“Dziennik” dotarł do kolejnych materiałów zgromadzonych w sprawie tajnego współpracownika “Beata”, który to pseudonim przypisuje się Zycie Gilowskiej.
“Dziennik” dotarł do kolejnych materiałów zgromadzonych w sprawie tajnego współpracownika “Beata”, który to pseudonim przypisuje się Zycie Gilowskiej. Według tych materiałów, TW “Beata” był aktywna między 1987 a 1988 r. Nieoficjalnie “Dziennik” dowiedział się, że istnieje 10 do 12 dokumentów dotyczących tego okresu, a są to m.in. informacje ze źródła TW “Beata”, meldunki operacyjne, zapisy działalności w ewidencji lokalnej, rejestracje w kartotece Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Lublinie oraz w centralnej kartotece MSW w Warszawie. Jedna z informacji od tajnego współpracownika z 1987 r. dotyczy profesora, gościa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Był on obywatelem USA i przyjechał “w ramach wymiany naukowej Fulbrighta do sekcji ekonomii KUL”. W informacji podano charakterystykę psychologiczną profesora, opis jego zachowania, a także wiadomości na temat jego rodziny, planów i kontaktów w Polsce. Dokument opatrzony jest klauzulą “informacja spisana ze słów TW “Beata”, a pod tekstem widnieje asygnata pracownika SB: “Przyjął kpt. Witold Wieczorek” i jego podpis. Z dokumentów znalezionych na przełomie 2005 i 2006 r. podczas kwerendy w IPN ma wynikać, że TW “Beata” był świadomym, tajnym współpracownikiem wydziału II WUSW w Lublinie. Pierwsze informacje o TW “Beata” trafiły podobno do biura rzecznika interesu publicznego już wiosną 2002 r. – zaznacza “Dziennik”.
Kapitan Wieczorek był przyjacielem domu państwa Gilowskich. Mam dwa pytania do starszych, dostojnych Kontrowersjan.
Czy ktoś z was ma przyjaciela domu a nie zna jego miejsca pracy? A jak nie wiecie gdzie pracuje a więc wiecie o nim mało, to zwierzacie się takiemu skrytkowi z różnych ciekawostek dotyczących cudzoziemskiego profesora odwiedzającego przykładowo wasz uniwersytet? Inaczej. Śliniliście ucho kapitanowi milicji w czasach Polski Ludowej?
Ilu było informatorów na Uniwersytecie Lubelskim? Jeden, dwóch, trzech? Trudno dojść, kto miał wtedy kontakt z cudzoziemskim profesorem? Dziwi oświadczenie IPN-u? Mnie nie. A dziwi was oświadczenie Sądu Lustracyjnego, że Zyta Gilowska nie była TW? Też mnie nie dziwi.
Sprezentujcie mi immunitet, zróbcie świętą krową i dajcie wolną rękę w ferowaniu wyroków bez żadnej odpowiedzialności za skutki a usłyszycie z moich słodko-malinowych takie werdykty, że wam bielmo z oka spadnie!
Do maja 2005 roku, Beata była wiceprzewodniczącą Platformy Obywatelskiej. Wycofała się z partii i życia politycznego po tym, gdy zarzucono jej, że w swoim biurze poselskim w Lublinie zatrudniała synową, a synowi zlecała i płaciła za ekspertyzy prawne. Liderzy PO skierowali sprawę do sądu partyjnego. W wydanym w związku z decyzją o odejściu z partii oświadczeniu Gilowska podkreśliła, że władze PO od początku wiedziały o pracy w jej biurze synowej, którą zatrudniła, zanim weszła ona do rodziny. Idąc tokiem myślenia Beaty, miejcie zawsze na uwadze, by przełożeni wiedzieli o futrowaniu waszej synowej i syna państwowymi pieniędzmi. Wtedy bowiem niegodne zachowanie przeobraża się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w pozytywne działanie na rzecz wspierania i cementowania rodziny. Jeżeli czuwa nad tym oko partii, nepotyzm można całkiem spokojnie zaliczyć do pozytywnych zjawisk życia społecznego.
W sierpniu 2002 roku została laureatką rankingu najlepszych posłów, organizowanego przez jeden z tygodników. Jej barwne wypowiedzi docenili jurorzy siódmej edycji plebiscytu “Srebrne Usta”, organizowanego przez Program III Polskiego Radia. Z kolei głosami czytelników “Twojego Stylu” została wybrana “Kobietą roku 2002”. I tu jest pies pogrzebany. Srebrne usta, kobieta roku i nagle niebyt. Kto to ścierpi? Z dnia na dzień trzeba było zmienić poglądy. Z ekstra liberalnych, przystających do Platformy, powłóczystym krokiem przeszła do pisowskiego zwartego ordynku, kracząc jak pozostałe kruki, że socjalizm jest wiecznie żywy a rozdawnictwo jak najbardziej wskazane. Sam bym się prostytuował, gdyby było to konieczne do utrzymania rodziny przy życiu. Ale nie sądzę, by trzeba było honor i godność sprzedawać dla bycia celebrity i dalszej obecności w mediach.
7 stycznia 2006 prezydent Lech Kaczyński na wniosek premiera Kazimierza Marcinkiewicza powołał ją na urząd wicepremiera i ministra finansów. Jej odwołanie nastąpiło 24 czerwca 2006, kiedy to Rzecznik Interesu Publicznego, Włodzimierz Olszewski, zarzucił Zycie Gilowskiej “kłamstwo lustracyjne”. Sąd lustracyjny pierwszej instancji, po rozpatrzeniu sprawy, w dniu 6 września 2006 orzekł jednak, że złożyła ona zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. 22 września 2006 została powołana na wniosek premiera na stanowiska ministra finansów i wicepremiera w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. 7 września 2007 została odwołana z funkcji wicepremiera i ministra finansów z jednoczesnym powołaniem na sekretarza stanu w Ministerstwie Finansów i tymczasowego kierownika resortu. 10 września tego samego roku ponownie została powołana na oba urzędy. W wyborach parlamentarnych w 2007 po raz drugi uzyskała mandat poselski, kandydując z listy Prawa i Sprawiedliwości w okręgu poznańskim i otrzymując 54 307 głosów. 14 stycznia 2008 zrezygnowała z zasiadania w Sejmie.
Kto nie widzi w pełnym osobistych podtekstów, zawsze negatywnym komentowaniu pani profesor, niegdysiejszej Wicepremier jak też wiceprzewodniczącej Platformy Obywatelskiej, poczynań Donalda, brata swojego i drogi ze szczytu na głębokie bagna – ten musi, ma oczy szeroko zamknięte. Na koniec – zdanie wytrych. Dobre jak maść na szczury. Przykro mi panie redaktorze ale nie udzielę odpowiedzi, gdyż postawiłoby mnie to w niezręcznej sytuacji. A swoja drogą, kablujcie ile się da i plujcie na swoich byłych przyjaciół. Kariera i bycie celebrity – zapewnione. Potem już tylko pytania redaktorów: co sądzicie o urodzeniu się cielęcia z dwoma głowami na Samoa albo amputowaniu i zjedzeniu nogi swojego dziadka przez wodza plemienia Rutututu na Nowej Gwinei. Aż żal. że Maleszka nie poszedł w ministry. Mielibyśmy o jednego komentatora więcej.
Ukłony dla pana Igora Janke i całego zespołu Rzeczpospolitej.
Alergicznie reaguję na wszelkie tłumaczenia agentów –
tandetne i szmatławe jak ich donosy,ale w kwestii znajomych którzy ,,pracują” na dwa etaty albo zupełnie gdzie indziej niż opowiadają – już nie byłbym taki kategoryczny. Co byś zrobił,gdyby przyszedł do Ciebie najlepszy przyjaciel ,,z tamtych starych,dobrych czasów”/śmierdzącego prl-u/ i przyniósł grubą teczkę ,którą właśnie dostał z IPN-u jako pokrzywdzony , a wewnątrz tasiemcowe donosy pisane ręką którą uznawałeś za bratnią,mało – swoją dałbyś obciąć za uczciwość autora . Bierzesz do ręki,czytasz i już wiesz,że to najzwyklejsze , najbardziej podłe bydlę – TW.Żaden kolega,przyjaciel – brat prawie,ale zwyczajny ,,tewu” ,ze strachu,za parę stów ,nie wnikasz,i już go nie zapytasz.Ale to nie jest najgorsze,bo czytając uważnie donosy ,,przyjaciela” orientujesz się,że była grupa ,,przyjaciół”- w pracy,w podziemnym związku,wśród przyjaciół a niektóre szczegóły musiał nadawać ktoś z rodziny.Siedzisz pośród sterty papierów zdruzgotany,załamany i wyzuty z resztek złudzeń.Zaczynasz żałować,że wziąłeś do ręki te straszliwe dowody ludzkiej nikczemności.Dopiero później będziesz sobie wmawiał,że słabości.
