Reklama

Wielkość Tuska najlepiej widać chyba w tym, że nie bardzo chce
kandydować na prezydenta. To znaczy, że nie zżera go ambicja. I że zrozumiał,

Wielkość Tuska najlepiej widać chyba w tym, że nie bardzo chce
kandydować na prezydenta. To znaczy, że nie zżera go ambicja. I że zrozumiał,
jakie to trudne (można przecież być faworytem sondaży, a potem przegrać – już
raz tak było).

Natomiast ogromnym upadkiem Tuska był projekt zmian w konstytucji.
Tam wszystko było bez sensu. Po pierwsze nierealistyczne: głębokie zmiany, jakie
Tusk proponował, są nie do przeprowadzenia w Sejmie (wymagana większość: 2/3),
bo wadzą politykom. Tylko w referendum da się to zrobić, zresztą Tusk wraz z
Platformą już dawniej zebrał 700 000 podpisów na rzecz takiego referendum. A
teraz, zamiast iść za ciosem i przypomnieć inicjatywę referendalną, zechciał
zrobić to w Sejmie. Nierealistyczne, sprzeczne zarówno ze zdrowym rozsądkiem,
jak i z koncepcjami politycznymi samego Tuska kilka lat temu.

Reklama

Po drugie: zła kolejność. Mamy Sejm bardzo nielubiany (w dużym stopniu z winy
złego systemu wyborczego, który promuje miernoty). Nie można powierzać wyboru
prezydenta tak złemu sejmowi (niezależnie od tego, czy prezydent ma mieć duże
czy małe uprawnienia). W ostateczności możnaby zrezygnować z powszechnych
wyborów prezydenta, ale pod warunkiem, że najpierw zreformujemy Sejm na tyle
dobrze, że ludzie do tego sejmu nabiorą zaufania. Wtedy likwidacja bezpośrednich
wyborów prezydenta miałaby jakieś (ale też niewielkie) szanse na akceptację
społeczną.

Po trzecie: zła koncepcja. Prezydent ma w polskim ustroju wielką władzę
wkładania kija w szprychy rządowi i większości sejmowej. Ta władza jest czysto
szkodliwa, nic dobrego nie przynosi. Dlatego “Doświadczenie i Przyszłość”
zaproponowało, żeby prezydentowi tę władzę odebrać. Propozycja ma dwa warianty.
Pierwszy, łagodny, odbiera prezydentowi tylko tę władzę, która w powszechnej
opinii służy wyłącznie szkodzeniu. Drugi, ekstremistyczny wariant redukuje
prezydenta praktycznie do zera i przy okazji likwiduje powszechne wybory
prezydenckie (skoro prezydent ma stać się mało ważnym urzędnikiem, to nie ma
sensu wybierać go w wyborach powszechnych).

Tusk wybrał drugi, ekstremistyczny wariant. Ten wariant jest mało sensowny, bo
prezydent tak w ogóle jest potrzebny, nie ma sensu redukować go do zera.
Prezydent jako strażnik konstytucji, osoba odpowiedzialna w jakimś zakresie za
funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, człowiek o dużym autorytecie, zdolny
rozwiązywać konflikty i proponować rozwiązania, to wszystko ma sens i jest
potrzebne (przykład z dziedziny wymiaru sprawiedliwości: nowa kompetencja,
nadana ustawą PO, to mianowanie prokuratora generalnego). Rola “strażnika
konstytucji” w normalnych warunkach jest mało ważna, ale może być decydująca,
gdyby, nie daj Boże, nastąpił poważny kryzys polityczny.

To wszystko jest na tyle ważne, że wybory powszechne prezydenta mają kompletny
sens. Jedno tylko trzeba zmienić: odebrać prezydentowi te kompetencje, które są
niejasne (zwierzchnictwo sił sbrojnych – nie wiadomo, o co chodzi, bo w czasie
pokoju faktycznie decyduje MON, a wczasie wojny prezydent nie jestwodzem
naczelnym) oraz te, które służą wyłącznie do wkładania kija w szprychy
(blokowanie nominacji ambasadorów, weto do ustaw).

Dlatego drugi, ekstremistyczny wariant “Doświadczenia i Przyszłości” jest po
prostu zły. A właśnie ten wariant Tusk uznał za dobry. I spotkała go porażka
zupełnie wyjątkowa: w sondażu 90% respondentów było przeciw.

To wszystko nie znaczy, że Tusk jest złym politykiem czy złym premierem. Jako
premier Tusk rozwiązuje setki najróżniejszych problemów i to, że w jednej
sprawie (choćby bardzo ważnej) zabrakło mu rozumu, bynajmniej go nie
dyskwalifikuje. Nie trzeba koniecznie być dobrym specjalistą od spraw
ustrojowych żeby być dobrym premierem.

Ale ponieważ prezydent jest strażnikiem Konstytucji, Tusk, proponując złe i
nieprzemyślane zmiany w Konstytucji, fatalnie przedstawia się jako kandydat na
prezydenta. Co zresztą świetnie pasuje do tego, że Tusk nie bardzo chce kandydować.

Robocze podsumowanie: dobry premier – zły prezydent.

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. skubi,
    “nie bardzo chce kandydować na prezydenta”? Ciekawe skąd to wiesz.
    Moim zdaniem, aż nogami przebiera z chęci zostania prezydentem. Całe jego publiczne gadanie , “że nie chcem ale muszem”, to ściema. Skąd to wiem? No właśnie. Prawdę powiedziawszy, nie wiem. Moja teoria taka sama dobra jak Twoja. Lepiej oceniać czyny niż intencje polityków.

