Reklama

Wojnę narodowo-wyzwoleńczą podjąłem w młodości. Krótki romans z tezami Lenina oddalił skutecznie podejrzenia esbecji od mojej osoby. Czym bardziej władze patrzyły na mnie ciepło, tym bardziej stawałem się zimny. Zacząłem tworzyć nowe struktury i kierować światem podziemnym. Naturalną koleją rzeczy objawiałem się i wodzem i symbolem narodu.

 

Reklama

W 1979 roku, zadzwonił do mnie Karol i zapytał, czy się nie pogniewam, jeżeli on przyjmie imiona Jarosław Lech? Odpowiedziałem, och, Karol, daj spokój, wystarczy, że uszanujesz nas liczbą rzymską. Jedna pałeczka dla mnie a druga dla Brata. Tak też się stało.

 

W 1980 roku, postanowiłem przywalić mocniej. Razem z Bratem, Walentynowicz i Gwiazdą, założyłem Solidarność. Na czele postawiłem marionetkę Bolka. To był z mojej strony dobry ruch. Bolek mógł sobie w Arłamowie łowić ryby, skupiać na sobie uwagę władz, esbecji i społeczeństwa a ja niezauważony przez nikogo, planować i prowadzić wojnę patryzancką.

 

Parę lat później miałem telefon od króla Szwecji. Sondował, czy przyjąłbym pokojową nagrodę Nobla. Jako bóg wojny, nie mogłem zdradzić towarzyszy broni i nagle stać się aniołkiem. Byłem zbyt radykalnie nastawiony na walkę zbrojną, żeby zgodzić się na nagrodę pokoju. Grzecznie odmówiłem, polecając Bolka.

 

Negocjacje przy okrągłym stole, z racji swojego radykalizmu – odpuściłem. Brat robił za wtykę. Ja miałem notesik i tylko stawiałem ptaszki przy nazwiskach, to znaczy rysowałem komuś albo gołąbka albo jastrząbka. Wiedziałem, że wszyscy ci, co mają przy nazwiskach gołąbki, będą kiedyś umoczeni. Bratu postawiłem jastrząbka, żeby miał dobre pole position do walki o przyszłą prezydenturę.

 

Potem wygralim wybory. Rządzilim dwa lata. Następnie w połowie kadencji odpuścilim, nie dalim rady, bo szatani byli nadzwyczaj czynni. Przyśpieszone wybory przegralim. W tym miejscu pozdrawiam polskojęzyczne media z kapitałem niemiecko-żydowskim.

 

To były krótkie wspomnienia. Teraz zabieram się w ciszy i spokoju ośrodka prezydenckiego do pisania programu dla nowej partii. Moja nowa partia będzie się nazywać – Jeszcze Lepsze Prawo i Jeszcze Większa Sprawiedliwość ( JLPiJWS ).

 

Klarysew  26.10.2008.

 

J.K.

Reklama

32 KOMENTARZE

  1. Julianie.
    Wszystko tu w zamierzeniu nie trzyma się kupy, więc czemu tytuł miałby się trzymać? Ale z drugiej strony zobacz jaki haczyk! "Moja walka" – psa z kulawą nogą by nie przyciągnęła. Typisch marketing. 
    Z Łysiaka Kaczyński wziął dużo. Najwięcej jednak od Marysi z podwórka, która każdej napotkanej koleżance szeptała do ucha, tobie tylko to mówię: wiem co Danusia zrobiła strasznego, potwornego, koszmarnego – ale nie powiem. Może kiedyś, może później, jak będę miała 100% pewności, bo dzisiaj mam 99%.

  2. Julianie.
    Wszystko tu w zamierzeniu nie trzyma się kupy, więc czemu tytuł miałby się trzymać? Ale z drugiej strony zobacz jaki haczyk! "Moja walka" – psa z kulawą nogą by nie przyciągnęła. Typisch marketing. 
    Z Łysiaka Kaczyński wziął dużo. Najwięcej jednak od Marysi z podwórka, która każdej napotkanej koleżance szeptała do ucha, tobie tylko to mówię: wiem co Danusia zrobiła strasznego, potwornego, koszmarnego – ale nie powiem. Może kiedyś, może później, jak będę miała 100% pewności, bo dzisiaj mam 99%.