Wygląda na to, że piszesz z autopsji. Współczuję, bo
w takim przypadku człowiek obwinia nie tylko kręcące się wokół kanalie ale zadaje sobie pytanie, co takiego zrobił, że na niego donosili. Skurwysyństwo widzę jednak nie w ludzkich słabościach ale udawaniu idioty przez kapusiów i parcie na świecznik. Nie mogę zrozumieć, że tacy faktycznie dotarli na szczyty władzy. To jest najgorsze i deprymujące dla zwykłych, uczciwych i porządnych ludzi.
Pozostaje jeszcze kwestia
hipokryzji prezesa i jego pretorian. To co w oczach moralizatorów polskiej sceny politycznej dyskwalifikuje członków partii innych niż PiS do funkcjonowania w życiu publicznym, traci swą deprecjonującą moc wraz z otrzymaniem legitymacji PiS.
Zamknij oczy i wyobraź sobie tytuły wstępniaków albo
zagajenia redaktorów prowadzących – jak sumienie narodu – Żakowskich,gdyby Wałęsa TW Bolek dogadał się,albo tylko zawarł pakt o nieagresji z Kaczorami.I w związku z tym byłby zupełnie zbędny w tej wojnie. A tak bryluje swoją nieskończenie durną i zakłamaną gębą.
Alergicznie reaguję na wszelkie tłumaczenia agentów –
tandetne i szmatławe jak ich donosy,ale w kwestii znajomych którzy ,,pracują” na dwa etaty albo zupełnie gdzie indziej niż opowiadają – już nie byłbym taki kategoryczny. Co byś zrobił,gdyby przyszedł do Ciebie najlepszy przyjaciel ,,z tamtych starych,dobrych czasów”/śmierdzącego prl-u/ i przyniósł grubą teczkę ,którą właśnie dostał z IPN-u jako pokrzywdzony , a wewnątrz tasiemcowe donosy pisane ręką którą uznawałeś za bratnią,mało – swoją dałbyś obciąć za uczciwość autora . Bierzesz do ręki,czytasz i już wiesz,że to najzwyklejsze , najbardziej podłe bydlę – TW.Żaden kolega,przyjaciel – brat prawie,ale zwyczajny ,,tewu” ,ze strachu,za parę stów ,nie wnikasz,i już go nie zapytasz.Ale to nie jest najgorsze,bo czytając uważnie donosy ,,przyjaciela” orientujesz się,że była grupa ,,przyjaciół”- w pracy,w podziemnym związku,wśród przyjaciół a niektóre szczegóły musiał nadawać ktoś z rodziny.Siedzisz pośród sterty papierów zdruzgotany,załamany i wyzuty z resztek złudzeń.Zaczynasz żałować,że wziąłeś do ręki te straszliwe dowody ludzkiej nikczemności.Dopiero później będziesz sobie wmawiał,że słabości.
Wygląda na to, że piszesz z autopsji. Współczuję, bo
w takim przypadku człowiek obwinia nie tylko kręcące się wokół kanalie ale zadaje sobie pytanie, co takiego zrobił, że na niego donosili. Skurwysyństwo widzę jednak nie w ludzkich słabościach ale udawaniu idioty przez kapusiów i parcie na świecznik. Nie mogę zrozumieć, że tacy faktycznie dotarli na szczyty władzy. To jest najgorsze i deprymujące dla zwykłych, uczciwych i porządnych ludzi.
Pozostaje jeszcze kwestia
hipokryzji prezesa i jego pretorian. To co w oczach moralizatorów polskiej sceny politycznej dyskwalifikuje członków partii innych niż PiS do funkcjonowania w życiu publicznym, traci swą deprecjonującą moc wraz z otrzymaniem legitymacji PiS.
Zamknij oczy i wyobraź sobie tytuły wstępniaków albo
zagajenia redaktorów prowadzących – jak sumienie narodu – Żakowskich,gdyby Wałęsa TW Bolek dogadał się,albo tylko zawarł pakt o nieagresji z Kaczorami.I w związku z tym byłby zupełnie zbędny w tej wojnie. A tak bryluje swoją nieskończenie durną i zakłamaną gębą.
Alergicznie reaguję na wszelkie tłumaczenia agentów –
tandetne i szmatławe jak ich donosy,ale w kwestii znajomych którzy ,,pracują” na dwa etaty albo zupełnie gdzie indziej niż opowiadają – już nie byłbym taki kategoryczny. Co byś zrobił,gdyby przyszedł do Ciebie najlepszy przyjaciel ,,z tamtych starych,dobrych czasów”/śmierdzącego prl-u/ i przyniósł grubą teczkę ,którą właśnie dostał z IPN-u jako pokrzywdzony , a wewnątrz tasiemcowe donosy pisane ręką którą uznawałeś za bratnią,mało – swoją dałbyś obciąć za uczciwość autora . Bierzesz do ręki,czytasz i już wiesz,że to najzwyklejsze , najbardziej podłe bydlę – TW.Żaden kolega,przyjaciel – brat prawie,ale zwyczajny ,,tewu” ,ze strachu,za parę stów ,nie wnikasz,i już go nie zapytasz.Ale to nie jest najgorsze,bo czytając uważnie donosy ,,przyjaciela” orientujesz się,że była grupa ,,przyjaciół”- w pracy,w podziemnym związku,wśród przyjaciół a niektóre szczegóły musiał nadawać ktoś z rodziny.Siedzisz pośród sterty papierów zdruzgotany,załamany i wyzuty z resztek złudzeń.Zaczynasz żałować,że wziąłeś do ręki te straszliwe dowody ludzkiej nikczemności.Dopiero później będziesz sobie wmawiał,że słabości.
Wygląda na to, że piszesz z autopsji. Współczuję, bo
w takim przypadku człowiek obwinia nie tylko kręcące się wokół kanalie ale zadaje sobie pytanie, co takiego zrobił, że na niego donosili. Skurwysyństwo widzę jednak nie w ludzkich słabościach ale udawaniu idioty przez kapusiów i parcie na świecznik. Nie mogę zrozumieć, że tacy faktycznie dotarli na szczyty władzy. To jest najgorsze i deprymujące dla zwykłych, uczciwych i porządnych ludzi.
Pozostaje jeszcze kwestia
hipokryzji prezesa i jego pretorian. To co w oczach moralizatorów polskiej sceny politycznej dyskwalifikuje członków partii innych niż PiS do funkcjonowania w życiu publicznym, traci swą deprecjonującą moc wraz z otrzymaniem legitymacji PiS.
Zamknij oczy i wyobraź sobie tytuły wstępniaków albo
zagajenia redaktorów prowadzących – jak sumienie narodu – Żakowskich,gdyby Wałęsa TW Bolek dogadał się,albo tylko zawarł pakt o nieagresji z Kaczorami.I w związku z tym byłby zupełnie zbędny w tej wojnie. A tak bryluje swoją nieskończenie durną i zakłamaną gębą.
Alergicznie reaguję na wszelkie tłumaczenia agentów –
tandetne i szmatławe jak ich donosy,ale w kwestii znajomych którzy ,,pracują” na dwa etaty albo zupełnie gdzie indziej niż opowiadają – już nie byłbym taki kategoryczny. Co byś zrobił,gdyby przyszedł do Ciebie najlepszy przyjaciel ,,z tamtych starych,dobrych czasów”/śmierdzącego prl-u/ i przyniósł grubą teczkę ,którą właśnie dostał z IPN-u jako pokrzywdzony , a wewnątrz tasiemcowe donosy pisane ręką którą uznawałeś za bratnią,mało – swoją dałbyś obciąć za uczciwość autora . Bierzesz do ręki,czytasz i już wiesz,że to najzwyklejsze , najbardziej podłe bydlę – TW.Żaden kolega,przyjaciel – brat prawie,ale zwyczajny ,,tewu” ,ze strachu,za parę stów ,nie wnikasz,i już go nie zapytasz.Ale to nie jest najgorsze,bo czytając uważnie donosy ,,przyjaciela” orientujesz się,że była grupa ,,przyjaciół”- w pracy,w podziemnym związku,wśród przyjaciół a niektóre szczegóły musiał nadawać ktoś z rodziny.Siedzisz pośród sterty papierów zdruzgotany,załamany i wyzuty z resztek złudzeń.Zaczynasz żałować,że wziąłeś do ręki te straszliwe dowody ludzkiej nikczemności.Dopiero później będziesz sobie wmawiał,że słabości.
