Reklama

Salon IV RP musi mieć nie tylko swoich depozytariuszy prawdy i głosicieli nowej historii Polski, takich jak Bronisław Wildstein, czy Jarosław Marek Rymkiewicz (ten of gryzienia żubra w d?), ale również męczenników za prawdę. Próbował się do tego dostosować naczelny ?Gazety Polskiej?, Tomasz Sakiewicz, którego siepacze z walterowskiej TVN chcieli wsadzić do więzienia (za notoryczne nie stawianie się na rozprawy), potem na ikonę chciano przerobić dziennikarza śledczego, Wojciecha Sumlińskiego, ale jego odporność psychiczna okazała się zbyt słaba.

Na horyzoncie ukazała się inna postać – dr Sławomir Cenckiewicz.
Pan Cenckiewicz zaistniał na dobre w świadomości szerszej publiczności jako współautor, z Piotrem Gontarczykiem, dziełka quasi historycznego, w założeniach demaskatorskiego, a tak naprawdę – czegoś w rodzaju pamfletu na Lecha Wałęsę – ?SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii?. Jednak jego kariera, zanim został historykiem na zamówienie, prowadzi przez stanowisko szefa komisji likwidacyjnej ds. WSI – a także przez synekurę w RN państwowej firmy Operator Logistyczny Paliw Płynnych Sp. z o. o. – z nadania PiS. Tak więc nasz ?bohater? jest najpierw członkiem układu politycznego – dopiero później historykiem.

Reklama

Historia opozycji końca lat 70. została zapisana przez pp. Cenckiewicza i Gontarczyka głównie na użytek doraźny, polityczny, w formie paszkwilu.

Książka wydana przez IPN podzieliła Polskę na nowo, i to w wielu płaszczyznach. Politycznie jedni zarzucali innym wykorzystanie książki i samego Lecha Wałęsy do rozgrywek politycznych. Z drugiej strony zwolennicy spiskowych teorii budują na bazie indywidualnej sprawy byłego przywódcy ?Solidarności?, szeroką teorię esbeckiego układu, który jakoby doprowadził do Okrągłego Stołu, następnie się ?utrwalił? i ostatecznie opanował III Rzeczpospolitą.

Zwolennicy pracy twierdzą, że jej autorzy dopełnili staranności naukowej, że pozycja opracowana jest rzetelnie, doświadczenie archiwistyczne autorów, znajomość procedur, jakie panowały w służbach PRL – gwarantują, że informacje tam zawarte są PRAWDZIWE I WIARYGODNE. Ci sami zwolennicy milczeniem pomijają z kolei te informacje, że te materiały są kopiami. Że jak do tej pory nie natrafiono na oryginały dokumentacji (nie mówiąc już o odręcznych notatkach Wałęsy), nie ma również w archiwach mikrofilmów. Dlatego też trwa usilnie poszukiwanie ?złotego strzału?, dokumentu, lub oświadczenia samego Lech Wałęsy, które by potwierdziło jego świadomą i gorliwą współpracę z SB. W między czasie wypłynęła sprawa taśmy, jak miała być nagrana na jednym ze spotkań Wolnych Związków Zawodowych, na którym Lech Wałęsa miał się przyznać do współpracy. Okazuje się, że dowody, czyli stenogram tej taśmy, a także jej depozytariusz, Bogdan Borusewicz – zaprzeczają, że tego rodzaju oświadczenie zostało przez Wałęsę złożone.

Zwolennicy książki prześlizgują się nad tym, że została ona napisana przez historyków – ideologów, których nie tylko działalność naukowa – ale również uczestnictwo w różnych innych przedsięwzięciach – każe z dużą nieufnością odczytywać ich opinie. A opinii w książce jest wprawdzie mniej niż materiału źródłowego – ale są one jednoznaczne i tendencyjnie skierowane przeciwko Wałęsie.

Cenckiewicz złożył rezygnację ze stanowiska szefa jednej z komórek, pionu edukacji, IPN w Gdańsku. W oświadczeniu napisał, że jego decyzja jest podyktowana ?nieuzasadnionymi i brutalnymi atakami niektórych polityków ekipy rządzącej i mediów na Instytut Pamięci Narodowej, w tym na moją osobę, oraz zapowiedziami zmiany ustawy i okrojenia budżetu, postanowiłem dla dobra Instytutu zrezygnować z pracy w IPN?. – jak napisał w oświadczeniu.

