Po kilku zwyczajowych flejmach Jiima postanowiło nie bawić się w MK, bo to nie onet i nie pisać epistoł pod czyimiś postami, nawet jeśli się z nimi nie zgadza (jak się zgadza to nie pisze w ogóle, bo jaki jest sens wpisów "alleluja i do przodu", "kto jest za wpisywać miasta" czy nawet "jesteś świetny, oby tak dalej"?) i napisać coś od serca, a raczej w wypadku dolegliwości Jiimy, prosto spod wątroby.
Aby wyjaśnić nie zorientowanym, chodzi o starcie jakie rozpętało się gdy pewien prawicowy aktywista napisał posta grzmiącego niebieskim wielkim fontem przeciwko dopisywaniu gejów do ustawy o niedyskryminacji. Efekt był łatwy do przewidzenia, z jednej ustawy temat zszedł na "gej a sprawa polska", pomijając dyskusje na poziomie piaskownicy o tym kto kogo może zjeść i na jaki posiłek w ciągu dnia.
Niestety, tym razem przyznam rację zwolennikom szerokiego kontekstu – rzeczywiście każda kwestia dotycząca mniejszości seksualnych jest kwestią "gej a sprawa polska", gdyż w tej materii mamy sporo do zrobienia. Oczywiście, można się poważnie zastanowić, czy nie ma ważniejszych spraw, w końcu jest kryzys ekonomiczny, świat się wali, gospodarka przestanie istnieć do 2010 roku, a potem przyjdą kanibale i nas zjedzą, nie patrząc który gej a który nie bo smakuje tak samo. Jiima jednak się na ekonomii nie zna, kryzys Jiimy póki co nie wzrusza, a o polityce nie ma więcej do powiedzenia niż już powiedziano (w skróce <blee>)
Temat mniejszości jakichkolwiek jest jednak warty kilku słów. Zwłaszcza że z jednej strony mamy znowu projekt potwornej ustawy która zmusi nas do stosunków homoseksualnych, zaś z drugiej jakoś nikt, łącznie z pewną aktywistką z drugiej strony nie powiedział nic na temat "listu w obronie nauki", którą to "nauką" jest powtarzanie bzdur przez gościa wykluczonego ze swojej uczelni, oraz prezentowanie stanowiska "kościoła" "katolickiego" – wiadomo że nie ma bardziej naukowych informacji niż te które przeczytamy w "katechizmie kościoła katolickiego". Co więcej, list ten sugeruje, że owa swoboda jest naruszana przez "lewaków" i "homoseksualne lobby", przez co na uczelni dotowanej przez państwo nie można porządnie wyłożyć wyrazistego stanowiska kościoła katolickiego, które jak wiadomo powinno być najwyższą prawdą.
O ustawie, której nowelizacja IMAO nic nie zmieni, conajwyżej doprowadzi do równie kuriozalnych rozpraw jak ta w której zastanawiano się czy "spieprzaj dziadu" to wyrażenie obelżywe pod adresem głowy państwa czy cytowanie tejże głowy kiedy z czasów kiedy jeszcze nie była nawet mniej szlachetną częścią. Tymczasem znany z nieprzemyślanych wypowiedzi artysta estradowy udający polityka (nie chodzi o Szymona Majewskiego) obraził osoby niepełnosprawne podczas ostatniej kampanii wyborczej i nawoływał do ich dyskryminacji, a jakoś krzywda mu się nie stała. Z resztą, miał *odrobinę* racji w swej wypowiedzi – osoba niepełnosprawna z samej definicji *nie* jest pełnosprawna i nie ma sensu udawać że jest inaczej.
Tu jednak rysuje się cienka czerwona linia, którą obydwie strony dyskusji przekraczają bez przerwy, schodząc na manowce absurdu. Weźmy chociażby tezy owego satyryka/blogera. W uproszczeniu przedstawiają się one następująco:
- Istnieją różnice międzypłciowe. Statystycznie w niektórych dziedzinach życia kobiety radzą sobie lepiej, a w innych lepiej radzą sobie faceci.
