Zabawa wokół sprawy esbeka Edwarda Graczyka, jego “cudownego” zmartwychwstania,
Zabawa wokół sprawy esbeka Edwarda Graczyka, jego “cudownego” zmartwychwstania, zeznań w prokuraturze białostockiej, rozpaliła na nowo dyskusję o tym, czy Lech -stoczniowiec donosił, czy nie, a jak donosił, to czy wyrządził szkody, czy nie, a jak był uwikłany, to czy przypadkiem Sierpień ‘80 był “nasz”, czy może “ich”, a co Gwiazda, a co Walentynowicz, a czy Borusewicz… jednym słowem – gry i zabawy niepoważnych ludzi o poważnej sprawie – historii najnowszej Polski.
Protokół z przesłuchania Graczyka ma znaczenie.. żadne. Żadne z punktu widzenia prawdy historycznej, żadne z punktu widzenia oceny postaci Lecha Wałęsy przez jego zwolenników, czy przeciwników. Nie ma również kompletnie żadnego znaczenia politycznego, ponieważ były prezydent jest emerytem i w polityce wewnętrznej się nie liczy, a za granicą tego rodzaju szopki kompletnie nie interesują nikogo – no, może poza grupkami Polonii, która i tak głosuje w sposób śladowy – a jak głosuje, to raczej na tych, którzy mogą im coś dać.
Mało osób zwróciło uwagę na to, że “wykopanie” na powierzchnię kapitana SB, Graczyka, w tej chwili, tuż przed 25. rocznicą przyznania Wałęsie pokojowej Nagrody Nobla, jest na rękę… Platformie Obywatelskiej.
Bo nie o Wałęsę w tym wszystkim chodzi, lecz o szersze zagadnienia – o lustrację i przyszłość IPN. Można śmiało powiedzieć, że IPN sam sobie książką Cenckiewicza i Gontarczyka założył pętlę na szyję, i dalej ją zaciska. Tak się płaci za upolitycznienie instytucji, która z założenie miała zająć się odkłamywaniem historii najnowszej Polski.
Już następnego dnia szef klubu Platformy Obywatelskiej, Zbigniew Chlebowski, oznajmił, że w przyszłym roku nastąpi nowelizacja ustawy o IPN. Instytucji tej PO zamierza wyrwać zgniłe zęby pionu prokuratorskiego, skierować ją na drogę instytucji badawczej, a archiwa udostępnić szerokim rzeszom – w co oczywiście nie wierzę. Nie wierzę, ponieważ kilka dni temu Trybunał Konstytucyjny odrzucił skargę rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego na przepisy ustawy o IPN, które określają wymogi otrzymania dostępu do materiałów instytutu tylko na podstawie specjalnych rekomendacji naukowych, lub wydawców, w przypadku dziennikarzy. Oznacza to, że nowelizacja ustawy, która by chciała rozszerzyć dostęp do akt, teczek i ułatwiła dostęp do tych cennych źródeł – zostanie przez sędziów TK zakwestionowana. Znając procedury trybunału, zakończy się to tym, że ustawa wejdzie, w formie okrojonej, jak ustawa lustracyjna projektu PiS, w roku 2007.
Chlebowski twierdzi, że nowelizacja ustawy o IPN poprzedzona jest wnikliwymi badaniami naukowymi, w co również nie wierzę. Do poprawienia tego kulawego prawa wystarczy po prostu zdrowy rozsądek.
Problem IPN polega na tym, że jest on instytucją państwową, mającą szeroki – zbyt szeroki – zakres działania.
Przypomnijmy, że jego skład wchodzą cztery główne biura;
* Główna Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu,
* Biuro Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów,
* Biuro Edukacji Publicznej,
* Biuro Lustracyjne
Zakres działań IPN obejmuje lata 1944 – 1990. I powinien prowadzić zadania tylko w tym zakresie – a na pewno tylko zadania natury dochodzeniowej. Jak się okazuje, książka poświęcona Lechowi Wałęsie, wykracza poza wspomniany okres, ponieważ dotyczy także działań byłego prezydenta w latach 1990 – 95.
Problem IPN zasadza się na olbrzymim zakresie jego działalności – ponieważ prowadzi on działalność i dochodzeniową, lustracyjną, jest archiwum, na bazie którego mają być prowadzone badania naukowe – i jest również jednostką edukacyjną. Ten problem jest również zwielokrotniony przez obsadę personalna tej instytucji. Biorą pod uwagę, że twarzami IPN są w tej chwili ludzie z nadania politycznego – Andrzej Gwiazda, Barbara Fedyszak – Radziejowska, Andrzej Urbański, Mieczysław Ryba – członkowie Kolegium, czy Janusz Kurtyka (prezes), Jacek Wygoda (człowiek kojarzony ze Zbigniewem Ziobro), Piotr Gontarczyk – szefowie Biura Lustracyjnego – trudno uwierzyć w bezstronność tej instytucji.
