Dwie strony medalu
Nie opowiem się (celowo) w tej chwili za żadną ze stron sporu o aborcję eugeniczną. Przytoczę natomiast fakty, co do których każdy powinien wyrobić sobie własne zdanie. Moja znajoma (pozdrawiam jeśli czyta) zarzuciła mi, iż rzekomo widzę to, co chcę widzieć, sama operując skrajnościami z drugiej strony krzywej. Zatem przyjrzyjmy się możliwie obiektywnie konsekwencjom stosowania tzw. przesłanki eugenicznej w dotychczas obowiązującej ustawie o ochronie życia ludzkiego:
- Letalne wady rozwojowe to niestety smutna rzeczywistość, tragiczna sama w sobie dla nieświadomego człowieka, którego są udziałem, a przede wszystkim jego rodziców. Brak mózgoczaszki, rozszczep czy rozległa przepuklina rdzenia kręgowego + oko zwisające na nerwie wzrokowym, brak niektórych narządów wewnętrznych, rozległe deformacje uniemożliwiające podstawowe czynności życiowe chwilę po odcięciu pępowiny, to smutne fakty. Szanse przeżycia takiego człowieka dłużej niż kilka minut po porodzie są bliskie zera za to szanse ogromnego cierpienia są pewne. Urodzić takie dziecko i patrzeć jak umiera może przez niektórych rodziców być odbierane jako smutna powinność, dla większości (zgaduję) jest ogromną traumą rzutującą na zdrowie psychiczne, trwanie rodziny i posiadanie innych dzieci w przyszłości. Dotychczasowa ustawa, w przypadku wykrycia takiego typu wad, pozwalała na zabicie człowieka przed upływem określonego tygodnia ciąży, aby oszczędzić cierpienia samemu dziecku oraz rodzicom.
- Rozległe aberracje chromosomowe powodujące ciężkie upośledzenie. Dzieci urodzone z tego typu wadami nigdy nie osiągają sprawności intelektualnej, nigdy nie są zdolne do samodzielnej egzystencji i często wykazują stan tzw. wegetatywny, bez widocznych oznak świadomości. Inne, względnie lżejsze przypadki wykazują oznaki świadomości, nie opanowują mowy a jedynie artykulację dźwięków (często jest to po prostu krzyk), nie rozwijają pamięci deklaratywnej, do końca swoich dni wymagają stałej opieki, asysty przy jedzeniu czy załatwianiu potrzeb fizjologicznych. Przesłanka eugeniczna umożliwiała eliminację takich ludzi na wczesnym etapie rozwoju.
- Najczęstsza jednostkowa przyczyna aborcji eugenicznej – zespół Downa czyli trisomia chromosomu 21. Chorzy poza charakterystyczną dysmorfią twarzy, karku, języka i niekiedy innych części ciała, nie rozwijają typowej dla zdrowego człowieka inteligencji. Schorzenie daje różne stopnie upośledzenia – od takiego, które pozwala na relacje społeczne i podjęcie pracy zarobkowej w zakładach pracy chronionej lub na specjalnie dozorowanych stanowiskach tudzież w teatrze/filmie jako aktorzy, po średni stopień upośledzenia wykluczający np. samodzielne ubieranie się czy załatwianie własnych potrzeb, po niemal całkowitą dysfunkcję wymagającą stałego nadzoru. Często u chorych pojawiają się zachowania agresywne na tle emocjonalnym czy nieskrępowany normami społecznymi popęd seksualny. Te ostatnie mogą być problemami i wyzwaniami dla wychowujących ich (starszych) rodziców – obecnie chorzy dożywają średniego wieku ok. 50 lat i są rozwinięci pod względem siły fizycznej. Przesłanka eugeniczna umożliwiała eliminację osób z zespołem Downa na wczesnym etapie rozwoju.
- Chore z zespołem Turnera czyli brakiem lub dysfunkcją jednego z chromosomów płciowych. Według mojej wiedzy co roku w wyniku legalnej aborcji eliminowało się kilka takich dziewczynek. Choroba zazwyczaj nie skutkuje wadami psychorozwojowymi, pacjentki z zespołem Turnera są w stanie skończyć np. studia medyczne. Charakteryzują się niskim wzrostem (leczenie hormonem wzrostu daje pewne efekty), często spotyka się dysmorfię szyi i palców, a także zwiększoną częstość współistniejących chorób metabolicznych i narządowych.
