Reklama

Rola Kościoła, polskiego zaściankowego katolicyzmu to temat na portalu gorący. Parę miesięcy temu starałam się problem potraktować możliwie bezstronnie.

Rola Kościoła, polskiego zaściankowego katolicyzmu to temat na portalu gorący. Parę miesięcy temu starałam się problem potraktować możliwie bezstronnie. Ponieważ mój bloxowy blog rekordów popularności nigdy nie bił (ciekawe, najwięcej wejść miałam, gdy pisałam o apostazji Węcławskiego) pozwalam sobie go tu wkleić. Licząc na kontrowersje.

Nie ma prawie dnia, żeby wypowiedź któregoś z dostojników kościelnych nie wywołała lawiny komentarzy. Złośliwych, czasami wulgarnych. Można by przypuszczać, że biskupi i księża celowo takie sytuacje prowokują. A to bp Ryczan porówna los Barbary Blidy z losem nienarodzonych, a to prymas Glemp zajmie się wyceną kalectwa Alicji Tysiąc, żeby przytoczyć tylko ostatnie przykłady. Na takie wypowiedzi oczywiście rzucają się natychmiast nie tylko zdeklarowani wrogowie Kościoła, religii, wiary. Również ci, którzy przyznają, że właśnie taka realizacja misji religijnej ostatecznie ich do Kościoła zniechęca. Na dodatek, raz po raz na jaw wychodzą paskudne występki kapłanów. Co tylko dolewa oliwy do ognia. Także w dyskusjach medialnych, a przede wszystkim internetowych.

Reklama

Sieć, naturalnie, nijak się ma do obrazu świadomości społecznej. Gdyby bowiem sądzić z natężenia emocji antyklerykalnych czy, szerzej, antyreligijnych na internetowych forach i w blogach, należałoby dojść do wniosku, że jesteśmy na skraju zbiorowej apostazji. Ale faktem jest, że obrona poprzez atak, którą Kościół coraz konsekwentniej stosuje w walce z laicyzacją społeczeństwa, wydaje się przynosić skutki przeciwne do zamierzonych. Powiększa się grono jeśli nie ateistów, to przynajmniej ludzi zbrzydzonych polskim katolicyzmem. Jednocześnie, szczególnie na blogach, pojawia się coraz więcej tekstów analitycznych. Ludzi wyznających swój ateizm bądź agnostycyzm, powołujących się na własne przemyślenia, lektury i obserwacje.

Wiara w sacrum, skodyfikowany system wierzeń czyli religia, przynależność do jakiegoś wyznania czy Kościoła to pojęcia ściśle ze sobą powiązane ale nie tożsame. Leszek Kołakowski, najwybitniejszy polski filozof uważa, że religii nie grozi śmierć. Czy jednak religia katolicka, jak głoszą jej dogmatyczni wyznawcy, stanowi historyczno-kulturowe spoiwo narodowe? Konkretnie, narodu polskiego? Przewrotnie, roli religii w życiu Polaków broni Matka-Kurka. Choć nie przeszkadza mu to w odrzuceniu wszystkich dogmatów Ewangelii. Jako ateista, zimny, wyrachowany, nie pozostawiający sobie złudzeń uważam, że najgorsze co można w Polsce zrobić to przeprowadzić ateizację. Niech to się lepiej kręci tak jak się kręci, strach przed życiem po śmierci to już chyba ostatnia motywacja, aby być lepszym Polakiem – pisze autor. Jeśliby poważnie przyjąć jego diagnozę, należałoby zaakceptować tezę, że etyka pozareligijna jest niemożliwa. Przynajmniej w odniesieniu do Polaków. Nie ma się z czego śmiać. Wielu myślicieli ludzkie poczucie moralności uznaje jako dowód na istnienie Boga. Jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno – żeby przypomnieć Dostojewskiego. Przy czym, jak pisze Matka-Kurka, katolicyzm wynalazł cudowny acz cokolwiek sadystyczny patent na okresową reaktywację dobra w człowieku, czyli sakrament spowiedzi.

Kulturotwórcza rola Ewangelii byłaby dość trudna do zanegowania. Można oczywiście się spierać, w jakim stopniu jest to jedynie sublimacja wcześniejszych, "pogańskich" mitów. Bądź w czym, pod względem estetycznym, katedry chrześcijańskie ustępują islamskim meczetom czy buddyjskim pagodom. Jest jednak faktem, że sztuka niesakralna rozwinęła się stosunkowo niedawno. No, chyba że za pierwsze świadectwa ludzkiej artystycznej kreatywności uznamy prehistoryczne rysunku jaskiniowe. Poza tym, wstyd powiedzieć, ale w sztuce, czy szerzej twórczości religijnej polskie osiągnięcia są dość skromne. Jeden ołtarz dłuta artysty pochodzenia niemieckiego, 20-wieczna Pasja czy rozmaite wersje ludowego Chrystusa Frasobliwego, i niewiele więcej.