Wyraźnie należy oddzielić różne funkcje instytutu. Jego działalność edukacyjna – jest imponująca. Ilość opracowań, ilość zebranych i udostępnionych materiałów, szczególnie z okresu działania komunistycznego aparatu represji jest olbrzymia.Wydawnictwa stałe, takie jak Biuletyn, książki, publikacje internetowe – czy akcje, takie jak w rocznice Sierpnia, czy Powstania Warszawskiego – są przyjmowane z pełną aprobatą.
IPN postrzegany jest jednak publicznie przez pryzmat nie działalności edukacyjnej i naukowej – lecz politycznej. Już za czasów poprzedniego szefa, profesora Leona Kieresa, dochodziło do sytuacji, gdzie jego decyzje, dotyczące na przykład przesunięcia części akt do zbioru zastrzeżonego – wzbudzał duże emocje. Ten zbiór jest teraz czymś, co stanowi polisę ubezpieczeniową dla jego szefa, Janusz Kurtyki. Największym problemem IPN są właśnie akta bezpieki.
Akta bezpieki są poddawane jawnej manipulacji – i praktycznie każdy może z nich zrobić sobie dowolny użytek, pod płaszczykiem “pracy naukowej”. Sprawa Stanisława Wielgusa, Milana Suboticia, czy Lecha Wałęsy pokazują mechanizmy, jakimi się Kurtyka może posługiwać.
Projekt reformy IPN nie jest trudny – można go streścić w kilku punktach, które zresztą już publikowałem prawie dwa lata temu;
1. Należy natychmiast zweryfikować zadania Instytutu Pamięci Narodowej, prawo dostępu do jego akt, prawo publikacji dokumentów i poddanie rygorów publikacji trwałym regulacjom prawnym o ochronie danych osobowych. Należy zapobiec, aby prawo do publikacji mieli pracownicy instytutu, lub mieli prawo do wydawania zgody na publikację. IPN powinien zostać jednostką archiwalną – a nie naukową. Do prac naukowych powinna być powołana odrębna jednostka. Pion śledczy – oczywiście też wyłączony spod kurateli IPN – i poddany kontroli prokuratury – pod warunkiem – ze stanowisko prokuratora generalnego będzie oddzielone od stanowiska ministra sprawiedliwości.
2. Instytut powinien zostać wyjęty z pod kontroli rządu i zostać poddany nadzorowi Sejmu. Sejm i tylko on w formie konkursu powinien powołać zarząd instytutu i ten tylko prze nim powinien być odpowiedzialny za swoje działania.
3. Dokumenty IPN mogą być użyte w sposób jawny tylko po otrzymaniu na to zgody osoby pokrzywdzonej lub na podstawie wyroku sądu.
Wracając do sprawy Lecha Wałęsy i “jego” esbeka;
Ci, którzy tak zażarcie go atakują, nie widzą, że im z większą wściekłością to robią, tym poparcie dla niego rośnie. Działa tu prosty mechanizm, ponieważ z biegiem lat tamte czasy nabierają większego blasku . Blasku, w którym najjaśniej świeciła gwiazda Lecha Wałęsy, a nie widać było Lecha Kaczyńskiego i jego brata. Dla obywateli ważniejsze jest to, co zostało osiągnięte – a nie to, kto to osiągnął.
IPN w tej zabawie, został sprowadzony przez jego szefa, Janusza Kurtykę, do roli narzędzia politycznego. Jego działania wobec Lecha Wałęsy – i wobec Wojciecha Jaruzelskiego – traktowane są jako zamach nie na konkretne osoby i nie jako dążenie do prawy – lecz jako próbę zakrzywienia prawdy historycznej dla celów bieżącej polityki. Próba pisania historii na nowo, a w to się również wpisuje ekshumacja zwłok generała Władysława Sikorskiego i wożenie go po Krakowie – jest odbierane jako zamach na historię i życie jednostek. Młodzi ludzie z kolej patrzą na to z obojętnością, a tych, którzy te gry i zabawy wywołują – traktują jak oszołomów. Pomijam oddźwięk tej zabawy za granicami Polski – ale symptomatyczne jest to, że to, co powinno być najważniejsze dla historii naszej części Europy – czyli powstanie ogromnego ruchu społecznego “Solidarności” i Okrągły Stół, w roku 1989, wypierane jest przez obalenie muru berlińskiego.
Jeżeli sami nie potrafimy dbać o naszych bohaterów i o naszą historię – to nigdy nie będzie ona poważnie traktowana przez innych.
Azrael