało się znaleźć większość sejmową i nawet nie trzeba gdybać, w końcu o przyjęciu uchwały JKM zdecydowała parlamentarna większość. Jedyną szansą na przeprowadzenie lustracji, było dogadanie się z KPN, ZCHN, PSL, UPR, Solidarnością i nawet z części UD-ecji udało się coś wycisnąć, bo przypomnę, że taki Bronek Komorowski był za lustracją i przeciw odwołaniu rządu Olszewskiego, w co dziś trudno uwierzyć.

Jeszcze trudniej uwierzyć, że cała akcja znana jako „Nocna zmiana” była tylko i wyłącznie nieudolnością prawicy. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że w tym przedsięwzięciu kluczową rolę odegrała esbecja i nie mam na myśli ostatniej fazy, co jest oczywiste, ale rozegranie zapoczątkowane uchwałą lustracyjną. Podpuszczając emocjonalnie i podpowiadając właściwe teczki, esbecy bez większego wysiłku mogli skompromitować ideę i zbudować potężną koalicję antylustracyjną. Świadczy o tym choćby „ślepa” teczka Chrzanowskiego, która stała się wiecznym „argumentem” dla tych, którzy „nie chcą się babrać w przeszłości”. Bez względu na to jak było, stało się faktem, że lustracja po 4 czerwca 1992 roku przepadła na wieki. Ten sam błąd Kaczyński i PiS popełnili w 2005 roku, jak pisał Ludwik Dorn PiS otworzyło kilkanaście frontów i w pojedynkę rzuciło się do partyzanckiej wojny z układem. Żadnych wniosków, kalka z roku 1992. Takich jak Wałęsa, czy Moczulski trzeba było rozgrywać, trzymać krótko za twarz i oczekiwać właściwych zachowań, w końcu tak właśnie Wałęsa jest do dziś rozgrywany tyle, że przez innych. W polityce naiwnością można się tylko ośmieszyć, a ta hura partyzantka lustracyjna wyglądała na skrajną naiwność, jeśli nie sabotaż. Emocjonalnie, tak po ludzku, jak mawia pewien cynik, który się nauczył polityki kopiąc kwiatki żony Millera, 4 czerwca jest symbolem wielkiej sprawy. Zgoda, że jedyni odważni, że blokowanie złodziejskiej prywatyzacji, że wyznaczanie kierunku w stronę NATO, a nie NATO-bis. Tylko, co z tego, jeśli polityczne realizacje utopiły wszystkie przepiękne idee. Z tej katastrofy tylko szaleniec zrobi punkt wyjścia dla przyszłych działań.

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu emocje, pomimo rozmaitych deklaracji odwołujących się do realiów i skuteczności, będą ważniejsze. Niejeden sobie pomyśli, że kalam świętości. Domyślam, się, że taki tekst czyta się ciężko, ale jeszcze ciężej się taki tekst pisze. Gdy wiedzę tę skłonność do wiecznego lizania ran, zamiast do wyciągania wniosków z pięknej tragedii, to chce mi się profanować i kalać do upadłego. Pora chyba oddzielić piękne intencje od kompromitujących realizacji. 4 czerwca 1992 roku załatwił lustrację na amen i niestety nic tego przykrego faktu nie przykryje, żadne wzniosłe wersy i pieśni partyzanckie lamentujące nad zdradą. Naiwni mają pretensję do zdrajców, co innego poza zdradą ma do roboty zdrajca? Sprawni politycy takimi śmiesznymi tłumaczeniami się nie kompromitują. Tamten czas trzeba studiować umysłem, nie sercem, jeśli z tamtego czasu Kaczyński nie wyciągnie wniosków, będziemy mieli tyle ile mamy, czyli nic poza wzruszającymi porażkami. O ironio, Kaczor nie tak dawno i przy okazji mało istotnej powiedział wszystko, co należało wówczas i należy dziś robić: „Są takie wojny, w których każdy bagnet jest dobry”. Jest tajemnicą poliszynela, że śp. Lech Kaczyński dniami i nocami perswadował Jarosławowi, aby ten nie wyskakiwał z szaleństwem nowych wyborów. Niestety Jarosław przy całej przenikliwości i talentach politycznych ma jakąś podświadomą skłonność do podejmowania fatalnych decyzji w najbardziej kluczowych sprawach.