Do tego chciałbym dołożyć jeszcze dwie istotne informacje.
Fakt podjęcia opieki nad dziećmi z ciężkimi upośledzeniami często sprawia, że życie rodziców nigdy nie jest już takie, jak wcześniej i dalekie od tego, co przyjęto uważać za normę. Scenariusz, iż ojciec opuszcza żonę / partnerkę w sytuacji, kiedy ta decyduje się zaopiekować chorym potomstwem jest dość częsty. Kobieta, jeśli nie dysponuje znacznymi sumami pieniędzy, nie na szans na podjęcie pracy i jest zdana do końca swojego (lub dziecka) życia na łaskę i niełaskę innych, państwa czy organizacji charytatywnych. Wskutek tego oraz wskutek braku wsparcia psychicznego matka zmaga się każdego dnia z własnymi, coraz bardziej nasilającymi się problemami. Kiedy odchodzi, los dziecka pozostaje jeszcze bardziej niepewny.
Znane są liczne przypadki rodziców, którzy mimo podejrzenia poważnych wad rozwojowych potomstwa w trakcie ciąży i oferowaniu możliwości aborcji eugenicznej, zdecydowali się na urodzenie dziecka. Okazywało się, iż dziecko było całkowicie zdrowe, uzyskiwało 10/10 pkt. w skali Apgar, rozwijało się prawidłowo i założyło własną rodzinę. Ile było przypadków błędnej diagnozy wad rozwojowych, która wyszła na jaw już po dokonaniu aborcji – tego nie wiem i pewnie się nie dowiem(y).
Tyle odwołań do czystych faktów z mojej strony. Teraz publicystyka, acz dalej w nawiązaniu do faktów.
—————————————————————————————————————–
Sąd sądem ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie !
Ktoś pamięta ten kultowy dialog z sagi o Kargulach i Pawlakach, kiedy to babka wyprawiała syna do sądu na rozprawę, dając mu garść granatów po Niemcu? To wypisz wymaluj dzisiejsza sytuacja, z tym że rolę granatów przejęły pohukiwania rozhisteryzowanego tłumu. W dużym skrócie sekwencję zdarzeń można podsumować poniższym dialogiem:
– (tłum): KON-STY-TU-CJA, KON-STY-TU-CJA!!!
– (Trybunał): Art. 38.: –„Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia”
– (tłum): Wypier..lać, wypie..lać, Je**.ć ***, ***** *** !!!
To właśnie wybuch granatu czyli eksplozja sporu ideologiczno-politycznego, który tlił się w Polsce od kilkunastu lat. Po decyzji Trybunału Konstytucyjnego z rynsztoka wylały się do przestrzeni medialnej najgorsze epitety, firmowane niestety przez kadrę akademicką rekrutującą się (sic!) z dziedziny nauk humanistycznych. W tym jazgocie generalnie nie da się rozmawiać na argumenty bo emocje biorą górę nad zdrowym rozsądkiem, niemniej mając nadzieję że choć część ludzi posiada nadal zdolność racjonalnej analizy, postaram się oddzielić szum informacyjny, epitety, wyzwiska, fałszywe konstrukcje logiczne czy starannie dobrane pod tezę fakty od realnego stanu rzeczy.