Jednak już dziś na stronie IPN pojawił się komunikat Mateusza Szpytmy, Zastępca Dyrektora Sekretariatu Prezesa IPN, w brzmieniu;

W związku z licznymi spekulacjami medialnymi Instytut Pamięci Narodowej dementuje pogłoski, jakoby przedstawiciele kierownictwa Platformy Obywatelskiej bądź Rządu wywierali naciski na władze IPN w celu zwolnienia z pracy dr. Sławomira Cenckiewicza, łącząc tę kwestię z groźbą uszczuplenia budżetu IPN

No to właściwie jak jest? Były naciski, czy ich nie było? Tak wyraźne odcięcie się macierzystej instytucji od jej pracownika, wskazuje, że coś z tym jest nie tak.
W sieci pojawiły się informacje, że dymisja Cenckiewicza nie jest związana z domniemanymi naciskami na niego, czy na prezesa Janusza Kurtykę, lecz po prostu tym, że szanowny Pan Doktor nie wywiązywał się jak należy ze swojej pracy administracyjnej, lecz sobie bimbał i jeździł na ?spotkania autorskie? i konferencje.
Inna pogłoska jest taka, że chodzi o stypendium amerykańskie, które Cenckiewicz ma dostać – w związku z tym i tak by odszedł. A lepiej jest odejść w glorii pokrzywdzonego i zlinczowanego przez pałkarzy Tuska – niż z powodu niekompetencji.

Cenckiewicz usiłuje wplątać w tą sprawę marszałka Senatu, Bogdana Borusewicza, czy posła PO, Arkadiusza Rybickiego, sugeruje, że postawiono również ultimatum Januszowi Kurtyce – 30 mln mniej budżetu IPN albo głowa Cenckiewicza. Nie przedstawia na to jednak żadnych dowodów.
I stawia w ten sposób w niezręcznej sytuacji samego Kurtykę, ponieważ prezes IPN wychodzi w tej sprawie nie tylko na ?handlarza żywym towarem?, lecz wręcz na człowieka podatnego na naciski?

Cenckiewicz odszedł z powodu domniemanych nacisków? i w sprzeciwie wobec nich. Dość połamana konstrukcja.

Pojawiły się opinie, że sprawa Sławomira Cenckiewicza to element szerszej sprawy, gdzie głównym celem jest Janusz Kurtyka, oraz zmiana ustawy o działalności Instytutu Pamięci Narodowej. Mam nadzieję, że tak jest w rzeczywistości.

IPN ma zbyt szeroki zakres działalności, który pozwala poszczególnym ekipom rządzącym wykorzystywać go do manipulacji politycznej. Najczęściej – do realizacji określonej polityki historycznej.

Jest oczywiste, że historia, szczególnie ta, która się toczy na przestrzeni żyjących pokoleń – nie jest i nie może być interpretowana przez wszystkich jednakowo. Szczególnie w sytuacji takiego kraju, jak Polska, których przez 60 lat przechodził tak różnorodne dzieje.
Jednak nie jest tak, że opracowania historyczne nie mogą być wszechstronnie weryfikowane – jeżeli pozwala na to prawo, oraz żyją jeszcze świadkowie wydarzeń.

Problem IPN polega na tym, że jest on instytucją państwową, mającą szeroki – zbyt szeroki – zakres działania.

Przypomnijmy, że jego skład wchodzą cztery główne biura;

* Główna Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu,
* Biuro Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów,
* Biuro Edukacji Publicznej,
* Biuro Lustracyjne

Zakres działań IPN obejmuje lata 1944 – 1990. I powinien prowadzić zadania tylko w tym zakresie – a na pewno tylko zadania natury dochodzeniowej. Jak się okazuje, książka poświęcona Lechowi Wałęsie, wykracza poza wspomniany okres, ponieważ dotyczy także działań byłego prezydenta w latach 1990 – 95.

