Po tym jak PiS „poniósł zwycięstwo” nastąpił naturalny szok popularnie zwany wyciem. Ból po utracie władzy bez zrozumienia dlaczego się tę władzę straciło przybierał najmniej rozsądne formy. Wprawdzie w sferze deklaracji krążyło hasło „my nie będziemy totalną opozycją”, ale w praktyce pojawiły się wszelkie możliwe formy histerii w tym donoszenie na Polskę. O ile wyrok dla Kamińskiego i Wąsika to był absolutny skandal i zemsta zaangażowanych sędziów, którzy hołdowali ośmiu gwiazdkom, o tyle opowieści o torturach i apele do międzynarodowych instytucji wyglądały żałośnie.
Mimo wszystko siłą inercji PiS osiągnęło niezły wynik w wyborach samorządowych, ale europejskie już minimalnie przegrało i to nie jest najgorsza wiadomość. Brak wyciągania wniosków na kolejnych etapach działalności politycznej to coś, co od roku PiS nie opuszcza, chociaż bardziej ambitni politycy mają ciekawe pomysły i potrafią przejąć inicjatywę. Gdy po wielu zwrotach akcji w końcu ogłoszono, że kandydatem obywatelskim z poparciem PiS będzie Karol Nawrocki, młodzi działacze partii ruszyli do boju. Efekt tej akcji był naprawdę imponujący, Szefernaker, Jaki, Fogiel i nawet Matecki przykryli czapką „stajnię Giertycha”. Trudno w to uwierzyć, ale niemal z dnia na dzień PiS odzyskało pozycję lidera w Internecie i
widać było, że znów im się chce.
Długo to jednak nie potrwało, bo najpierw wróciły stare demony smoleńskie i rytualna szarpanina Kaczyńskiego z patologią, a potem narodził się „bohater” Marcin Romanowski. Nie jest żadną tajemnicą, że prokuratura pod kierownictwem Adama Bodnara i uzurpatora Dariusze Korneluka, ma twarz Ewy Wrzosek, ale po pierwsze ta prawda dociera może do połowy społeczeństwa, po drugie pewne zachowania nigdy nie będą przez Polaków akceptowane. Jak tylko Romanowski odstawił całą żałosną operę mydlaną, najpierw ze śmiertelnie groźną operacją, którą w rzeczywistości był zabieg prostowania przegrody nosowej i potem dołożył ucieczkę na Węgry, to było jasne jak to się skończy.
Politycy PiS żyjący w Nowogrodzkiej bańce i najtwardszy beton wyborczy PiS-u ruszył do boju na najgłupszym froncie. Uciekiniera, czytaj tchórza i kombinatora, usiłowano wykreować na męczennika reżimu Donalda Tuska. Oczywiście to się nie mogło udać i to z tysiąca powodów, z czego najważniejsze same się narzucały. W Polsce politycy powszechnie mają opinię złodziei i cwaniaków, dlatego większość obywateli ma w poważaniu areszty i oskarżenia, a wręcz jest usatysfakcjonowana „ściganiem złodziei”. Z drugiej strony panuje powszechne przekonanie, że „zwykły obywatel” dawno poszedłby siedzieć, ale polityk zawsze się wywinie. Najgorsza jest jednak zdrada połączona z praniem brudów u obcych, tego w Polsce się nie toleruje.
Romanowski z jego pozycją i zachowaniem nie mógł zostać bohaterem większości, ale był pewnym kandydatem na kulę u nogi PiS. Problem w tym, że gros polityków i wyborców PiS nie tylko tej kuli nie chciało odciąć, ale sami sobie ją przytwierdził i objęli kultem męczeństwa. Efekt jest taki, że w pierwszym sondażu 70 proc. Polaków nie zostawia suchej nitki na „męczenniku” i tylko 13 proc. go broni. I chociaż jak zawsze trzeba wziąć poprawkę na sondaże, to taki wynik dla przeciętnego obserwatora polskiej sceny politycznej nie może być żadnym zaskoczeniem. Wniosek? Wystarczy wyjść z Nowogrodzkiej bańki, aby odzyskać dawną przewagę i wygrać, ale to musi być radykalne posunięcie, a nie jeden krok do przodu i dwa kroki w tył.