Reklama

Zanim przejdę do rzeczy parę słów wyjaśnienia. Wyjaśnię, co mnie pchnęło do katowania Was po raz kolejny moimi przemyśleniami.

Zanim przejdę do rzeczy parę słów wyjaśnienia. Wyjaśnię, co mnie pchnęło do katowania Was po raz kolejny moimi przemyśleniami. Pchnęła mnie niedawna dyskusja, nie ważne z kim, gdzie i o czym, bo to do tematu ma się nijak, chodzi o to, że w trakcie dyskusji mój oponent powiedział, że “mógłbyś być choć trochę obiektywny”. Będzie więc o obiektywiźmie, o tym często powtarzanym i nic nie znaczącym słowie.

Gdy słyszę brednie o “obiektywiźmie” szlag mnie trafia na miejscu, zwłaszcza, że brednie te wypowiadają zwykle ci sami, którzy po zbluzganiu wszystkich dookoła zaczynają odczuwać troskę o jakość debaty i zmartwienie poziomem agresji. O obiektywiźmie mówią wszyscy, najbardziej i najczęściej mówią tzw. dziennikarze i tu temat dotyczy wszystkich. Wszystkich, bo gdyby wierzyć każdemu z geniuszy pióra, to obiektywny jest i Michnik i Michalski i Janke i Ziemkiewicz i nawet Rydzyk. Każdy z nich jest obiektywny i każdy zarzuca przeciwnikowi subiektywizm. Tych ludzi dzieli wszystko, ale jedno ich łączy: pogląd, że “obiektywizm” świadczy o “jakości debaty” i dobry dziennikarz to “obiektywny” dziennikarz. Pogląd ten wtłoczyli do głów swoim stadom tresowanych baranów, zwanych “prostymi ludźmi”, wtłoczyli tak skutecznie, że przeciętny “prosty człowiek”, niezależnie od tego, czy jego guru to Michnik, czy Rydzyk, będzie bronił obiektywizmu swoich idoli i będzie zarzucał subiektywizm wszystkim inaczej myślącym.

Reklama

Mówi się, że prawda zawsze leży po środku, tym razem prawda leży całkowicie na zewnątrz, prawda jest taka, że cuś takiego, jak “obiektywizm” nie istnieje. Nie istnieje, bo istnieć nie może, obiektywizm to w wolnym tłumaczeniu na zrozumiały dla “prostego człowieka” język bezstronność. Czy Michnik jest bezstronny? Oczywiście, że nie, Michnik ma swoje poglądy, nie będę ich teraz oceniał, bo to temat na inny wpis, w każdym razie poglądy Michnika nie są bezstronne, poglądy Michnika są jego, z tymi poglądami można się nie zgadzać, nie są one jedynie słuszne i jedynie prawdziwe. Kto w takim razie jest obiektywny? Może Dziennik? A może Janke, który w przytoczonym przez Matkę Kurkę “wypracowaniu” dowalił jednym i drugim, Platformie i PISowi? Dlaczego wspomniałem o Dzienniku? Bo Dziennik kocha zaklęcie “obiektywizm”, podobnie jak kocha “wysoką jakość debaty publicznej” i “standarty uprawiania polityki”. Dziennik, podobnie jak Janke, dowala jednym i drugim, pisząc, że cała ta polityka tak nisko upadła i że winni są wszyscy. Mamy więc obiektywną gazetę? Nie, nie mamy.

Obiektywizm nie polega na dowalaniu wszystkim, jednym i drugim. Panowie wybitni kontlorerzy jakości z Dziennika myślą, że jak dla odmiany dowalą i PISowi i PO, a nie jak za dawnych, dobrych czasów tylko PO, to są już obiektywni i mogą prawić ciemnemu ludowi kazania o bezstronności. Prawić oczywiście mogą, tylko że sami z tą bezstronnością nie mają wiele wspólnego, bo czy wyrażanie poglądu, że cała polityka bez wyjątku to bagno i wszyscy politycy bez wyjątku zgrzeszyli jednako jest obiektywne? Oczywiście, że nie, to tylko zdanie redaktórów z Dziennika, zdanie, które nie musi być prawdziwe, może nawet kogoś skrzywdzić, bo a nuż okaże się, że któryś z polityków wyrasta ponad poziom i jest wysokiej jakości. Dziennik zresztą nawet takiego polityka znalazł, znalazł Dudkiewicza, ja tam do Dudkiewicza nic nie mam, problem w tym, że przelewanie swych sympatii na jednego polityka i jego kolegów również nie jest obiektywne, czyli bezstronne. Zresztą kto ma być bezstronny w tej opiniotwórczej redakcji, polityk na etacie publicysty, Marysia? Nie rozśmieszajcie mnie, Marysia dużo mówi o poziomie debaty, kreuje się na “inteligienta”, a dla mnie Marysia to nie żaden “inteligient”, ino zwykła Marysia, zarozumiała, nieudolna i poniżej wszelkiego jakościowego poziomu. Zarzucicie mi brak obiektywizmu? W takim razie udowodnijcie, że Marysia jest bardziej obiektywna ode mnie. Udowodnicie? Pewnie nie, bo Marysia zanim stała się bezstronnym publicystą, płaczącym nad poziomem debaty, była politykiem i to takim, który zmieniał partie jak rękawiczki i to bynajmniej nie z przyczyn bezstronności. Marysia zresztą nadal posiada legitymację ostatniej ze swoich partii, żona Marysi jest z partii opozycyjnej, to jednak nadal nie jest obiektywizm, to jest najwyżej domowa kohabitacja. Obiektywna Marysia może pokłócić się z obiektywną Nelly, czy będą oglądać dyskusję obiektywnego Sierakowskiego z obiektywnym Janke, czy raczej 1897 odcinek obiektywnej “Plebanii”.

