Reklama

Nie wiem jaki cel postawili sobie pełnomocnicy oskarżycieli prywatnych, którzy wnieśli prywatny akt oskarżenia przeciw Arabskiemu i czterem innym pracownikom kancelarii Tuska, ale raczej nie był to cel procesowy. Przesłuchanie Tuska od początku do końca wyglądało tak, jakby postępowanie toczyło się w zupełnie innej sprawie, nie przeciw oskarżonym, ale przeciw świadkowi. Większość ludzi nie mająca styczności z procesami sądowymi w ogóle tego kuriozum nie dostrzegła i 99% komentarzy, które przeczytałem dotyczyły czysto politycznych interpretacji zeznań świadka Tuska. Jeśli nawet pełnomocnicy oskarżycieli przyjęli polityczną strategię, co w tej wyjątkowej sprawie jakoś się broni, to zwyczajnie nic z tego nie wyszło.

W normalnym procesie świadka atakuje się na wszystkie możliwe sposoby, ale zawsze po to, aby uzyskać korzystne lub niekorzystne dla oskarżonego dowody, wszystko zależy od tego, jaka strona postępowania zadaje pytania. Świadek Tusk odpowiadał na dziesiątki pytań, ale niemal wszystkie dotyczyły jego samego, nie oskarżonego Arabskiego, a o reszcie oskarżonych nawet nie ma co wspominać. Za trzy dni te zeznania umrą śmiercią naturalną, media zajmą się innymi tematami i w aktach sprawy też nie zostanie nic, co mogłoby zaszkodzić Arabskiemu i pozostałym. Ponad wszelką wątpliwość niespotykane w procesach przesunięcie linii oskarżenia z oskarżonego na świadka, i to tak ważnego świadka, było dużym prezentem dla oskarżonych od pełnomocników i oskarżycieli. Z kolei próba pokazania odpowiedzi Tuska, jako kompromitujących politycznie, zakończyła się co najwyżej marnym skutkiem, mówiąc wprost to się wcale nie udało. Mamy do czynienia z klasyką politycznej nawalanki. Przeciwnicy Tuska widzieli przestraszonego i trzęsącego się kelnera Merkel, zwolennicy lidera opozycji, który zaorał „oszołomów”.

Reklama

Moja ocena wystąpienia Tuska jest zupełnie inna, widziałem i słyszałem parę godzin nudnego powtarzania wszystkiego, co zostało powiedziane wielokrotnie. Tusk nie był na pełnym luzie, widać było, że samo otoczenie jest dla niego problemem, bo obojętnie w jakim charakterze występujesz w sądzie, nie jest to miejsce dobrze kojarzące się ludziom. Z drugiej strony mówienie o jakiejś kompromitacji i to gigantycznej, jest tylko i wyłącznie pobożnym życzeniem, podobnie jak udowodnienie wyjątkowej błyskotliwości Tuska. Wszyscy wiedzą jakim politykiem jest „prezydent Europy”, to cynik doskonale poruszający się w fabryce kłamstwa. Na sali sądowej zastosował prostą sztuczkę, którą oszukał też sam siebie, ale z korzyścią dla siebie. On po prostu odpowiadał jak na konferencji prasowej, adwokatów i pokrzywdzonych traktował jak dziennikarzy, sąd jak prowadzącego debatę i udzielającego głosu moderatora. W takiej atmosfery Tusk czuje się doskonale, wprawdzie nie była to najbardziej udana konferencja, jednak wystarczająco dobrze się asekurował, aby sobie i oskarżonym nie wyrządzić krzywdy.

Tak to w moich oczach wyglądało, chociaż chciałbym, żeby było zupełnie inaczej. W mojej ocenie oskarżyciele i pełnomocnicy popełnili błąd, trzeba było cisnąć Tuska tylko w kierunku wykazania niekompetencji i błędów oskarżonych, czyli przyjąć normalną strategię procesową. Takie działanie mogło przynieść korzyść procesową i dostarczyć sądowi nowych dowodów winy, niestety oskarżenie poszło w zupełnie innym, politycznym, kierunku i tutaj też nic nie ugrało. Precyzyjnie rzecz ujmując zeznania Tuska nie mają znaczenia w żadnym wymiarze. Procesowo są kompletnie nieprzydatne, politycznie mieliśmy powtórkę z rozrywki, bez najmniejszego przełomu. Jedyna korzyść jest taka, że miliony Polaków zobaczyło Tuska w sądzie i być może ten obrazek zapamięta. Dodatkowo szykują się kolejne przesłuchania w prokuraturze i komisjach, co może się Polakom utrwalić.