Wygląda na to, że piszesz z autopsji. Współczuję, bo
w takim przypadku człowiek obwinia nie tylko kręcące się wokół kanalie ale zadaje sobie pytanie, co takiego zrobił, że na niego donosili. Skurwysyństwo widzę jednak nie w ludzkich słabościach ale udawaniu idioty przez kapusiów i parcie na świecznik. Nie mogę zrozumieć, że tacy faktycznie dotarli na szczyty władzy. To jest najgorsze i deprymujące dla zwykłych, uczciwych i porządnych ludzi.
Pozostaje jeszcze kwestia
hipokryzji prezesa i jego pretorian. To co w oczach moralizatorów polskiej sceny politycznej dyskwalifikuje członków partii innych niż PiS do funkcjonowania w życiu publicznym, traci swą deprecjonującą moc wraz z otrzymaniem legitymacji PiS.
Zamknij oczy i wyobraź sobie tytuły wstępniaków albo
zagajenia redaktorów prowadzących – jak sumienie narodu – Żakowskich,gdyby Wałęsa TW Bolek dogadał się,albo tylko zawarł pakt o nieagresji z Kaczorami.I w związku z tym byłby zupełnie zbędny w tej wojnie. A tak bryluje swoją nieskończenie durną i zakłamaną gębą.
Alergicznie reaguję na wszelkie tłumaczenia agentów –
tandetne i szmatławe jak ich donosy,ale w kwestii znajomych którzy ,,pracują” na dwa etaty albo zupełnie gdzie indziej niż opowiadają – już nie byłbym taki kategoryczny. Co byś zrobił,gdyby przyszedł do Ciebie najlepszy przyjaciel ,,z tamtych starych,dobrych czasów”/śmierdzącego prl-u/ i przyniósł grubą teczkę ,którą właśnie dostał z IPN-u jako pokrzywdzony , a wewnątrz tasiemcowe donosy pisane ręką którą uznawałeś za bratnią,mało – swoją dałbyś obciąć za uczciwość autora . Bierzesz do ręki,czytasz i już wiesz,że to najzwyklejsze , najbardziej podłe bydlę – TW.Żaden kolega,przyjaciel – brat prawie,ale zwyczajny ,,tewu” ,ze strachu,za parę stów ,nie wnikasz,i już go nie zapytasz.Ale to nie jest najgorsze,bo czytając uważnie donosy ,,przyjaciela” orientujesz się,że była grupa ,,przyjaciół”- w pracy,w podziemnym związku,wśród przyjaciół a niektóre szczegóły musiał nadawać ktoś z rodziny.Siedzisz pośród sterty papierów zdruzgotany,załamany i wyzuty z resztek złudzeń.Zaczynasz żałować,że wziąłeś do ręki te straszliwe dowody ludzkiej nikczemności.Dopiero później będziesz sobie wmawiał,że słabości.
Wygląda na to, że piszesz z autopsji. Współczuję, bo
w takim przypadku człowiek obwinia nie tylko kręcące się wokół kanalie ale zadaje sobie pytanie, co takiego zrobił, że na niego donosili. Skurwysyństwo widzę jednak nie w ludzkich słabościach ale udawaniu idioty przez kapusiów i parcie na świecznik. Nie mogę zrozumieć, że tacy faktycznie dotarli na szczyty władzy. To jest najgorsze i deprymujące dla zwykłych, uczciwych i porządnych ludzi.
Pozostaje jeszcze kwestia
hipokryzji prezesa i jego pretorian. To co w oczach moralizatorów polskiej sceny politycznej dyskwalifikuje członków partii innych niż PiS do funkcjonowania w życiu publicznym, traci swą deprecjonującą moc wraz z otrzymaniem legitymacji PiS.
Zamknij oczy i wyobraź sobie tytuły wstępniaków albo
zagajenia redaktorów prowadzących – jak sumienie narodu – Żakowskich,gdyby Wałęsa TW Bolek dogadał się,albo tylko zawarł pakt o nieagresji z Kaczorami.I w związku z tym byłby zupełnie zbędny w tej wojnie. A tak bryluje swoją nieskończenie durną i zakłamaną gębą.
Alergicznie reaguję na wszelkie tłumaczenia agentów –
tandetne i szmatławe jak ich donosy,ale w kwestii znajomych którzy ,,pracują” na dwa etaty albo zupełnie gdzie indziej niż opowiadają – już nie byłbym taki kategoryczny. Co byś zrobił,gdyby przyszedł do Ciebie najlepszy przyjaciel ,,z tamtych starych,dobrych czasów”/śmierdzącego prl-u/ i przyniósł grubą teczkę ,którą właśnie dostał z IPN-u jako pokrzywdzony , a wewnątrz tasiemcowe donosy pisane ręką którą uznawałeś za bratnią,mało – swoją dałbyś obciąć za uczciwość autora . Bierzesz do ręki,czytasz i już wiesz,że to najzwyklejsze , najbardziej podłe bydlę – TW.Żaden kolega,przyjaciel – brat prawie,ale zwyczajny ,,tewu” ,ze strachu,za parę stów ,nie wnikasz,i już go nie zapytasz.Ale to nie jest najgorsze,bo czytając uważnie donosy ,,przyjaciela” orientujesz się,że była grupa ,,przyjaciół”- w pracy,w podziemnym związku,wśród przyjaciół a niektóre szczegóły musiał nadawać ktoś z rodziny.Siedzisz pośród sterty papierów zdruzgotany,załamany i wyzuty z resztek złudzeń.Zaczynasz żałować,że wziąłeś do ręki te straszliwe dowody ludzkiej nikczemności.Dopiero później będziesz sobie wmawiał,że słabości.
Wygląda na to, że piszesz z autopsji. Współczuję, bo
w takim przypadku człowiek obwinia nie tylko kręcące się wokół kanalie ale zadaje sobie pytanie, co takiego zrobił, że na niego donosili. Skurwysyństwo widzę jednak nie w ludzkich słabościach ale udawaniu idioty przez kapusiów i parcie na świecznik. Nie mogę zrozumieć, że tacy faktycznie dotarli na szczyty władzy. To jest najgorsze i deprymujące dla zwykłych, uczciwych i porządnych ludzi.
Pozostaje jeszcze kwestia
hipokryzji prezesa i jego pretorian. To co w oczach moralizatorów polskiej sceny politycznej dyskwalifikuje członków partii innych niż PiS do funkcjonowania w życiu publicznym, traci swą deprecjonującą moc wraz z otrzymaniem legitymacji PiS.
Zamknij oczy i wyobraź sobie tytuły wstępniaków albo
zagajenia redaktorów prowadzących – jak sumienie narodu – Żakowskich,gdyby Wałęsa TW Bolek dogadał się,albo tylko zawarł pakt o nieagresji z Kaczorami.I w związku z tym byłby zupełnie zbędny w tej wojnie. A tak bryluje swoją nieskończenie durną i zakłamaną gębą.
Tylko jedna uwaga
Tak jak CBA przejęło SB-ckie metody “na podryw” poprzez podstawionych lowelasów, tak i inne dzisiejsze służby korzystają ze starych sprawdzonych metod.
W jednym z ostatnich numerów “Polityki” red. Pacewicz pochula się ze współczuciem na podłymi warunkacmi pracy policjantów, opisuje ich skargi na mobbing i stres wywołany żądaniami przełożonych osiągania określoinych, najczęściej nierealnych, wskaźników. Strasznie to policjantów czyni znerwicowanymi. To czego zabrakło w artykule, usłyszalem kiedyś przypadkiem. Otóż nasi dzielni łapsi, żeby wykazać się liczbą pozyskiwanych informatorów z kręgów kryminalnych lub około kryminalnych, przymykają nawalonego żula i gdy żul trzeźwieje na dzień dobry dostaje plombę, a zamiast kawy do podpisania papier, można powiedzieć in blanco. Samopoczucie żula i plomba robią swoje i tak oto pozyskany zostaje kolejny współpracownik. To metoda pompowania statystyk znana nie od dzisiaj i nie tylko w kryminalnej.
Dlatego skłonny byłbym uwierzyć w wersję, że Zyta była nieświdomym źródłem informacji, tzn. że wiedząc kim jest ów znajomy, nie zdawała sobie sprawy, że podnosi statystykę funckjonariusza SB. Co nie oznacza, że to MUSI być prawda. Pozostała charakterystyka owej Pani jest – moim zdaniem – w pełni tarfna.
