Reklama

Jak wszyscy to wszyscy i ja też się wypowiem, nie na temat filmu, którego nie widziałem, co mi w ogóle nie przeszkadza wysmarować recenzji. Słyszałem, że owacje na stojąco, że Stuhr się wzruszył, że pusta sala konferencyjna w Wenecji, no i premiera bez Wajdy. Wszystko fajnie, żadnych niespodzianek, każdy wie swoje, jeden podsadza, żeby bohater z motorówki wskoczył na płot, a potem dalej na cokół, drugi tryska jadem, że Bolek. Bałwochwalcom zamyka się buzię zaginionymi teczkami, pozaustrojowej opozycji tuli dziób perspektywą oscarowej gali. A ja, jak na wariata przystało, zapytam o konkrety. Co na to Wałęsa, co na to Danuśka? Cwanie się ustawiłem, bo zadałem pytania znając odpowiedzi, które już dawno padły. Lech Bolesław oświadczył, że aktor i scenariusz żadną miarą nie przypominał Wałęsy i jego życia, Danuśka pochwaliła aktorkę za wzruszającą grę, za Boga nie podobną do mitręgi, jaką znosiła we wspólnym życiu z Lechem Bolesławem. Między autorami przyjaznych i dyskredytujących recenzji trwa ożywiona dyskusja, jaki jest film nieobecnego na polskiej premierze Andrieja Wajdy, ale chyba cała ta jałowa polemika nie ma większego sensu. Najlepszymi i najbardziej obiektywnymi krytykami filmu „Człowieka z nadziei” są żyjący bohaterowie filmu, bo przecież nie Polski. Oboje się ostatnimi czasy droczą niemiłosiernie, drą koty, a swoje żale roznoszą po mediach. Ona konserwatywna feministka, on rozpoznawalny w całym świecie „homofob”. Się doczekali, ale wcześniej aż serce bolało patrzeć, jak Danuśka ciągnęła z mozołem akcje fabryki makaronu „Malma”, a Lech wypuszczał z klatki „Słowika”. Co się naharowali to ich i wreszcie przyszedł czas, gdy za wielkie zasługi RPIII zaprosiła do kina.

Reklama

Przed seansem pojawiło się wiele zastrzeżeń i sporów, „Głowa” kłóciła się z reżyserem, czy robić sobie jaja z bohatera, czy też lukrować i tak słodko pierdzący wizerunek. Małżeństwo z nadziei spierało się o życie „gejów” w „dzikim kraju”, angażując w dyskusję potomstwo o fatalnie dobranym imieniu Jarosław. Po seansie zapanowała powszechna i małżeńska zgoda. Lech i Danuśka jednym głosem stwierdzili, że postaci kręcące się po ekranie nie mają nic wspólnego z ich życiem. Zabili mi ćwieka bohaterowie filmu, który nie mówi nic o Lechu i niewiele wspomina o Danuśce. Zagonili mnie w kozi róg, bo jako dyżurny reakcjonista chciałbym się ideowo nie zgodzić, tymczasem nie mam wyjścia i zgodzić się muszę. Nie widząc filmu i nie bardzo się do projekcji śpiesząc, w ciemno się zgadzam z odczuciami pogodzonego małżeństwa Wałęsów – ten film nie jest o Wałęsie i Wałęsowej. Jednocześnie nie byłbym sobą, gdybym nie strzyknął trucizną. Dla mnie było jasne, że film „Człowiek z nadziei” nie powie nic o Wałęsie, Polsce i nawet fabryce makaronu, gdy tylko usłyszałem, że reżyserem będzie człowiek z… gumy rozciągliwej od gaciów. Trzeba było mnie spytać przed kręceniem i dystrybucją fałszywego obrazu, co samo w sobie nie jest wadą w przypadku hitów, jakim sposobem dorobić się Oscara. Powiedziałbym z poczucia obowiązku, że w filmie należy unikać: „jeśli w Polsce są Żydzi, to niech się ujawnią”, czy jakoś tak podobnie. Bogu dzięki i bez konsultacji takiej fatalnej pomyłki człowiek Wajda nie popełnił, ale też zapomniał, że po żydowskim lobby, którego szyld umieszczono na wzgórzu, drugą potęgą są panienki z pisiorkami.

Nie ma i nie będzie statuetki dla „homofoba”, tego płotu nie przeskoczy żadna motorówka. Film może być o wszystkim i nawet nie powinien przypominać życia i wizerunku żyjących bohaterów, ale nie można w Hollywood pokazywać wyjątków z CV „antysemity” i „gejofoba”. Pewnie z tej przyczyny Wajda się rozchorował i opustoszała sala konferencyjna w Wenecji. Za to w RPIII młody Stuhr się wzruszył, łatwo mu przyszło, bo ostatnimi czasy nieustannie płacze nad sobą. W RPIII brawa na stojąco, takie wewnętrzne i eksportowane, jednak świat pognał do przodu, świat oczekuje filmów odpowiednich i bohaterów gadających, jak Pan Bóg przykazał. Zresztą i w Polsce wesoło nie jest, co najwyżej pokazowo się uruchamia projekcję, do konkursu wielki mistrz ze swoim fałszywym kadrem fałszywych bohaterów nie staje. Dziś więcej zainteresowania wzbudza kolejny odcinek „Gej na plebanii” niż homofob skaczący przez płot, niczym ostatni kibol. Ot czasy nastali, durny przodem idzie – powiedziałby Kargul, a ja powiem, że nie pójdę na film, ponieważ nie czuję się tak zwanym ekspertem od chodzenia do kina i nie chcę dostać bury od rektorów krytyki filmowej.

Reklama

6 KOMENTARZE

  1. a momenty są?
    Obawiam się że to nie jest typowy amerykański film zdatny do oglądania. Nie mniej jak tylko płytę będą za darmo dołączać do jakiejś gazety czy do paczki papierosów, jak "Katyń", to być może kawałek obejrzę.
    Bez większej nadziei.

  2. a momenty są?
    Obawiam się że to nie jest typowy amerykański film zdatny do oglądania. Nie mniej jak tylko płytę będą za darmo dołączać do jakiejś gazety czy do paczki papierosów, jak "Katyń", to być może kawałek obejrzę.
    Bez większej nadziei.

  3. Niektóre dzieciaki ze szkół
    Niektóre dzieciaki ze szkół nawet się ucieszą, jak szkoły będą zawyżać frekwencję na seansach, a te dwie lekcje mniej to też coś – chłopaki potajemnie zrobią po browarze i będzie git, chyba że pani zauważy. Multikina z grupy walterowo-wejchertowej na pewno przygotują w swoich placówkach przebogaty repertuar.
    Ludzie, ten Bolesław to jedna wielka nuda, będzie niewypał jak z Pokłosiem, gdzie zakończyło się dużymi stratami.

  4. Niektóre dzieciaki ze szkół
    Niektóre dzieciaki ze szkół nawet się ucieszą, jak szkoły będą zawyżać frekwencję na seansach, a te dwie lekcje mniej to też coś – chłopaki potajemnie zrobią po browarze i będzie git, chyba że pani zauważy. Multikina z grupy walterowo-wejchertowej na pewno przygotują w swoich placówkach przebogaty repertuar.
    Ludzie, ten Bolesław to jedna wielka nuda, będzie niewypał jak z Pokłosiem, gdzie zakończyło się dużymi stratami.