Syndrom świętego, a gdyby się nie udało to męczennika, w każdym razie o bohaterze nie ma mowy.
Syndrom świętego, a gdyby się nie udało to męczennika, w każdym razie o bohaterze nie ma mowy. Pewien facet na co dzień bije żonę, lubi po prostu i to na trzeźwo, od święta zdarzyło się facetowi uratować tonące bliźniaki. Pokazali faceta w telewizji, został bohaterem na 5 minut dopóki nie pokazali kolejnego, co ugasił pożar własną koszulą. Nie wiadomo, czy strażak amator był homoseksualistą, takie skomplikowane historie dzieją się każdego dnia. Czym ma się różnić skok przez płot prawie 30 lat temu od gaszenia koszulą pożaru? Skalą uszczęśliwionych i wyzwolonych. No tak. Czym jeszcze? Wagą, ciężarem gatunkowym? Zgoda. Ale co poza tym? Skoro wystarczy, to dlaczego bohaterski facet okładający żonę, może mieć swoje 5 minut bohaterstwa i potem wrócić do bicia żony, natomiast bohater wszechczasów od 30 lat nie ma dość? Nie ma dość jednomyślnego prawomyślnego obrazu swojej osoby, bo ?czasookresowego? bohaterstwa nawet Kaczyńscy mu nie odmawiają.
Histeria wokół Lecha Wałęsy przybiera rozmiary tragifarsy i przeciągania politycznej liny. Z jednej strony mamy instrumentalne traktowanie Wałęsy, z którego PO zrobiła sobie kalkomanię na partyjnych sztandarach, to tak ładnie wygląda jak się spuścizna Solidarności i człowiek legenda z wybranym szyldem partyjnym kojarzy. Z drugiej mamy upolityczniony na szczeblu centralnym IPN, wyrastający w oczach PiS oraz prezydenta na herosów i męczenników głoszących zakazaną prawdę, tę diagnozę potwierdzono orderami za odwagę. Znów przychodzi mi w obłokach absurdu mówić rzeczy niepopularne i narażać się tym samym na pakiety słusznych racji, ale wiedziony wprawą ruszam śmiało.
Jeśli jest tak, że książka napisana poprawnie warsztatowo, metodologicznie i merytorycznie, która zawiera multum źródeł i do której nie był w stanie przyczepić się ŻADEN poważny historyk, jeszcze przed wydaniem jest oprotestowana i to przez intelektualistów, to autorzy tej książki faktycznie zasługują na miano męczenników i bohaterów narodowych. Tymczasem w kraju gdzie ludziom funkcjonują obie półkule, taka książka byłaby jedną z dziesiątek książek w różny sposób pokazujących tę samą historię, tego samego człowieka i wbrew wszelkim pozorom, to jest właśnie normalne.
Nikt mi nie musi tłumaczyć w jakiej intencji była napisana książka tych dwóch panów, kto stanowi polityczne zaplecze dla autorów i w czyim interesie jest obrona tej książki. Tyle, że to nie ma nic wspólnego z tym, że książka jest naukowa w pełnym tego słowa znaczeniu, jest historyczna bez najmniejszych zastrzeżeń, natomiast udowodnienie tą książką, że Wałęsa przestał być bohaterem, bo już nie jest świętym podlega dyskusji i przynajmniej ja w tej dyskusji stoję po stronie rozumu i dorobku Wałęsy nie przekreślam. Nie znam kraju, w którym od 20 lat nie ma tak naprawdę żadnej porządnej biografii jednego z najbardziej znanych na świecie polityków.
Poza autorskimi książkami Wałęsy, książką Gontarczyka i Cenckiewicza oraz ostatnim hitem ?Zyzaka? nie ma na rynku książek, które byłyby się w stanie przebić. Dlaczego? Ano dlatego, że trzeba być herosem aby napisać rzetelną książkę o Wałęsie i skądinąd średnio przeze mnie lubiany Dudek ma absolutną rację, że Lech Wałęsa oczekuje od autora swojej biografii pisania na kolanach, tak jak Wałęsa chciałby siebie widzieć, a nie tak jak widzą Wałęsę fakty, wydarzenia, dokumenty i autonomiczność naukowa piszącego. Nie wyobrażam sobie pracy z takim człowiekiem jak Wałęsa, wystarczy popatrzeć na to co ten człowiek wyprawia i jak reaguje, nawet wówczas, gdy pytają go o pewne fakty ludzie mu przyjaźni.