- Homoseksualizm nie jest zjawiskiem normalnym (jeśli jako normę zdefiniujemy większość)
- Osoby niepełnosprawne nie są zdolne do zajmowania się wszystkim tym, czym osoby pełnosprawne – inaczej nie byłyby niepełnosprawne.
W zasadzie z każdą z powyższych tez, nikt zdrowy na umyśle nie powinien się sprzeczać. Problem może stanowić punkt 1 – zdrowe na umyśle feministki pewnie będą próbować naruszyć nietykalność cielesną za jego wygłoszenie, ale niestety, taka jest *statystyczna* prawda. Niestety, strona polityczno / społeczna do której zalicza się pan satyryk wyciąga z tego następujące wnioski:
- Kobiety nie nadają się do prac wymagających logiki. Najlepiej by zajęły się domem, ewentualnie działalnością artystyczną. Inwestowanie w naukę np. matematyki dla dziewcząt jest marnowaniem czasu i pieniędzy (podane za książką owego satyryka)
- Homoseksualiści są chorzy. Należy ich odizolować od reszty, leczyć (bardziej radykalne) lub w ogóle eliminować (brunatne). Nie powinni mieć prawa do pracy z dziećmi (każdy homoś to pedofil) czy w ogóle pełnić funkcji zaufania publicznego. Bić pedała.
- Obecność "kaleki" w klasie zmniejsza szanse normalnych dzieci które są równane do poziomu niepełnosprawnego. Niepełnosprawnych trzeba trzymać w ich własnym towarzystwie.
W skrócie, ich logika sprowadza się do rozumowania typu "Michnik jest Żydem, a więc Żydzi manipulują światem". Tudzież, w wersji klasycznej – "To złodziej! I pijak! Bo każdy pijak to złodziej!". Logika tak powalająca na kolana że aż boli. Tymczasem, gdy przyjrzymy się tym wszystkim tezom, można zauważyć, że owszem, kobiety nie przodują jako grupa, w przedmiotach ścisłych, ale wynika to między innymi z kontekstu kulturowego. Poza tym Jiima zna kobiety – informatyków, którzy radzą sobie lepiej niż faceci. Wyjątki od reguły? Nie. Po prostu nie ma czegoś takiego jak "statystyczna kobieta", każdy człowiek jest inny i nie powinno się patrzeć na człowieka przez pryzmat statystyki. Inaczej musimy założyć, że jedno z mieszkańców domu Jiimy jest Chińczykiem, bo ostatnio mieszka nas tam 5 osób, a co czwarty człowiek to Chińczyk.
Druga strona ucieka w stronę absurdu bardziej krętą ścieżką. Najogólniej rzecz mówiąc, twierdzi że tezy przedstawione powyżej (w wersji obiektywnej a nie tej prawicowej) są *niebezpieczne*, bo pozwalają na dyskryminację kobiet, bicie pedałów i zamykanie niepełnosprawnych w gettach. W związku z tym proponuje się udawać, że są one nieprawdziwe, albo wprowadza nowomowę typu "sprawny inaczej". W efekcie zamiast przyznać że *są* różnice międzypłciowe (chociażby z tego przeklętego kontekstu kulturowego), udaje że ich nie ma. Wrzeszczy na każdego, kto odmawia gejom prawa do kościelnego ślubu, twierdząc że jest taki niepostępowy. Twierdzi że rodzina z dwoma tatusiami niczym się nie różni od rodziny z mamusią i tatusiem, tudzież z dwoma mamusiami, albo tylko z jednym z rodziców. Wreszcie zabrania nazywania dziecka z syndromem Downa ograniczonym intelektualnie bo to rani jego uczucia. Więcej, strona ta domaga się specustaw i specjalnych praw, w których zakaże się tego typu tez, stwierdzeń, a nawet badań, bo to be, dyskryminacja i ciemnogród. Zamiast zastanowić się *gdzie* jest powód, że kobiety statystycznie gorzej wypadają na testach z matematyki (odpowiedź jest dość złożona, ale podkreślane przez prawicowców "różnice genetyczne" stanowią jedynie mały fragment odpowiedzi), zabraniają robić takich testów i domagają się parytetów. No dosłownie jak punkty za pochodzenie w wiadomym ustroju, tyle że zamiast ojca – chłopa, trzeba mieć ojca – geja tudzież nosić spódnicę.
