Reklama

Był to zapewne błąd. Nierozsądne. Możliwe. Ale Super Kubak naprawdę nie miał innego wyjścia. Musiał jechać pociągiem.

Był to zapewne błąd. Nierozsądne. Możliwe. Ale Super Kubak naprawdę nie miał innego wyjścia. Musiał jechać pociągiem. Słyszał zresztą w telewizji, że z pociągami coraz lepiej, że jest znacznie nowocześniej i że pasażerów przybywa.
Bilet przezornie kupił wcześniej. Na stację dotarł 15 minut przed odjazdem. Wszystko było jak trzeba. Tylko na peronie jakoś zbyt dużo podróżnych. Wszyscy z klamotami. Czego tam nie było! Jeden pan z kontrabasem, drugi pan z piłą do drewna, trzeci pan z kompletem garnków ceramicznych, czwarty z dogiem niemieckim, któremu kapało obficie z pyska, piąty, szósty i siódmy – lepiej nie mówić. Przedszkolaki na wycieczkę. Oraz jedna pani z jodłą iglastą.
Pociąg pospieszny „Wielkopolanin” z Krakowa do Poznania wjedzie na tor 4 przy peronie 2. Planowany odjazd pociągu 11:54. Wagony klasy pierwszej znajdują się na początku składu. Prosimy od odsunięcie się od krawędzi peronu.
Kubak ustawiwszy się tuż przy białej linii czekał, aż pojawią się przed nim drzwi. Niestety, pociąg zatrzymał się i Super Kubak zorientował się, że stoi dokładnie na środku miedzy jednymi a drugimi drzwiami. Przy obu zgromadził się już tłumek wsiadających.
Kiedy więc przyszła jego kolej na wejście – okazało się, że do dyspozycji ma jakże elitarne miejsce – w toalecie. Kubak pocieszał się myślą, że jest to miejsce siedzące (i śmierdzące). Naprawdę mu się udało. Huhu! Siedział sobie, zaraz wyciągnie gazetkę. A nos się podobno szybko przyzwyczaja do każdego zapachu.
Z głębokiego zaczytania wyrwało Go jednak czyjeś utyskiwanie tuż nad uchem. Jacy ci młodzi teraz! Nie ustąpi to miejsca! Ja starsza kobieta jestem, Panie! Pan wstanie, Rusz się Pan. Pan Se możesz postać, Pan masz młode nogi. Ja Se siądę. Ja daleko jadę!
Kubak stwierdził, że staruszka mówi do Niego. A tłum za nią patrzy na Niego karcąco, ze takie nieczuły. Że siedzi – a ona stoi. Wstał. Staruszka usadowiła się wygodnie na muszli klozetowej i zachrapała. Taka to ma dobrze. Kubak pożałował, że starość tak daleko.
Okazało się, że jedyna pozycja jaką może zająć w zatłoczonym przedsionku to stanie na jednej nodze; drugą trzymał zgiętą i opartą na niskim kaloryferze; prawa ręka, w której wciąż trzymał gazetę wyciągnięta była do przodu, a lewa trzymała plecak zwisający bezwładnie. Nie było wygodnie. Łaskotało Go coś w okolicy ucha. Próbował podrapać się ramieniem. Parzyło Go w nogę (tę na kaloryferze). Było mu duszno.
Przez tłum przepychał się przysadzisty mężczyzna z workiem w ręku. Piwo jasne! Piwo, piwko! Kubak pomyślał, że godne podziwu oddanie swojej pracy. Godne podziwu.
Był pewien jednego – że nie ma tu już miejsca, że nikt już nie wsiądzie. Głupi – nie znał możliwości polskich kolei państwowych. Wsiadło 10 osób na następnej stacji.
Pan masz tam jeszcze masę miejsca! Posuń się Pan trochę!
Kubak poczuł, że w jego podbrzusze ktoś wbija parasol. W jego lewą łydkę ktoś wbijał laskę. Miał tego dość. Był obolały. Czy ktoś słyszał, że jakiś superbohater podróżował w takich warunkach!
Krzyknął: Wysiada się! Wysiada się! I wygramolił się z pociągu. 5 minut do odjazdu. Wyszarpał pelerynkę, związał i wskoczył na drzwi, potem na okno, a następnie na dach.
Z przedziału wychyliła się matka z dzieckiem. Matka wrzasnęła: Szaleniec, samobójca!
Dziecko: Mamo, mamo! Ja też tak chcę! Ten pan jest supermanem!
Oburzające. Jest Super Kubakiem. No, ale przynajmniej wzbudził zachwyt.
Było mu na dachu wygodnie. Pociąg ruszył. Pelerynka powiewała na wietrze. Było przyjemnie chłodno. Teraz naprawdę podróżował po superbohatersku. I nikt mu nie kazał ustępować miejsca. Jakby jakaś staruszka chciała się do siąść – to proszę bardzo.
I wszystko byłoby cudownie. Gdyby nie wiadukt. Kalkulował. Na oko wyglądało, że ma małe szanse. Gdyby położyć się na plecach i wciągnąć brzuch – może przejedzie?! Ale wiadukt zbliżał się i wyglądał coraz groźniej. Lepiej nie ryzykować. Poprawił sobie pelerynkę. Zarzucił plecak na plecy. Pobiegł w tył ze dwa wagony. I powoli, ostrożnie zaczął opuszczać się w dół. Strasznie wiało. Ludzie patrzyli na Niego ze zdziwieniem. Jedna pani zemdlała.
Sąsiednie oko było otwarte. Udało mu się sięgnąć. Wskoczył. Bardzo ładnie pachniało tostami z salami. I sałatką z tuńczyka. Były tu kubki, talerze, trochę brudnych sztućców. Oraz Kucharz. Poznał po czapce.
Zaplecze WARSu wyglądało lepiej niż przypuszczał. I Kucharz jaki światowy! Pozwolił mu zostać, pod warunkiem, że będzie robił tosty. I kazał nazywać się Szefem Kuchni. Twierdził, że jest stworzony do przyrządzania dań z górnej półki. Brzydziły go parówki. Gardził jajecznicą. Wstydził się wymawiać słowo ‘tost’. Zatrudnił się tu zupełnie przejściowo. Wierzył w american dream: od pucybuta do milionera, od WARSu do Wierzynka! Był właściwie nieco ekscentryczny, ale co to szkodzi.
Ostatnie trzy godziny podróży spędził więc Super Kubak pichcąc drobne przekąski, podjadając co nieco i gawędząc mile. Superbohater to się umie urządzić.

Reklama

8 KOMENTARZE

  1. Ja znam podobne zjawisko niejako z drugiej strony
    w swoim czasie recenzowałem trójmiejskie restauracje i w co drugiej mieli kucharza, który “pływał na Batorym”. Gdyby to była prawda, połowa załogi na Batorym pracowałaby w kuchni : ) to już prędzej byli to kucharze po WARSie…

  2. Ja znam podobne zjawisko niejako z drugiej strony
    w swoim czasie recenzowałem trójmiejskie restauracje i w co drugiej mieli kucharza, który “pływał na Batorym”. Gdyby to była prawda, połowa załogi na Batorym pracowałaby w kuchni : ) to już prędzej byli to kucharze po WARSie…