…ale w sumie na jedno wychodzi.
Magdalena Środa wielką mą faworytką (faworytą bym rzekł, ale skromny człek ze mnie) do wczoraj była z racji poglądów i niewątpliwej kobiecości. Charme, rzekłbym z francuska, ale nie rzeknę, bo Płatek (nie róży, niestety) objawił się z całym wdziękiem i elegancją wielkiej urody, bidną Środę wtrącając w otchłań niebytu i zapomnienia.
Po pierwsze – Płatek (Monika ma toto na imię) zna się na Ustawie Zasadniczej jakmałokto i wie, że tak jednoznacznie artykułowany w Konstytucji RP NARÓD może mieć dwie, trzy lub cztery nogi, skórę we wszystkich kolorach Tęczy (ach, jaki straszny żal!!!), język dowolny – istotne, że żywot swój w tym akurat momencie wiedzie między Bugiem a Odrą i Nysą. I nie ma NIC wspólnego z jakimiś tam "Polakami"!
Po drugie – intelekt Pani Profesor Płatek Moniki pozwala jej z niedoścignioną lekkością zmieniać polszczyznę. Z polskiego na nasze, w którym to narzeczu sformułowanie "przed sejmem" oznaczać może zalaną listopadowym deszczem ulicę Wiejską w Warszawie i najprawdopodobniej gdzieś tam wśród pełnych błota kałuż umęczoną postać czołgającej się z dymisją na głowie Ewy Kopacz w trwodze i włosiennicy przed oblicze Dudy Potwora czy smoka stugłowego (brrrr…) innego.
Kopacz Ewa ani Jurandem, ani Henrykiem IV, ani (tym bardziej) żadną Joanną d'Arc nie była, nie jest i nigdy nie będzie. Pytanie pozostaje, co z Płatkiem – czy nadal bedzie pieprzyć w TV trzy po trzy?
Ps.
Kopacz jednak dotarła do sejmu i pokazała klasę.
Ewa, ady k' sobie!
Wczoraj była środa, a może inny płatek…
Reklama
Reklama