Reklama

Sześciolatki nie powinny według prezydenta do szkół chodzić. Nie, bo nie. Tak samo mówią protestujący przeciwko posyłaniu swych dzieci rodzice, zapewne też zbyt długo do szkół nie uczęszczający.

Sześciolatki nie powinny według prezydenta do szkół chodzić. Nie, bo nie. Tak samo mówią protestujący przeciwko posyłaniu swych dzieci rodzice, zapewne też zbyt długo do szkół nie uczęszczający. Bo podobno ławki nie są przystosowane do wzrostu sześciolatków. To samo stwierdzała poprzednia rzecznik praw dziecka. Tyle tylko, że według tejże pani minister wtedy nie tylko sześciolatki a dzieci w ogóle nie miały dopasowanych do siebie ławek. I dzielna ta pani, natychmiast po objęciu stanowiska bardzo się tym energicznie zajęła.

Ławek jednak nie dostosowano, bo pani rzecznik się przerzuciła najpierw na naprawę państwa poprzez pisanie skarg od papieża a potem na ustalanie seksualnej orientacji teletubisiów. Ostatecznie ani Watykan nie został należycie o problemie poinformowany ani pajacyki zbadane, nie mówiąc już o ławkach. Pani rzecznik ustąpiła i dzieci pozostały bez dopasowania. Sama jednak osiągnęła międzynarodową sławę i uzyskała znamienny tytuł. Jako postać roku.

Reklama

Wygląda to na dyskryminację starszych dzieci. Sześciolatki przed szkołą prezydent uratował – z powodu ławek głównie – ale starszych dzieci już nie. Chociaż w ogóle ostatnio uratowanych jest więcej. Bo niepełnosprawni zostali też ocaleni przed trudem głosowania. Może to jakoś równoważy krzywdę starszych dzieci zmuszanych do niewygód związanych z gnieżdżeniem się w niedopasowanych siedziskach. Jak krzywo dorosną nie będą się musiały głosowaniem trudzić.

Szczęśliwie ostało się jeszcze parę nietolerancyjnych zapisów w prawach ucznia. I dlatego niestosownie ubrani młodzieńcy się w niedopasowanych ławkach nie znajdą. Co jasno swego czasu pokazywał barwny spot ministerstwa edukacji.

Szkoły nie uniknęły politycznego szaleństwa. Reforma oświaty zainicjowana przez rząd Jerzego Buzka została przez postkomunistów zniweczona podobnie dogłębnie jak reforma ochrony zdrowia. I panuje tam chyba podobnie karykaturalne zamieszanie jak w naszych szpitalach. Tyle tylko, że rzecz dotyczy dzieci a nie chorych. Jest zatem mniej spektakularna. Nauczyciele nie są w stanie nikomu zagrozić utratą życia dlatego ich protesty nie znajdują takiego rozgłosu, jak strajki lekarzy i pielęgniarek.

Bój o nasz poziom cywilizacyjny rozgrywa się niejako w tajemnicy, za szkolną bramą, nie na otwartej scenie politycznej. Ale przebiega według tego samego schematu. Nie, bo nie.

Mamy być głupi, podobnie jak chorzy i zadłużeni. Bo tak się podoba politykom.

Reklama

64 KOMENTARZE

    • a może weto Pręzydęta należy odczytywać pod kątem
      najnowszych zdobyczy psychoanalizy? Jako swoisty akt solidarności z istotami upośledzonymi i właśnie jemu szczególnie bliskimi ze względu na nietypowe gabaryty?

      Któż lepiej od niego zrozumie traumę za krótkich nóżek bezradnie zwisających w powietrzu z za wysokich krzeseł, foteli i kanap, oraz grozę plątania się między nogami wyrośniętej młodzieży?

      Czego by nie mówić o decyzji Pręzydęta, jego weto powodowane było z pewnością szczerym odruchem współodczuwającego serca.

      Obawiam się jednak, że tak jak szcześciolatkowie są ponoć za mali do szkolnych ławek, tak może i on okazał się za mały do urzędu, który sprawuje.

      W odróznieniu od pierwszoklasistow akurat on już nie urośnie.

      Tym bardziej, że ostatnio coraz bardziej maleje.

      pozdrawiam

    • głupi, ale wyszkoleni
      Nie widzę absolutnie żadnego związku między skalą mądrości ludności a wiekiem rozpoczęcia nauki. Leży i kwiczy poziom nauczania, przymus szkolny dla tumanów też swoje robi.