Tymczasem durnymi specustawami się nic nie zmieni. Nikt nie powie Jiimie jak ma myśleć, bo Jiima jest na to za stare. Opowiadanie dzieciom w szkole bajek o pingwinkach – gejach1 nie nauczy dzieci że trzeba być tolerancyjnym, czyli mieć gdzieś kto z kim sypia, bo to sprawa wyłącznie zainteresowanych. Wprost przeciwnie, nauczy dzieci że gej to ktoś *inny*. A ludzie nie lubią *innych*.
Ok. Tyle na tę chwilę. Może napiszę ciąg dalszy, w kolejnej chwili wolnej. Zapraszam do flejma.
1) Dla zainteresowanych, bajka nie jest wcale taka głupia. Homoseksualizm wśród pingwinów cesarskich (dokładniej, biseksualizm) jest znany od dawna nauce. Czasem takie pingwiny – "dewianci" tworzą nawet pary, wiją gniazdo i wysiadują w nim cośtam (na ogół kamień o odpowiednim kształcie i wielkości). A więc bajeczka ma odniesienie do rzeczywistości.
Nie bierz tego do siebie…
Ale zdziwiła mnie twoja polemika z tamtym gościem. Zwykle przedstawiasz tezy radykalne, z którymi jako stworzenie umiarkowane się nie do końca zgadzam, ale nie stosujesz argumentów na poziomie placu zabaw, na którym ostatnio bywam częściej niż bym chciało (niestety, dziecko chce nawet częściej).
Co do negowania, najwyraźniej istnieje trochę niezdrowych na umyśle feministek, a co gorsza to one najczęściej dorywają się do mikrofonu i bredzą aż mi szkliwo na zębach pęka…
Co do wyrównywania, jak jużem wspomniało, kiedyś też “wyrównywano różnice”. Tyle że między ludem pracującym miast i wsi. Główny problem lewicy podobnie jak prawicy polega na tym, że stosuje się do nich kawałek:
”
ciągle gdzieś tam się biedzą
zawsze chętni by pianę bić
tacy, co lepiej wiedzą
jak wypada poprawnie żyć
”
I Jiimie niestety to rybka, czy bedą Jiimie kazać kochać geja czy go pałować, wysłać kobietę do garów czy wprost przeciwnie, wywalić specjalistę z roboty i zatrudnić “specjalistkę” by parytety się zgadzały.
A co do dzieci, radzenia sobie i kobiet, uwierz mi, problem znam lepiej niż ci się wydaje. I nie neguję tego co napisałaś. Poza tym jestem aktualnie “miedzy jednym niemowlakiem a drugim” (przenośnia) i sporo czasu zajmuje mi staranie by się nie pozabijały (Ricchan, nie wolno walić siostrzyczki po głowie młotkiem).
Kobiety mogą sobie świetnie poradzić bez parytetów. Wiesz, na tych z parytetami w latach 70′ mówiono “docent z chłopskim pochodzeniem” i nie był to komplement. Nie przeczę, że część z nich była docentami jak się patrzy mimo punktów za pochodzenie, ale obraz został. Dokładnie odwrotny do tego co byś chciała.
Tymczasem Jiima zna kilka osób “ze wsi” które zrobiły dyplomy w dzisiejszych czasach. Nikt nie pyta się skąd pochodzą i nie kwestionuje ich prawa do dyplomu.
Wiesz co, Dorola. Chyba widzę w czym problem. Ja po prostu nie wierzę w rewolucje i mam odruch obchodzenia ich szerokim łukiem.
Nie bierz tego do siebie…
Ale zdziwiła mnie twoja polemika z tamtym gościem. Zwykle przedstawiasz tezy radykalne, z którymi jako stworzenie umiarkowane się nie do końca zgadzam, ale nie stosujesz argumentów na poziomie placu zabaw, na którym ostatnio bywam częściej niż bym chciało (niestety, dziecko chce nawet częściej).
