Reklama

Kto powiedział, że polityka jest nudna? Amerykanie obserwujący prezydencką kampanię wyborczą 2016 r. nie potrafią powstrzymać swoich emocji. Zakończyła się właśnie druga runda zmagań ociekającej hipokryzją i cuchnącej korupcją demokratki Hillary Clinton z niezależnym i nieobliczalnym, byłym lowelasem i celebrytą, obecnie będącym ostatnią nadzieją odrzuconych konserwatystów, samorodkiem Donaldem Trumpem.

Pojedynek poprzedziło klasyczne wyniszczające bombardowanie  Trumpa przez wyspecjalizowane w czarnym PR-rze jednostki politycznych snajperów propagandy obozu Hillary Clinton, w którym zarzucono główne media odłamkami “brudnych” erotycznych wypowiedzi Trumpa sprzed ponad 10 lat. Atak był wielokrotnie powielany przez elektroniczną kawalerię powietrzną obozu Hillary w wielu stacjach telewizyjnych. W mainstreamowych mediach zapanowała swoista psychoza, zwiastująca koniec demokracji i istniejącej politycznej kultury.

Reklama

Przez moment wydawało się, że Trump nie zdoła już wydobyć się spod zwojów damskich staników i majtek pomieszanych z jego własnym samczym ego i Hillary zostanie okrzyknięta zwyciężczynią pojedynku jeszcze przed rozpoczęciem drugiej rundy.

Klęska jest zwykle sierotą, więc w mediach pojawiali się kolejni republikańscy politycy wypierający się jakichkolwiek sympatii i związków z Trumpem. Tutejszy marszałek Kongresu (speaker) Paul Ryan zapowiedział, że nie będzie odtąd uczestniczył w kampanii kandydata swojej partii, a tylko skupi się na popieraniu republikańskich kandydatów do Kongresu i Senatu. Znany konserwatysta, senator Mike Lee wprost zażądał od władz Partii Republikańskiej (GOP) aby pozbyła się Trumpa i na jego miejsce desygnowała obecnego kandydata na wiceprezydenta Mike’a Pence’a (jego wice miałby być dr Ben Carson),  wtórowało mu wielu.

Każdy kto obserwuje wzloty i upadki niesfornego republikańskiego kandydata na prezydenta przyzna, że ten facet “ma nabiał” i najlepiej odnajduje się w sytuacjach kryzysowych, kiedy decyduje się na atak (choć gorzej wypada, kiedy zaczyna się tłumaczyć). Tak więc wszystko jeszcze jest przed nami…

Tuż przed II rundą, Trump zaprosił reporterów na mini-konferencję, na której zamiast tłumaczyć się ze swoich popędliwych rozerotyzowanych wypowiedzi, zaprosił kilka pań (Juanita Broaddrick, Kathleen Willey and Paula Jones), które były ofiarami brutalnych “zalotów” męża Hillary, byłego prezydenta Bill’a Clintona. Jedna z nich przypomniała, że została brutalnie zgwałcona przez ówczesnego prokuratora generalnego stanu Arkansas, Billa Clintona. Pozostałe panie również podzieliły się swoimi historiami z seksualnie rozwichrzonym byłym prezydentem USA. Wszystkie podkreślały aktywną złowrogą rolę Hillary w zastraszaniu i zamykaniu im ust.

Inna (Kathy Shelton) opowiedziała, że kiedy miała 12 lat została porwana przez 41-letniego faceta i brutalnie zgwałcona, jakiś czasi była w komie. Właśnie Hillary była  obrończynią gwałciciela i tak maglowała i zgubiła podczas przesłuchania w sądzie 12-latkę, że gwałciciel otrzymał jedynie 2 miesiące więzienia (plus czas jaki już odsiedział). Na jaw wyszło nagranie w którym dumna Hillary naśmiewa się z tak tragicznie skonstruowanej szopki. Dziś Hillary bezczelnie opowiada jak to zawsze wspaniale troszczyła się o prawa kobiet i dzieci.Tak więc ci, którzy uważali, że Trump jest już skończony i wystarczy go tylko dobić w czasie debaty przeżyli kolejną niespodziankę. W sytuacji zagrożenia odradza się jak Feniks z popiołów i coraz silniejszy staje do walki. Jednak problemem dla Trumpa jest jego nawyk nocnego tweetowania, który  czasem destabilizuje jego rozumnie obraną taktykę kampanii. Potrafi przyczepić się do czegoś co rozprasza jego własną strategię.