Nie uwierzę nigdy w to, że nie wiedziała gdzie pracuje
wieloletni przyjaciel domu. Nie napisałem nigdzie, że pani Zyta była świadomym współpracownikiem SB. Daje do myślenia jednak, że chlapała jęzorem przed kapitanem milicji o cechach osobistych amerykańskiego profesora, który odwiedził jej Katolicki Uniwersytet Lubelski.
Tu się zgadzam
Trudno uwierzyć, że nie wiedziała gdzie miso pracuje i czym się zajmuje. A to, że chlapała w jego towarzystwie jęzorem na prawo i lewo, no cóż…
Swoją drogą, każdy dobiera sobie takich znajomych, w których towarzystwie czuje się dobrze, czyż nie?
Mogło być też tak: Wszystko ci powiem drogi kapitanie,
ale bez żadnego śladu mojego podpisu. Wy będziecie wiedzieli co, gdzie i jak a jak co, to przepchniecie mnie tam gdzie konkurent do bonusów mało współpracujący jest. Oki?
Uuuuh!
To jest wersja hard core.
Tylko jedna uwaga
Tak jak CBA przejęło SB-ckie metody “na podryw” poprzez podstawionych lowelasów, tak i inne dzisiejsze służby korzystają ze starych sprawdzonych metod.
W jednym z ostatnich numerów “Polityki” red. Pacewicz pochula się ze współczuciem na podłymi warunkacmi pracy policjantów, opisuje ich skargi na mobbing i stres wywołany żądaniami przełożonych osiągania określoinych, najczęściej nierealnych, wskaźników. Strasznie to policjantów czyni znerwicowanymi. To czego zabrakło w artykule, usłyszalem kiedyś przypadkiem. Otóż nasi dzielni łapsi, żeby wykazać się liczbą pozyskiwanych informatorów z kręgów kryminalnych lub około kryminalnych, przymykają nawalonego żula i gdy żul trzeźwieje na dzień dobry dostaje plombę, a zamiast kawy do podpisania papier, można powiedzieć in blanco. Samopoczucie żula i plomba robią swoje i tak oto pozyskany zostaje kolejny współpracownik. To metoda pompowania statystyk znana nie od dzisiaj i nie tylko w kryminalnej.
Dlatego skłonny byłbym uwierzyć w wersję, że Zyta była nieświdomym źródłem informacji, tzn. że wiedząc kim jest ów znajomy, nie zdawała sobie sprawy, że podnosi statystykę funckjonariusza SB. Co nie oznacza, że to MUSI być prawda. Pozostała charakterystyka owej Pani jest – moim zdaniem – w pełni tarfna.
Nie uwierzę nigdy w to, że nie wiedziała gdzie pracuje
wieloletni przyjaciel domu. Nie napisałem nigdzie, że pani Zyta była świadomym współpracownikiem SB. Daje do myślenia jednak, że chlapała jęzorem przed kapitanem milicji o cechach osobistych amerykańskiego profesora, który odwiedził jej Katolicki Uniwersytet Lubelski.
Tu się zgadzam
Trudno uwierzyć, że nie wiedziała gdzie miso pracuje i czym się zajmuje. A to, że chlapała w jego towarzystwie jęzorem na prawo i lewo, no cóż…
Swoją drogą, każdy dobiera sobie takich znajomych, w których towarzystwie czuje się dobrze, czyż nie?
Mogło być też tak: Wszystko ci powiem drogi kapitanie,
ale bez żadnego śladu mojego podpisu. Wy będziecie wiedzieli co, gdzie i jak a jak co, to przepchniecie mnie tam gdzie konkurent do bonusów mało współpracujący jest. Oki?
Uuuuh!
To jest wersja hard core.
Tylko jedna uwaga
Tak jak CBA przejęło SB-ckie metody “na podryw” poprzez podstawionych lowelasów, tak i inne dzisiejsze służby korzystają ze starych sprawdzonych metod.
W jednym z ostatnich numerów “Polityki” red. Pacewicz pochula się ze współczuciem na podłymi warunkacmi pracy policjantów, opisuje ich skargi na mobbing i stres wywołany żądaniami przełożonych osiągania określoinych, najczęściej nierealnych, wskaźników. Strasznie to policjantów czyni znerwicowanymi. To czego zabrakło w artykule, usłyszalem kiedyś przypadkiem. Otóż nasi dzielni łapsi, żeby wykazać się liczbą pozyskiwanych informatorów z kręgów kryminalnych lub około kryminalnych, przymykają nawalonego żula i gdy żul trzeźwieje na dzień dobry dostaje plombę, a zamiast kawy do podpisania papier, można powiedzieć in blanco. Samopoczucie żula i plomba robią swoje i tak oto pozyskany zostaje kolejny współpracownik. To metoda pompowania statystyk znana nie od dzisiaj i nie tylko w kryminalnej.
Dlatego skłonny byłbym uwierzyć w wersję, że Zyta była nieświdomym źródłem informacji, tzn. że wiedząc kim jest ów znajomy, nie zdawała sobie sprawy, że podnosi statystykę funckjonariusza SB. Co nie oznacza, że to MUSI być prawda. Pozostała charakterystyka owej Pani jest – moim zdaniem – w pełni tarfna.
Nie uwierzę nigdy w to, że nie wiedziała gdzie pracuje
wieloletni przyjaciel domu. Nie napisałem nigdzie, że pani Zyta była świadomym współpracownikiem SB. Daje do myślenia jednak, że chlapała jęzorem przed kapitanem milicji o cechach osobistych amerykańskiego profesora, który odwiedził jej Katolicki Uniwersytet Lubelski.
Tu się zgadzam
Trudno uwierzyć, że nie wiedziała gdzie miso pracuje i czym się zajmuje. A to, że chlapała w jego towarzystwie jęzorem na prawo i lewo, no cóż…
Swoją drogą, każdy dobiera sobie takich znajomych, w których towarzystwie czuje się dobrze, czyż nie?
Mogło być też tak: Wszystko ci powiem drogi kapitanie,
ale bez żadnego śladu mojego podpisu. Wy będziecie wiedzieli co, gdzie i jak a jak co, to przepchniecie mnie tam gdzie konkurent do bonusów mało współpracujący jest. Oki?
Uuuuh!
To jest wersja hard core.
Tylko jedna uwaga
Tak jak CBA przejęło SB-ckie metody “na podryw” poprzez podstawionych lowelasów, tak i inne dzisiejsze służby korzystają ze starych sprawdzonych metod.
W jednym z ostatnich numerów “Polityki” red. Pacewicz pochula się ze współczuciem na podłymi warunkacmi pracy policjantów, opisuje ich skargi na mobbing i stres wywołany żądaniami przełożonych osiągania określoinych, najczęściej nierealnych, wskaźników. Strasznie to policjantów czyni znerwicowanymi. To czego zabrakło w artykule, usłyszalem kiedyś przypadkiem. Otóż nasi dzielni łapsi, żeby wykazać się liczbą pozyskiwanych informatorów z kręgów kryminalnych lub około kryminalnych, przymykają nawalonego żula i gdy żul trzeźwieje na dzień dobry dostaje plombę, a zamiast kawy do podpisania papier, można powiedzieć in blanco. Samopoczucie żula i plomba robią swoje i tak oto pozyskany zostaje kolejny współpracownik. To metoda pompowania statystyk znana nie od dzisiaj i nie tylko w kryminalnej.
Dlatego skłonny byłbym uwierzyć w wersję, że Zyta była nieświdomym źródłem informacji, tzn. że wiedząc kim jest ów znajomy, nie zdawała sobie sprawy, że podnosi statystykę funckjonariusza SB. Co nie oznacza, że to MUSI być prawda. Pozostała charakterystyka owej Pani jest – moim zdaniem – w pełni tarfna.
Nie uwierzę nigdy w to, że nie wiedziała gdzie pracuje
wieloletni przyjaciel domu. Nie napisałem nigdzie, że pani Zyta była świadomym współpracownikiem SB. Daje do myślenia jednak, że chlapała jęzorem przed kapitanem milicji o cechach osobistych amerykańskiego profesora, który odwiedził jej Katolicki Uniwersytet Lubelski.
Tu się zgadzam
Trudno uwierzyć, że nie wiedziała gdzie miso pracuje i czym się zajmuje. A to, że chlapała w jego towarzystwie jęzorem na prawo i lewo, no cóż…
Swoją drogą, każdy dobiera sobie takich znajomych, w których towarzystwie czuje się dobrze, czyż nie?