Nienaturalny, regulowany politycznie stan na ?rynku? polskich badań naukowych jest wypadkową skrajnych postaw politycznych, a nie tak zwanym ?pluciem? na świętych, bo bohater w Polsce to tak naprawdę, bez przeproszenia, gówno znaczy. Od czasu do czasu trzeba przyjąć do wiadomości, zwłaszcza jak się reprezentuje inteligencję, że przeciwnicy polityczni, czy ludzie o innych niż bezpieczne, popularne poglądy, mogą myśleć, mogą być kompetentni, mogą napisać bardzo dobrą książkę, chociaż mają niekoniecznie szlachetne intencje. To takie trudne, panie Frasyniuk i panie Michnik, panie Tusk i Komorowski? Gniot publicystyczny, który dotykał jakże drażliwych kwestii, spisany przez niejakiego Grossa, został uznany za dzieło historyczne.
Książka napisana przez socjologa i z użyciem dokładnie takiej samej metodologii jaką zaproponował Zyzak, czyli pogawędki ze ?świadkami? historii, na ławce przed gankiem, została okrzyknięta historycznym dziełem przełomowym. I nie widziałem listu 100 intelektualistów, a miażdżące krytyki warsztatu, błędne informacje wykazane Grossowi w Wyborczej się nie ukazywały. A teraz największy rechot historii, prezydent Aleksander Kwaśniewski odznacza Grossa Orderem Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Jeśli ktoś przeczytał choćby parę zdań z ostatniego ?dzieła? Grossa, to może dojść do wniosku, że równie zasłużonym dla Rzeczypospolitej jest autor ostatniego raportu na temat Polski sporządzonego dla USA, gdzie Polska furmanką i na co drugiej kamienicy swastyką stoi.
Walenie głową w mur i apele o opamiętanie nie przynoszą w Polsce wielkich efektów, ale przy całej dychotomii paranoi, za bardziej niebezpieczny odłam paranoi uważam gówniarskie apele Frasyniuka nawołujące do wyjścia na ulicę, cenzurowanie książek przed publikacjami, polityczne sterowanie IPN pod każdym szyldem PIS, co ma miejsce w tej chwili, czy PO co będzie miało miejsce za chwile, niż ordery nadawane przez Kaczyńskiego. Jeśli Wałęsa po ukazaniu się jakiegoś bezwartościowego paszkwilu, na którym nawet wróg Wałęsy Gontarczyk nie zostawia suchej nitki, szantażuje i tym samym błaźni się oddaniem nagród czy wyjazdem z kraju, a ostatnio odmową udziału w uroczystościach, no to z całym szacunkiem dla paranoi Kaczyńskiego, ale te przejawy paranoi są zdecydowanie większe. A tak naprawdę prostą rzecz wystarczy zrobić; napisać w końcu porządną i obiecaną ustawę lustracyjną.
Taki instytut jak IPN jest potrzebny i zrobił wiele dobrego, choćby sprawę Jedwabnego wyjaśnił i opracował przyzwoicie, badania historyczne i takie instytuty nie są niczym nadzwyczajnym w demokratycznym świecie, tylko polski problem polega na tym, że depozytariuszami tych instytucji są naprzemian zgrani bohaterowie minionej epoki. Taki Frasyniuk, Wałęsa, czy Michnik nie może znieść rysy na swoim marmurze, taki Kaczyński i Macierewicz nie potrafią poza spiskiem i politycznym rewanżem się poruszać i w końcu moralnym rozjemcą ma być ktoś taki jak Kwaśniewski; człowiek, który wielokrotnie został przyłapany na kłamstwie i skompromitował się nie jeden raz.