Natomiast nie spodziewałbym się niczego nowego, ani po Tusku, ani po przesłuchujących, bo ten schemat „dialogu” powtarza się od 8 lat. Dość powiedzieć, że dzisiejszym tematem numer jeden była rozmowa Tuska z Putinem na molo, przerabiana na 1000 możliwych sposobów i po tak długim czasie można wymyślić drugie tyle „atrakcyjnych” odpowiedzi, o czym była ta rozmowa. Znam realia sądowe i jestem bardzo, ale to bardzo sceptyczny wobec buńczucznych zapowiedzi, że Tusk pójdzie siedzieć, zwłaszcza, że najczęściej powtarzaną podstawą prawną jest „zdrada dyplomatyczna”, czyli kompletnie martwy przepis i niedopełnienie obowiązków, co jest bardzo trudne do udowodnienia w sądzie. Pozostaje satysfakcja, że Tusk musi się przed sądami i prokuratorami tłumaczyć, a to buduje mu wizerunek recydywisty. Tyle pożytku, reszta jest biciem piany.

Reklama

44 KOMENTARZE

  1. Nasz najwierniejszy sojusznik
    Nasz najwierniejszy sojusznik nie dostarczył jak wiadomo żadnych nagrań kelnerskich na Tuska, czyli traktuje go jako polityka w którego warto zainwestować, bo jeszcze może się przydać.
    Aha.
    Jutro nasz ukochany sojusznik zdecyduje czy naśle na Polskę komorników.

  2. Nasz najwierniejszy sojusznik
    Nasz najwierniejszy sojusznik nie dostarczył jak wiadomo żadnych nagrań kelnerskich na Tuska, czyli traktuje go jako polityka w którego warto zainwestować, bo jeszcze może się przydać.
    Aha.
    Jutro nasz ukochany sojusznik zdecyduje czy naśle na Polskę komorników.

  3. Zastanawia mnie, jak to

    Zastanawia mnie, jak to możliwe, żeby człowiek cierpiący na tak poważne zaniki pamięci, co jest symptomem bardzo poważnej choroby, może sprawować jakąkolwiek funkcję w administracji publicznej, nie mówiąc już o eksponowanych czyli odpowiedzialnych stanowiskach. Co więcej, dlaczego sąd nie wysłał pana T. na badania psychiatryczne, mające sprawdzić jego stan umysłowy oraz ocenę wiarygodności jego wypowiedzi?

  4. Zastanawia mnie, jak to

    Zastanawia mnie, jak to możliwe, żeby człowiek cierpiący na tak poważne zaniki pamięci, co jest symptomem bardzo poważnej choroby, może sprawować jakąkolwiek funkcję w administracji publicznej, nie mówiąc już o eksponowanych czyli odpowiedzialnych stanowiskach. Co więcej, dlaczego sąd nie wysłał pana T. na badania psychiatryczne, mające sprawdzić jego stan umysłowy oraz ocenę wiarygodności jego wypowiedzi?

  5. Kłamstwem gardziliśmy,

    Kłamstwem gardziliśmy, baliśmy się go, uważaliśmy za zło, grzech, oszustwo.

    Niestety – jak widać – kłamstwo ostatnio stało się elementem LEGALNEJ, dopuszczalnej gry politycznej i społecznej. Z tego już widać, jak nisko upadliśmy i jak szybko postępuje rozkład moralny naszej cywilizacji.

    W Polsce przedwojennej prawdomówność, honor, ojczyzna były to kategorie pierwszorzędnej wagi, dziś śmierdzącym kłamstwem nikt się nie brzydzi.

    Dlaczego tak szybko postępuje upadek?

    • I nie ma się tu co dziwić. W

      I nie ma się tu co dziwić. W Polsce przedwojennej były elity,  a teraz…no, kto? Michnik? Spadkobiercy mentalni profesora (ha ha ha) Bartoszewszkiego?   Elita została wymordowana w Katyniu, Charkowie, Auschwitz, na Syberii, w podziemiach ubeckich kazamat i w setkach innych miejsc, często bezimiennych, a nowa nie może się wytworzyć, bo blokują ją potomkowie tych co mordowali tą pierwszą. Chwilami wydaje mi się, że Lis mówiąc (cytuję z głowy) :…Te barany i tak wszystko łykną.., niestety miał rację. Tak sie niestety dzieje, gdy mózg zastępują smartfony.

  6. Kłamstwem gardziliśmy,

    Kłamstwem gardziliśmy, baliśmy się go, uważaliśmy za zło, grzech, oszustwo.