    Ukłony.

    • Skąd to wiem
      Oczywiście nie mam pewności, że Tusk nie bardzo chce być prezydentem. Ale argumenty za tą tezą są mocne.

      1. Sprawa świeża: Cytowanie po nazwisku kontrakandydatów wzmacnia ich. Wiadomo, że Komorowski marzy o prezydenturze, a Sikorski jest bardzo popularny, więc jeśli o prezydenturze zamarzy, to będzie miał na nią szanse. Rzecz dziwna: obaj panowie nie są w sondażach prezydenckich, chociaż Cimoszewicz (oficjalny nie-kandydat) jest. Cytując Komorowskiego i Sikorskiego jako potencjalnych kandydatów, Tusk wzmacnia ich, pomaga puścić w ruch ewentualną kandydaturę tych panów. Moim zdaniem człowiek mocno chcący zostać prezydentem nigdy by tego nie zrobił.

      2. Sprawa bardziej długoterminowa: Tusk od wielu miesięcy daje sygnały, że nie bardzo chce być prezydentem. Takie sygnały napędzają mu kontrakandydatów w PO. Właśnie skutkiem tych sygnałów Komorowski tak bardzo się stara.

      Oczywiście można powiedzieć “co z tego, skoro Tusk nadal jest na topie, jeśli tylko będzie chciał kandydować, to nikt inny w PO się nie wychyli”. Ale to możemy mówić dziś. Kiedy wiele miesięcy temu Tusk dawał sygnały, że niekoniecznie chce kandydować, to nie było można przewidzieć z góry, czy przypadkiem te sygnały nie wyniosą Komorowskiego tak wysoko, że Komorowsaki stanie się naturalnym kandydatem zamiast Tuska. Mówię tu szczególnie o Komorowskim, bo on jako marszałek Sejmu ma dość niezależną pozycję. Jeśli będzie się wychylać, to Tusk będzie miał trudności z dyscyplinowaniem go.

      3. Tusk głupi nie jest. Chyba dobrze wie, że kandydowanie, gdy się jest premierem, to ciężka rzecz. Wie, że można go łatwo atakować. Że jako premier musi podejmować niepopularne decyzje. I dlatego jego niechęć do kandydowania moim zdaniem jest po prostu logiczna.

      4. Sprawa zmiany konstytucji: ten pomysł był całkiem zły, ale był wpisany właśnie w pomysł niekandydowania: skoro Tusk nie chce być prezydentem, to chce tak ograniczyć prezydenta, żeby ten premierowi (czyli Tuskowi) nie mógł szkodzić.

  2. skubi,
    “nie bardzo chce kandydować na prezydenta”? Ciekawe skąd to wiesz.
    Moim zdaniem, aż nogami przebiera z chęci zostania prezydentem. Całe jego publiczne gadanie , “że nie chcem ale muszem”, to ściema. Skąd to wiem? No właśnie. Prawdę powiedziawszy, nie wiem. Moja teoria taka sama dobra jak Twoja. Lepiej oceniać czyny niż intencje polityków.

    Ukłony.

    • Skąd to wiem
      Oczywiście nie mam pewności, że Tusk nie bardzo chce być prezydentem. Ale argumenty za tą tezą są mocne.

      1. Sprawa świeża: Cytowanie po nazwisku kontrakandydatów wzmacnia ich. Wiadomo, że Komorowski marzy o prezydenturze, a Sikorski jest bardzo popularny, więc jeśli o prezydenturze zamarzy, to będzie miał na nią szanse. Rzecz dziwna: obaj panowie nie są w sondażach prezydenckich, chociaż Cimoszewicz (oficjalny nie-kandydat) jest. Cytując Komorowskiego i Sikorskiego jako potencjalnych kandydatów, Tusk wzmacnia ich, pomaga puścić w ruch ewentualną kandydaturę tych panów. Moim zdaniem człowiek mocno chcący zostać prezydentem nigdy by tego nie zrobił.

      2. Sprawa bardziej długoterminowa: Tusk od wielu miesięcy daje sygnały, że nie bardzo chce być prezydentem. Takie sygnały napędzają mu kontrakandydatów w PO. Właśnie skutkiem tych sygnałów Komorowski tak bardzo się stara.

      Oczywiście można powiedzieć “co z tego, skoro Tusk nadal jest na topie, jeśli tylko będzie chciał kandydować, to nikt inny w PO się nie wychyli”. Ale to możemy mówić dziś. Kiedy wiele miesięcy temu Tusk dawał sygnały, że niekoniecznie chce kandydować, to nie było można przewidzieć z góry, czy przypadkiem te sygnały nie wyniosą Komorowskiego tak wysoko, że Komorowsaki stanie się naturalnym kandydatem zamiast Tuska. Mówię tu szczególnie o Komorowskim, bo on jako marszałek Sejmu ma dość niezależną pozycję. Jeśli będzie się wychylać, to Tusk będzie miał trudności z dyscyplinowaniem go.

      3. Tusk głupi nie jest. Chyba dobrze wie, że kandydowanie, gdy się jest premierem, to ciężka rzecz. Wie, że można go łatwo atakować. Że jako premier musi podejmować niepopularne decyzje. I dlatego jego niechęć do kandydowania moim zdaniem jest po prostu logiczna.

      4. Sprawa zmiany konstytucji: ten pomysł był całkiem zły, ale był wpisany właśnie w pomysł niekandydowania: skoro Tusk nie chce być prezydentem, to chce tak ograniczyć prezydenta, żeby ten premierowi (czyli Tuskowi) nie mógł szkodzić.