Problem IPN zasadza się na olbrzymim zakresie jego działalności – ponieważ prowadzi on działalność i dochodzeniową, lustracyjną, jest archiwum, na bazie którego mają być prowadzone badania naukowe – i jest również jednostką edukacyjną. Ten problem jest również zwielokrotniony przez obsadę personalna tej instytucji. Biorą pod uwagę, że twarzami IPN są w tej chwili ludzie z nadania politycznego – Andrzej Gwiazda, Barbara Fedyszak – Radziejowska, Andrzej Urbański, Mieczysław Ryba – członkowie Kolegium, czy Janusz Kurtyka (prezes), Jacek Wygoda (człowiek kojarzony ze Zbigniewem Ziobro), Piotr Gontarczyk – szefowie Biura Lustracyjnego – trudno uwierzyć w bezstronność tej instytucji.

Wyraźnie należy oddzielić różne funkcje instytutu. Jego działalność edukacyjna – jest imponująca. Ilość opracowań, ilość zebranych i udostępnionych materiałów, szczególnie z okresu działania komunistycznego aparatu represji jest olbrzymia.Wydawnictwa stałe, takie jak Biuletyn, książki, publikacje internetowe – czy akcje, takie jak w rocznice Sierpnia, czy Powstania Warszawskiego – są przyjmowane z pełną aprobatą.

IPN postrzegany jest jednak publicznie przez pryzmat nie działalności edukacyjnej i naukowej – lecz politycznej. Już za czasów poprzedniego szefa, profesora Leona Kieresa, dochodziło do sytuacji, gdzie jego decyzje, dotyczące na przykład przesunięcia części akt do zbioru zastrzeżonego – wzbudzał duże emocje. Ten zbiór jest teraz czymś, co stanowi polisę ubezpieczeniową dla jego szefa, Janusz Kurtyki. Największym problemem IPN są właśnie akta bezpieki.

Akta bezpieki są poddawane jawnej manipulacji – i praktycznie każdy może z nich zrobić sobie dowolny użytek, pod płaszczykiem ?pracy naukowej?. Sprawa Stanisława Wielgusa, Milana Suboticia, czy Lecha Wałęsy pokazują mechanizmy, jakimi się Kurtyka może posługiwać.

W czerwcu zeszłego roku Kurtyka ogłosił, że na jego biurku leży lista, składająca się z 500 nazwisk agentów komunistycznej służby bezpieczeństwa. Politycy i komentatorzy, jak zwykle, dali się złapać na lep newsa i długo debatowali – ujawnić, nie ujawnić, całą w połowie, w kawałkach. I oczywiście ? kto tam się znajduje. Nikt nie zadawał pytań – na jakiej podstawie i kto może to zrobić? Czy Janusz Kurtyka działa w imieniu prawdy historycznej, czy może na zlecenie? polityczne?

Niemalże równolegle z tą informacją pojawiła się inna – taka, ze Janusz Kurtyka arbitralną decyzją przesunął ze zbioru zastrzeżonego do części dostępnej ogólnie dużą cześć akt – zawartość zbioru zastrzeżonego zmniejszyła się dwukrotnie. Prawdopodobnie znajdowały się tam również akta Lecha Wałęsy.

A trzecia z tych informacji czerwcowych mówiła, że w strukturach państwa i polityki, jak zbadało Biuro Lustracyjne IPN działa około 500 byłych agentów SB ? inaczej OZI?
Mało kto pamięta, że te trzy informacje zbiegły się datą, z terminem ogłoszenia uzasadnienia wyroku Trybunału Konstytucyjnego, dotyczącego niezgodności pisowskiej ustawy lustracyjnej z przepisami prawa, głównie z Konstytucją RP.

Kurtyka nie zdecydował się na ogłoszenie tych 500 nazwisk – zapewne nie uzyskał przyzwolenia Jarosława Kaczyńskiego na tego rodzaju działania. Ale po tym przykładzie widać, jak łatwo można dokonać manipulacji materiałami i dokumentami, które tak naprawdę nie mają żadnej ochrony prawnej.

Pisanie o IPN jako o instytucji naukowej i stojącej na straży pamięci narodowej – jest półprawdą. Funkcje i zadania IPN zostały poddane zbyt ścisłej kontroli politycznej – nie państwowej – lecz politycznej. IPN w rękach tych ludzi, którzy obecnie stoją na jego czele, nie jest narzędziem rozliczeń zbrodni komunistycznych – lecz jest narzędziem walki politycznej.

