Pobalowali? Wytrzeźwieli? Pierwsze statystyki noworoczne przejrzeli?
To wypadałoby zakasać rękawy i może nie z uśmiechem na ustach, ale zabrać się do roboty.
O kim mowa?
Pobalowali? Wytrzeźwieli? Pierwsze statystyki noworoczne przejrzeli?
To wypadałoby zakasać rękawy i może nie z uśmiechem na ustach, ale zabrać się do roboty.
O kim mowa?
Oczywiście o naszych milusińskich, politykach.
2008 był dla wszystkich partii jakimś doświadczeniem.
Platforma poznawała tajniki rządzenia jako jednolita formacja, oraz spijała nadmiar bąbelków szczęścia po odsunięciu poprzedniej ekipy.
PSL świetnie radził sobie jako doświadczony obrotowo-nepotyczny koalicjant. Patrzysz na spokojne oblicza ludowców-myślisz sobie, ta partia była jest i będzie, choć fenomenalnie nie wiadomo, dlaczego właściwie.
PiS poznał wielokroć lepiej, niż gdy był przy władzy, jak małe są pokłady sympatii dla tych ludzi, metod, postaw, a nawet fizjonomii, choć akurat ta powinna nie mieć żadnego znaczenia w polityce. No cóż, jaka polityka, takie formy dysput o niej.
SLD i pomniejsze lewico-mgławicujące grupki chwytały resztki sejmowego tlenu, obserwując u swojej największej siostry w wierze walkę w kategorii piórkowej pomiędzy dwoma wizjonerami walki o te solidne 10%.
W obecnym roku żarty się kończą. Z kopyta rusza realna polityka.
O ile, gdy portfel pęczniał, a w pracy miast nad zwolnieniem z tejże zastanawialiśmy się czy podwyżka będzie dwucyfrowa, można było oglądać Palikota w różnych pozach i w różnej kategorii wagowej spraw, zupełnie bezkarnie, tak teraz pierwsze skrzypce powinni grać ministrowie finansów, gospodarki i skarbu razem wzięci wspierani z boku przez eksperckie grono Boniego. Media choć kręcąc nosem, będą musiały wziąć taki scenariusz pod uwagę.
Naturalnie, zadań trudnych na władzę spada zdecydowanie więcej.
By wspomnieć tylko o wykorzystywaniu funduszy unijnych, przez budowę autostrad, na amortyzowaniu sytuacji na rynkach finansowych kończąc.
Opozycję czeka jeszcze trudniejsze zadanie, bo na razie, to jest płacz i zgrzytanie zębami.
Histerię i kontestację, jeśli marzy się choćby o przejęciu władzy, trzeba będzie zastąpić udzielaniem odpowiedzi na stawiane zewsząd pytania, oraz własnym nawet ułomnym ale jakimś pomysłem na rozwiązywanie niektórych problemów.
O zmianie wizerunkowej nawet nie wspominam, gdyż z tamtej strony nawet jedno zdanie wypowiedziane przyzwoitą polszczyzną, nawet jedna celna odpowiedź na zadane pytanie, jest wartością samą w sobie w obliczu tego co jest teraz i co umiejętnie szoruje poziom dna od dłuższego czasu.
Oczywiście są to luźne rozważania obserwatora, nie mającego wątpliwości, że niewiele się przecież zmieni.
Zza poważnych min, będzie wyzierał przeważnie bełkot.
Z merytorycznych debat, zostaną zapamiętane te z większą ilością inwektyw.
Z eksperckich analiz, kto jakie ma szanse w wyborach na dekoracyjną funkcję, z jednym argumentem-wetem.
Choć, kto wie…?
Może jednak coś drgnie?