Co do negowania, najwyraźniej istnieje trochę niezdrowych na umyśle feministek, a co gorsza to one najczęściej dorywają się do mikrofonu i bredzą aż mi szkliwo na zębach pęka…
Co do wyrównywania, jak jużem wspomniało, kiedyś też “wyrównywano różnice”. Tyle że między ludem pracującym miast i wsi. Główny problem lewicy podobnie jak prawicy polega na tym, że stosuje się do nich kawałek:
”
ciągle gdzieś tam się biedzą
zawsze chętni by pianę bić
tacy, co lepiej wiedzą
jak wypada poprawnie żyć
”
I Jiimie niestety to rybka, czy bedą Jiimie kazać kochać geja czy go pałować, wysłać kobietę do garów czy wprost przeciwnie, wywalić specjalistę z roboty i zatrudnić “specjalistkę” by parytety się zgadzały.
A co do dzieci, radzenia sobie i kobiet, uwierz mi, problem znam lepiej niż ci się wydaje. I nie neguję tego co napisałaś. Poza tym jestem aktualnie “miedzy jednym niemowlakiem a drugim” (przenośnia) i sporo czasu zajmuje mi staranie by się nie pozabijały (Ricchan, nie wolno walić siostrzyczki po głowie młotkiem).
Kobiety mogą sobie świetnie poradzić bez parytetów. Wiesz, na tych z parytetami w latach 70′ mówiono “docent z chłopskim pochodzeniem” i nie był to komplement. Nie przeczę, że część z nich była docentami jak się patrzy mimo punktów za pochodzenie, ale obraz został. Dokładnie odwrotny do tego co byś chciała.
Tymczasem Jiima zna kilka osób “ze wsi” które zrobiły dyplomy w dzisiejszych czasach. Nikt nie pyta się skąd pochodzą i nie kwestionuje ich prawa do dyplomu.
Wiesz co, Dorola. Chyba widzę w czym problem. Ja po prostu nie wierzę w rewolucje i mam odruch obchodzenia ich szerokim łukiem.
Nie bierz tego do siebie…
Ale zdziwiła mnie twoja polemika z tamtym gościem. Zwykle przedstawiasz tezy radykalne, z którymi jako stworzenie umiarkowane się nie do końca zgadzam, ale nie stosujesz argumentów na poziomie placu zabaw, na którym ostatnio bywam częściej niż bym chciało (niestety, dziecko chce nawet częściej).
Co do negowania, najwyraźniej istnieje trochę niezdrowych na umyśle feministek, a co gorsza to one najczęściej dorywają się do mikrofonu i bredzą aż mi szkliwo na zębach pęka…
Co do wyrównywania, jak jużem wspomniało, kiedyś też “wyrównywano różnice”. Tyle że między ludem pracującym miast i wsi. Główny problem lewicy podobnie jak prawicy polega na tym, że stosuje się do nich kawałek:
”
ciągle gdzieś tam się biedzą
zawsze chętni by pianę bić
tacy, co lepiej wiedzą
jak wypada poprawnie żyć
”
I Jiimie niestety to rybka, czy bedą Jiimie kazać kochać geja czy go pałować, wysłać kobietę do garów czy wprost przeciwnie, wywalić specjalistę z roboty i zatrudnić “specjalistkę” by parytety się zgadzały.
A co do dzieci, radzenia sobie i kobiet, uwierz mi, problem znam lepiej niż ci się wydaje. I nie neguję tego co napisałaś. Poza tym jestem aktualnie “miedzy jednym niemowlakiem a drugim” (przenośnia) i sporo czasu zajmuje mi staranie by się nie pozabijały (Ricchan, nie wolno walić siostrzyczki po głowie młotkiem).
Kobiety mogą sobie świetnie poradzić bez parytetów. Wiesz, na tych z parytetami w latach 70′ mówiono “docent z chłopskim pochodzeniem” i nie był to komplement. Nie przeczę, że część z nich była docentami jak się patrzy mimo punktów za pochodzenie, ale obraz został. Dokładnie odwrotny do tego co byś chciała.
Tymczasem Jiima zna kilka osób “ze wsi” które zrobiły dyplomy w dzisiejszych czasach. Nikt nie pyta się skąd pochodzą i nie kwestionuje ich prawa do dyplomu.