Problem prawny – mieć ciastko i zjeść ciastko
Prawda, że zapis art. 38 Konstytucji jak to prawnie chronimy życie człowieka, brzmi pięknie, nowocześnie i zewsząd górnolotnie? Ano, taki zapis to wizytówka naszej cywilizacji! Zdecydowanie, ładnie to to wygląda i jesteśmy z naszej Konstytucji dumni. Przez ponad 20 lat od napisania ustawy zasadniczej przez m.in. Aleksandra Kwaśniewskiego i spółkę, wszystko było OK aż tu nagle w roku 2020 znalazła się grupa posłów z kilku klubów parlamentarnych, która wszystko popsuła! Otóż zgodnie z przepisami prawa (art. 191 tej samej Konstytucji) owa grupa zgłosiła do Trybunału Konstytucyjnego zapytanie, na ile artykuł 38 licuje z ustawią dopuszczającą aborcję z pobudki eugenicznej. No i czar prysł, gdyż tu Trybunał Konstytucyjny, zgodnie ze wszelką logiką, linią wcześniejszego orzecznictwa i stanem wiedzy naukowej zawyrokował, iż przesłanka eugeniczna stoi w sprzeczności z prawną ochroną życia człowieka. W gruncie rzeczy nie powinno tu być żadnego zaskoczenia bo nawet dawni prezesi TK wyrażali publicznie podobne poglądy a Trybunał w roku 1996 wypowiedział się w sprawie innego, zaskarżonego prawa o ochronie życia słowami uzasadnienia, cytuję:
„Analiza następnych zaskarżonych przepisów prowadzi zaś do wniosku, iż ustawodawca nie tylko pozbawił dziecko poczęte statusu człowieka ale nadto w pełni uchylił ochronę prawną prawa do życia w fazie przed urodzeniem zarówno, jeśli chodzi o regulacje prawa cywilnego, jak i karnego.”
Ktoś zapyta więc – skąd zatem wziął się problem teraz? Ano stąd, iż do tej pory mieliśmy kruchy bo kruchy ale tzw. kompromis aborcyjny i nie znalazł się nikt, kto zapytałby Trybunał wprost o zapisaną w ustawie przesłankę eugeniczną i tym samym zmusił do prawnie wiążącej wszystkie instytucje państwa wykładni przepisów.
W tym momencie na ulicę wyległy te same rzesze, co jeszcze rok temu biegały przed gmachy sądów ze świeczkami w dłoniach, skandując KON-STY-TU-CJA, teraz rzucając „mięsem” najpodlejszego gatunku, przy okazji pomstując na …rząd (przy okazji, tu należy się im dwója z WOS-u).
Co więc trzeba zrobić, aby niezadowoleni utrzymali swoje status quo? Są dwa sposoby, pierwszy zły, drugi jeszcze gorszy. Pierwszy to zmienić Konstytucję. Tylko w tym momencie popsuje się jej piękny i miły dla uszu wydźwięk, bo oto trzeba będzie napisać w art. 38, iż np. „Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi od etapu (….) jaki sobie ustaliliśmy / pod warunkiem że (…), prawną ochronę życia”. Choć z drugiej strony – lepiej wziąć problem na klatę z otwartą przyłbicą niż udawać hipokrytów w nadziei, że nikt nie dostrzeże.
Druga opcja to przeforsować zmianę definicji człowieka. Nie takie rzeczy robili politycy do spółki z mediami mętnego nurtu, ale w tym momencie z logiki zrobimy panią do towarzystwa. Nie wątpię, że części to w ogóle nie przeszkadza, niemniej jednak absurd raz wpuszczony do obiegu rodzi kolejne absurdy. I tak np. ustawodawca w ustawie o gatunkach chronionych nie miał żadnego problemu (i słusznie) w wykoncypowaniu, iż wszelkie stadia rozwojowe zwierząt czy roślin chronionych są de facto osobnikiem danego gatunku i jako takie podlegają prawnej ochronie. W przedziwny sposób problem z ekstrapolacją tej oczywistej wiedzy przychodzi w przypadku jedynego gatunku Homo sapiens. Pewien dysonans poznawczy będzie miał personel medyczny (zresztą już ma w niektórych postępowych krajach i nie radząc z nim sobie, odchodzi z pracy) asystujący przy porodzie 24-tygodniowego wcześniaka. Robi