Przy takim ustawieniu lustracji, nawet „Mnietek” z Bolkiem rozegrali Olszewskiego, w dodatku Pawlakiem, Moczulskim i Tuskiem, których można było kupić za ochłapy. Lustracja umarła i już nie da się jej we właściwej skali ożywić, dziś politycznym zadaniem numer jeden, w tej kwestii, jest ochrona IPN. Nie Macierewicz, ale Gontarczyk z Cenckiewiczem pokazali i załatwili Bolka, choć oni paradoksalnie byli uczniami Macierewicza. Uczniowie wygrali, bo nie popełnili błędów nauczyciela. Poszli do boju z solidnym orężem i rozpisaną strategią. Michnik pomimo wysiłków nie znalazł żadnych argumentów. Takie zwycięskie batalie należy świętować i powielać, do ostatniego zdemaskowanego esbeka i TW. Mnie zawsze i wszędzie imponuje skuteczność, tani sentymentalizm mnie nudzi. 4 czerwca 1992 roku to polityczne cmentarzysko, trzeba pamiętać, że nie tylko lustracja padła. Olszewski z Macierewiczem po 4 czerwca, zbudowali chyba z 15 partyjek, w tym takich, które były skonfliktowane ze sobą i dawnymi rządowymi kolegami. Rozdrobnienie prawicy narodziło się na trupie spieprzonej lustracji. Równie dobrze można kultywować porażkę wyborczą z 2007 roku, ta sama kategoria i właściwie ten sam skład polityczny rozegrał PiS. Punktem wyjścia dla przyszłości powinna być wygrana bitwa Cenckiewicza i wybory 2005 roku – spektakularny polityczny triumf. Lamentowanie rozleniwia, nigdy nie zagrzewa nawet do sprzeciwu, że o boju nie warto wspominać.

Reklama

33 KOMENTARZE

  1. każdy normalny nie lubił rządu Olszewskiego
    Wówczas odbierałem tą lustrację jako bezmyślny, samobójczy zamach na antykomuszą opozycję.
    Było dla mnie jasne, że w szeregach bojowników solidarnościowych procent donosicieli i agentów zawodowych jest siłą rzeczy wyższy niż średnia krajowa, i wyższy niż w gronie post radzieckim, więc tak obmyślona lustracja rozwali “obóz patriotyczny” natomiast wzmocni stronę przeciwną.

    Inna rzecz, że wówczas panujące solidaruchy zaczynały ostro brać się za szemrane biznesy, i ujawnienie agentów w ich szeregach dawało wielu ludziom z ulicy jakaś mściwą satysfakcję.
    Dlatego wówczas mało kto płakał po rządzie Olszewskiego. Również ja nie lubiłem owego rządu za lewicowość, ciapowatość, hamowanie prywatyzacji i tym podobne socjalistyczne właściwości.
    No, ale wtedy byłem zapalonym miłośnikiem UPR.

  2. każdy normalny nie lubił rządu Olszewskiego
    Wówczas odbierałem tą lustrację jako bezmyślny, samobójczy zamach na antykomuszą opozycję.
    Było dla mnie jasne, że w szeregach bojowników solidarnościowych procent donosicieli i agentów zawodowych jest siłą rzeczy wyższy niż średnia krajowa, i wyższy niż w gronie post radzieckim, więc tak obmyślona lustracja rozwali “obóz patriotyczny” natomiast wzmocni stronę przeciwną.

    Inna rzecz, że wówczas panujące solidaruchy zaczynały ostro brać się za szemrane biznesy, i ujawnienie agentów w ich szeregach dawało wielu ludziom z ulicy jakaś mściwą satysfakcję.
    Dlatego wówczas mało kto płakał po rządzie Olszewskiego. Również ja nie lubiłem owego rządu za lewicowość, ciapowatość, hamowanie prywatyzacji i tym podobne socjalistyczne właściwości.
    No, ale wtedy byłem zapalonym miłośnikiem UPR.

  3. każdy normalny nie lubił rządu Olszewskiego
    Wówczas odbierałem tą lustrację jako bezmyślny, samobójczy zamach na antykomuszą opozycję.
    Było dla mnie jasne, że w szeregach bojowników solidarnościowych procent donosicieli i agentów zawodowych jest siłą rzeczy wyższy niż średnia krajowa, i wyższy niż w gronie post radzieckim, więc tak obmyślona lustracja rozwali “obóz patriotyczny” natomiast wzmocni stronę przeciwną.