Mogło być też tak: Wszystko ci powiem drogi kapitanie,
ale bez żadnego śladu mojego podpisu. Wy będziecie wiedzieli co, gdzie i jak a jak co, to przepchniecie mnie tam gdzie konkurent do bonusów mało współpracujący jest. Oki?
Uuuuh!
To jest wersja hard core.
Tylko jedna uwaga
Tak jak CBA przejęło SB-ckie metody “na podryw” poprzez podstawionych lowelasów, tak i inne dzisiejsze służby korzystają ze starych sprawdzonych metod.
W jednym z ostatnich numerów “Polityki” red. Pacewicz pochula się ze współczuciem na podłymi warunkacmi pracy policjantów, opisuje ich skargi na mobbing i stres wywołany żądaniami przełożonych osiągania określoinych, najczęściej nierealnych, wskaźników. Strasznie to policjantów czyni znerwicowanymi. To czego zabrakło w artykule, usłyszalem kiedyś przypadkiem. Otóż nasi dzielni łapsi, żeby wykazać się liczbą pozyskiwanych informatorów z kręgów kryminalnych lub około kryminalnych, przymykają nawalonego żula i gdy żul trzeźwieje na dzień dobry dostaje plombę, a zamiast kawy do podpisania papier, można powiedzieć in blanco. Samopoczucie żula i plomba robią swoje i tak oto pozyskany zostaje kolejny współpracownik. To metoda pompowania statystyk znana nie od dzisiaj i nie tylko w kryminalnej.
Dlatego skłonny byłbym uwierzyć w wersję, że Zyta była nieświdomym źródłem informacji, tzn. że wiedząc kim jest ów znajomy, nie zdawała sobie sprawy, że podnosi statystykę funckjonariusza SB. Co nie oznacza, że to MUSI być prawda. Pozostała charakterystyka owej Pani jest – moim zdaniem – w pełni tarfna.
Nie uwierzę nigdy w to, że nie wiedziała gdzie pracuje
wieloletni przyjaciel domu. Nie napisałem nigdzie, że pani Zyta była świadomym współpracownikiem SB. Daje do myślenia jednak, że chlapała jęzorem przed kapitanem milicji o cechach osobistych amerykańskiego profesora, który odwiedził jej Katolicki Uniwersytet Lubelski.
Tu się zgadzam
Trudno uwierzyć, że nie wiedziała gdzie miso pracuje i czym się zajmuje. A to, że chlapała w jego towarzystwie jęzorem na prawo i lewo, no cóż…
Swoją drogą, każdy dobiera sobie takich znajomych, w których towarzystwie czuje się dobrze, czyż nie?
Mogło być też tak: Wszystko ci powiem drogi kapitanie,
ale bez żadnego śladu mojego podpisu. Wy będziecie wiedzieli co, gdzie i jak a jak co, to przepchniecie mnie tam gdzie konkurent do bonusów mało współpracujący jest. Oki?
Uuuuh!
To jest wersja hard core.
Tylko jedna uwaga
Tak jak CBA przejęło SB-ckie metody “na podryw” poprzez podstawionych lowelasów, tak i inne dzisiejsze służby korzystają ze starych sprawdzonych metod.
W jednym z ostatnich numerów “Polityki” red. Pacewicz pochula się ze współczuciem na podłymi warunkacmi pracy policjantów, opisuje ich skargi na mobbing i stres wywołany żądaniami przełożonych osiągania określoinych, najczęściej nierealnych, wskaźników. Strasznie to policjantów czyni znerwicowanymi. To czego zabrakło w artykule, usłyszalem kiedyś przypadkiem. Otóż nasi dzielni łapsi, żeby wykazać się liczbą pozyskiwanych informatorów z kręgów kryminalnych lub około kryminalnych, przymykają nawalonego żula i gdy żul trzeźwieje na dzień dobry dostaje plombę, a zamiast kawy do podpisania papier, można powiedzieć in blanco. Samopoczucie żula i plomba robią swoje i tak oto pozyskany zostaje kolejny współpracownik. To metoda pompowania statystyk znana nie od dzisiaj i nie tylko w kryminalnej.
Dlatego skłonny byłbym uwierzyć w wersję, że Zyta była nieświdomym źródłem informacji, tzn. że wiedząc kim jest ów znajomy, nie zdawała sobie sprawy, że podnosi statystykę funckjonariusza SB. Co nie oznacza, że to MUSI być prawda. Pozostała charakterystyka owej Pani jest – moim zdaniem – w pełni tarfna.
Nie uwierzę nigdy w to, że nie wiedziała gdzie pracuje
wieloletni przyjaciel domu. Nie napisałem nigdzie, że pani Zyta była świadomym współpracownikiem SB. Daje do myślenia jednak, że chlapała jęzorem przed kapitanem milicji o cechach osobistych amerykańskiego profesora, który odwiedził jej Katolicki Uniwersytet Lubelski.
Tu się zgadzam
Trudno uwierzyć, że nie wiedziała gdzie miso pracuje i czym się zajmuje. A to, że chlapała w jego towarzystwie jęzorem na prawo i lewo, no cóż…
Swoją drogą, każdy dobiera sobie takich znajomych, w których towarzystwie czuje się dobrze, czyż nie?
Mogło być też tak: Wszystko ci powiem drogi kapitanie,
ale bez żadnego śladu mojego podpisu. Wy będziecie wiedzieli co, gdzie i jak a jak co, to przepchniecie mnie tam gdzie konkurent do bonusów mało współpracujący jest. Oki?
Uuuuh!
To jest wersja hard core.
O co
chodzi z tymi ukłonami dla IJ i RP? Takie ogólne czy coś mi umknęło bo niezbyt śledzę ich twórczość.
Ps. Dobry tekst.
To ironiczne ukłony.
Człowiek jest uwikłany w współdziałanie ze Służbą Bezpieczeństwa. Na dalszym etapie zatrudnia w swoim biurze poselskim członków rodziny. Wyrzucony za nepotyzm, z dnia na dzień zmienia poglądy liberalne na socjalistyczne a społeczeństwo widzi nie obywatelskim a trzymanym za mordę. Na koniec zapomina o dawnej przyjaźni (Donaldzie, bracie mój!) i pierdoli farmazony, żeby Tuskowi tylko zaszkodzić. Wczoraj przeczytałem jej odkrycie o oczach. Otóż w wywiadzie dla The Times stwierdziła, że jak Tusk jest zły, to oczy robią się mu brązowe. Jak ma dobry humor – na powrót wracają do barwy niebieskiej. Przypominam, że Zyta Gilowska jest profesorem wyższej uczelni a nie cyganką stawiającą tarota czy gapiącą się w kulę.
Powtórzmy. Kablujesz na ludzi do SB. Zatrudniasz na państwowej posadzie rodzinę. Zmieniasz poglądy z dnia na dzień o 180 stopni. Na końcu opluwasz swoich byłych przyjaciół. Z takim życiorysem robisz za celebrytę i komentatora bieżących wydarzeń politycznych. Dzięki komu? Dzięki dupkom z Rzepy, chcącym dokopać premierowi. Te matoły nie widzą drugiej strony medalu. Jeżeli jednak widzą kogo promują, to znaczy, że są zwykłymi ścierwami, kanaliami i na dokładkę łajdakami.
Gdybym był naczelnym redaktorem Rzeczpospolitej – ludzie o marnej reputacji mieliby miejsce tylko i wyłącznie w kąciku poszukiwanych listem gończym.
Historia magistra vitae est
“Może to sukinsyn, ale to nasz sukinsyn” F.D. Roosvelt o Somozie
Wytłumacz w takim razie co robi TW Znak w zespole
doradców premiera,a dokładnie dlaczego jest szefem doradców? Bo sposób w jaki został TW chyba znasz ? Dymał innego/inną/ TW a filmował to etatowy operator ,,resortu”.
Znak
został kandydatem na TW (w 1989 r. skreślono słowo kandydat na jego teczce), po tym jak został złamany przez SB szantażem ujawnienia zdrady żony i umieszczeniem latorośli w milicyjnej izbie dziecka. Tymczasem Beata kłapała dziobem po paru głębszych dla rozrywki, bo lubi być w centrum uwagi, co potwierdza jej późniejsze zachowanie.
Dostrzegasz różnicę? Pewnie nie.
Ja dostrzegam różnicę Drogi
Ja dostrzegam różnicę Drogi Canned Head, Mało kto po takim szantażu, z dziećmi wyjątkowo podłe, by się nie poddał. Zrozumiałabym, może nawet wybaczyła. Nie zaakceptowałabym jednak kogoś takiego na ważnym stanowisku w państwie. Raz dał się złamać, może i po raz drugi, gdy ktoś “zaproponuje mu współpracę”.