Walka polityczna rozgrywa się też na płaszczyźnie edukacyjnej, czego przykładem są tak zwane pakiety edukacyjne, z których te dotyczące stanu wojennego czy powojennej konspiracji spotkały się zmieszanym odbiorem.

Jednak problem zasadza się głównie na tym, że materiały esbeckie, które mogą być przeglądane i analizowane przez praktycznie każdego, kto znajdzie sobie albo jakiś program badawczy albo będzie chciał udowodnić dowolną tezę polityczną – będą dostępne dla niego praktycznie bez żadnych przeszkód.

Polityka historyczna, pisana esbeckim teczkami – pod egidą instytucji demokratycznego państwa?Czy to jest sukces polskiej demokracji?

Ostatnio, po całej zawierusze wokół książki Cenckiewicza i Gontarczyka, pojawiły się hasła – ręce precz od IPN. Nie, właśnie nadszedł ten moment, kiedy po 10. latach działania, po klęskach lustracyjnych – należy się przyjrzeć ustawie o działalności tej instytucji.

IPN należy przekształcić. Zachować jego wszystkie zadania – ale należy go rozparcelować i poszczególne funkcjonalności oddać pod kontrolę różnych instytucji. Nie może tak potężna instytucja pozostawać praktycznie poza kontrolą. należy oddzielić pion lustracyjny od pionu śledczego i badawczego, archiwa poddać niezależnej kontroli – a działalność edukacyjną poddać kontroli MEN.

Azrael

Reklama

15 KOMENTARZE

  1. Niezły tekst
    Przede wszystkim proponujący coś konstruktywnego. Dotychczasowe “zamknąć archiwa na dobre” lub “całkowicie otworzyć archiwa” mają swoje plusy i minusy, jednak zarówno zamknięcie, jak i całkowte otwarcie napotykają na przeszkody.
    Przykładowo, jednym z argumentów przeciw całkowitemu zamknięciu jest, że wiele teczek lub ich kopii pochowanych jest “w szafach” i to niekoniecznie Lesiaka, tak więc gra będzie trwała nadal. Z drugiej strony wrogowie całkowitego otwarcia twierdzą, że w archiwach i tak pozostało tylko to, co miało pozostać, resztę już wywieziono, wyniesiono lub spalono. Tym samym można dokuczyć tylko “najmniejszym”, ew. nawet ich ofiarom, poprzez ujawnianie informacji z ich życia prywatnego (tych, jak wiadomo, w teczkach nie brakuje).

    Mnie, po prawie dwudziestu latach od “odzyskania niepodległości i upadku Komuny” (uch, jak to górnolotnie brzmi), marzy się rozwiązanie tej kwestii. Nie napiszę, że jakiekolwiek, ale mierzi mnie to wieczne babranie się w przeszłości, zaniedbywanie teraźniejszości i zapominanie o przeszłości. Ja wiem, że to nasza Narodowa cecha, ale czasami warto korzystać z doświadczeń innych. Można by ew. “zagrać” na naszej ulubionej nucie: Niemcy dali radę, Czesi też, a MY nie??? Niemożliwe!

    Pozdrawiam serdecznie.

  2. instytut? pamieci? narodowej?
    zawsze sie zastanawialem jak mozna bylo zbior archiwow bezpieki nazwac ‘instytutem pamieci narodowej’ – to znaczy ze co? ze tam jest zawarta cala pamiec /w domysle – prawda/ o polskim narodzie?
    czyli ze posrednio przyznajemy ze funkcjonariusze mbp, sb, ub przelewali krystalicznie czysta prawde na kartki papieru w swych archiwach, ktorymi teraz opiekuje sie kolejna ekipa ‘krysztalow’, ktorym rowniez oczywiscie zalezy tylko i wylacznie na prawdzie…
    najgorsze chyba jest to ze wiekszosc naszych obywateli chyba naprawde w to wierzy, no chyba ze w gre wchodza np.sfalszowane lojalki coponiektorych prominentow…