Człowiek, który firmował poprzednią epokę, a TW ?Alek? nie tyle jest spiskiem i pomówieniem, co konsekwencją jego kariery politycznej. Nie wiem z kim Frasyniuk chce wychodzić na ulicę, po ilu promilach i z jakim promilem swoich zwolenników, zdaje się, że nawet badania sondażowe w rodzinie Frasyniuka nie wykazują większego niż 0,01% poparcia dla partii, którą firmuje, a już się pogubiłem, co firmuje. Wiem natomiast, że darcie szat, histeria nad świętością Wałęsy jest tak samo szkodliwa, a może nawet bardziej, niż małostkowość i polityczna dintojra Kaczyńskich.
a ja mysle ze to trzeba wszystko,spalic,zaorac..
polac kwasem siarkowym dla pewnosci.ta instytucja(IPN) stracila swa tozsamosc.Zaoszczedzona kase lepiej dla poczatkujacych szesciolatkow przekazac.Bedzie wiekszy pozytek.
Kurski kiedyś pisał o Wałęsie
Tamten Kurski, nie ten.
“Wódz” się ta książka nazywała. Pisał raczej o charakterze Wałęsy i dworu wokół niego (Wachowski, nie z tych od Matrixa itp.). Ani słowa o TW w tej książce nie ma.
Czyli da się napisać biografię Wałęsy nie na kolanach. Czy dobrą? Nie wiem, pewnie można by to zrobić lepiej. Ale nie sądzę, by politycznie nakręceni przez Kaczyńskiego funkcjonariusze ipeenu mogli napisać coś lepszego.
W miarę dobrej biografii Wałęsy doczekamy się za sto lat.
a ja mysle ze to trzeba wszystko,spalic,zaorac..
polac kwasem siarkowym dla pewnosci.ta instytucja(IPN) stracila swa tozsamosc.Zaoszczedzona kase lepiej dla poczatkujacych szesciolatkow przekazac.Bedzie wiekszy pozytek.
Kurski kiedyś pisał o Wałęsie
Tamten Kurski, nie ten.
“Wódz” się ta książka nazywała. Pisał raczej o charakterze Wałęsy i dworu wokół niego (Wachowski, nie z tych od Matrixa itp.). Ani słowa o TW w tej książce nie ma.
Czyli da się napisać biografię Wałęsy nie na kolanach. Czy dobrą? Nie wiem, pewnie można by to zrobić lepiej. Ale nie sądzę, by politycznie nakręceni przez Kaczyńskiego funkcjonariusze ipeenu mogli napisać coś lepszego.
W miarę dobrej biografii Wałęsy doczekamy się za sto lat.
Nie mogę się zgodzić.
Nie mogę się zgodzić. Oczywiście że demokracja daje możliwość emitowania
różnych materiałów źródłowych i nie ma wątpliwości co do tego że takie
książki mogą a nawet powinny ukazywać się. Historia jednak historii nie równa !
Nie wiem jaką reakcję wywołałaby książka o Powstaniu Warszawskim, której
głównym przesłaniem byłoby ukazanie antysemityzmu w szeregach żołnierzy
niepodległościowych.
Historie można pisać różne i na różnych tematach koncentrować się.
Jeżeli dwie ostatnio głośnie książki nazwać pracami naukowymi to
każdy policjant czy milicjant sporządzający notatki służbowe i je archiwizujący
powinien dostać tytuł magistra.
Wałęsa to postać o dużym znaczeniu choć daleki jestem od egzaltacji w
tym temacie. Czy jednak warto przyklaskiwać pobudkom dla których obie książki
powstały ? Właśnie takim przyklaskiwaniem jest wyrażanie sprzeciwu wobec
reakcji Wałęsy który ma prawo czuć się obrażony. No chyba ze kolejny raz
wiesz więcej ode mnie 🙂
pozdrawiam.
Nie mogę się zgodzić.
Nie mogę się zgodzić. Oczywiście że demokracja daje możliwość emitowania
różnych materiałów źródłowych i nie ma wątpliwości co do tego że takie
książki mogą a nawet powinny ukazywać się. Historia jednak historii nie równa !
Nie wiem jaką reakcję wywołałaby książka o Powstaniu Warszawskim, której
głównym przesłaniem byłoby ukazanie antysemityzmu w szeregach żołnierzy
niepodległościowych.
Historie można pisać różne i na różnych tematach koncentrować się.
Jeżeli dwie ostatnio głośnie książki nazwać pracami naukowymi to
każdy policjant czy milicjant sporządzający notatki służbowe i je archiwizujący
powinien dostać tytuł magistra.