Podpisuję się pod tym. Nie wiem co każe ludziom
uwikłanym w wspołpracę z SB, nawet za pomocą szantażu, pchać się na świecznik. Masochizm? Może lubią jak ich ciemne strony są komentowane przez miliony rodaków?
Pytanie jest dobre ale adresat nie ten. Ja żadnego TW
nie zatrudniam. Fakt sposobu wciągnięcia we współpracę z SB uważam za istotny. Czym innym jest nawiązanie takiej z przekonania ideologicznego, czym innym podjęcie dla pieniędzy a czym innym, gdy szantażem zostało się zmuszonym do donoszenia.
Dla pierwszych nie ma już ratunku i nic tu nie poradzisz. Drugi sort podciągnąć można pod tych co za 100 złotych sprzedadzą własną matkę i takim nie dałbym żadnych szans na rehabilitację. W trzeciej grupie wyłowiłbym tych, co pisali donosy, z których nic nie wynikało i nikomu nie szkodziły. Tym dałbym szansę.
Za najistotniejsze we współpracy z SB uważam podsumowanie raportów. Jeżeli donoszący szkodził innym – nie dawałbym możliwości działania na niwie politycznej. Jeżeli pisał raporty z gatunku science fiction, które nikomu nie zaszkodziły – dawałbym szansę na nowe życie.
Ustawową deubekizację uważam za bezsensowne wrzucanie do jednego wora największych skurwysynów i wspaniałych czasem ludzi, złamanych podstępem czy innymi łajdackimi metodami. Do deubekizacji potrzebne byłyby dobre zespoły chirurgiczne.
Oczywiście,że masz rację.To , co wtedy było takie proste,
dzisiaj – z perspektywy czasu i wiedzy – już takim nie jest.Moją rodzinę próbowali złamać od 1968 roku,ale się nie udało,pomimo wielu skomplikowanych i prymitywnych nacisków i szantaży.Więc jak słucham takich Bonich i jego tanich bajek na przykrycie własnego kurestwa /mentalnego i fizycznego/,bo miał ochotę podymać córkę oficera WSW zamiast własnej żony – to tylko w mordę napluć. Bo pamiętam prostych ,porządnych ludzi , którzy WTEDY , na szantaż,zabrane prawo jazdy albo wyrzucenie z pracy/i nędzę/ odpowiadali IM – pierdol się.
O co
chodzi z tymi ukłonami dla IJ i RP? Takie ogólne czy coś mi umknęło bo niezbyt śledzę ich twórczość.
Ps. Dobry tekst.
To ironiczne ukłony.
Człowiek jest uwikłany w współdziałanie ze Służbą Bezpieczeństwa. Na dalszym etapie zatrudnia w swoim biurze poselskim członków rodziny. Wyrzucony za nepotyzm, z dnia na dzień zmienia poglądy liberalne na socjalistyczne a społeczeństwo widzi nie obywatelskim a trzymanym za mordę. Na koniec zapomina o dawnej przyjaźni (Donaldzie, bracie mój!) i pierdoli farmazony, żeby Tuskowi tylko zaszkodzić. Wczoraj przeczytałem jej odkrycie o oczach. Otóż w wywiadzie dla The Times stwierdziła, że jak Tusk jest zły, to oczy robią się mu brązowe. Jak ma dobry humor – na powrót wracają do barwy niebieskiej. Przypominam, że Zyta Gilowska jest profesorem wyższej uczelni a nie cyganką stawiającą tarota czy gapiącą się w kulę.
Powtórzmy. Kablujesz na ludzi do SB. Zatrudniasz na państwowej posadzie rodzinę. Zmieniasz poglądy z dnia na dzień o 180 stopni. Na końcu opluwasz swoich byłych przyjaciół. Z takim życiorysem robisz za celebrytę i komentatora bieżących wydarzeń politycznych. Dzięki komu? Dzięki dupkom z Rzepy, chcącym dokopać premierowi. Te matoły nie widzą drugiej strony medalu. Jeżeli jednak widzą kogo promują, to znaczy, że są zwykłymi ścierwami, kanaliami i na dokładkę łajdakami.
Gdybym był naczelnym redaktorem Rzeczpospolitej – ludzie o marnej reputacji mieliby miejsce tylko i wyłącznie w kąciku poszukiwanych listem gończym.
Historia magistra vitae est
“Może to sukinsyn, ale to nasz sukinsyn” F.D. Roosvelt o Somozie
Wytłumacz w takim razie co robi TW Znak w zespole
doradców premiera,a dokładnie dlaczego jest szefem doradców? Bo sposób w jaki został TW chyba znasz ? Dymał innego/inną/ TW a filmował to etatowy operator ,,resortu”.
Znak
został kandydatem na TW (w 1989 r. skreślono słowo kandydat na jego teczce), po tym jak został złamany przez SB szantażem ujawnienia zdrady żony i umieszczeniem latorośli w milicyjnej izbie dziecka. Tymczasem Beata kłapała dziobem po paru głębszych dla rozrywki, bo lubi być w centrum uwagi, co potwierdza jej późniejsze zachowanie.
Dostrzegasz różnicę? Pewnie nie.
Ja dostrzegam różnicę Drogi
Ja dostrzegam różnicę Drogi Canned Head, Mało kto po takim szantażu, z dziećmi wyjątkowo podłe, by się nie poddał. Zrozumiałabym, może nawet wybaczyła. Nie zaakceptowałabym jednak kogoś takiego na ważnym stanowisku w państwie. Raz dał się złamać, może i po raz drugi, gdy ktoś “zaproponuje mu współpracę”.
Podpisuję się pod tym. Nie wiem co każe ludziom
uwikłanym w wspołpracę z SB, nawet za pomocą szantażu, pchać się na świecznik. Masochizm? Może lubią jak ich ciemne strony są komentowane przez miliony rodaków?
Pytanie jest dobre ale adresat nie ten. Ja żadnego TW
nie zatrudniam. Fakt sposobu wciągnięcia we współpracę z SB uważam za istotny. Czym innym jest nawiązanie takiej z przekonania ideologicznego, czym innym podjęcie dla pieniędzy a czym innym, gdy szantażem zostało się zmuszonym do donoszenia.
Dla pierwszych nie ma już ratunku i nic tu nie poradzisz. Drugi sort podciągnąć można pod tych co za 100 złotych sprzedadzą własną matkę i takim nie dałbym żadnych szans na rehabilitację. W trzeciej grupie wyłowiłbym tych, co pisali donosy, z których nic nie wynikało i nikomu nie szkodziły. Tym dałbym szansę.
Za najistotniejsze we współpracy z SB uważam podsumowanie raportów. Jeżeli donoszący szkodził innym – nie dawałbym możliwości działania na niwie politycznej. Jeżeli pisał raporty z gatunku science fiction, które nikomu nie zaszkodziły – dawałbym szansę na nowe życie.
Ustawową deubekizację uważam za bezsensowne wrzucanie do jednego wora największych skurwysynów i wspaniałych czasem ludzi, złamanych podstępem czy innymi łajdackimi metodami. Do deubekizacji potrzebne byłyby dobre zespoły chirurgiczne.
Oczywiście,że masz rację.To , co wtedy było takie proste,
dzisiaj – z perspektywy czasu i wiedzy – już takim nie jest.Moją rodzinę próbowali złamać od 1968 roku,ale się nie udało,pomimo wielu skomplikowanych i prymitywnych nacisków i szantaży.Więc jak słucham takich Bonich i jego tanich bajek na przykrycie własnego kurestwa /mentalnego i fizycznego/,bo miał ochotę podymać córkę oficera WSW zamiast własnej żony – to tylko w mordę napluć. Bo pamiętam prostych ,porządnych ludzi , którzy WTEDY , na szantaż,zabrane prawo jazdy albo wyrzucenie z pracy/i nędzę/ odpowiadali IM – pierdol się.
O co
chodzi z tymi ukłonami dla IJ i RP? Takie ogólne czy coś mi umknęło bo niezbyt śledzę ich twórczość.
Ps. Dobry tekst.
To ironiczne ukłony.