  3. Nie na temat.
    Nie mogłem sobie odmówić wklejenia celnej, acz nie w temacie, uwagi aliiny w rozgorzałej dyskusji wokół elektrowni atomowych, wodnych, wiatrowych czy węglowych. Oto ona –

    lepsze atomowe niż wiatrowe które wywołują niepotrzebny wiatr.
    Mieszkam blisko takiej i jak się kręci to zawsze wieje.
     
    ~allina , 26.10.2008 16:44
  4. Nie na temat.
    Nie mogłem sobie odmówić wklejenia celnej, acz nie w temacie, uwagi aliiny w rozgorzałej dyskusji wokół elektrowni atomowych, wodnych, wiatrowych czy węglowych. Oto ona –

    lepsze atomowe niż wiatrowe które wywołują niepotrzebny wiatr.
    Mieszkam blisko takiej i jak się kręci to zawsze wieje.
     
    ~allina , 26.10.2008 16:44
  5. mumie krakowskie
    Ballada o mumiach
    A.Waligorski

    Dwaj znakomici uczeni,
    w Gizeh czy też w Chartumie,
    nałogowo spod ziemi
    wydobywali mumie.

    Jeden mumię wykopał
    i krzyknął: – Cha, cha, cha!
    Oto jest mumia chłopa,
    czyli mumia fellacha!

    Drugi mumię otrzepał,
    spojrzał przez okulary:
    – To mumia Amenotepa,
    pomyliłeś się stary!

    I rzucili robotę,
    i zaczęli się kopsać
    krzycząc: – To Amenotep!
    – Nie, poznaję Cheopsa!

    Żarli się niesłychanie,
    już było z nimi krucho,
    a wtem mumia, jak wstanie,
    jak ci ich buchnie w ucho!

    I każdemu na głowie
    nabiła dużą śliwkę…
    Spojrzeli staruszkowie:
    – Ona ma rogatywkę!

    To nie żadna pokraka
    w staroegipskim stylu,
    to mumia krakowiaka
    tu nad brzegami Nilu.

    Zaczęli ją odwijać,
    już widna głowa, szyja,
    o, już zaczyna cijać:
    – Hej krakowiaczek ci ja!

    – Leżymy tu i czekamy,
    bośmy dumni i szumni,
    co prawda serc już nie mamy,
    lecz na cóż serce mumii…?

    A jakżeż tam w ojczyźnie,
    czekają na nas do dzisiaj?
    Wtem, jak się nie obliźnie,
    o rany, ale cizia!

    Brzuch wciągnął, dopiął pasa,
    już znika za nią w bluszczach.
    Hej, starsza nasza rasa
    niż się przypuszcza!

  6. mumie krakowskie
    Ballada o mumiach
    A.Waligorski

    Dwaj znakomici uczeni,
    w Gizeh czy też w Chartumie,
    nałogowo spod ziemi
    wydobywali mumie.

    Jeden mumię wykopał
    i krzyknął: – Cha, cha, cha!
    Oto jest mumia chłopa,
    czyli mumia fellacha!

    Drugi mumię otrzepał,
    spojrzał przez okulary:
    – To mumia Amenotepa,
    pomyliłeś się stary!

    I rzucili robotę,
    i zaczęli się kopsać
    krzycząc: – To Amenotep!
    – Nie, poznaję Cheopsa!

    Żarli się niesłychanie,
    już było z nimi krucho,
    a wtem mumia, jak wstanie,
    jak ci ich buchnie w ucho!

    I każdemu na głowie
    nabiła dużą śliwkę…
    Spojrzeli staruszkowie:
    – Ona ma rogatywkę!

    To nie żadna pokraka
    w staroegipskim stylu,
    to mumia krakowiaka
    tu nad brzegami Nilu.

    Zaczęli ją odwijać,
    już widna głowa, szyja,
    o, już zaczyna cijać:
    – Hej krakowiaczek ci ja!

    – Leżymy tu i czekamy,
    bośmy dumni i szumni,
    co prawda serc już nie mamy,
    lecz na cóż serce mumii…?