Sytuacja staje się bardzo skomplikowana, gdyż właśnie dziś kontestowana kandydatura Trumpa jest/była przecież wyrazem protestu republikańskich wyborców przeciwko skorumpowanemu republikańskiemu partyjnemu establishmentowi! Nie sposób jednak nie zauważyć, że Trump w posagu do kampanii wyborczej wnosi cały swój celebrycki negatywny bagaż, który już od jakiegoś czasu przeszkadza mu w pozyskaniu sympatii i głosów kobiet. Obóz Clinton co jakiś czas rzuca pod nogi konserwatywnych wyborców kolejne erotyczne koktajle Mołotowa, możemy być pewni, że wkrótce zobaczymy ich więcej.

Dla Hillary II debata w Hofstra University z pewnością była katorgą, nigdy nie była tak silnie uderzana na oczach milionów telewidzów. Trump był spokojny i metodyczny, porzucił wszelkie konwenanse i bezlitośnie odsłonił prawdziwą twarz Hillary wykazując jej nieudolność w polityce międzynarodowej prowadzącą do niemądrej destabilizacji Bliskiego Wschodu. Odrzucił też misternie zarzuconą na niego medialną sieć (nagrana prywatna rozpasana rozmowa o kobietach sprzed 12 lat) kierując uwagę odbiorców na łamanie prawa ( nielegalne czyszczenie emaili) i naruszanie tajemnic państwowych przez Hillary oraz na ochranianie przez nią seksualnych wybryków i nadużyć jej męża Billa. Hitem dla zgromadzonej publiczności  (gromkie brawa) była jego konkluzja sugerująca, że jeśli zostanie prezydentem to doprowadzi (w Kongresie) do powołania specjalnego prokuratora, który prześwietli wykroczenia Hillary i w rezultacie wsadzi ją do więzienia.  

Tak więc Trump zwycięsko wyszedł z zastawionej na niego pułapki narzucając mediom inną narrację i pogoń za nowym króliczkiem. Wydaje się, że zamierza on zakończyć swoją kampanię tak ją rozpoczął, przemawiając z platformy populistyczno- nacjonalistycznej, występując jako orędownik pokoju i bezpieczeństwa przeciwko polityce otwartych granic, nielegalnych emigrantów,  imperialnych ciągotek i globalizacji. Sugestia z “posadzeniem” skorumpowanej Hillary spotkała się z totalnym oburzeniem w głównych mediach jako odrażająco prymitywna i mściwa  tak jakby była rodem z bananowych republik.

Wypada jednak przypomnieć demokratom doprowadzenie do uwięzienia prof. Dinesh’a D’Souza, twórcy filmu “Hillary’s America” za nieprawidłowości w dotowaniu kampanii wyborczej. Innym takim przykładem bezpardonowego potraktowania politycznego przeciwnika przez demokratów niech będzie przypadek byłego gubernatora stanu Virginia Bob’a McDonnell  oskarżonego o korupcję z powodu przyjęcia podarunków i pożyczki od biznesmena (2014 r.).