    Inna rzecz, że wówczas panujące solidaruchy zaczynały ostro brać się za szemrane biznesy, i ujawnienie agentów w ich szeregach dawało wielu ludziom z ulicy jakaś mściwą satysfakcję.
    Dlatego wówczas mało kto płakał po rządzie Olszewskiego. Również ja nie lubiłem owego rządu za lewicowość, ciapowatość, hamowanie prywatyzacji i tym podobne socjalistyczne właściwości.
    No, ale wtedy byłem zapalonym miłośnikiem UPR.

  4. protestuję!
    muszę zaprotestować! nie czyta sie tego ciężko! wręcz przeciwnie, ciekawa analiza, z którą trudno się nie zgodzić. przypomina mi się RAZ ze swoimi tekstami, dotyczącymi genezy II WŚ.
    Jedna rzecz wymaga polemiki. wybory 2007 i wcześniejsza wygrana w 2005. po pierwsze większość Polaków w 2005 głosowała na PO PIS, w całkowitym przeświadczeniu nieuchronności takiej koalicji. w kluczowych sprawach obie partie nie różniły się wcale, a wygrał sylwester w lodówce. nawet Kaczor nie spodziewał się, że po nie wejdzie w koalicję. co było później wszyscy wiemy.
    Druga sprawa to wybory 2007. Kaczor mógł przypuszczać, żę wygra i w dodatku powiększy przewagę. jeszcze tydzień przed wyborami gw i inne ośrodki lamentowały nad nieuchronną porażką po. nie było ratunku. wtedy pis przekombinował. chcąc dobić przeciwnika wyciągnął w ostatni dzień kampanii posłankę sawicką, paradoksalnie, dając nieoczekiwany prezent przeciwnikowi.

    • Możliwość wejścia w koalicję z PO istniała
      Wystarczyło postawić na Rokitę i wariant wewnętrznego rozpadu PO. Nie twierdzę, że byłby to wariant idealny, ale z pewnością miał większe pole do manewru niż koalicja z SO i LPR. Koalicja z SO i LPR znacząco osłabiła prawe skrzydło PO, i siłą rzeczy doprowadziła do znaczącego umocnienia pozycji Donalda T. Jarosław Kaczyński ma destruktywną skłonność do grania va bank w sytuacjach, które dość jednoznacznie wskazują, że na wygraną szanse ma dość niewielkie.

      Swoją drogą brak POPiSu na dobrą sprawę zadziałał na korzyść obu partii – podzieliły scenę polityczną na dwa wyraźne obozy, gwarantujące im dominującą pozycję we wszystkich wyborach w przeciągu ostatnich 7 lat. Jakkolwiek wątpię by był to cel akurat Jarosława Kaczyńskiego, to nie mam wątpliwości że sytuacja wynikła z upadku projektu POPiSu jest bardzo korzystna dla dołów partyjnych obu obozów politycznych – i nie sądzę by w obu obozach nie znaleźli się ludzie, kibicujący akurat takiemu rozwiązaniu.

      • nie było wariantu z Rokitą.
        Nie było możliwości grania Rokitą. Już wtedy tusk zaczął osłabiać pis i działać na wyeliminowanie wewnętrznych konkurentów (Gilowska, Rokita). To nie Kaczor zerwał rozmowy tylko tusk.
        czy Kaczyński w 2007 r grał vabank? moim zdniem nie. wszytko szło zgodnie z jego planem, aż do feralnego aresztowania sawickiej.

        • Był wariant z Rokitą, tyle że bardzo kosztowny
          O ile pamiętam, mowa była o tece premiera dla Rokity. Pozycja Rokity w PO znacząco podupadła dopiero po upadku rozmów z PiSem. Nie ma dla mnie znaczenia kto te rozmowy zerwał, bo wszystko, co się wydarzyło później, pokazało że zerwanie rozmów było w interesie obydwu partii (przez co mam na myśli partię, jako ogół, a nie np. personalnie Jarosława Kaczyńskiego czy Donalda T. – choć oczywiście ten drugi był takim rozwojem wypadków zainteresowany). Rokita zaraz po wyborach miał pozycję na tyle silną, że współpraca z nim mogła znacząco zmienić bieg wydarzeń w Polsce. Poza tym nie ma wątpliwości co do tego, że znacznie bardziej “po drodze” było mu z Lechem Kaczyńskim niż z Donaldem Tuskiem… Jarosław Kaczyński wolał jednak współpracować z zawodnikami znacznie słabszymi od siebie (Lepper, Giertych), zamiast wybrać współpracę z partnerem o zbliżonej sile.