    A jakżeż tam w ojczyźnie,
    czekają na nas do dzisiaj?
    Wtem, jak się nie obliźnie,
    o rany, ale cizia!

    Brzuch wciągnął, dopiął pasa,
    już znika za nią w bluszczach.
    Hej, starsza nasza rasa
    niż się przypuszcza!

  7. Mumio
    i teraz oni wszyscy prosto z tego bazaru do Ciebie leca?!

    P.S. z pokrewnej tematyki (zrymowanie na czas świeżo usłyszanego dowcipu):

    CUDOWNE SANDAŁY

    W jakiejś Tunezji albo Maroku,
    a może był to któryś emirat,
    para małżonków szła krok po kroku,
    na suku kupić chcąc suwenira.

    Nagle zaczepił ich jakiś Arab,
    gdy przez ten bazar tak szli pomału,
    i im usilnie sprzedać się starał
    parę cudownych ponoć sandałów.

    Mąż dość sceptycznie był nastawiony
    i chciał już z żoną pójść swoją drogą,
    kupiec się jednak zwrócił do żony:
    sandały popęd po trzykroć wzmogą!

    Można spróbować, jak ktoś nie wierzy…
    Żona więc jęła namawiać męża:
    A co ci stary szkodzi przymierzyć?
    Mąż wdział sandały… na twarzy stężał…

    …i chociaż własna patrzyła baba,
    a Arab chłop był, nie białogłowa,
    jęzor wywalił i zad Araba,
    burnus zadarłszy ? zaatakował.

    Nieszczęsny Arab, gdy mu do tyłka
    klient się dobrał, zajęczał srodze:
    Sahibie – zaszła straszna pomyłka
    – masz lewy sandał na prawej nodze!

    ***
    tydzień, co zaraz się zacznie właśnie
    życzę, Markizie, byś spędził mile
    i niech Ci popęd nigdy nie zgaśnie,
    lecz kładąc buty, skup się przez chwilę,

    a zwłaszcza czuwaj, gdy kumpel wzuwa
    buty, sandały albo pantofle
    jak się pomyli, będzie obsuwa:
    (*wersja złagodzona) na wylot lecą całe kartofle…

    (ech, i znowu tej cholernej polityki się jakoś nie dało do końca uniknąć…)

  8. Mumio
    i teraz oni wszyscy prosto z tego bazaru do Ciebie leca?!

    P.S. z pokrewnej tematyki (zrymowanie na czas świeżo usłyszanego dowcipu):

    CUDOWNE SANDAŁY

    W jakiejś Tunezji albo Maroku,
    a może był to któryś emirat,
    para małżonków szła krok po kroku,
    na suku kupić chcąc suwenira.

    Nagle zaczepił ich jakiś Arab,
    gdy przez ten bazar tak szli pomału,
    i im usilnie sprzedać się starał
    parę cudownych ponoć sandałów.

    Mąż dość sceptycznie był nastawiony
    i chciał już z żoną pójść swoją drogą,
    kupiec się jednak zwrócił do żony:
    sandały popęd po trzykroć wzmogą!

    Można spróbować, jak ktoś nie wierzy…
    Żona więc jęła namawiać męża:
    A co ci stary szkodzi przymierzyć?
    Mąż wdział sandały… na twarzy stężał…

    …i chociaż własna patrzyła baba,
    a Arab chłop był, nie białogłowa,
    jęzor wywalił i zad Araba,
    burnus zadarłszy ? zaatakował.

    Nieszczęsny Arab, gdy mu do tyłka
    klient się dobrał, zajęczał srodze:
    Sahibie – zaszła straszna pomyłka
    – masz lewy sandał na prawej nodze!

    ***
    tydzień, co zaraz się zacznie właśnie
    życzę, Markizie, byś spędził mile
    i niech Ci popęd nigdy nie zgaśnie,
    lecz kładąc buty, skup się przez chwilę,

    a zwłaszcza czuwaj, gdy kumpel wzuwa
    buty, sandały albo pantofle
    jak się pomyli, będzie obsuwa:
    (*wersja złagodzona) na wylot lecą całe kartofle…

    (ech, i znowu tej cholernej polityki się jakoś nie dało do końca uniknąć…)