Reklama

Odwiedziłem jak zwykle o tej porze portal GW.
I rzucił mi się w oczy tytuł “Dzieci na mszy… Sprawdzą to czytnikiem linii papilarnych”.
Artykułu nie będę streszczał, kto ciekaw – doczyta.

Odwiedziłem jak zwykle o tej porze portal GW.
I rzucił mi się w oczy tytuł “Dzieci na mszy… Sprawdzą to czytnikiem linii papilarnych”.
Artykułu nie będę streszczał, kto ciekaw – doczyta.
Ot.. ktoś ciekawy tematu lub nie. Zadania ułatwiać nie będą.
Interesuje mnie za to zupełnie coś innego.
Akurat jakiś tak mój daleki powinowaty jest obecnie na etapie przygotowań do bierzmowania.
Biedna, mała parafia. Pewnie ze 2000 dusz. Na czytniki linii papilarnych proboszcza nie stać (woli Avensisa, nie dziwię się , to przecież też AVE). Są więc karteczki, o których również mowa w rzeczonym artykule. Karteczki te wyglądają jak za moich młodych czasów tzw. bloczki na obiad.
Z tą jednak różnicą, że bloczki w mojej dawnej PGR-owskiej stołówce się odrywało, a tutaj trzeba po mszy iść do księdza, żeby bloczek z datą podpisał.
Bloczki te są więc bardzo ważne. Za komuny: nie masz bloczka – nie masz obiadu. Obecnie: nie masz bloczka – i co? Jaki skutek? Skoro z bloczkami latają, to skutek pewnie poważny.
I latania będzie dużo. Bloczek obejmuje roraty, pierwsze piątki, niedziele i inne święta (zapewne zgodnie z cyklem liturgicznym – o ile go jeszcze pamiętam).
Czyli prawie jak te linie papilarne, tylko biedniej i generalnie dłużej dla zainteresowanych.
OK. Widzę w tym jakąś metodę ze strony liturgików, która zapewne brzmi: Chcesz się bierzmować – pokaż, że ci na tym zależy. Udowodnij więc nam, że chodzisz do kościoła: czy za pomocą bloczków, czy też skanów linii papilarnych. Cel jest jasny, metody jego osiągnięcia zależne od zamożności parafii.
I tu już przeskakuję…
I napiszę wprost: Jako liturgik, cieszyłbym się, gdyby do sakramentu przystąpiłby ktoś z ulicy…
Ktoś, kto może zbłądził, ale przemyślał i chce inaczej poprowadził swoje życie… Ktoś, kto nie odrabiał statystyki bloczkami lub liniami papilarnymi. Z potrzeby naprawdę duchowej.
Ale czego wymagać od 16-latka. Z pewnością poprawi statystykę uczęszczania na mszę…
Ale czy o to chodzi?

Reklama

7 KOMENTARZE

  1. Młodzież kocha przymus.
    Podrobiony podpis chodzi niedrogo, a żyć trzeba. Mój pierworodny przymuszony przez babcię do odbycia sakramentu zacisnął zęby, zgromadził podpisy, wytrwał, a po powrocie spod ręki pasterza oznajmił seniorce, że jego noga tam nigdy więcej. Nie sądzę, by był wyjątkiem.