      Nauczycielom chodzi w tej reformie o utrzymanie posad i ilość tzw “godzin”. Więcej uczniów, to więcej szmalu, ale ten szmal ma dać państwo, trudno się więc dziwić że dać nie chce. W dodatku politycy wiedzą z osobistego doświadczenia, że nauka i dyplomy są całkiem zbędne do godnego i przyjemnego życia.

        • mało dostają
          Tak, dostają tyle samo (niestety), ale po wprowadzeniu sześciolatków do szkół ilość klas jednak wzrośnie.Sadzę że zatrudnienie nauczycieli jednak prędzej czy później również wzrośnie w tej sytuacji. Chciałbym żeby ktoś wyjaśnił czemu człowiek zaczynający naukę rok wcześniej będzie więcej umiał, choć ukończy taką samą szkołę, z tym samym programem nauczania.

          • Może dlatego,
            że żaden ze znanych mi nauczycieli (polski, angielski, przyroda/biologia, historia) na żadnym z etapów nauczania nie jest w stanie zrealizować programu w 100%? Być może dodatkowy rok coś zmieni? Ale nie wiem, czy rok "od tej strony" (tzn. "od dołu", od nauczania początkowego) jest rzeczywiście taki istotny…

          • to jest problem
            Można jednocześnie podnieść poziom nauczania i zmniejszyć ilość godzin lekcyjnych, tylko nikt by na tym nie zarobił. Jest jeszcze jeden problem. Im wcześniej obywatel zostaje podatnikiem, tym lepiej dla państwa. Ten argument może zachęcić władze do tej reformy. Tak czy siak zadecyduje aspekt finansowy, troska jakość kształcenia będzie tylko zasłoną stosowaną przez obie strony sporu.

          • No nie wiem
            "Im wcześniej obywatel zostaje podatnikiem, tym lepiej dla państwa."?

            Mowa jest o tym, żeby dzieci szły rok wcześniej do szkoły, czy o tym, żeby ją również rok wcześniej kończyły???

        • może i tak
          To ciężko ustalić, trzeba by porównywać poziom wiedzy w różnych krajach, o różnych systemach kształcenia.I co porównywać?, inteligencję?, wiedzę “ogólną”? Poza tym jest dużo czynników poza szkolnych do uwzględnienia.

          Na ogół w europie zachodniej naukę zaczynano wcześniej niż w Polsce. Wynikało to z tradycji średniowiecznego rzemiosła. Opanowanie np produkcji garnków wymagało wówczas 7 lat nauki, więc trzeba było wcześnie zaczynać. W Polsce nauka zawodu trwała krócej (słabsze wpływy cechów i mniej rozwinięte miasta).

          Ludzie rozwijają się w różnym tempie, nie ma wyraźnej, ogólnie ludzkiej granicy zdatności do nauki, czy akurat 6 lat czy 7. Wielu chce uczyć się czytać w wieku 5 lat, a inni zaczynają dukać około 8 roku życia.

    • a może weto Pręzydęta należy odczytywać pod kątem
      najnowszych zdobyczy psychoanalizy? Jako swoisty akt solidarności z istotami upośledzonymi i właśnie jemu szczególnie bliskimi ze względu na nietypowe gabaryty?

      Któż lepiej od niego zrozumie traumę za krótkich nóżek bezradnie zwisających w powietrzu z za wysokich krzeseł, foteli i kanap, oraz grozę plątania się między nogami wyrośniętej młodzieży?

      Czego by nie mówić o decyzji Pręzydęta, jego weto powodowane było z pewnością szczerym odruchem współodczuwającego serca.

      Obawiam się jednak, że tak jak szcześciolatkowie są ponoć za mali do szkolnych ławek, tak może i on okazał się za mały do urzędu, który sprawuje.

      W odróznieniu od pierwszoklasistow akurat on już nie urośnie.

      Tym bardziej, że ostatnio coraz bardziej maleje.

      pozdrawiam

    • głupi, ale wyszkoleni
      Nie widzę absolutnie żadnego związku między skalą mądrości ludności a wiekiem rozpoczęcia nauki. Leży i kwiczy poziom nauczania, przymus szkolny dla tumanów też swoje robi.

      Nauczycielom chodzi w tej reformie o utrzymanie posad i ilość tzw “godzin”. Więcej uczniów, to więcej szmalu, ale ten szmal ma dać państwo, trudno się więc dziwić że dać nie chce. W dodatku politycy wiedzą z osobistego doświadczenia, że nauka i dyplomy są całkiem zbędne do godnego i przyjemnego życia.