Tylko pod Krzyżem, tylko pod tym znakiem Polska jest Polską, a Polak Polakiem. Cytat z 19-wiecznego wieszcza, kiedy polskość rzeczywiście była pielęgnowana siłą woli, przywiązaniem do języka i wiary ojców, przenoszony na sytuację współczesną ma, jednak, zupełnie inną wagę. Owszem, głoszony z ambon, osoby starsze, niewykształcone utwierdza w przekonaniu, że tak właśnie jest. W niektórych środowiskach polonijnych jest bodaj jedynym łącznikiem z macierzą. Widziałam to w małej kazachskiej wiosce, w 90% zamieszkałej przez Polaków wysiedlonych w latach 30. ubiegłego wieku z terenów, które już wtedy do Polski nie należały. Staruszkowie pokazywali z dumą egzemplarze Biblii Wujka, z których uczyli języka dzieci i wnuków. Ich opowieści o antysowieckim oporze to były historie trwania przy księżach-bohaterach. Którzy po kryjomu odprawiali msze, chrzcili dzieci, udzielali im komunii i ostatniego namaszczenia. Na ogół kończyli w łagrach. A kiedy nastała kazachska niepodległość, do wioski przybył z Polski młody ksiądz. I natychmiast w naturalny sposób stał się głównym wioskowym autorytetem. Organizatorem ich życia. Wygląda na to, że zastąpiłem im sekretarza partyjnego. Co rano, jak za sowieckich czasów urządzamy sobie operatywki. Rozdzielamy zadania, u kogo dziś wykopać ziemniaki itp. – opowiadał nam ze śmiechem. Do budowy nowej świątyni zmobilizował wszystkich, którzy się do tego nadawali. Łącznie z kilkoma Inguszami, którzy we wsi mieszkali.

Społeczny anachronizm? Historia, która odejdzie w przeszłość wraz z ostatnim moherowym beretem? Faktycznie, w krajach, gdzie dziejowa trauma była nieco lżejszego kalibru, religia dawno przestała być spoiwem narodowościowym. Nawet jeśli np. protestancki etos pracy i sukcesu miał korzenie chrześcijańskie, w funkcjonowaniu wspólnot państwowych od tych korzeni się oderwał. Kościoły są tam jedną z wielu organizacji pozarządowych, towarzyszących i wspomagających tych ludzi, którzy sobie tego życzą. A takiego ograniczenia swojej roli Kościół katolicki, szczególnie w Polsce, sobie nie wyobraża.

Wiara należy do fundamentów naszego istnienia, religia nie może zaginąć – powtórzył niedawno w rozmowie z Dziennikiem Leszek Kołakowski. Jednocześnie stwierdził: myślę, że niewierzący muszą uznać – chociaż na ogół tego uznać nie chcą – że my wszyscy jesteśmy nieudacznikami i ludźmi przegranymi (podkreśl. moje). Kolizji między religią i nauką nie widzi, z kolei fizyk i teolog, ks. Michał Heller, tegoroczny laureat nagrody Templetona (1,6 mln USD). A prof. Tomasz Polak (d. Węcławski) w dalszym ciągu traktuje Pismo jako źródło fundamentalnych pytań granicznych. Człowiek nie może udawać, że ich istotności nie dostrzega. Jeśli komuś przy wyborze odpowiedzi na nie potrzebni są przewodnicy, nauczyciele, niechby byli wśród nich także księża katoliccy. Ale wtłoczeni w zmurszałą instytucję, wywołują coraz więcej irytacji. Podobnie jak historyczna polityka, historyczno-narodowy katolicyzm może niebawem ujrzeć czerwoną kartkę. Od większości wiernych. Nie tylko od internetowych wolnomyślicieli. To tylko kwestia czasu!

 

http://merrygoround.blox.pl

Reklama

3 KOMENTARZE

  1. nie czuje sie czlowiekiem przegranym
    lub nieudacznikiem,a to ze wierze w siebie,w swoje umiejetnosci jest wg mnie w porzadku!!!wymagam od siebie i od kogos,potrafie wiele wybaczyc,tolerowac czyjes wady,mam tez i swoje.czasem mysle ze poprzez to jak zyje jestem blizej nauk zawartych w bibli niz np moja mama,babcia,siostra o katolikach ze swiecznika i namiestnikach boga na ziemi nie wspomne!!!tego tekstu np.na onecie ci nie puszcza,za skomplikowany dla wyznawcow jedynej slusznej religii!!!swego czasu na kolendzie(mama sobie zazyczyla)zapytalem o kilka dogmatow sprzecznych z pismem…ale sie nasluchalem…pozytek z tej dyskusjii byl bo moja mama nagle zaczela pytac o to i owo…przynajmniej ktos sie na prawdziwa a nie wydumana wiare ma szanse nawrocic;-))pozdrawiam

    • sieć chyba w ogóle nie jest miejscem
      do takich dyskusji, przynajmniej polska, a w ludziach istnieje potrzeba dzielenia się wątpliwościami, różnymi; kiedy znane nazwiska rzucały stan kapłański dużo na ten temat rozmawiałam, także z praktykującymi katolikami; usłyszałam masę ciekawych przemyśleń – poczucie wśród nich, szczególnie młodych jest, że w Kościele katolickim coś się kończy i raczej nie wyjdzie z tego zwycięsko. pozdrawiam