Człowiek jest uwikłany w współdziałanie ze Służbą Bezpieczeństwa. Na dalszym etapie zatrudnia w swoim biurze poselskim członków rodziny. Wyrzucony za nepotyzm, z dnia na dzień zmienia poglądy liberalne na socjalistyczne a społeczeństwo widzi nie obywatelskim a trzymanym za mordę. Na koniec zapomina o dawnej przyjaźni (Donaldzie, bracie mój!) i pierdoli farmazony, żeby Tuskowi tylko zaszkodzić. Wczoraj przeczytałem jej odkrycie o oczach. Otóż w wywiadzie dla The Times stwierdziła, że jak Tusk jest zły, to oczy robią się mu brązowe. Jak ma dobry humor – na powrót wracają do barwy niebieskiej. Przypominam, że Zyta Gilowska jest profesorem wyższej uczelni a nie cyganką stawiającą tarota czy gapiącą się w kulę.
Powtórzmy. Kablujesz na ludzi do SB. Zatrudniasz na państwowej posadzie rodzinę. Zmieniasz poglądy z dnia na dzień o 180 stopni. Na końcu opluwasz swoich byłych przyjaciół. Z takim życiorysem robisz za celebrytę i komentatora bieżących wydarzeń politycznych. Dzięki komu? Dzięki dupkom z Rzepy, chcącym dokopać premierowi. Te matoły nie widzą drugiej strony medalu. Jeżeli jednak widzą kogo promują, to znaczy, że są zwykłymi ścierwami, kanaliami i na dokładkę łajdakami.
Gdybym był naczelnym redaktorem Rzeczpospolitej – ludzie o marnej reputacji mieliby miejsce tylko i wyłącznie w kąciku poszukiwanych listem gończym.
Historia magistra vitae est
“Może to sukinsyn, ale to nasz sukinsyn” F.D. Roosvelt o Somozie
Wytłumacz w takim razie co robi TW Znak w zespole
doradców premiera,a dokładnie dlaczego jest szefem doradców? Bo sposób w jaki został TW chyba znasz ? Dymał innego/inną/ TW a filmował to etatowy operator ,,resortu”.
Znak
został kandydatem na TW (w 1989 r. skreślono słowo kandydat na jego teczce), po tym jak został złamany przez SB szantażem ujawnienia zdrady żony i umieszczeniem latorośli w milicyjnej izbie dziecka. Tymczasem Beata kłapała dziobem po paru głębszych dla rozrywki, bo lubi być w centrum uwagi, co potwierdza jej późniejsze zachowanie.
Dostrzegasz różnicę? Pewnie nie.
Ja dostrzegam różnicę Drogi
Ja dostrzegam różnicę Drogi Canned Head, Mało kto po takim szantażu, z dziećmi wyjątkowo podłe, by się nie poddał. Zrozumiałabym, może nawet wybaczyła. Nie zaakceptowałabym jednak kogoś takiego na ważnym stanowisku w państwie. Raz dał się złamać, może i po raz drugi, gdy ktoś “zaproponuje mu współpracę”.
Podpisuję się pod tym. Nie wiem co każe ludziom
uwikłanym w wspołpracę z SB, nawet za pomocą szantażu, pchać się na świecznik. Masochizm? Może lubią jak ich ciemne strony są komentowane przez miliony rodaków?
Pytanie jest dobre ale adresat nie ten. Ja żadnego TW
nie zatrudniam. Fakt sposobu wciągnięcia we współpracę z SB uważam za istotny. Czym innym jest nawiązanie takiej z przekonania ideologicznego, czym innym podjęcie dla pieniędzy a czym innym, gdy szantażem zostało się zmuszonym do donoszenia.
Dla pierwszych nie ma już ratunku i nic tu nie poradzisz. Drugi sort podciągnąć można pod tych co za 100 złotych sprzedadzą własną matkę i takim nie dałbym żadnych szans na rehabilitację. W trzeciej grupie wyłowiłbym tych, co pisali donosy, z których nic nie wynikało i nikomu nie szkodziły. Tym dałbym szansę.
Za najistotniejsze we współpracy z SB uważam podsumowanie raportów. Jeżeli donoszący szkodził innym – nie dawałbym możliwości działania na niwie politycznej. Jeżeli pisał raporty z gatunku science fiction, które nikomu nie zaszkodziły – dawałbym szansę na nowe życie.
Ustawową deubekizację uważam za bezsensowne wrzucanie do jednego wora największych skurwysynów i wspaniałych czasem ludzi, złamanych podstępem czy innymi łajdackimi metodami. Do deubekizacji potrzebne byłyby dobre zespoły chirurgiczne.
Oczywiście,że masz rację.To , co wtedy było takie proste,
dzisiaj – z perspektywy czasu i wiedzy – już takim nie jest.Moją rodzinę próbowali złamać od 1968 roku,ale się nie udało,pomimo wielu skomplikowanych i prymitywnych nacisków i szantaży.Więc jak słucham takich Bonich i jego tanich bajek na przykrycie własnego kurestwa /mentalnego i fizycznego/,bo miał ochotę podymać córkę oficera WSW zamiast własnej żony – to tylko w mordę napluć. Bo pamiętam prostych ,porządnych ludzi , którzy WTEDY , na szantaż,zabrane prawo jazdy albo wyrzucenie z pracy/i nędzę/ odpowiadali IM – pierdol się.
O co
chodzi z tymi ukłonami dla IJ i RP? Takie ogólne czy coś mi umknęło bo niezbyt śledzę ich twórczość.
Ps. Dobry tekst.
To ironiczne ukłony.
Człowiek jest uwikłany w współdziałanie ze Służbą Bezpieczeństwa. Na dalszym etapie zatrudnia w swoim biurze poselskim członków rodziny. Wyrzucony za nepotyzm, z dnia na dzień zmienia poglądy liberalne na socjalistyczne a społeczeństwo widzi nie obywatelskim a trzymanym za mordę. Na koniec zapomina o dawnej przyjaźni (Donaldzie, bracie mój!) i pierdoli farmazony, żeby Tuskowi tylko zaszkodzić. Wczoraj przeczytałem jej odkrycie o oczach. Otóż w wywiadzie dla The Times stwierdziła, że jak Tusk jest zły, to oczy robią się mu brązowe. Jak ma dobry humor – na powrót wracają do barwy niebieskiej. Przypominam, że Zyta Gilowska jest profesorem wyższej uczelni a nie cyganką stawiającą tarota czy gapiącą się w kulę.
Powtórzmy. Kablujesz na ludzi do SB. Zatrudniasz na państwowej posadzie rodzinę. Zmieniasz poglądy z dnia na dzień o 180 stopni. Na końcu opluwasz swoich byłych przyjaciół. Z takim życiorysem robisz za celebrytę i komentatora bieżących wydarzeń politycznych. Dzięki komu? Dzięki dupkom z Rzepy, chcącym dokopać premierowi. Te matoły nie widzą drugiej strony medalu. Jeżeli jednak widzą kogo promują, to znaczy, że są zwykłymi ścierwami, kanaliami i na dokładkę łajdakami.
Gdybym był naczelnym redaktorem Rzeczpospolitej – ludzie o marnej reputacji mieliby miejsce tylko i wyłącznie w kąciku poszukiwanych listem gończym.
Historia magistra vitae est
“Może to sukinsyn, ale to nasz sukinsyn” F.D. Roosvelt o Somozie
Wytłumacz w takim razie co robi TW Znak w zespole
doradców premiera,a dokładnie dlaczego jest szefem doradców? Bo sposób w jaki został TW chyba znasz ? Dymał innego/inną/ TW a filmował to etatowy operator ,,resortu”.
Znak
został kandydatem na TW (w 1989 r. skreślono słowo kandydat na jego teczce), po tym jak został złamany przez SB szantażem ujawnienia zdrady żony i umieszczeniem latorośli w milicyjnej izbie dziecka. Tymczasem Beata kłapała dziobem po paru głębszych dla rozrywki, bo lubi być w centrum uwagi, co potwierdza jej późniejsze zachowanie.
Dostrzegasz różnicę? Pewnie nie.
Ja dostrzegam różnicę Drogi
Ja dostrzegam różnicę Drogi Canned Head, Mało kto po takim szantażu, z dziećmi wyjątkowo podłe, by się nie poddał. Zrozumiałabym, może nawet wybaczyła. Nie zaakceptowałabym jednak kogoś takiego na ważnym stanowisku w państwie. Raz dał się złamać, może i po raz drugi, gdy ktoś “zaproponuje mu współpracę”.
Podpisuję się pod tym. Nie wiem co każe ludziom
uwikłanym w wspołpracę z SB, nawet za pomocą szantażu, pchać się na świecznik. Masochizm? Może lubią jak ich ciemne strony są komentowane przez miliony rodaków?