        • mało dostają
          Tak, dostają tyle samo (niestety), ale po wprowadzeniu sześciolatków do szkół ilość klas jednak wzrośnie.Sadzę że zatrudnienie nauczycieli jednak prędzej czy później również wzrośnie w tej sytuacji. Chciałbym żeby ktoś wyjaśnił czemu człowiek zaczynający naukę rok wcześniej będzie więcej umiał, choć ukończy taką samą szkołę, z tym samym programem nauczania.

          • Może dlatego,
            że żaden ze znanych mi nauczycieli (polski, angielski, przyroda/biologia, historia) na żadnym z etapów nauczania nie jest w stanie zrealizować programu w 100%? Być może dodatkowy rok coś zmieni? Ale nie wiem, czy rok "od tej strony" (tzn. "od dołu", od nauczania początkowego) jest rzeczywiście taki istotny…

          • to jest problem
            Można jednocześnie podnieść poziom nauczania i zmniejszyć ilość godzin lekcyjnych, tylko nikt by na tym nie zarobił. Jest jeszcze jeden problem. Im wcześniej obywatel zostaje podatnikiem, tym lepiej dla państwa. Ten argument może zachęcić władze do tej reformy. Tak czy siak zadecyduje aspekt finansowy, troska jakość kształcenia będzie tylko zasłoną stosowaną przez obie strony sporu.

          • No nie wiem
            "Im wcześniej obywatel zostaje podatnikiem, tym lepiej dla państwa."?

            Mowa jest o tym, żeby dzieci szły rok wcześniej do szkoły, czy o tym, żeby ją również rok wcześniej kończyły???

        • może i tak
          To ciężko ustalić, trzeba by porównywać poziom wiedzy w różnych krajach, o różnych systemach kształcenia.I co porównywać?, inteligencję?, wiedzę “ogólną”? Poza tym jest dużo czynników poza szkolnych do uwzględnienia.

          Na ogół w europie zachodniej naukę zaczynano wcześniej niż w Polsce. Wynikało to z tradycji średniowiecznego rzemiosła. Opanowanie np produkcji garnków wymagało wówczas 7 lat nauki, więc trzeba było wcześnie zaczynać. W Polsce nauka zawodu trwała krócej (słabsze wpływy cechów i mniej rozwinięte miasta).

          Ludzie rozwijają się w różnym tempie, nie ma wyraźnej, ogólnie ludzkiej granicy zdatności do nauki, czy akurat 6 lat czy 7. Wielu chce uczyć się czytać w wieku 5 lat, a inni zaczynają dukać około 8 roku życia.

    • a może weto Pręzydęta należy odczytywać pod kątem
      najnowszych zdobyczy psychoanalizy? Jako swoisty akt solidarności z istotami upośledzonymi i właśnie jemu szczególnie bliskimi ze względu na nietypowe gabaryty?

      Któż lepiej od niego zrozumie traumę za krótkich nóżek bezradnie zwisających w powietrzu z za wysokich krzeseł, foteli i kanap, oraz grozę plątania się między nogami wyrośniętej młodzieży?

      Czego by nie mówić o decyzji Pręzydęta, jego weto powodowane było z pewnością szczerym odruchem współodczuwającego serca.

      Obawiam się jednak, że tak jak szcześciolatkowie są ponoć za mali do szkolnych ławek, tak może i on okazał się za mały do urzędu, który sprawuje.

      W odróznieniu od pierwszoklasistow akurat on już nie urośnie.

      Tym bardziej, że ostatnio coraz bardziej maleje.

      pozdrawiam

    • głupi, ale wyszkoleni
      Nie widzę absolutnie żadnego związku między skalą mądrości ludności a wiekiem rozpoczęcia nauki. Leży i kwiczy poziom nauczania, przymus szkolny dla tumanów też swoje robi.

      Nauczycielom chodzi w tej reformie o utrzymanie posad i ilość tzw “godzin”. Więcej uczniów, to więcej szmalu, ale ten szmal ma dać państwo, trudno się więc dziwić że dać nie chce. W dodatku politycy wiedzą z osobistego doświadczenia, że nauka i dyplomy są całkiem zbędne do godnego i przyjemnego życia.

        • mało dostają
          Tak, dostają tyle samo (niestety), ale po wprowadzeniu sześciolatków do szkół ilość klas jednak wzrośnie.Sadzę że zatrudnienie nauczycieli jednak prędzej czy później również wzrośnie w tej sytuacji. Chciałbym żeby ktoś wyjaśnił czemu człowiek zaczynający naukę rok wcześniej będzie więcej umiał, choć ukończy taką samą szkołę, z tym samym programem nauczania.