    mysle ze chyba nie powinnismy uwazac sluzb specjalnych za zgraje idiotow tylko dlatego ze sluzyli tamtemu systemowi, to zawsze sa wyjatkowo inteligentni ludzie, specjalnie wybierani i dobierani do tej roboty – ludzie, ktorzy znacznie wczesniej wiedzieli co sie szykuje i ktorzy mieli bardzo duzo czasu na przygotowanie archiwow na przejecie ich przez swoich przeciwnikow politycznych, nikt chyba przeciez nie wierzy ze okragly stol i magdalenka spadly na sluzby jak grom z jasnego nieba i w pospiechu, w ciagu 2 dni musieli robic goraczkowa czystke w aktach /jak w psach pasikowskiego/ – nie, mysle ze mieli cale lata na ukrycie waznych lub niewygodnych, a ‘korekte’ i ‘retusz’ pozostalych teczek
    nawet jezeli napewno nie wiemy czy tak bylo, nigdy nie mozemy miec pewnosci ze nie bylo…

    wiec chyba bylaby juz pora przyznac otwarcie ze akta moga byc niekompletne, nieprawdziwe, lub sfalszowane, i nie powinny stanowic zadnej podstawy do wydawania sadow o czymkolwiek, przemianowac ‘instytut pamieci narodowej’ na ‘centralny instytut archiwizacji’ /ladny skrot, nie?/ – i wziac przyklad z czechow – otworzyc je do publicznego wgladu dla zainteresowanych, z tym ze za wydanie odpisu dokumentow – rowniez jak w czechach – pobierac oplate

    niech ‘prokuratorzy’ z ipn zostawia teczki i sledztwa w sprawie smierci sikorskiego, sobieskiego i smialego – historykom, i zajma sie w koncu tym czego uczyli sie w swoich szkolach a mianowicie sciganiem swiezych zbrodni i zywych przestepcow

    w ten sposob byc moze zakonczy sie niechlubny okres krecenia sie w kolko i bicia esbeckiej piany – a energie bedzie mozna poswiecic na rozwiazywanie rzeczywistych problemow naszej terazniejszosci

  3. Rozbroic czy zdetonowac?
    Witam wnet po uzyskaniu dostepu.

    Na poczatek kilka zastrzezen:

    1) Komuna kosztowala mnie to i owo, podobnie zreszta, jak wszystkich, ktorzy sie urodzili wystarczajaco wczesnie, zreszta nawet ci urodzeni po 1989 tez jeszcze pija to piwo. Ale nie jestem zwolennikiem obrachunkow z dranstwem za wszelka cene. Mnie osobiscie wystarczylby rozsadny, ale szybki obrachunek z przestepstwami. Pierwsza polowa lat 90-tych to byl ten wlasciwy czas. Przegapilismy go, a szkoda. Stalo sie to pozywka, na ktorej wyrosli rozmaici Macierewicze i Olszewscy, a za nimi – Kaczynscy z Rydzykiem. Szkoda.
    Sciganie teraz starcow stojacych nad grobem przypomina dintojre i bardziej nas osmiesza niz oczyszcza.

    2) Niestety, przegapilismy tez wlasciwy czas na na cywilizowana lustracje. Pozniejesze wydarzenia wykazaly, ze byla ona potrzebnym zabiegiem sanitarnym, co ostatnio wypunktowano na blogu bodajze Azraela.

    3) Pozostaje pytanie, czy nalezy robic lustracje teraz, kiedy ona w pelni cywilizowana byc juz nie moze. Sam z przyczyn zawodowych bylem lustrowany juz dwukrotnie, wiec podejrzenie o osobisty interes raczej odpada.

    Moim zdaniem, niestety, tak. Ktokolwiek nie kontrolowalby archiwow (rozni byli, od nieformalnej grupy p.Michnika poczawszy az po IPN z p. Kurtyka, zachowuje sie racjonalnie, nie ujawniajac ich w calosci, lecz trzymajac pozyskane dane pod swoja kontrola.
    Kto ma w reku archiwa (nieujawnione!), ten ma znaczna nieformalna wladze – w mysl znanej szachistom i nie tylko im zasady, ze grozba jest silniejsza niz jej wykonanie.
    Nie umiem wykluczyc, ze w tym czy tamtym przypadku jest to wladza silniejsza od konstytucyjnej.

    Na postapienie z archiwami tak, jak z silosami Czarnobyla, jest juz za pozno – zbyt wiele juz z nich wycieklo, zbyt wielu tez moglo sobie z nich narobic kopii.

    Skoro ta bomba istnieje, nie daje sie juz rozbroic, a nie wiadomo, pod czyja jest kontrola – jedynym rozsadnym, choc zapewne bolesnym zabiegiem wydaje mi sie jej jak najszybsza detonacja.