          • wybory wygrał PiS
            i tu się zgodzić nie mogę. Kaczyński nie wolał wspólpracować z so czy lpr. był do tego zmuszony przez tuska, który wymyślił zerwanie koalicji i woltę w stronę salonu. nie mógł zgodzić się na premiera dla Rokity, bo tym samym uznałby swoją porażkę, osłabiłby swoją pozycję i w konsekwencji tusk wygrałby wybory prezydenckie. dla Kaczyńskiego pozwolenie na dominację mimo wygranych wyborów byłoby samobójstwem.

          • Ciężko by było “dominować” mając mniej głosów niż PiS
            Poza tym koalicję można było utworzyć PO wyborach prezydenckich. Z “porażką” w razie uznania premierostwa Rokity się nie zgodzę, rząd taki spełniałby ówczesne oczekiwania 80% społeczeństwa, ponadto pozycja JK byłaby w tym układzie bardzo, bardzo silna – a jednocześnie pozwalałaby na umocnienie Rokity kosztem Tuska. “Wypięcie się” na Rokitę było wielkim błędem, zaś ukłon w stronę LPR i SO stał się pretekstem do medialnej nagonki na PiS. Owszem, oddanie teki premiera Rokicie zdecydowanie kolidowało z ambicjami JK, ale ambicje JK nie muszą być jednoznaczne z Polską Racją Stanu.

  5. protestuję!
    muszę zaprotestować! nie czyta sie tego ciężko! wręcz przeciwnie, ciekawa analiza, z którą trudno się nie zgodzić. przypomina mi się RAZ ze swoimi tekstami, dotyczącymi genezy II WŚ.
    Jedna rzecz wymaga polemiki. wybory 2007 i wcześniejsza wygrana w 2005. po pierwsze większość Polaków w 2005 głosowała na PO PIS, w całkowitym przeświadczeniu nieuchronności takiej koalicji. w kluczowych sprawach obie partie nie różniły się wcale, a wygrał sylwester w lodówce. nawet Kaczor nie spodziewał się, że po nie wejdzie w koalicję. co było później wszyscy wiemy.
    Druga sprawa to wybory 2007. Kaczor mógł przypuszczać, żę wygra i w dodatku powiększy przewagę. jeszcze tydzień przed wyborami gw i inne ośrodki lamentowały nad nieuchronną porażką po. nie było ratunku. wtedy pis przekombinował. chcąc dobić przeciwnika wyciągnął w ostatni dzień kampanii posłankę sawicką, paradoksalnie, dając nieoczekiwany prezent przeciwnikowi.

    • Możliwość wejścia w koalicję z PO istniała
      Wystarczyło postawić na Rokitę i wariant wewnętrznego rozpadu PO. Nie twierdzę, że byłby to wariant idealny, ale z pewnością miał większe pole do manewru niż koalicja z SO i LPR. Koalicja z SO i LPR znacząco osłabiła prawe skrzydło PO, i siłą rzeczy doprowadziła do znaczącego umocnienia pozycji Donalda T. Jarosław Kaczyński ma destruktywną skłonność do grania va bank w sytuacjach, które dość jednoznacznie wskazują, że na wygraną szanse ma dość niewielkie.

      Swoją drogą brak POPiSu na dobrą sprawę zadziałał na korzyść obu partii – podzieliły scenę polityczną na dwa wyraźne obozy, gwarantujące im dominującą pozycję we wszystkich wyborach w przeciągu ostatnich 7 lat. Jakkolwiek wątpię by był to cel akurat Jarosława Kaczyńskiego, to nie mam wątpliwości że sytuacja wynikła z upadku projektu POPiSu jest bardzo korzystna dla dołów partyjnych obu obozów politycznych – i nie sądzę by w obu obozach nie znaleźli się ludzie, kibicujący akurat takiemu rozwiązaniu.