          • Może dlatego,
            że żaden ze znanych mi nauczycieli (polski, angielski, przyroda/biologia, historia) na żadnym z etapów nauczania nie jest w stanie zrealizować programu w 100%? Być może dodatkowy rok coś zmieni? Ale nie wiem, czy rok "od tej strony" (tzn. "od dołu", od nauczania początkowego) jest rzeczywiście taki istotny…

          • to jest problem
            Można jednocześnie podnieść poziom nauczania i zmniejszyć ilość godzin lekcyjnych, tylko nikt by na tym nie zarobił. Jest jeszcze jeden problem. Im wcześniej obywatel zostaje podatnikiem, tym lepiej dla państwa. Ten argument może zachęcić władze do tej reformy. Tak czy siak zadecyduje aspekt finansowy, troska jakość kształcenia będzie tylko zasłoną stosowaną przez obie strony sporu.

          • No nie wiem
            "Im wcześniej obywatel zostaje podatnikiem, tym lepiej dla państwa."?

            Mowa jest o tym, żeby dzieci szły rok wcześniej do szkoły, czy o tym, żeby ją również rok wcześniej kończyły???

        • może i tak
          To ciężko ustalić, trzeba by porównywać poziom wiedzy w różnych krajach, o różnych systemach kształcenia.I co porównywać?, inteligencję?, wiedzę “ogólną”? Poza tym jest dużo czynników poza szkolnych do uwzględnienia.

          Na ogół w europie zachodniej naukę zaczynano wcześniej niż w Polsce. Wynikało to z tradycji średniowiecznego rzemiosła. Opanowanie np produkcji garnków wymagało wówczas 7 lat nauki, więc trzeba było wcześnie zaczynać. W Polsce nauka zawodu trwała krócej (słabsze wpływy cechów i mniej rozwinięte miasta).

          Ludzie rozwijają się w różnym tempie, nie ma wyraźnej, ogólnie ludzkiej granicy zdatności do nauki, czy akurat 6 lat czy 7. Wielu chce uczyć się czytać w wieku 5 lat, a inni zaczynają dukać około 8 roku życia.

    • a może weto Pręzydęta należy odczytywać pod kątem
      najnowszych zdobyczy psychoanalizy? Jako swoisty akt solidarności z istotami upośledzonymi i właśnie jemu szczególnie bliskimi ze względu na nietypowe gabaryty?

      Któż lepiej od niego zrozumie traumę za krótkich nóżek bezradnie zwisających w powietrzu z za wysokich krzeseł, foteli i kanap, oraz grozę plątania się między nogami wyrośniętej młodzieży?

      Czego by nie mówić o decyzji Pręzydęta, jego weto powodowane było z pewnością szczerym odruchem współodczuwającego serca.

      Obawiam się jednak, że tak jak szcześciolatkowie są ponoć za mali do szkolnych ławek, tak może i on okazał się za mały do urzędu, który sprawuje.

      W odróznieniu od pierwszoklasistow akurat on już nie urośnie.

      Tym bardziej, że ostatnio coraz bardziej maleje.

      pozdrawiam

    • głupi, ale wyszkoleni
      Nie widzę absolutnie żadnego związku między skalą mądrości ludności a wiekiem rozpoczęcia nauki. Leży i kwiczy poziom nauczania, przymus szkolny dla tumanów też swoje robi.

      Nauczycielom chodzi w tej reformie o utrzymanie posad i ilość tzw “godzin”. Więcej uczniów, to więcej szmalu, ale ten szmal ma dać państwo, trudno się więc dziwić że dać nie chce. W dodatku politycy wiedzą z osobistego doświadczenia, że nauka i dyplomy są całkiem zbędne do godnego i przyjemnego życia.

        • mało dostają
          Tak, dostają tyle samo (niestety), ale po wprowadzeniu sześciolatków do szkół ilość klas jednak wzrośnie.Sadzę że zatrudnienie nauczycieli jednak prędzej czy później również wzrośnie w tej sytuacji. Chciałbym żeby ktoś wyjaśnił czemu człowiek zaczynający naukę rok wcześniej będzie więcej umiał, choć ukończy taką samą szkołę, z tym samym programem nauczania.