    Potem niechby sobie IPN pod czyimkolwiek patronatem probowal pisac historie na nowo, jak w nowym, cytowanym juz dzis przeze mnie w Salunie, wierszyku Marka Majewskiego – nie pojdzie mu z tym juz tak latwo, jak teraz.

    Wierszyk powtorze, bo moim zdaniem wart tego:

    OCZYWISTA HISTORIA POLSKI

    Sami piszmy historię! Gdy te słowa słyszę,
    się podporządkowuję, siadam i tak piszę:

    Kiedy Dziadko z Wehrmachtu, wielki wódz Krzyżaków,
    których zły Mazowiecki sprowadził pod Kraków,
    szedł, by sprywatyzować Opole i Wrocław,
    pobił go pod Grunwaldem Samotny Jarosław.

    Przedtem brat Jarosława ochrzcił Polskę w Rzymie,
    zostawił murowaną, a Lech miał na imię,
    gromił Niemców pod Wiedniem i w sojuszu z USA
    z Czechem dzielił się tarczą, mieczem dziabiąc Rusa.

    Potem obaj wzniecili sześć powstań wygranych,
    rzucili się przez morze, bijąc w tarabany,
    zrobili cud nad Wisłą, a że byli skoczni,
    obalili komunizm, skacząc przez mur stoczni.

    I to jest, drogie dziatki, historia prawdziwa,
    która po wieczne czasy ma obowiązywać,
    a kto by uczył innej, kochane bobasy,
    tego wyjąc i bucząc wytupiemy z klasy.

  4. W sprawie Wolszczana
    Ujawnione przez GP i częściowo przynajmniej potwierdzone przez rektora UMK podejrzenia wobec prof. Aleksandra Wolszczana o jego współpracę z SB wyglądają bardzo nieładnie. Miał wspłpracować chętnie, przyjmować gratyfikację, donosić nie tylko na kolegów-naukowców za granicą (szczególnie tych o polskich korzeniach, którzy, jak wiadomo, byli szczególnym obiektem zainteresowania bezpieki), również na pracowników macierzystej uczelni, a nawet na członków własnej rodziny. Wolszczan, astronom, jest jednym z nielicznych polskich naukowców o światowej sławie.

    Szok? Zależy dla kogo. Być może dla tych, dla których był autorytetem nie tylko naukowym, także moralnym. Może dla studentów, dla tych, którzy swoje nazwiska zobaczą (już zobaczyli?) w aktach zawierających raporty z jego rozmów z oficerami prowadzącymi. Już czy dla rodziny, nie jest takie pewne, jeśli prawdą jest, że była to poniekąd tradycja rodzinna. Ojciec, były pracownik kedywu AK, miał zostać pozyskany do współpracy z UBP w roku 1945. W rozmowie z GP Wolszczan potwierdza, że godził się na rozmowy z przedstawicielami kontrwywiadu w kraju. Dlatego, że SB było elementem PRL-owskiego krajobrazu. Podobnie rozmawiamy teraz, bo teczki stały się elementem krajobrazu III RP – miał oznajmić. I co z takim fantem zrobić? Przenosić własny osąd moralny na ówczesne motywacje tego konkretnego człowieka? Jakoś tam, także ideowo zaprogramowanego? Nie widzącego nic nagannego w kablowaniu na kolegów? Bo przecież prosiły go o to służby stojące na straży “bezpieczeństwa” tamtego państwa! Ocena, podejrzewam, zależeć będzie od osobistych doświadczeń i wrażliwości każdego z nas. Osobiście mogę powiedzieć, że w stosunku do człowieka, którego nie znam, nie kojarzę nawet jego wyglądu stać mnie jedynie na bardzo ogólną refleksję o złożoności natury ludzkiej. Kilka razy w życiu odkrywałam w ludziach, ktorych ceniłam, podziwiałem nawet, tę drugą, brzydką stronę medalu. Czy nazwisko Wolszczana historia zachowa za jego osiągnięcia naukowe? Jedno wydaje się pewne: jego współpraca z SB nie będzie miała na to wpływu.

