Platforma Obywatelska przygotowała projekt nowelizacji ustawy o partiach politycznych, w którym znalazł się zapis o zawieszeniu subwencji państwowych na ich rzecz.
Platforma Obywatelska przygotowała projekt nowelizacji ustawy o partiach politycznych, w którym znalazł się zapis o zawieszeniu subwencji państwowych na ich rzecz. Zawieszenie miałoby biec od kwietnia tego roku, do końca roku 2010 – a więc miałoby objąć wybory do Parlamentu Europejskiego. Oczywiście, głównym motywem noweli jest kryzys ekonomiczny, a tak naprawdę, jak to w polskiej polityce – zagranie pod publiczkę, bo PSL, jako partia administracji, synekur i stanowisk stanie okoniem.
Chlebowski na konferencji prasowej stwierdził, że może to przynieść zysk w postaci 200 mln złotych i oświadczył, że nie ma argumentów, że to może prowadzić do szukania alternatywnych źródeł finansowania.
Po raz kolejny szef klubu wykazuje się, nie tylko polityczną ignorancją.
Przypomnijmy – w roku 2008 PO otrzymała z budżetu 38 mln zł, PiS – 35,5 mln zł, PSL – 14,2 mln zł, SLD – 13,5 mln zł, SdPl – ok. 3,3 mln zł, PD – ok. 2,2 mln zł. Inne partie nie otrzymały nic, co jest dla mnie koronnym dowodem, że pomysł całkowitego zawieszenia subwencji jest chybiony.
Polski układ polityczny jest skostniały między innymi właśnie z powodu tego chorego systemu finansowania partii, który skutecznie powoduje, że żadna nowa inicjatywa, która nie wynika z rozbicia poprzedniej partii, czy połączenia “dietetycznych” układów partyjnych, nie może zaistnieć na polskim targu politycznym. Ta petryfikacja polityczna powoduje to, że partie już dawno “wynarodowiły” się ze społeczeństwa, przybrały formę machin wyborczych i strukturę piramidy, z centrum w Warszawie – bo tu jest nie tylko Sejm i Senat, ale tu właśnie dzielone są pieniądze. Drugim efektem takich zasad finansowania działalności partyjnej, czyli publicznej, jest to, że dalej 50% wyborców pozostaje w domu, bo nie ma na kogo głosować i wie, że od jego głosu niewiele zależy.
Jestem za tym, aby finansowanie partii było zdywersyfikowane;
Pierwszą część powinna stanowić dalej subwencja z budżetu państwa, ale powinna być ona przyznawana nie tylko na podstawie ilości zdobytych mandatów do Sejmu. lub przekroczenia określonego progu wyborczego, jak jest do tej pory, ale również na podstawie ilości zweryfikowanych członków partii, czyli tak zwanych członków rejestrowych. Członkowie ci mieliby obowiązek (na podstawie regulaminów wewnętrznych) do płacenia określonych składek na poczet partii. I to byłoby drugie źródło dochodu. Trzecie źródło – to wpłatydobrowolne od członków wspierających – również zarejestrowanych, zarówno osób prawnych, jak i fizycznych. Oczywiście – wpłaty dobrowolne muszą być ograniczone kwotowo i rejestrowane w dokumentach PIT. I ostatni element układu finansowania – odpis podatkowy, powiedzmy w wysokości 0,5%, podobnie jak to jest z instytucjami pożytku publicznego.
Tym sposobem i budżet i obywatele finansowałyby wszystkie partie polityczne, które spełniałyby wymogi prawne, a nie tylko te, które już na scenie działają. To mogłoby otworzyć scenę polityczną. Oczywiście subwencja państwowapowinna być poddana rygorystycznym obostrzeniom, z niej nie można by na przykład finansować działalności reklamowej i marketingowej.
Czy ten pomysł jest realny? Teoretycznie tak. Praktycznie – też, pod warunkiem, że politycy zdobędą się na wykrzesanie z siebie poczucia odpowiedzialności.
Jarosław Kaczyński i PiS są przeciwne pomysłowi PO. Dlaczego? Bo według nich może to otworzyć drogę do nieformalnego finansowania partii. Oczywiście, może, chyba, że ktoś postara się rozwiązać problem raz, dobrze i kompleksowo.
Postawienie na to, aby spróbować nie tylko sprzedaży swoich pomysłów w Sejmie i w mediach, ale również spróbować zdobyć zaufanie wyborców, wyrażone brzęczącą monetą – powinno być dla polityków bezcenne.
Azrael