wszystko co możliwe aby uratować życie wyczekiwanemu przez rodziców dziecku a za chwilę ten sam personel na sali obok zajmuje się spędzaniem niechcianego 24-tygodniowego płodu i pakowaniem pozostałości do worka z odpadami medycznymi. Skompromituje się argumentacja zwolenników procedury zapłodnienia in vitro zakładająca tworzenie tzw. zarodków nadliczbowych. Dotychczas przekonywali mnie, że owe techniczne aspekty wspomnianej metody są usprawiedliwione, gdyż służą tworzeniu nowego życia ludzkiego, oraz że w tym przypadku życie tego jedynego człowieka jest wartością nadrzędną. Na uwagę, iż nie każdy sposób tworzenia ludzkiego życia jest godziwy wzruszają ramionami (oj tam, oj tam) ale za chwilę, skontrowani argumentem iż w takim razie ciąża z gwałtu to także początek (niewinnego) człowieka, reagują bluzgami i agresją. W sumie to nawet im się nie dziwię – zaliczyć KO przy swoim koronnym argumencie – to może wkurzać, ale najciekawszy jest rozbiór owej argumentacji na czynniki pierwsze. Bo jeśli argument „nowego istnienia ludzkiego” nagle przestaje być istotnym argumentem w sytuacji ciąży z gwałtu, to matematycznym rozwiązaniem tej niewiadomej jest nic innego jak ludzkie chciejstwo. Tyle pozostaje po odjęciu stron równania – atrybut człowieczeństwa dyskontowany następstwem rozwoju implantowanej blastuli pojawia się w momencie „chcenia” dziecka przez rodziców. Ten sam argument znika, kiedy nikt takowego osobnika gatunku Homo sapiens nie oczekuje a tym bardziej sobie nie życzy. Dla ludzi myślących oczywiste jest, że fakt bycia człowiekiem nie może zależeć od chęci, niechęci czy opinii drugiego człowieka bo jako taki byłby absurdem. Znowu, niektórym taki absurd nie przeszkadza, tudzież wypierają go ze świadomości, ale problem pojawia się, kiedy należy takie coś zapisać literalnie w prawie i jednocześnie mieć buzię pełną frazesów o prawach człowieka. No bo niby jak zrobić, aby zawoalować podstawowe prawo człowieka jakim jest prawo do życia w konstrukcję typu „pod warunkiem, że ktoś tego człowieka chce” lub pod warunkiem, że ów człowiek jest zdrowy? Mawia się, że papier wszystko przyjmie, rozum niekonieczne. Jak wyjść z tego prawnego impasu? Pewne sugestie na końcu wpisu.
Tymczasem, dalej będzie o serii typowych zjawisk określanych wulgarno-dobitnie przez dzisiejszą młodzież mianem (ang.) „mind-fuck”.
Na początek krótki komentarz o osobach młodszych i starszych, idących w marszach wszelakich i identyfikujących się z hasłami „moje ciało – mój wybór”. Jako nauczyciel akademicki uczelni medycznej jestem już zmęczony tłumaczeniem, gdzie kończy się ciało kobiety a zaczyna ciało jej dziecka oraz na czym polega i jak wygląda cykl rozwojowy osobnika naszego gatunku. W tym przypadku uważam, że system edukacji na etapie szkoły podstawowej i średniej popełnił straszny błąd, pozwalając takim osobom na promocję do kolejnej, wyższej klasy i mam o to do niego żal. Podobnie rzecz wygląda z celebrytkami, które rozpaczają nad strzelaniem do ciężarnych loch i wielokrotnym morderstwem małych dziczków aby za chwilę mówić o zlepkach komórek, bliżej niezidentyfikowanych płodach, pasożytach (o dziwo powstających z gamet) czy dokonać aborcyjnego coming-outu i z nieskrywaną dumą ogłosić, iż pozbyła się dziecka bo nie zamierzała ponownie przechodzić przez pieluchy a w ogóle jej 65 m kw. mieszkania to zbyt mała powierzchnia dla czwórki czy piątki ludzi. Tu mam pretensję do mediów, że komuś takiemu podstawiają mikrofon a nawet przyznają nagrody dla osobowości roku.
