Reklama

Do tego że społeczeństwo lubi być dymane i jeszcze za to dziękuje zdążyłem się przyzwyczaić.

Do tego że społeczeństwo lubi być dymane i jeszcze za to dziękuje zdążyłem się przyzwyczaić. To że armia jest dymana, nigdy mnie nie dziwiło bo polski generał za perspektywę kolejnej gwiazdki jest w stanie zeżreć publicznie własne gówno. Jednak to co się ostatnio dzieje wśród wojskowych oznacza zupełnie nową jakość. Pierwszy był generał Skrzypczak, który dobrze zaczął ale zabrakło mu odwagi żeby jeszcze lepiej skończyć i ostatecznie jak zbity pies podkulił ogon pod siebie i uciekł na z góry upatrzoną pozycję. Przypadek innego generała przeszedł bez echa i niemalże niezauważony przez media. Tymczasem, generał Bąk na wiadomość o tym że został przez Klicha namaszczony na dowódcę kolejnej zmiany w Afganistanie, uprzejmie poinformował Pana ministra, że w jego kalendarzu taka pozycja nie figuruje i czym prędzej napisał wypowiedzenie. To pierwszy przypadek generała, który nie miał zamiaru firmować swoim nazwiskiem burdelu związanego z Afganistanem. Dzisiaj dotarła jeszcze lepsza informacja. Otóż, do chwili obecnej, już 12 żołnierzy 12 dywizji ze Szczecina (która będzie stanowić trzon kolejnej zmiany) odmówiło wyjazdu do Afganistanu. Oznacza to, że żądza kupna nowego samochodu, pralki lub lodówki ustąpiła miejsca zdrowemu rozsądkowi.
Nie będę wnikał w rozważania co do słuszności pobytu polskich wojsk. Politycy podjęli taką decyzję, wojskowi mają ją wykonać. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeden, bardzo istotny aspekt, o którym mało kto ma pojęcie. W USA, Wielkiej Brytanii, Francji i w reszcie cywilizowanego świata, gdy politycy decydują się na wojnę to sięgają do sakiewki i na tą wojnę wyciągają kasę. Tymczasem Polska to taki ciekawy kraj, gdzie politycy publicznie deklarują, że idziemy na wojnę i jednocześnie mówią wojskowym że mają sobie na tą wojnę sami forsę znaleźć. Premier ogłasza, że wysyła Wujkowi Samowi kolejne 600 worków foliowych, a minister finansów z tego samego rządu pięć minut później zwołuje konferencję prasową i informuje, że On kasy nie ma i wojskowi sami mają sobie znaleźć na to pieniądze. To mnie się tak kolokwialnie wyrywa z duszy – czy do kurwy nędzy jest to prywatna wojna jednego żołnierza z drugim czy też jest to decyzja Państwa Polskiego?

Reklama

16 KOMENTARZE

  1. Nie wiem co dzielnego wojaka Szwejka dziwi
    Z takim nickiem nic nie powinno Cię dziwić.

    Skrzypczak odśpiewał swoje larum i po chwili mikrofon wyłączyła mu poprawność polityczna, czyli politycy i media pospołu. Gębę zatkano generałowi przypomnieniem, że władzę zwierzchnią nad wojskiem sprawują cywile czyli politycy. Więc takie sprawy jak gówniane wyposażenie polskiej armii załatwia się w zaciszu politycznych gabinetów, czyli w praktyce na święte nigdy. W rezultacie chłopcy mają iść do boju nawet z saperkami w rękach. Wojna to biznes, a wszak wybicie medalu, którym odznaczy się pośmiertnie, kosztuje mniej niż produkcja wozu opancerzonego, który i i tak może wylecieć na minie. Żołnierze co prawda przeżyją, ale wóz stracony.

    Napisałeś: “Tymczasem Polska to taki ciekawy kraj, gdzie politycy publicznie deklarują, że idziemy na wojnę i jednocześnie mówią wojskowym że mają sobie na tę wojnę sami forsę znaleźć.”
    O toż to ma swoje odniesienia historyczne. W dawnej Europie obowiązek wyekwipowania żołnierza wojsk zaciężnych spadał często na rodzinę, sąsiadów, mieszkańców wsi et cetera. Ruscy w latach 1941-1942 swoich żołnierzy w drugim i kolejnych natarciach wysyłali do ataku bez broni. Tę mieli sobie zdobyć sami na trupach poległych kolegów z pierwszej linii lub w walce wręcz z wrogiem. Co jak co, ale historię wojskowości nasi politycy opanowali całkiem nieźle jak widać.