      • nie było wariantu z Rokitą.
        Nie było możliwości grania Rokitą. Już wtedy tusk zaczął osłabiać pis i działać na wyeliminowanie wewnętrznych konkurentów (Gilowska, Rokita). To nie Kaczor zerwał rozmowy tylko tusk.
        czy Kaczyński w 2007 r grał vabank? moim zdniem nie. wszytko szło zgodnie z jego planem, aż do feralnego aresztowania sawickiej.

        • Był wariant z Rokitą, tyle że bardzo kosztowny
          O ile pamiętam, mowa była o tece premiera dla Rokity. Pozycja Rokity w PO znacząco podupadła dopiero po upadku rozmów z PiSem. Nie ma dla mnie znaczenia kto te rozmowy zerwał, bo wszystko, co się wydarzyło później, pokazało że zerwanie rozmów było w interesie obydwu partii (przez co mam na myśli partię, jako ogół, a nie np. personalnie Jarosława Kaczyńskiego czy Donalda T. – choć oczywiście ten drugi był takim rozwojem wypadków zainteresowany). Rokita zaraz po wyborach miał pozycję na tyle silną, że współpraca z nim mogła znacząco zmienić bieg wydarzeń w Polsce. Poza tym nie ma wątpliwości co do tego, że znacznie bardziej “po drodze” było mu z Lechem Kaczyńskim niż z Donaldem Tuskiem… Jarosław Kaczyński wolał jednak współpracować z zawodnikami znacznie słabszymi od siebie (Lepper, Giertych), zamiast wybrać współpracę z partnerem o zbliżonej sile.

          • wybory wygrał PiS
            i tu się zgodzić nie mogę. Kaczyński nie wolał wspólpracować z so czy lpr. był do tego zmuszony przez tuska, który wymyślił zerwanie koalicji i woltę w stronę salonu. nie mógł zgodzić się na premiera dla Rokity, bo tym samym uznałby swoją porażkę, osłabiłby swoją pozycję i w konsekwencji tusk wygrałby wybory prezydenckie. dla Kaczyńskiego pozwolenie na dominację mimo wygranych wyborów byłoby samobójstwem.

          • Ciężko by było “dominować” mając mniej głosów niż PiS
            Poza tym koalicję można było utworzyć PO wyborach prezydenckich. Z “porażką” w razie uznania premierostwa Rokity się nie zgodzę, rząd taki spełniałby ówczesne oczekiwania 80% społeczeństwa, ponadto pozycja JK byłaby w tym układzie bardzo, bardzo silna – a jednocześnie pozwalałaby na umocnienie Rokity kosztem Tuska. “Wypięcie się” na Rokitę było wielkim błędem, zaś ukłon w stronę LPR i SO stał się pretekstem do medialnej nagonki na PiS. Owszem, oddanie teki premiera Rokicie zdecydowanie kolidowało z ambicjami JK, ale ambicje JK nie muszą być jednoznaczne z Polską Racją Stanu.

  6. protestuję!
    muszę zaprotestować! nie czyta sie tego ciężko! wręcz przeciwnie, ciekawa analiza, z którą trudno się nie zgodzić. przypomina mi się RAZ ze swoimi tekstami, dotyczącymi genezy II WŚ.
    Jedna rzecz wymaga polemiki. wybory 2007 i wcześniejsza wygrana w 2005. po pierwsze większość Polaków w 2005 głosowała na PO PIS, w całkowitym przeświadczeniu nieuchronności takiej koalicji. w kluczowych sprawach obie partie nie różniły się wcale, a wygrał sylwester w lodówce. nawet Kaczor nie spodziewał się, że po nie wejdzie w koalicję. co było później wszyscy wiemy.
    Druga sprawa to wybory 2007. Kaczor mógł przypuszczać, żę wygra i w dodatku powiększy przewagę. jeszcze tydzień przed wyborami gw i inne ośrodki lamentowały nad nieuchronną porażką po. nie było ratunku. wtedy pis przekombinował. chcąc dobić przeciwnika wyciągnął w ostatni dzień kampanii posłankę sawicką, paradoksalnie, dając nieoczekiwany prezent przeciwnikowi.