Funkcjonuje jednak w przestrzeni publicznej jeszcze jeden kretynizm, który zbiera żniwo nawet w dobrze wykształconych kręgach. Zacytuję z profilu fejsbukowego mojego znajomego:
– Moje przekonania nie pozwalają mi dokonać aborcji więc jej nie zrobię = DOBRZE
– Moje przekonania nie pozwalają mi dokonać aborcji więc zakażę jej Tobie = ŹLE
Pięknie powiedziane, prawda? Mamy poszanowanie wolności osobistej, tolerancję i nie pchanie się z butami w czyjeś życie i życiowe wybory. „Postępowi” pieją z zachwytu. Problem w tym, że dawno temu zarzucono w szkołach naukę logiki i ludzie odwykli od zgłębiania tejże w przytoczonym powyżej konstrukcie. A wystarczy zastosować prosty zabieg algebraiczny czyli podstawienie innych zmiennych. I oto co otrzymujemy:
– moje przekonania nie pozwalają mi nikogo zgwałcić więc nie zgwałcę = DOBRZE
– moje przekonania nie pozwalają mi nikogo zgwałcić więc zakażę tego Tobie = ŹLE
I jak? Nie wygląda już tak pięknie, prawda? Na to posypały się komentarze (pozdrawiam Pawła jeśli czyta), że wypaczam logikę porównując aborcję do gwałtu i cały esej dlaczego. Otóż nie, drogi Pawle. Ja nie porównuję tu aborcji do gwałtu, ja testuję konstrukt logiczny i jak sam widzisz, nie przechodzi on najprostszego testu. Nie wdaję się tu w dyskusję o tym, czy aborcja jest dobra a gwałt zły. Najwyraźniej są „dobre” przekonania, których narzucanie ogółowi jest zewsząd pożądane i uznawane za obowiązującą normę oraz te „złe” przekonania, których narzucenie budzi sprzeciw. Cała dyskusja powinna więc zaczynać się od samej istoty i natury czynu, którego chcemy zakazać a nie od konstrukcji typu „jak tak uważasz to sam przestrzegaj a od innych się odpie..ol”.
Dokładnie tutaj należy wrócić do pierwszego akapitu. Państwo politycy, ustawodawcy – określcie proszę, czego konkretnie i dlaczego chcecie zakazać a na co pozwolić. Sformułujcie prawo tak, aby było spójne i logiczne a nie biło hipokryzją i niekonsekwencją po oczach. Zmieńcie Konstytucję lub napiszcie ustawę tak, aby z nią nie kolidowała, dołóżcie przesłankę inną niż eugeniczną jeśli uznacie to za konieczne i wydawajcie rozporządzenia, które nie będą kolidowały z ustawą. Przy jasnym porządku prawnym obywatel będzie miał świadomość, na jakie warunki egzystowania umówił się z państwem i będzie mógł podjąć świadomą decyzję czy w takim państwie zostaje czy się z niego wypisuje. Oczywiście powyższa ocena czy działanie, jakiekolwiek by nie było, nie zmieni prywatnych moralnych wyborów każdego z nas.
Na sam koniec chciałbym podzielić się pewną myślą. Jedna słynna pani antropolog z zacięciem historycznym została zapytana, co według niej było przełomowym punktem rozwoju gatunku ludzkiego. Po chwili zastanowienia odpowiedziała, że takim czymś jest dla niej zrośnięta kość odnaleziona na stanowisku archeologicznym. Zdziwieni studenci zapytali o powód takiej a nie innej oceny, na co kobieta odpowiedziała – osoba, która złamała kość nie była w stanie sama wrócić do domu, wyżywić się ani obronić przed atakiem dzikich zwierząt. Bez pomocy innych ludzi niechybnie by zginęła natomiast fakt, że kość się zrosła świadczył o tym, iż ktoś musiał poświęcić się dla tej osoby, przenieść ją w bezpieczne miejsce, zaopiekować, nakarmić i pielęgnować. Takie zachowanie jest miarą naszej cywilizacji.
Od siebie dodam, że z drugiej strony mamy pojęcie racjonalności, która dopuszcza niesienie pomocy do tego stopnia, w jakim jesteśmy w stanie ją zapewnić bez unicestwienia siebie samego w sytuacji, kiedy jesteśmy jeszcze potrzebni dla innych. Między tymi dwoma postawami widzę ideę człowieczeństwa, wychylenie w jedną stronę zazwyczaj implikuje bohaterstwo, wychylenie w drugą i skupienie jedynie na własnym przetrwaniu – niekoniecznie. Jaka jest w tym wszystkim rola prawa stanowionego – odpowiedzcie sobie proszę sami.