    Niestety – jak widać – kłamstwo ostatnio stało się elementem LEGALNEJ, dopuszczalnej gry politycznej i społecznej. Z tego już widać, jak nisko upadliśmy i jak szybko postępuje rozkład moralny naszej cywilizacji.

    W Polsce przedwojennej prawdomówność, honor, ojczyzna były to kategorie pierwszorzędnej wagi, dziś śmierdzącym kłamstwem nikt się nie brzydzi.

    Dlaczego tak szybko postępuje upadek?

    • I nie ma się tu co dziwić. W

      I nie ma się tu co dziwić. W Polsce przedwojennej były elity,  a teraz…no, kto? Michnik? Spadkobiercy mentalni profesora (ha ha ha) Bartoszewszkiego?   Elita została wymordowana w Katyniu, Charkowie, Auschwitz, na Syberii, w podziemiach ubeckich kazamat i w setkach innych miejsc, często bezimiennych, a nowa nie może się wytworzyć, bo blokują ją potomkowie tych co mordowali tą pierwszą. Chwilami wydaje mi się, że Lis mówiąc (cytuję z głowy) :…Te barany i tak wszystko łykną.., niestety miał rację. Tak sie niestety dzieje, gdy mózg zastępują smartfony.

  7. “Rzeczpospolita to postaw

    "Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągną Szwedzi, Chmielnicki, Hiperborejczykowie, Tatarzy, elektor i kto żyw naokoło. A my z księciem wojewodą powiedzieliśmy sobie, że z tego sukna musi się i nam tyle zostać w ręku, aby na płaszcz wystarczyło; dlatego nie tylko nie przeszkadzamy ciągnąć, ale i sami ciągniemy.”

    W ciągu mojego długiego życia zaznałam tylko jednego takiego doświadczenia: W 2015 w wyniku głosowania prezydenckiego, głosowania parlamentarnego władzę zdobyła formacja, dla której los Polski był priorytetem. A potem dwa lata – rządu Beaty Szydło. Pierwszy raz poczułam się obywatelem, od którego coś zależy i który jest pod opieką wybranego przez siebie rządu. Podmiotem, a nie ofiarą do ograbienia. Może nieprawdziwie, może na wyrost, ale doświadczenie to jest cenne. Bez zastrzeżeń przyjęłam propozycje – najpierw trzeba zadbać o młode rodziny, o dzieci, a ja, emerytka poczekam. Bo wiem, że Ojczyzna o mnie nie zapomni, a jak nie będzie z czego, to nie dorzuci, trudno, wytrzymam.

    Dwa lata, i się rypło. Nie będzie Polski, będzie Polin.

    Więc z postawu czerwonego sukna trzeba wyrwać coś dla siebie, na pohybel słabszym, bo jak tego nie zrobię, to mnie ograbią. W końcu „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy” Trzeba przeżyć.

    Ale było pięknie, na zawsze zapamiętam

     

  8. “Rzeczpospolita to postaw

    "Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągną Szwedzi, Chmielnicki, Hiperborejczykowie, Tatarzy, elektor i kto żyw naokoło. A my z księciem wojewodą powiedzieliśmy sobie, że z tego sukna musi się i nam tyle zostać w ręku, aby na płaszcz wystarczyło; dlatego nie tylko nie przeszkadzamy ciągnąć, ale i sami ciągniemy.”

    W ciągu mojego długiego życia zaznałam tylko jednego takiego doświadczenia: W 2015 w wyniku głosowania prezydenckiego, głosowania parlamentarnego władzę zdobyła formacja, dla której los Polski był priorytetem. A potem dwa lata – rządu Beaty Szydło. Pierwszy raz poczułam się obywatelem, od którego coś zależy i który jest pod opieką wybranego przez siebie rządu. Podmiotem, a nie ofiarą do ograbienia. Może nieprawdziwie, może na wyrost, ale doświadczenie to jest cenne. Bez zastrzeżeń przyjęłam propozycje – najpierw trzeba zadbać o młode rodziny, o dzieci, a ja, emerytka poczekam. Bo wiem, że Ojczyzna o mnie nie zapomni, a jak nie będzie z czego, to nie dorzuci, trudno, wytrzymam.

    Dwa lata, i się rypło. Nie będzie Polski, będzie Polin.

    Więc z postawu czerwonego sukna trzeba wyrwać coś dla siebie, na pohybel słabszym, bo jak tego nie zrobię, to mnie ograbią. W końcu „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy” Trzeba przeżyć.

    Ale było pięknie, na zawsze zapamiętam