Wałęsa to postać o dużym znaczeniu choć daleki jestem od egzaltacji w
tym temacie. Czy jednak warto przyklaskiwać pobudkom dla których obie książki
powstały ? Właśnie takim przyklaskiwaniem jest wyrażanie sprzeciwu wobec
reakcji Wałęsy który ma prawo czuć się obrażony. No chyba ze kolejny raz
wiesz więcej ode mnie 🙂
pozdrawiam.
no i co się stało, ani
no i co się stało, ani orderu, ani bana od kontrowersje.net nie dostaniesz. jedna z wielu choć bardzo popularna opinia, chyba nie oddasz magisterki i nie wyjedziesz z kraju jeśli powiem, że mam inne zdanie.
no i co się stało, ani
no i co się stało, ani orderu, ani bana od kontrowersje.net nie dostaniesz. jedna z wielu choć bardzo popularna opinia, chyba nie oddasz magisterki i nie wyjedziesz z kraju jeśli powiem, że mam inne zdanie.
Nie zdarzało, tylko dość
Nie zdarzało, tylko dość regularnie i nie unieść, ale wkur..ć, dziewicą nie jestem. A istotne jest, to ze nie potrafisz poza jedną książki Gontarczyka i Cenckiewicza wskazać skandalicznych publikacji IPN, bo ich po prostu nie znasz, ja zresztą też, poza przeglądnięciem jednej pozycji o Pileckim. Co to znaczy? To znaczy, że cyrk polityczny urządza się wokół świętych krów, ku uciesze gawiedzi, a te krowy zachowują się już niekoniecznie jak święte, ale jak dziewica właśnie.
W 95% przypadków nikt się nie przyczepia do publikacji IPN, a co do Kurtyki i intencji politycznych nacialstwa IPN nie musisz mnie przekonywać. Kurtyka nie powinien być szefem IPN, tacy jak Gontarczyk jak najbardziej mają prawo pracować w IPN i pisać takie książki, które mogą się podobać albo nie, ale na pewno nie można im zarzucić braków warsztatowych. Takich jak Zyzak niekoniecznie bym zatrudniał, chyba, że faktycznie robią na mopie.
Cała sztuka polega na tym, aby nie pracowali sami Cenckiewicze, ale historycy o innych pomysłach również. A od IPN powinni się odpieprzyć w równym stopniu Michnik i Kaczyński, obaj skompromitowani w ocenach historycznych i to do imentu, tymczasem od 20 lat to dyżurne cerbery, którym kibicują masy.
Nie zdarzało, tylko dość
Nie zdarzało, tylko dość regularnie i nie unieść, ale wkur..ć, dziewicą nie jestem. A istotne jest, to ze nie potrafisz poza jedną książki Gontarczyka i Cenckiewicza wskazać skandalicznych publikacji IPN, bo ich po prostu nie znasz, ja zresztą też, poza przeglądnięciem jednej pozycji o Pileckim. Co to znaczy? To znaczy, że cyrk polityczny urządza się wokół świętych krów, ku uciesze gawiedzi, a te krowy zachowują się już niekoniecznie jak święte, ale jak dziewica właśnie.
W 95% przypadków nikt się nie przyczepia do publikacji IPN, a co do Kurtyki i intencji politycznych nacialstwa IPN nie musisz mnie przekonywać. Kurtyka nie powinien być szefem IPN, tacy jak Gontarczyk jak najbardziej mają prawo pracować w IPN i pisać takie książki, które mogą się podobać albo nie, ale na pewno nie można im zarzucić braków warsztatowych. Takich jak Zyzak niekoniecznie bym zatrudniał, chyba, że faktycznie robią na mopie.
Cała sztuka polega na tym, aby nie pracowali sami Cenckiewicze, ale historycy o innych pomysłach również. A od IPN powinni się odpieprzyć w równym stopniu Michnik i Kaczyński, obaj skompromitowani w ocenach historycznych i to do imentu, tymczasem od 20 lat to dyżurne cerbery, którym kibicują masy.
Z IPN jest jak z TVP, mógłby
Z IPN jest jak z TVP, mógłby być dobrą instytucją, gdyby nie to, że jest areną i przedmiotem walk politycznych. Nie było jeszcze w Polsce takiej ekipy, która mając pod bokiem IPN i TVP nie próbowałaby zdobyć na nie jakiegoś wpływu i nie wiem, czy kiedykolwiek taką ekipę będziemy mieli.