Cała ta historia zmasowanej medialnej histerii przeciwko Trumpowi z powodu jego niesmacznej wypowiedzi z przed 12 lat jest nie z tego świata. Kto bowiem jest święcie oburzony na frywolny, niesmaczny, seksistowski, męski język Trumpa? Oczywiście lewica.  Ta sama, która w sferę publiczną na chama wpycha seks (Hollywood, czy propagowanie “tajemnic” seksualnych w szkołach), zwalcza religię, moralność i na wiele sposobów wyśmiewa jakąkolwiek przyzwoitość w swoich filmach, lansowanych programach TV i w szkole. To przecież oni na seksualne wybryki prezydenta Billa Clintona mówili, że to jego prywatne życie i wara krytykom od niego. Pomijając już słynne romanse i współżycie z przygodnymi kobietami w Białym Domu innego słynnego demokraty samca-królika prezydenta F.J. Kennedy’ego, stworzono atmosferę w której głupia i samcza wypowiedź Trumpa była czymś najgorszym w historii.

Jakie na dzisiaj są konsekwencje tych partyjnych wyniszczających zmagań? Oficjalnie wygrywa Hillary Clinton, dziś wybory wygrałaby z 341 elektorskimi głosami, Trump mógłby liczyć tylko na 197  głosów (według Real Clear Politics). Jak wiemy, aby wygrać trzeba przekroczyć liczbę 270 elektorskich głosów. Sytuacja może się jeszcze jednak zmienić, wszak do wyborów jest jeszcze ok. 4 tygodni. Jedyny sondaż jaki ma naprawdę znaczenie będzie miał miejsce 8 listopada przy wyborczych urnach.

Zaraz po debacie na prawicowym portalu Drudge Report głosowało blisko milion ludzi, aż 68% z nich uważało, że wygrał Trump. W innym sondażu (CNN/ORC) 57% respondentów uważało, że debatę wygrała Clinton, a 34% wskazało Trumpa.

Są już wyniki nowych sondaży, słynny Rasmussen podał w środę następujące liczby: Clinton – 43%, Trump – 39%, Gary Johnson – 7%, Jill Stein – 2%, niezdecydowani – 5%. Więc Trump jednak powraca…

Jak pisałem wyżej po medialnym nagłośnieniu seksistowskiego nagrania wielu republikańskich luminarzy publicznie oświadczyło, że nie będą popierać Trumpa, jednak jego byli konkurenci do nominacji senatorzy Marco Rubio i Ted Cruz potwierdzili swoje poparcie dla Trumpa.  Ted Cruz w wywiadzie dla stacji w Teksasie powiedział:

“Popieram republikańskiego kandydata, ponieważ moim zdaniem Hillary Clinton jest absolutnym nieszczęściem.”

Faktem jest, że WikiLeaks w ostatnich dniach (nawet przed debatą) uwolniło “tonę” dokumentów kompromitujących Hillary Clinton, wskazujących na jej korupcyjne zachowania, ale tak główne media jak i prowadzący debatę udawali, że nic takiego nie miało miejsca, liczyło się tylko dobicie Trumpa.  W uwolnionych emailach szef kampanii Clinton, stary komuch i globalista John Podesta (Center for American Progress) wyśmiewa się z zacofanej religii katolickiej i jej wyznawców. Przypomnijmy, że w USA mieszka ok. 75 mln katolików, czyli ok. 25% mieszkańców USA. Do niedawna, aż 55% zapowiadało, że zagłosuje na Clinton, zaś jedynie 32% chciało poprzeć Trumpa, zobaczymy, czy teraz te proporcje się zmienią.

Sytuacja staje się dramatyczna, frontalny atak mediów napotyka na rodzący się mur ludzi zdrowego rozsądku i zagubionych dotąd konserwatywnych zwolenników zagrożonej Konstytucji. Heroldem tych sił jest m.in. król konserwatywnego radia, Rush Limbaugh:

“Mam pytanie do Republikanów ubiegających się o wybór do Kongresu i Senatu. Zadaję to pytanie z powagą: Dlaczego ludzie mieliby na was głosować? Jest oczywistym, że wy nie chcecie powstrzymać Hillary Clinton. Jest oczywistym, że wielu z was nie chce nawet próbować zatrzymać Hillary w drodze do Białego Domu. Więc jeżeli nie jest ważne niedopuszczenie jej do Białego Domu, dlaczego byłoby ważnym, aby wybrać was?”