Wywód zmierza do końca, pewnie przy końcu część z Was, tych znudzonych, bądź po prostu wyrozumiałych ludzi, którym chce się czytać moje wypociny, czeka aż zakrzyknę, że to ja jestem obiektywny. Otóż nie, nie jestem, jak już pisałem obiektywizm nie istnieje, nie ma takiego numeru i być nie może. Każdy ma swoje poglądy, obiektywny jest tylko ten, kto powie “nie mam zdania”. Równie dobrze można powiedzieć w najlepszym wypadku “nie mogę się zdecydować”, w najgorszym “nie mam rozumu”, lub “nie mam odwagi”, bo każdy, kto ma umysł zdolny do pozbierania myśli i odwagę, by te myśli wyrazić, ma zdanie, czyli nie jest obiektywny. Nie oszukujmy się, nikt z nas, nawet najbardziej obiektywni Ziemkiewicze, czy Michniki, nie myśli bezstronnie i nie prezentuje opinii ogółu, takiej opinii zresztą nie ma, bo każdy ma własną. Wypowiadając się każdy prezentuje zdanie swoje, ewentualnie zdanie swojej grupy i proszę mi tu nie pieprzyć, że jest inaczej. “Obiektywizm” to słowo-wycieraczka, bełkot najbardziej stronniczych hipokrytów, którzy udają bezstronnych, brednie nędznych dziennikarzyn, którzy mamrocząc coś o “obiektywiźmie” chcą nadać swoim wypowiedziom pozorów powagi. Ja nie dbam o pozory, brzydzę się hipokryzją i mam odwagę wyrażać swoje zdanie, dlatego podpórki słowne w rodzaju “obiektywizmu” nie są mi potrzebne, zostawiam je mniej poważnym i inteligentnym ode mnie dziennikarzynom w rodzaju Michnika, czy Janke. Niech chłopcy pogadają sobie o swojej bezstronności, kłócąc się przy tym w najlepsze o każdą pierdołę, ja na bajdurzenie i wypowiadanie zaklęć dla “prostego ludu” nie mam ochoty, nie pozwala mi na to moja godność i zwyczajna uczciwość, której Wam i sobie życzę.

Reklama

31 KOMENTARZE

  1. Odnośnie “obiektywnej” “kahabitacji”
    W Polsce przed II wojną światową termin ten oznaczał nieformalny związek dwóch osób, w dzisiejszym znaczeniu konkubinat.
    Obecnie (wg. Wiki oczywiście):
    w polityce współistnienie w obrębie władzy wykonawczej – rządu i prezydenta – pochodzących z przeciwnych obozów politycznych.

    Więc, tak obiektywnie kohabitując, to kto komu daje co?

  2. Odnośnie “obiektywnej” “kahabitacji”
    W Polsce przed II wojną światową termin ten oznaczał nieformalny związek dwóch osób, w dzisiejszym znaczeniu konkubinat.
    Obecnie (wg. Wiki oczywiście):
    w polityce współistnienie w obrębie władzy wykonawczej – rządu i prezydenta – pochodzących z przeciwnych obozów politycznych.

    Więc, tak obiektywnie kohabitując, to kto komu daje co?

  3. Odnośnie “obiektywnej” “kahabitacji”
    W Polsce przed II wojną światową termin ten oznaczał nieformalny związek dwóch osób, w dzisiejszym znaczeniu konkubinat.
    Obecnie (wg. Wiki oczywiście):
    w polityce współistnienie w obrębie władzy wykonawczej – rządu i prezydenta – pochodzących z przeciwnych obozów politycznych.

    Więc, tak obiektywnie kohabitując, to kto komu daje co?

  4. Odnośnie “obiektywnej” “kahabitacji”
    W Polsce przed II wojną światową termin ten oznaczał nieformalny związek dwóch osób, w dzisiejszym znaczeniu konkubinat.
    Obecnie (wg. Wiki oczywiście):
    w polityce współistnienie w obrębie władzy wykonawczej – rządu i prezydenta – pochodzących z przeciwnych obozów politycznych.

    Więc, tak obiektywnie kohabitując, to kto komu daje co?

  5. Odnośnie “obiektywnej” “kahabitacji”
    W Polsce przed II wojną światową termin ten oznaczał nieformalny związek dwóch osób, w dzisiejszym znaczeniu konkubinat.
    Obecnie (wg. Wiki oczywiście):
    w polityce współistnienie w obrębie władzy wykonawczej – rządu i prezydenta – pochodzących z przeciwnych obozów politycznych.

    Więc, tak obiektywnie kohabitując, to kto komu daje co?

  6. Odnośnie “obiektywnej” “kahabitacji”
    W Polsce przed II wojną światową termin ten oznaczał nieformalny związek dwóch osób, w dzisiejszym znaczeniu konkubinat.
    Obecnie (wg. Wiki oczywiście):
    w polityce współistnienie w obrębie władzy wykonawczej – rządu i prezydenta – pochodzących z przeciwnych obozów politycznych.

    Więc, tak obiektywnie kohabitując, to kto komu daje co?

  7. Odnośnie “obiektywnej” “kahabitacji”
    W Polsce przed II wojną światową termin ten oznaczał nieformalny związek dwóch osób, w dzisiejszym znaczeniu konkubinat.
    Obecnie (wg. Wiki oczywiście):
    w polityce współistnienie w obrębie władzy wykonawczej – rządu i prezydenta – pochodzących z przeciwnych obozów politycznych.

    Więc, tak obiektywnie kohabitując, to kto komu daje co?