Jeśli chodzi o Frasyniuka, to nie mogę go już słuchać od czasu "pomnika dla Jaruzelskiego". A dzisiejsza wypowiedź w "Dzienniku" to dramat.
Z IPN jest jak z TVP, mógłby
Z IPN jest jak z TVP, mógłby być dobrą instytucją, gdyby nie to, że jest areną i przedmiotem walk politycznych. Nie było jeszcze w Polsce takiej ekipy, która mając pod bokiem IPN i TVP nie próbowałaby zdobyć na nie jakiegoś wpływu i nie wiem, czy kiedykolwiek taką ekipę będziemy mieli.
Jeśli chodzi o Frasyniuka, to nie mogę go już słuchać od czasu "pomnika dla Jaruzelskiego". A dzisiejsza wypowiedź w "Dzienniku" to dramat.
@Autor
MK>Jeśli Wałęsa po ukazaniu się jakiegoś bezwartościowego paszkwilu, na którym nawet wróg Wałęsy Gontarczyk nie zostawia suchej nitki
Co i tak przez pewne osoby uznawane jest za cwane zagranie starego wygi IPN-owca.
MK>za bardziej niebezpieczny odłam paranoi uważam gówniarskie apele Frasyniuka nawołujące do wyjścia na ulicę
Ten odłam jest może i niebezpieczny, ale chyba tylko dla samego Frasyniuka.
MK>Gniot publicystyczny, który dotykał jakże drażliwych kwestii, spisany przez niejakiego Grossa, został uznany za dzieło historyczne.
Bo jest taka stara prawda, komunał, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Co dla jednego jest gniotem dla drugiego będzie dziełem z użyciem modnej metody “oral history”.
@Autor
MK>Jeśli Wałęsa po ukazaniu się jakiegoś bezwartościowego paszkwilu, na którym nawet wróg Wałęsy Gontarczyk nie zostawia suchej nitki
Co i tak przez pewne osoby uznawane jest za cwane zagranie starego wygi IPN-owca.
MK>za bardziej niebezpieczny odłam paranoi uważam gówniarskie apele Frasyniuka nawołujące do wyjścia na ulicę
Ten odłam jest może i niebezpieczny, ale chyba tylko dla samego Frasyniuka.
MK>Gniot publicystyczny, który dotykał jakże drażliwych kwestii, spisany przez niejakiego Grossa, został uznany za dzieło historyczne.
Bo jest taka stara prawda, komunał, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Co dla jednego jest gniotem dla drugiego będzie dziełem z użyciem modnej metody “oral history”.
Od czasu wyroku na Jurczyka, w którym stwierdzono,ze
facet brał kasę od SB, donosił, ale summa summarum nie był TW na wyroki w tych sprawach trzeba patrzeć z przymrużeniem oka.
Czym innym jest sąd wszelaki,
Czym innym jest sąd wszelaki, a czym innym ocena działań jakiegoś człowieka, a jeszcze czym innym ocena historyczna. Kiszczaka nie skazał żaden sąd, ale dla mnie zwykłego śmiertelnika to jest bandyta, dla wielu historyków człowiek odpowiedzialny za represje tysięcy osób i śmierć wielu z represjonowanych. Nic rządowi, prezydentowi, redaktorom naczelnym i 100 intelektualistom do swobody wyrażania opinii i badań naukowych. Wałęsa obiecał zaciągnąć Gontarczyka pod sąd, nie zrobił tego, bo szans nie miał żadnych. W przypadku Zyzaka szanse miałby spore, ale nobilitowanie gówniarza uważam za zbędne.
Mi cała ta sytuacja wydaje
Mi cała ta sytuacja wydaje się groteskowa. Jakiś student napisał magisterkę, w której oskarżył Wałęsę o takie "występki", jak sikanie do chrzcielnicy, powołując się na "poważne" źródło typu "baba babie powiedziała". Jakiś profesor to wypromował, student – teraz magister – dostał pracę na ksero w IPN i nagle zrobiła się wielka afera. Sprawa mogłaby się zakończyć normalnie, czyli profesor mógłby zostać wezwany przez uczelnię do złożenia wyjaśnień dlaczego taką pracę puścił. Gdyby nawet uczelnia wyjaśnień nie rządała, to każdy wyrobiłby sobie opinię na temat uczelni. Jedni by powiedzieli, że nic się stało i UJ rządzi, inni, że to dramat polskiej nauki i UJ dno. Nie byłoby żadnej afery, niestety sprawa normalnie się nie zakończyła i sikanie do chrzcielnicy rozdmuchano do rangi racji stanu, w imię której przeciwne sobie partie polityczne urządzajom gapiom kolejny show, kolejną żenującą nawalankę.