W opinii zwolenników Trumpa, Hillary powinna być sądzona za działania niezgodne z prawem, za przykład podaje się oświadczenie szefa FBI Jamesa Comey’a, który w przesłuchaniu wyliczył przewinienia jakich sprawując funkcję Sekretarza Stanu dopuściła się Hillary Clinton dodając, że nie otworzy postępowania w sprawie jej ukarania.

Później wyszły na jaw finansowe powiązania Comey’a z Fundacją Clintonów, wypada też dodać, że brat szefa FBI Peter Comey pracuje w firmie, która przygotowuje podatki Fundacji Clintonów.

Trump istotnie występuje w programie “siła złego” na jednego. Przeciwko niemu jest cała globalistyczna kabała, oczywiście Partia Demokratyczna, główne media, jak i establishment Partii Republikańskiej. Światem dziś rządzi globalistyczna oligarchia, która osiągnęła już tak wiele w podporządkowaniu sobie państw i narodów świata. Jej wrogami są państwa narodowe i liderzy sortu Orban, Kaczyński, Netanyahu, czy Putin, na ich celowniku są też religie i cały tradycyjny system wartości, to do nich może dołączyć zwycięski Trump, a to oznaczałoby poważne kłopoty.

Globaliści kontrolują biurokrację i elity obydwu partii politycznych w USA, ewentualna wygrana trybuna ludowego jakim jest zbuntowany Trump zagraża przede wszystkim elitom Partii Republikańskiej, dlatego obserwujemy nerwowe jej zachowania (vide speaker Paul Ryan). Z kolei zwykli Amerykanie m.in. dzięki mediom społecznościowym i pomocy WikiLeaks w “odczarowywaniu demokracji” zaczynają powoli przecierać oczy i to co widzą zupełnie im się nie podoba. Oczywiście masy wyborców dalej uczestniczą w zaaranżowanej dla nich zabawie “demokrata dobry, republikanin zły” i odwrotnie, ale nie zapominajmy, że jest wiele przesłanek dla niespodzianki wyborczej 8 listopada.

Zwyczajni Amerykanie odkrywają, że tempo zadłużania państwa w niedalekiej przyszłości nieuchronnie musi doprowadzić do jego upadku. Do tego trzeba dodać niesamowity wzrost regulacji i przez to wzrost siły wykonawczej aparatu państwa z wyraźną nadrzędną rolą jego elit.

Niedawno podczas mojego pobytu w Polsce jeden z moich inteligentnych kolegów bronił globalizmu podkreślając, że bezsprzecznie doprowadził on do wydźwignięcia z biedy setek milionów ludzi na świecie. Przyznając mu rację wspomniałem, że siedziałem w 1982 r. w więzieniu/internacie w Kwidzynie ze znanym socjologiem i filozofem, marksistą prof. Leszkiem Nowakiem (autor teorii trój-pana). Profesor wówczas twierdził, że zgodnie z tezami Marksa komunizm nie mógł udać się w zacofanej Rosji, stąd aby wprowadzić komunizm na całym świecie najpierw trzeba go gospodarczo rozwinąć…

No cóż, pozostaje nam obserwować zmagania współczesnego Jana Husa, czy Marcina Lutra, który tym razem przybija swoje obrazoburcze tezy do elektronicznych drzwi miłościwie panujących nam globalistów. Czy w odpowiedzi zapłoną stosy? Czas to jedyny prawdziwy kapitał jaki posiada człowiek, to on pokaże, czy w dzisiejszym świecie człowiek ma jeszcze szansę, aby wybić się na niepodległość, czy też zje nas smok obiecanego dobrobytu. Następna III runda już za kilka dni…

Jacek K. Matysiak

Kalifornia, 14/10/2016

Reklama

22 KOMENTARZE