          • Może dlatego,
            że żaden ze znanych mi nauczycieli (polski, angielski, przyroda/biologia, historia) na żadnym z etapów nauczania nie jest w stanie zrealizować programu w 100%? Być może dodatkowy rok coś zmieni? Ale nie wiem, czy rok "od tej strony" (tzn. "od dołu", od nauczania początkowego) jest rzeczywiście taki istotny…

          • to jest problem
            Można jednocześnie podnieść poziom nauczania i zmniejszyć ilość godzin lekcyjnych, tylko nikt by na tym nie zarobił. Jest jeszcze jeden problem. Im wcześniej obywatel zostaje podatnikiem, tym lepiej dla państwa. Ten argument może zachęcić władze do tej reformy. Tak czy siak zadecyduje aspekt finansowy, troska jakość kształcenia będzie tylko zasłoną stosowaną przez obie strony sporu.

          • No nie wiem
            "Im wcześniej obywatel zostaje podatnikiem, tym lepiej dla państwa."?

            Mowa jest o tym, żeby dzieci szły rok wcześniej do szkoły, czy o tym, żeby ją również rok wcześniej kończyły???

        • może i tak
          To ciężko ustalić, trzeba by porównywać poziom wiedzy w różnych krajach, o różnych systemach kształcenia.I co porównywać?, inteligencję?, wiedzę “ogólną”? Poza tym jest dużo czynników poza szkolnych do uwzględnienia.

          Na ogół w europie zachodniej naukę zaczynano wcześniej niż w Polsce. Wynikało to z tradycji średniowiecznego rzemiosła. Opanowanie np produkcji garnków wymagało wówczas 7 lat nauki, więc trzeba było wcześnie zaczynać. W Polsce nauka zawodu trwała krócej (słabsze wpływy cechów i mniej rozwinięte miasta).

          Ludzie rozwijają się w różnym tempie, nie ma wyraźnej, ogólnie ludzkiej granicy zdatności do nauki, czy akurat 6 lat czy 7. Wielu chce uczyć się czytać w wieku 5 lat, a inni zaczynają dukać około 8 roku życia.

  1. Romskeyu
    Niestety, trudno nie być ironicznym.
    Szczególnie kiedy się ma świadomość, że wszystko związane z ustawodawsywem jest grą, mająca wywołać wrażenie, że prezydent stoi w opozycji do brata, bezwzględnie zwalczającego Platformę. Kiedy by więc opinia publiczna się mogła spodziewać natychmiastowego weta, odgrywana jest komedia konsultacji, namysłu, wstrzymywań. Z góry wiadomo, że się weto rozstrzygnęło zanim jeszcze tę czy inna ustawę zaczęto pisać. I wszelkie związane z jej podpisaniem zabiegi są zwyczajnym mydleniem oczu.

  2. Romskeyu
    Niestety, trudno nie być ironicznym.
    Szczególnie kiedy się ma świadomość, że wszystko związane z ustawodawsywem jest grą, mająca wywołać wrażenie, że prezydent stoi w opozycji do brata, bezwzględnie zwalczającego Platformę. Kiedy by więc opinia publiczna się mogła spodziewać natychmiastowego weta, odgrywana jest komedia konsultacji, namysłu, wstrzymywań. Z góry wiadomo, że się weto rozstrzygnęło zanim jeszcze tę czy inna ustawę zaczęto pisać. I wszelkie związane z jej podpisaniem zabiegi są zwyczajnym mydleniem oczu.

  3. Romskeyu
    Niestety, trudno nie być ironicznym.
    Szczególnie kiedy się ma świadomość, że wszystko związane z ustawodawsywem jest grą, mająca wywołać wrażenie, że prezydent stoi w opozycji do brata, bezwzględnie zwalczającego Platformę. Kiedy by więc opinia publiczna się mogła spodziewać natychmiastowego weta, odgrywana jest komedia konsultacji, namysłu, wstrzymywań. Z góry wiadomo, że się weto rozstrzygnęło zanim jeszcze tę czy inna ustawę zaczęto pisać. I wszelkie związane z jej podpisaniem zabiegi są zwyczajnym mydleniem oczu.

  4. Romskeyu
    Niestety, trudno nie być ironicznym.
    Szczególnie kiedy się ma świadomość, że wszystko związane z ustawodawsywem jest grą, mająca wywołać wrażenie, że prezydent stoi w opozycji do brata, bezwzględnie zwalczającego Platformę. Kiedy by więc opinia publiczna się mogła spodziewać natychmiastowego weta, odgrywana jest komedia konsultacji, namysłu, wstrzymywań. Z góry wiadomo, że się weto rozstrzygnęło zanim jeszcze tę czy inna ustawę zaczęto pisać. I wszelkie związane z jej podpisaniem zabiegi są zwyczajnym mydleniem oczu.