Wiesz co, Dorola. Chyba widzę w czym problem. Ja po prostu nie wierzę w rewolucje i mam odruch obchodzenia ich szerokim łukiem.
Markizie
Na moim przykładzie Twoja teoria sprawdza się znakomicie. Tyle się nabawiłem w lekarza w przedszkolu, że tylko wzięci lekarze ginekologii mogą się ze mną równać. Od przedszkola wiem, że dziewczynki po prostu są fajniejsze od chłopaków. I tyle.
Markizie
Na moim przykładzie Twoja teoria sprawdza się znakomicie. Tyle się nabawiłem w lekarza w przedszkolu, że tylko wzięci lekarze ginekologii mogą się ze mną równać. Od przedszkola wiem, że dziewczynki po prostu są fajniejsze od chłopaków. I tyle.
Markizie
Na moim przykładzie Twoja teoria sprawdza się znakomicie. Tyle się nabawiłem w lekarza w przedszkolu, że tylko wzięci lekarze ginekologii mogą się ze mną równać. Od przedszkola wiem, że dziewczynki po prostu są fajniejsze od chłopaków. I tyle.
A pro pos parytetów
Za Głowackim – na uczelniach USA wprowadzono rasistowskie parytety, bo zbyt dużo azjatów w porównaniu z białymi zdobywało tam wiedzę. Tak to się broni białej mniejszości w większości przed żółtą mniejszością z większości.
A taki na przykład Irwin Shaw w Młodych Lwach przemyśliwa głosem swojego bohatera: Nie wiedział czy komunizm jest dobry czy zły. Wiedział, że w krajach komunistycznych trzeba walczyć przeciwko komunistom, a w kapitalistycznych ramię w ramię z nimi.
I to tyle o mniejszościach, bo idę za większością uczcić weekend.
Coś w tym jest
Ciekawe, czy pomogło…
Jiima śmie twierdzić że nie…
A pro pos parytetów
Za Głowackim – na uczelniach USA wprowadzono rasistowskie parytety, bo zbyt dużo azjatów w porównaniu z białymi zdobywało tam wiedzę. Tak to się broni białej mniejszości w większości przed żółtą mniejszością z większości.
A taki na przykład Irwin Shaw w Młodych Lwach przemyśliwa głosem swojego bohatera: Nie wiedział czy komunizm jest dobry czy zły. Wiedział, że w krajach komunistycznych trzeba walczyć przeciwko komunistom, a w kapitalistycznych ramię w ramię z nimi.
I to tyle o mniejszościach, bo idę za większością uczcić weekend.
Coś w tym jest
Ciekawe, czy pomogło…
Jiima śmie twierdzić że nie…
A pro pos parytetów
Za Głowackim – na uczelniach USA wprowadzono rasistowskie parytety, bo zbyt dużo azjatów w porównaniu z białymi zdobywało tam wiedzę. Tak to się broni białej mniejszości w większości przed żółtą mniejszością z większości.
A taki na przykład Irwin Shaw w Młodych Lwach przemyśliwa głosem swojego bohatera: Nie wiedział czy komunizm jest dobry czy zły. Wiedział, że w krajach komunistycznych trzeba walczyć przeciwko komunistom, a w kapitalistycznych ramię w ramię z nimi.
I to tyle o mniejszościach, bo idę za większością uczcić weekend.
Coś w tym jest
Ciekawe, czy pomogło…
Jiima śmie twierdzić że nie…
Och, przynajmniej udało się mi jedno…
Tzn, skłonienie cię do przyznania że pojechałaś… Ale w zasadzie nie o to mi chodziło 🙂
A poważnie, mówimy o dwóch rzeczach. To, czy coś jest “naturalne” to jedno (argument różnych pogiętych w drugą stronę – “homoseksualizm jest niezgodny z naturą”, co jest jak wiemy nieprawdą), a dwa to czy jest “normą”. Otóż, prawa statystyki i inne bzdedy uczą nas, że normą jest to co przeciętne. A coś, co występuje raz na 100 przypadków nie jest przeciętne. To w temacie “normalności”.