    • Możliwość wejścia w koalicję z PO istniała
      Wystarczyło postawić na Rokitę i wariant wewnętrznego rozpadu PO. Nie twierdzę, że byłby to wariant idealny, ale z pewnością miał większe pole do manewru niż koalicja z SO i LPR. Koalicja z SO i LPR znacząco osłabiła prawe skrzydło PO, i siłą rzeczy doprowadziła do znaczącego umocnienia pozycji Donalda T. Jarosław Kaczyński ma destruktywną skłonność do grania va bank w sytuacjach, które dość jednoznacznie wskazują, że na wygraną szanse ma dość niewielkie.

      Swoją drogą brak POPiSu na dobrą sprawę zadziałał na korzyść obu partii – podzieliły scenę polityczną na dwa wyraźne obozy, gwarantujące im dominującą pozycję we wszystkich wyborach w przeciągu ostatnich 7 lat. Jakkolwiek wątpię by był to cel akurat Jarosława Kaczyńskiego, to nie mam wątpliwości że sytuacja wynikła z upadku projektu POPiSu jest bardzo korzystna dla dołów partyjnych obu obozów politycznych – i nie sądzę by w obu obozach nie znaleźli się ludzie, kibicujący akurat takiemu rozwiązaniu.

      • nie było wariantu z Rokitą.
        Nie było możliwości grania Rokitą. Już wtedy tusk zaczął osłabiać pis i działać na wyeliminowanie wewnętrznych konkurentów (Gilowska, Rokita). To nie Kaczor zerwał rozmowy tylko tusk.
        czy Kaczyński w 2007 r grał vabank? moim zdniem nie. wszytko szło zgodnie z jego planem, aż do feralnego aresztowania sawickiej.

        • Był wariant z Rokitą, tyle że bardzo kosztowny
          O ile pamiętam, mowa była o tece premiera dla Rokity. Pozycja Rokity w PO znacząco podupadła dopiero po upadku rozmów z PiSem. Nie ma dla mnie znaczenia kto te rozmowy zerwał, bo wszystko, co się wydarzyło później, pokazało że zerwanie rozmów było w interesie obydwu partii (przez co mam na myśli partię, jako ogół, a nie np. personalnie Jarosława Kaczyńskiego czy Donalda T. – choć oczywiście ten drugi był takim rozwojem wypadków zainteresowany). Rokita zaraz po wyborach miał pozycję na tyle silną, że współpraca z nim mogła znacząco zmienić bieg wydarzeń w Polsce. Poza tym nie ma wątpliwości co do tego, że znacznie bardziej “po drodze” było mu z Lechem Kaczyńskim niż z Donaldem Tuskiem… Jarosław Kaczyński wolał jednak współpracować z zawodnikami znacznie słabszymi od siebie (Lepper, Giertych), zamiast wybrać współpracę z partnerem o zbliżonej sile.

          • wybory wygrał PiS
            i tu się zgodzić nie mogę. Kaczyński nie wolał wspólpracować z so czy lpr. był do tego zmuszony przez tuska, który wymyślił zerwanie koalicji i woltę w stronę salonu. nie mógł zgodzić się na premiera dla Rokity, bo tym samym uznałby swoją porażkę, osłabiłby swoją pozycję i w konsekwencji tusk wygrałby wybory prezydenckie. dla Kaczyńskiego pozwolenie na dominację mimo wygranych wyborów byłoby samobójstwem.

          • Ciężko by było “dominować” mając mniej głosów niż PiS
            Poza tym koalicję można było utworzyć PO wyborach prezydenckich. Z “porażką” w razie uznania premierostwa Rokity się nie zgodzę, rząd taki spełniałby ówczesne oczekiwania 80% społeczeństwa, ponadto pozycja JK byłaby w tym układzie bardzo, bardzo silna – a jednocześnie pozwalałaby na umocnienie Rokity kosztem Tuska. “Wypięcie się” na Rokitę było wielkim błędem, zaś ukłon w stronę LPR i SO stał się pretekstem do medialnej nagonki na PiS. Owszem, oddanie teki premiera Rokicie zdecydowanie kolidowało z ambicjami JK, ale ambicje JK nie muszą być jednoznaczne z Polską Racją Stanu.