Ament jak się u mnie na wsi
Ament jak się u mnie na wsi mówi.
Od czasu wyroku na Jurczyka, w którym stwierdzono,ze
facet brał kasę od SB, donosił, ale summa summarum nie był TW na wyroki w tych sprawach trzeba patrzeć z przymrużeniem oka.
Czym innym jest sąd wszelaki,
Czym innym jest sąd wszelaki, a czym innym ocena działań jakiegoś człowieka, a jeszcze czym innym ocena historyczna. Kiszczaka nie skazał żaden sąd, ale dla mnie zwykłego śmiertelnika to jest bandyta, dla wielu historyków człowiek odpowiedzialny za represje tysięcy osób i śmierć wielu z represjonowanych. Nic rządowi, prezydentowi, redaktorom naczelnym i 100 intelektualistom do swobody wyrażania opinii i badań naukowych. Wałęsa obiecał zaciągnąć Gontarczyka pod sąd, nie zrobił tego, bo szans nie miał żadnych. W przypadku Zyzaka szanse miałby spore, ale nobilitowanie gówniarza uważam za zbędne.
Mi cała ta sytuacja wydaje
Mi cała ta sytuacja wydaje się groteskowa. Jakiś student napisał magisterkę, w której oskarżył Wałęsę o takie "występki", jak sikanie do chrzcielnicy, powołując się na "poważne" źródło typu "baba babie powiedziała". Jakiś profesor to wypromował, student – teraz magister – dostał pracę na ksero w IPN i nagle zrobiła się wielka afera. Sprawa mogłaby się zakończyć normalnie, czyli profesor mógłby zostać wezwany przez uczelnię do złożenia wyjaśnień dlaczego taką pracę puścił. Gdyby nawet uczelnia wyjaśnień nie rządała, to każdy wyrobiłby sobie opinię na temat uczelni. Jedni by powiedzieli, że nic się stało i UJ rządzi, inni, że to dramat polskiej nauki i UJ dno. Nie byłoby żadnej afery, niestety sprawa normalnie się nie zakończyła i sikanie do chrzcielnicy rozdmuchano do rangi racji stanu, w imię której przeciwne sobie partie polityczne urządzajom gapiom kolejny show, kolejną żenującą nawalankę.
Ament jak się u mnie na wsi
Ament jak się u mnie na wsi mówi.
Trudno mi się do tego
Trudno mi się do tego odnieść, ponieważ tego porównania o którym piszesz w tekście po prostu nie ma. Facet bijący żonę definiuje bohatera, który nie musi być świętym i tylko tyle, na tym żywot faceta się kończy. Wyciąganie tak daleko idących wniosków z porównania, którego nie ma, to jakieś głębokie nie porozumienie. Tym bardziej, że w zasadzie zgadzam się z Twoją oceną Wałęsy, no może nie użyłbym tylu wzniosłości, ale generalnie żywot tego człowieka bilansuje się zdecydowanie plusami dodatnimi.
Trudno mi się do tego
Trudno mi się do tego odnieść, ponieważ tego porównania o którym piszesz w tekście po prostu nie ma. Facet bijący żonę definiuje bohatera, który nie musi być świętym i tylko tyle, na tym żywot faceta się kończy. Wyciąganie tak daleko idących wniosków z porównania, którego nie ma, to jakieś głębokie nie porozumienie. Tym bardziej, że w zasadzie zgadzam się z Twoją oceną Wałęsy, no może nie użyłbym tylu wzniosłości, ale generalnie żywot tego człowieka bilansuje się zdecydowanie plusami dodatnimi.