A w temacie regulacji prawnych – Jiima jest potwornie nieufne odnośnie regulowania prawem jakichkolwiek kwestii obyczajowych. Prawo powinno być minimalistyczne, a przestępstwem wyłącznie naruszenie spójności fizycznej, lub własności drugiego człowieka. Prawo natomiast nie powinno w żaden sposób regulować takich rzeczy jak to, by nie nazywać gejów “pedałami”.
Jeszcze pół biedy jeśli prawo “stanowi” rzeczy publicznie uznawane. W Polsze na przykład przyjęte jest że nie należy publicznie się obnażać i jest na to przepis. Nie przeszkadza to, ale i nie pomaga. Z drugiej strony, jeśli wprowadzisz w Polsze zakaz nazywania gejów pedałami, stworzysz martwe prawo, równie skuteczne i debilne jak prawo zakazujące lżenia prezydenta (o jego skuteczności można się przekonać czytając fora internetowe).
Och, przynajmniej udało się mi jedno…
Tzn, skłonienie cię do przyznania że pojechałaś… Ale w zasadzie nie o to mi chodziło 🙂
A poważnie, mówimy o dwóch rzeczach. To, czy coś jest “naturalne” to jedno (argument różnych pogiętych w drugą stronę – “homoseksualizm jest niezgodny z naturą”, co jest jak wiemy nieprawdą), a dwa to czy jest “normą”. Otóż, prawa statystyki i inne bzdedy uczą nas, że normą jest to co przeciętne. A coś, co występuje raz na 100 przypadków nie jest przeciętne. To w temacie “normalności”.
A w temacie regulacji prawnych – Jiima jest potwornie nieufne odnośnie regulowania prawem jakichkolwiek kwestii obyczajowych. Prawo powinno być minimalistyczne, a przestępstwem wyłącznie naruszenie spójności fizycznej, lub własności drugiego człowieka. Prawo natomiast nie powinno w żaden sposób regulować takich rzeczy jak to, by nie nazywać gejów “pedałami”.
Jeszcze pół biedy jeśli prawo “stanowi” rzeczy publicznie uznawane. W Polsze na przykład przyjęte jest że nie należy publicznie się obnażać i jest na to przepis. Nie przeszkadza to, ale i nie pomaga. Z drugiej strony, jeśli wprowadzisz w Polsze zakaz nazywania gejów pedałami, stworzysz martwe prawo, równie skuteczne i debilne jak prawo zakazujące lżenia prezydenta (o jego skuteczności można się przekonać czytając fora internetowe).
Och, przynajmniej udało się mi jedno…
Tzn, skłonienie cię do przyznania że pojechałaś… Ale w zasadzie nie o to mi chodziło 🙂
A poważnie, mówimy o dwóch rzeczach. To, czy coś jest “naturalne” to jedno (argument różnych pogiętych w drugą stronę – “homoseksualizm jest niezgodny z naturą”, co jest jak wiemy nieprawdą), a dwa to czy jest “normą”. Otóż, prawa statystyki i inne bzdedy uczą nas, że normą jest to co przeciętne. A coś, co występuje raz na 100 przypadków nie jest przeciętne. To w temacie “normalności”.
A w temacie regulacji prawnych – Jiima jest potwornie nieufne odnośnie regulowania prawem jakichkolwiek kwestii obyczajowych. Prawo powinno być minimalistyczne, a przestępstwem wyłącznie naruszenie spójności fizycznej, lub własności drugiego człowieka. Prawo natomiast nie powinno w żaden sposób regulować takich rzeczy jak to, by nie nazywać gejów “pedałami”.
Jeszcze pół biedy jeśli prawo “stanowi” rzeczy publicznie uznawane. W Polsze na przykład przyjęte jest że nie należy publicznie się obnażać i jest na to przepis. Nie przeszkadza to, ale i nie pomaga. Z drugiej strony, jeśli wprowadzisz w Polsze zakaz nazywania gejów pedałami, stworzysz martwe prawo, równie skuteczne i debilne jak prawo zakazujące lżenia prezydenta (o jego skuteczności można się przekonać czytając fora internetowe).