    I wreszcie kwestia najważniejsza wobec naszej nieustającej dyskusji o lustracji, teczkach i IPN-ie. Czy tu i teraz wiedza o Wolszczanie w czymkolwiek nas wzbogaciła? Czy jest nam potrzebna? Moja odpowiedź: Tak. Jeśli potrafilibyśmy o takich przypadkach rozmawiać spokojnie. Na pewno nie za pośrednictwem polityków. Także tych przybranych w skórę IPN-owskich historyków. Czyli, otworzyć wreszcie te archiwa!

    • hmmmmmm
      to tak jak z Knutem Hamsunem, ludzie odsylali mu ksiazki za kolaboracje z hitlerowcami, czy literatura ktora tworzyl jest przez to gorsza? Juz w nastepnym pokoleniu nikt nie bedzie o tej czesci dzialalnosci prof.Wolszczana pamietal, a odkrycia pozostana rownie wielkie i niezapomniane.
      co do wiedzy na ten temat. Nie uwazam, zeby byla do czegokolwiek potrzebna. Dla specjalistow, piszacych historie i przegladajacych dokumenty- tak, dla mnie NIE! Nie obchodzi mnie to, zwlaszcza po tylu manipulacjach, ktore usiluja mi wmowic, ze tylko kaczynscy z macierewiczem sa najszlachetniejsi ze szlachetnych, co z tego skoro malo kto w to wierzy. Najgorzej to dac sie wpuszczac w kanal wyryty przez tych panow.

      przed chwila napisalam podobny tekst, ale zapomnialam sie zalogowac i nie wiem, poszlo jako niezidentyfikowany anonim, czy tez zniklo zupelnie. Jakby co, to ten anonim to ja.

  5. Za mało pary ma PO by wziaść się z tym za bary 🙁
    Nie tylko z tym prawdę mówiąc.Ale wracając do tematu.
    Dymisja Cenckiewicza umożliwiła jeszcze jeden, kto wie czy nie najcenniejszy z tego całego szamba, manewr. Mianowicie poseł Zbigniew “Big Sexy” Giżyński mógł w TVN24, narażony na gniew Jarosława, własną niewyparzoną bronić IPN-u. Tego samego IPN-u co twierdzi, że naciskany nie był 🙂 Strategiczny majstersztyk 🙂 Geniusz za tym stoi, nie może być inaczej.

  6. się postarają
    ipn i gp się postarają; zlustrują, zdekomunizują i z nieboskłonu wykasują; na amen.
    Tymczasem prof. Wolszczan przesłał waszyngtońskiemu korepondentowi RMF oświadczenie. Potwierdza swoje kontakty z SB.Tłumaczy, że starał się mówić o faktach szeroko znanych i nikomu nie szkodzić. Powtarza przytoczoną wyżej myśl o SB jako elemencie krajobrazu PRL. I cytuje inną, nie swoją, odnoszącą się do czasów Rewolucji Francuskiej, uzupełnioną własnym komentarzem. Też ciekawą. “Gdy pamięć zatruwa lud, wybawieniem jest zapomnienie” – tylko oprawić i postawić na biurkach polityków dookoła świata. Stworzenie możliwości zaglądania do życia prywatnych ludzi w majestacie prawa i bez ich wiedzy i zgody, definitywnie nie jest symptomem prawidłowo funkcjonującej demokracji.

  7. nieszczegolnie na temat:
    a ja mam nickow jak w kalejdoskopie, juz nawet hasel nie pamietam. Na kazdym forum inne, nawet tu to juz moj drugi nick, przedtem bylam jajakoja, teraz ufffo, czy w takim razie jesli gine w tlumie wlasnych klonow, to nie mam szans na renome? :(, zaraz sie poplacze.

  8. o Azraelu
    Faktycznie panie Andrzeju – kupę pan zrobiłeś.
    Czytam Azraela od dwóch lat. Pańskie komentarze również.
    Nie natrafiłem na oszczerstwa Azraela, nie widzę u niego plotkarstwa. Azrael opiera się się na faktach. Nie stwierdziłem by kłamał, nikt pod jego blogiem nie zarzucił mu kłamstwa – włączne z Panem do tej pory. Owszem, w interpretacji, ocenie faktów można mieć inne zdanie, zdarzało mi się oceniać fakty inaczej niż Azrael… ale na podstawie tego, że się ma inne zdanie nie można budować takich opinii.

    contri