    • Niestety …
      … obawiam się, że z tą historią wojskowości to masz rację. Problem w tym, że cywilne zwierzchnictwo nad armią jest przez polityków pojmowane jako glejt na pomiatanie, tymczasem oznacza to również odpowiedzialność za stan Sił Zbrojnych. Tyle tylko, że politycy ponoszą odpowiedzialność polityczną czyli żadną.

      • I dlatego na 1 miejsce w parlamencie jest 20 chętnych
        Jest na to sposób. Na misje posłowie obowiązkowo wysyłają swoich synów i córki. Znajdzie się wówczas sprzęt, a syn Tuska zamiast biegać z aparatem i mikrofonem po Trójmieście, pobiega sobie z Berylem po Kaukazie.

          • E tam zaraz sadysta
            Ja patrzę racjonalnie.
            Wysłanie pociech naszych polityków do Afganistaniu, pozwoliłoby naszym ulubieńcom z ul. Wiejskiej poczuć prawie na własnej skórze czym jest tzw. misja. Poza tym skończyłoby się na licznych porwaniach i żądaniach wycofania wojsk RP, co oczywiście spotkałoby się z natychmiastowym pozytywnym oddźwiękiem, bez względu na jazgot Amerykanów.

          • jak Zjednoczone Królestwo
            jak Zjednoczone Królestwo prowadzi gdzieś wojnę, ktoś z rodziny królewskiej na taka wojnę jedzie. Taki zwyczaj. A Kwaśniewski nawet swojego psa do Iraku nie wysłał.

  2. Nie wiem co dzielnego wojaka Szwejka dziwi
    Z takim nickiem nic nie powinno Cię dziwić.

    Skrzypczak odśpiewał swoje larum i po chwili mikrofon wyłączyła mu poprawność polityczna, czyli politycy i media pospołu. Gębę zatkano generałowi przypomnieniem, że władzę zwierzchnią nad wojskiem sprawują cywile czyli politycy. Więc takie sprawy jak gówniane wyposażenie polskiej armii załatwia się w zaciszu politycznych gabinetów, czyli w praktyce na święte nigdy. W rezultacie chłopcy mają iść do boju nawet z saperkami w rękach. Wojna to biznes, a wszak wybicie medalu, którym odznaczy się pośmiertnie, kosztuje mniej niż produkcja wozu opancerzonego, który i i tak może wylecieć na minie. Żołnierze co prawda przeżyją, ale wóz stracony.

    Napisałeś: “Tymczasem Polska to taki ciekawy kraj, gdzie politycy publicznie deklarują, że idziemy na wojnę i jednocześnie mówią wojskowym że mają sobie na tę wojnę sami forsę znaleźć.”
    O toż to ma swoje odniesienia historyczne. W dawnej Europie obowiązek wyekwipowania żołnierza wojsk zaciężnych spadał często na rodzinę, sąsiadów, mieszkańców wsi et cetera. Ruscy w latach 1941-1942 swoich żołnierzy w drugim i kolejnych natarciach wysyłali do ataku bez broni. Tę mieli sobie zdobyć sami na trupach poległych kolegów z pierwszej linii lub w walce wręcz z wrogiem. Co jak co, ale historię wojskowości nasi politycy opanowali całkiem nieźle jak widać.

    • Niestety …
      … obawiam się, że z tą historią wojskowości to masz rację. Problem w tym, że cywilne zwierzchnictwo nad armią jest przez polityków pojmowane jako glejt na pomiatanie, tymczasem oznacza to również odpowiedzialność za stan Sił Zbrojnych. Tyle tylko, że politycy ponoszą odpowiedzialność polityczną czyli żadną.

      • I dlatego na 1 miejsce w parlamencie jest 20 chętnych
        Jest na to sposób. Na misje posłowie obowiązkowo wysyłają swoich synów i córki. Znajdzie się wówczas sprzęt, a syn Tuska zamiast biegać z aparatem i mikrofonem po Trójmieście, pobiega sobie z Berylem po Kaukazie.

          • E tam zaraz sadysta
            Ja patrzę racjonalnie.
            Wysłanie pociech naszych polityków do Afganistaniu, pozwoliłoby naszym ulubieńcom z ul. Wiejskiej poczuć prawie na własnej skórze czym jest tzw. misja. Poza tym skończyłoby się na licznych porwaniach i żądaniach wycofania wojsk RP, co oczywiście spotkałoby się z natychmiastowym pozytywnym oddźwiękiem, bez względu na jazgot Amerykanów.

          • jak Zjednoczone Królestwo
            jak Zjednoczone Królestwo prowadzi gdzieś wojnę, ktoś z rodziny królewskiej na taka wojnę jedzie. Taki zwyczaj. A Kwaśniewski nawet swojego psa do Iraku nie wysłał.