  7. Ponownie zachęcam do analizy przyczyn przez pryzmat skutków
    Sposób, w jaki przystąpiono do lustracji w 1992 w zasadzie gwarantował, że nie tylko nie zostanie ona wówczas przeprowadzona, ale że również jej przeprowadzenie zostanie zawieszone na długie lata. Uczestnicy “Nocnej Zmiany” zachowali się dla siebie w sposób całkowicie racjonalny – i nie wierzę, że nikt z głównych rozgrywających (Olszewski, Macierewicz, Kaczyński, Mikke), nie miał świadomości, że takie poprowadzenie sprawy, uwali projekt lustracji.

    Jakoś łatwiej jest mi uwierzyć że ktoś z “inicjatorów lustracji” prowadził sabotaż, niż że wszyscy ci ludzie byli skończonymi głupcami, nie zdającymi sobie sprawy z oczywistych konsekwencji działań. Powiem wprost – gdyby moją intencją w 1992 roku było zablokowanie lustracji na dziesięciolecia, to wszystkie działania począwszy od wystąpienia Mikkego, a skończywszy na odwołaniu rządu Olszewskiego, byłyby kolejnymi, logicznymi elementami scenariusza.

    Mało popularny, mniejszościowy, chylący się ku upadkowi rząd, próbujący za pomocą pisanej na kolanie uchwały, w kilka dni postawić w stan oskarżenia lustracyjnego kilkaset najważniejszych osób w państwie, bez zbudowania jakiejkolwiek sensownej koalicji, i bez sprawdzenia posiadanych informacji na temat poszczególnych osób – po prostu mamy tutaj scenariusz katastrofy idealnej.

    W tym układzie uczestników “Nocnej Zmiany” należy postrzegać nie jako “rozgrywających”, ale rozgrywanych – osoby od początku do końca realizujące założony przez kogoś innego scenariusz – scenariusz przewidujący dokładnie taki, a nie inny, rozwój wydarzeń.

  8. Ponownie zachęcam do analizy przyczyn przez pryzmat skutków
    Sposób, w jaki przystąpiono do lustracji w 1992 w zasadzie gwarantował, że nie tylko nie zostanie ona wówczas przeprowadzona, ale że również jej przeprowadzenie zostanie zawieszone na długie lata. Uczestnicy “Nocnej Zmiany” zachowali się dla siebie w sposób całkowicie racjonalny – i nie wierzę, że nikt z głównych rozgrywających (Olszewski, Macierewicz, Kaczyński, Mikke), nie miał świadomości, że takie poprowadzenie sprawy, uwali projekt lustracji.

    Jakoś łatwiej jest mi uwierzyć że ktoś z “inicjatorów lustracji” prowadził sabotaż, niż że wszyscy ci ludzie byli skończonymi głupcami, nie zdającymi sobie sprawy z oczywistych konsekwencji działań. Powiem wprost – gdyby moją intencją w 1992 roku było zablokowanie lustracji na dziesięciolecia, to wszystkie działania począwszy od wystąpienia Mikkego, a skończywszy na odwołaniu rządu Olszewskiego, byłyby kolejnymi, logicznymi elementami scenariusza.

    Mało popularny, mniejszościowy, chylący się ku upadkowi rząd, próbujący za pomocą pisanej na kolanie uchwały, w kilka dni postawić w stan oskarżenia lustracyjnego kilkaset najważniejszych osób w państwie, bez zbudowania jakiejkolwiek sensownej koalicji, i bez sprawdzenia posiadanych informacji na temat poszczególnych osób – po prostu mamy tutaj scenariusz katastrofy idealnej.

    W tym układzie uczestników “Nocnej Zmiany” należy postrzegać nie jako “rozgrywających”, ale rozgrywanych – osoby od początku do końca realizujące założony przez kogoś innego scenariusz – scenariusz przewidujący dokładnie taki, a nie inny, rozwój wydarzeń.

  9. Ponownie zachęcam do analizy przyczyn przez pryzmat skutków
    Sposób, w jaki przystąpiono do lustracji w 1992 w zasadzie gwarantował, że nie tylko nie zostanie ona wówczas przeprowadzona, ale że również jej przeprowadzenie zostanie zawieszone na długie lata. Uczestnicy “Nocnej Zmiany” zachowali się dla siebie w sposób całkowicie racjonalny – i nie wierzę, że nikt z głównych rozgrywających (Olszewski, Macierewicz, Kaczyński, Mikke), nie miał świadomości, że takie poprowadzenie sprawy, uwali projekt lustracji.

