Uff.
Uff. Otworzyłem rano lodówkę i wszystko było w niej na swoim miejscu, nie znalazłem tam Palikota,choć mam wrażenie, że gdyby dać w tej chwili zwierzętom dar mowy ludzi, pierwszym wypowiedzianym przez nie słowem byłoby oczywiście “Palikot”.
Pisać, że żyjemy w czasach popkultury, podlegamy jej prawom, kreacjom itp. to już jest truizm, oczywistość oczywista. Mieć coś do zaoferowania, to dziś w elektronicznej dżungli znaczy- skandalizować. Od mocy i “autentyczności” tej formy ekspresji zależy, ile dany “produkt” ma szanse zaistnieć na danym “rynku”, i przyciągnąć odpowiedni “target”.
Mimo całych wysiłków podejmowanych w ostatnim 20-leciu przez polityków, ta akurat działka, była wbrew pozorom bardzo słabo zagospodarowana . Każdy na swój sposób starał się z mniej lub bardziej poważną miną dumać w błysku kamer nad stanem Rzeczpospolitej, w zaciszu gabinetów i podczas partyjnych nasiadówek robiąc swoje.
Do czasu.
Gdzieś tak od 2002-03 zaczęły w Polsce pojawiać się “telewizje informacyjne”, podobno z prawdziwego zdarzenia, z całym potrzebnym do wyzwań naszych czasów instrumentarium technicznym.
Oczywiście zamysł był prosty i banalny w swym przekazie. Dawać ludziom informację, taką jaka ona jest. Jeśli jakieś zagadnienie może przekraczać poziom percepcji przeciętnego widza, to ewentualnie posiłkować się opiniami ekspertów, tudzież polityków.
Widzów jednak było z tego, jak na lekarstwo, szczyty popularności zaczęły w telewizjach bić pasma rozrywkowe.
To co stało się po wyborach 2005, a ma swój ciąg dalszy po 2007, pozwoliło całkowicie przeorientować sposób podawania wiadomości, funkcji debaty, doboru gości. Nie zmieniło się tylko jedno. Wciąż dziennikarzy najlepszych 8, 7 czy 6 lat temu, mamy za najlepszych uznawać także teraz.
Oczywiście, to wszystko mogło się odbyć, gdyż doszło do symbiozy, pełnej symbiozy trzech światów:polityki-mediów-rozrywki. Ich scalenia w jedną całość i przenikania się nawzajem, co przyznają dziś ci wszyscy, którzy tym “grzechem pierworodnym współczesności” chcieliby być skażeni w jak najmniejszym stopniu. Pytanie czy szczerze.
W sporze o Palikota, wielu ludzi zaczęło podnosić ciekawe zagadnienie. Otóż jest w zasadzie niemożliwe, by nad czymś realnym, ważnym, dotyczącym ludzi i jak najbardziej znajdującym się w orbicie “informacji”, a nie “sensacji”, pochylić się ot tak po prostu.
Zaproszenie do studia ekspertów mówiących o eurofunduszach, po konferencji posłanki Gęsickiej czy minister Bieńkowskiej, byłoby na etapie “bez Palikota” najzwyczajniej w świecie nie do pomyślenia.
Dzisiaj prawie wszyscy znajdujący się w obiegu medialnym, na przykładzie Palikota próbują przesuwać granice “zezwierzęcenia debaty”, “dna dna”, “agresji”, “chamstwa” itp.
Tymczasem na przykładzie Palikota można zupełnie łatwo i nieomal z imienia i nazwiska wskazać tych, którym granice samoograniczania się, wyraźnie się poluzowały.
Piotr Pacewicz, który przecież świetnie zrozumiał rolę i przesłanie Palikota, a co dla wielu ograniczyło się tylko i wyłącznie do uczynienia z dygoczącego fallusa pomnika obciachu, chciał swoim tekstem o Rymanowskim napisać tylko, stop, to jest ślepa uliczka.
Reakcja na to była zdumiewająco łatwa do przewidzenia. Jeśli jesteś jednym z nas, to siedź cicho, a jak się coś nie podoba, to wyp… .
Chyba w ostatnim tygodniu ustami i czynami Palikota, nastąpiło bardzo mocne “sprawdzam” dla całego tego środowiska, łącznie z politykami.
Bo gdzież obecnie są, co znaczą ci wszyscy ludzie, którym wydaje się, że wykluczając lubelskiego posła z debaty, sami będą cokolwiek znaczyć?
Jak to w ogóle można potraktować?
Gdyby Palikot nam nie przeszkadzał, robilibyśmy dobrą publicystykę, informację itd.?
No chyba jednak nie…
Tu nastąpiło cudowne zjawisko zbiegu miejsca, czasu i akcji.
Aktorów też zapisało się bardzo wielu.
Każdy ściemniał i robi to nadal.
A Palikot jest, jaki jest.
Czy pasuje wobec tego do roli, w jakiej sam siebie obsadził?
Napiszę kontrowersyjnie.
Na własną partię i własnych graczy, to on jest za szlachetny.
On pozostanie zjawiskiem, samym w sobie i jedynym w swoim rodzaju.
Samotnikiem, wśród tłumu mało rozumiejących…..
My przecież na koniec, by nami rządzili, wybieramy drobnych krętaczy i fałszywych wizjonerów, wytwory medialnej kreacji, może z dobrymi zamiarami.
Tak po prostu.
Tak po prostu.
Fakt.
Tak po prostu.
Fakt.
Tak po prostu.
Fakt.
Tak po prostu.
Fakt.
Tak po prostu.
Fakt.
Tak po prostu.
Fakt.
Tak po prostu.
Fakt.