Ewa Milewicz zachowała się
Ewa Milewicz zachowała się dziecinnie i histerycznie. W momencie gdy przyjmowała order od Kaczyńskiego, ten miał już na koncie gorsze rzeczy niż jakieś tam zdanie o Wałęsie, które Milewicz wyłowiła z “orędzia”. Według kryteriów Milewicz, ona nie powinna w ogóle tego odznaczenia przyjmować, albo nie pajacować z oddawaniem. Moim zdaniem tani i histeryczny gest oraz beznadziejny sposób na dokopanie Kaczyńskiemu.
Ewa Milewicz zachowała się
Ewa Milewicz zachowała się dziecinnie i histerycznie. W momencie gdy przyjmowała order od Kaczyńskiego, ten miał już na koncie gorsze rzeczy niż jakieś tam zdanie o Wałęsie, które Milewicz wyłowiła z “orędzia”. Według kryteriów Milewicz, ona nie powinna w ogóle tego odznaczenia przyjmować, albo nie pajacować z oddawaniem. Moim zdaniem tani i histeryczny gest oraz beznadziejny sposób na dokopanie Kaczyńskiemu.
W merytoryczności tej książki był chyba zgrzyt
Od razu mówię, że nie czytałem książki Cenckiewicza i Gontarczyka
o Wałęsie, więc jestem nie tylko “niepoważnym”, a nawet “nie historykiem”.
Czytałem natomiast artykuł jednego z w.w. autorów w Rzeczypospolitej
w którym ów twierdził, że na temat współpracy Wałęsy z SB jest “tysiące”
dokumentów.
Jestem na tyle “niepoważnym nie-historykiem”, że twierdzę, że “tysięcy”
dokumentów tego rodzaju na pewno nie ma i że ktoś, kto chciałby
uchodzić za naukowca nie powinien tak lekką ręką takich bzdurnych
liczb rzucać.
Ów zwrot “tysiące dokumentów” zahacza o wiele podobnych emocjonalnych
zwrotów w wypowiedziach polityków i należy go natychmiast umieścić
w sferze narzędzi demagogów, a autora takiej wypowiedzi traktować
raczej, jak miernotę – gdy o naukowość idzie.
Nie wiem, czy to w książce twierdzono, że przesłuchujący Wałęsę
nie żyje, ale o śmierci, jakże ważnej w tym kontekście osoby twierdzili
chyba obaj autorzy książki.
Różnica między tym, czy ktoś żyje, czy nie – to chyba różnica
merytoryczna.
Różnica między “tysiącami dokumentów”, a liczbą, którą Gontarczyk
i Cenckiewicz w wykazie literatury zacytowali, to także różnica merytoryczna.
A zatem ja “niepoważny nie-historyk” właśnie postawiłem
autorom książki merytoryczne zarzuty, co do ich naukowej
rzetelności.
W merytoryczności tej książki był chyba zgrzyt
Od razu mówię, że nie czytałem książki Cenckiewicza i Gontarczyka
o Wałęsie, więc jestem nie tylko “niepoważnym”, a nawet “nie historykiem”.
Czytałem natomiast artykuł jednego z w.w. autorów w Rzeczypospolitej
w którym ów twierdził, że na temat współpracy Wałęsy z SB jest “tysiące”
dokumentów.
Jestem na tyle “niepoważnym nie-historykiem”, że twierdzę, że “tysięcy”
dokumentów tego rodzaju na pewno nie ma i że ktoś, kto chciałby
uchodzić za naukowca nie powinien tak lekką ręką takich bzdurnych
liczb rzucać.
Ów zwrot “tysiące dokumentów” zahacza o wiele podobnych emocjonalnych
zwrotów w wypowiedziach polityków i należy go natychmiast umieścić
w sferze narzędzi demagogów, a autora takiej wypowiedzi traktować
raczej, jak miernotę – gdy o naukowość idzie.
Nie wiem, czy to w książce twierdzono, że przesłuchujący Wałęsę
nie żyje, ale o śmierci, jakże ważnej w tym kontekście osoby twierdzili
chyba obaj autorzy książki.
Różnica między tym, czy ktoś żyje, czy nie – to chyba różnica
merytoryczna.
Różnica między “tysiącami dokumentów”, a liczbą, którą Gontarczyk
i Cenckiewicz w wykazie literatury zacytowali, to także różnica merytoryczna.
A zatem ja “niepoważny nie-historyk” właśnie postawiłem
autorom książki merytoryczne zarzuty, co do ich naukowej
rzetelności.