    Jakoś łatwiej jest mi uwierzyć że ktoś z “inicjatorów lustracji” prowadził sabotaż, niż że wszyscy ci ludzie byli skończonymi głupcami, nie zdającymi sobie sprawy z oczywistych konsekwencji działań. Powiem wprost – gdyby moją intencją w 1992 roku było zablokowanie lustracji na dziesięciolecia, to wszystkie działania począwszy od wystąpienia Mikkego, a skończywszy na odwołaniu rządu Olszewskiego, byłyby kolejnymi, logicznymi elementami scenariusza.

    Mało popularny, mniejszościowy, chylący się ku upadkowi rząd, próbujący za pomocą pisanej na kolanie uchwały, w kilka dni postawić w stan oskarżenia lustracyjnego kilkaset najważniejszych osób w państwie, bez zbudowania jakiejkolwiek sensownej koalicji, i bez sprawdzenia posiadanych informacji na temat poszczególnych osób – po prostu mamy tutaj scenariusz katastrofy idealnej.

    W tym układzie uczestników “Nocnej Zmiany” należy postrzegać nie jako “rozgrywających”, ale rozgrywanych – osoby od początku do końca realizujące założony przez kogoś innego scenariusz – scenariusz przewidujący dokładnie taki, a nie inny, rozwój wydarzeń.

  10. Długie ramię Moskwy – Cenckiewicza
    powinien przeczytać każdy, kto chce zrozumieć cokolwiek z polskiej współczesności. Bez tego ,,elementarza” nie da się opisać, ani PRL-u, ani fenomenu Polski bezpieczniackiej, ani ,,ustrojowej transformacji”. Nawet historia płk Kuklińskiego nabiera innego wymiaru, bo podobnych ,,zdrajców” było wielu. Ale najważniejsze są aksjomaty zawarte w tytanicznej pracy Cenckiewicza(jeżeli nie potrafisz przeczytać 70 stron w godzinę nie możesz byc historykiem): sowiecki rodowód i sowieckie dowództwo całego PRL-owskiego ,,wywiadu” – od 1945 aż do końca WSI, oraz pełne i profesjonalne przygotowanie kady II Zarządu(później WSI) na zmiany ustrojowe (zagraniczne staże w bankach i spółkach akcyjnych).

  11. Długie ramię Moskwy – Cenckiewicza
    powinien przeczytać każdy, kto chce zrozumieć cokolwiek z polskiej współczesności. Bez tego ,,elementarza” nie da się opisać, ani PRL-u, ani fenomenu Polski bezpieczniackiej, ani ,,ustrojowej transformacji”. Nawet historia płk Kuklińskiego nabiera innego wymiaru, bo podobnych ,,zdrajców” było wielu. Ale najważniejsze są aksjomaty zawarte w tytanicznej pracy Cenckiewicza(jeżeli nie potrafisz przeczytać 70 stron w godzinę nie możesz byc historykiem): sowiecki rodowód i sowieckie dowództwo całego PRL-owskiego ,,wywiadu” – od 1945 aż do końca WSI, oraz pełne i profesjonalne przygotowanie kady II Zarządu(później WSI) na zmiany ustrojowe (zagraniczne staże w bankach i spółkach akcyjnych).

  12. Długie ramię Moskwy – Cenckiewicza
    powinien przeczytać każdy, kto chce zrozumieć cokolwiek z polskiej współczesności. Bez tego ,,elementarza” nie da się opisać, ani PRL-u, ani fenomenu Polski bezpieczniackiej, ani ,,ustrojowej transformacji”. Nawet historia płk Kuklińskiego nabiera innego wymiaru, bo podobnych ,,zdrajców” było wielu. Ale najważniejsze są aksjomaty zawarte w tytanicznej pracy Cenckiewicza(jeżeli nie potrafisz przeczytać 70 stron w godzinę nie możesz byc historykiem): sowiecki rodowód i sowieckie dowództwo całego PRL-owskiego ,,wywiadu” – od 1945 aż do końca WSI, oraz pełne i profesjonalne przygotowanie kady II Zarządu(później WSI) na zmiany ustrojowe (zagraniczne staże w bankach i spółkach akcyjnych).