Pytanie jest dobre ale adresat nie ten. Ja żadnego TW
nie zatrudniam. Fakt sposobu wciągnięcia we współpracę z SB uważam za istotny. Czym innym jest nawiązanie takiej z przekonania ideologicznego, czym innym podjęcie dla pieniędzy a czym innym, gdy szantażem zostało się zmuszonym do donoszenia.
Dla pierwszych nie ma już ratunku i nic tu nie poradzisz. Drugi sort podciągnąć można pod tych co za 100 złotych sprzedadzą własną matkę i takim nie dałbym żadnych szans na rehabilitację. W trzeciej grupie wyłowiłbym tych, co pisali donosy, z których nic nie wynikało i nikomu nie szkodziły. Tym dałbym szansę.
Za najistotniejsze we współpracy z SB uważam podsumowanie raportów. Jeżeli donoszący szkodził innym – nie dawałbym możliwości działania na niwie politycznej. Jeżeli pisał raporty z gatunku science fiction, które nikomu nie zaszkodziły – dawałbym szansę na nowe życie.
Ustawową deubekizację uważam za bezsensowne wrzucanie do jednego wora największych skurwysynów i wspaniałych czasem ludzi, złamanych podstępem czy innymi łajdackimi metodami. Do deubekizacji potrzebne byłyby dobre zespoły chirurgiczne.
Oczywiście,że masz rację.To , co wtedy było takie proste,
dzisiaj – z perspektywy czasu i wiedzy – już takim nie jest.Moją rodzinę próbowali złamać od 1968 roku,ale się nie udało,pomimo wielu skomplikowanych i prymitywnych nacisków i szantaży.Więc jak słucham takich Bonich i jego tanich bajek na przykrycie własnego kurestwa /mentalnego i fizycznego/,bo miał ochotę podymać córkę oficera WSW zamiast własnej żony – to tylko w mordę napluć. Bo pamiętam prostych ,porządnych ludzi , którzy WTEDY , na szantaż,zabrane prawo jazdy albo wyrzucenie z pracy/i nędzę/ odpowiadali IM – pierdol się.
O co
chodzi z tymi ukłonami dla IJ i RP? Takie ogólne czy coś mi umknęło bo niezbyt śledzę ich twórczość.
Ps. Dobry tekst.
To ironiczne ukłony.
Człowiek jest uwikłany w współdziałanie ze Służbą Bezpieczeństwa. Na dalszym etapie zatrudnia w swoim biurze poselskim członków rodziny. Wyrzucony za nepotyzm, z dnia na dzień zmienia poglądy liberalne na socjalistyczne a społeczeństwo widzi nie obywatelskim a trzymanym za mordę. Na koniec zapomina o dawnej przyjaźni (Donaldzie, bracie mój!) i pierdoli farmazony, żeby Tuskowi tylko zaszkodzić. Wczoraj przeczytałem jej odkrycie o oczach. Otóż w wywiadzie dla The Times stwierdziła, że jak Tusk jest zły, to oczy robią się mu brązowe. Jak ma dobry humor – na powrót wracają do barwy niebieskiej. Przypominam, że Zyta Gilowska jest profesorem wyższej uczelni a nie cyganką stawiającą tarota czy gapiącą się w kulę.
Powtórzmy. Kablujesz na ludzi do SB. Zatrudniasz na państwowej posadzie rodzinę. Zmieniasz poglądy z dnia na dzień o 180 stopni. Na końcu opluwasz swoich byłych przyjaciół. Z takim życiorysem robisz za celebrytę i komentatora bieżących wydarzeń politycznych. Dzięki komu? Dzięki dupkom z Rzepy, chcącym dokopać premierowi. Te matoły nie widzą drugiej strony medalu. Jeżeli jednak widzą kogo promują, to znaczy, że są zwykłymi ścierwami, kanaliami i na dokładkę łajdakami.
Gdybym był naczelnym redaktorem Rzeczpospolitej – ludzie o marnej reputacji mieliby miejsce tylko i wyłącznie w kąciku poszukiwanych listem gończym.
Historia magistra vitae est
“Może to sukinsyn, ale to nasz sukinsyn” F.D. Roosvelt o Somozie
Wytłumacz w takim razie co robi TW Znak w zespole
doradców premiera,a dokładnie dlaczego jest szefem doradców? Bo sposób w jaki został TW chyba znasz ? Dymał innego/inną/ TW a filmował to etatowy operator ,,resortu”.
Znak
został kandydatem na TW (w 1989 r. skreślono słowo kandydat na jego teczce), po tym jak został złamany przez SB szantażem ujawnienia zdrady żony i umieszczeniem latorośli w milicyjnej izbie dziecka. Tymczasem Beata kłapała dziobem po paru głębszych dla rozrywki, bo lubi być w centrum uwagi, co potwierdza jej późniejsze zachowanie.
Dostrzegasz różnicę? Pewnie nie.
Ja dostrzegam różnicę Drogi
Ja dostrzegam różnicę Drogi Canned Head, Mało kto po takim szantażu, z dziećmi wyjątkowo podłe, by się nie poddał. Zrozumiałabym, może nawet wybaczyła. Nie zaakceptowałabym jednak kogoś takiego na ważnym stanowisku w państwie. Raz dał się złamać, może i po raz drugi, gdy ktoś “zaproponuje mu współpracę”.
Podpisuję się pod tym. Nie wiem co każe ludziom
uwikłanym w wspołpracę z SB, nawet za pomocą szantażu, pchać się na świecznik. Masochizm? Może lubią jak ich ciemne strony są komentowane przez miliony rodaków?
Pytanie jest dobre ale adresat nie ten. Ja żadnego TW
nie zatrudniam. Fakt sposobu wciągnięcia we współpracę z SB uważam za istotny. Czym innym jest nawiązanie takiej z przekonania ideologicznego, czym innym podjęcie dla pieniędzy a czym innym, gdy szantażem zostało się zmuszonym do donoszenia.
Dla pierwszych nie ma już ratunku i nic tu nie poradzisz. Drugi sort podciągnąć można pod tych co za 100 złotych sprzedadzą własną matkę i takim nie dałbym żadnych szans na rehabilitację. W trzeciej grupie wyłowiłbym tych, co pisali donosy, z których nic nie wynikało i nikomu nie szkodziły. Tym dałbym szansę.
Za najistotniejsze we współpracy z SB uważam podsumowanie raportów. Jeżeli donoszący szkodził innym – nie dawałbym możliwości działania na niwie politycznej. Jeżeli pisał raporty z gatunku science fiction, które nikomu nie zaszkodziły – dawałbym szansę na nowe życie.
Ustawową deubekizację uważam za bezsensowne wrzucanie do jednego wora największych skurwysynów i wspaniałych czasem ludzi, złamanych podstępem czy innymi łajdackimi metodami. Do deubekizacji potrzebne byłyby dobre zespoły chirurgiczne.
Oczywiście,że masz rację.To , co wtedy było takie proste,
dzisiaj – z perspektywy czasu i wiedzy – już takim nie jest.Moją rodzinę próbowali złamać od 1968 roku,ale się nie udało,pomimo wielu skomplikowanych i prymitywnych nacisków i szantaży.Więc jak słucham takich Bonich i jego tanich bajek na przykrycie własnego kurestwa /mentalnego i fizycznego/,bo miał ochotę podymać córkę oficera WSW zamiast własnej żony – to tylko w mordę napluć. Bo pamiętam prostych ,porządnych ludzi , którzy WTEDY , na szantaż,zabrane prawo jazdy albo wyrzucenie z pracy/i nędzę/ odpowiadali IM – pierdol się.
O co
chodzi z tymi ukłonami dla IJ i RP? Takie ogólne czy coś mi umknęło bo niezbyt śledzę ich twórczość.
Ps. Dobry tekst.
To ironiczne ukłony.
Człowiek jest uwikłany w współdziałanie ze Służbą Bezpieczeństwa. Na dalszym etapie zatrudnia w swoim biurze poselskim członków rodziny. Wyrzucony za nepotyzm, z dnia na dzień zmienia poglądy liberalne na socjalistyczne a społeczeństwo widzi nie obywatelskim a trzymanym za mordę. Na koniec zapomina o dawnej przyjaźni (Donaldzie, bracie mój!) i pierdoli farmazony, żeby Tuskowi tylko zaszkodzić. Wczoraj przeczytałem jej odkrycie o oczach. Otóż w wywiadzie dla The Times stwierdziła, że jak Tusk jest zły, to oczy robią się mu brązowe. Jak ma dobry humor – na powrót wracają do barwy niebieskiej. Przypominam, że Zyta Gilowska jest profesorem wyższej uczelni a nie cyganką stawiającą tarota czy gapiącą się w kulę.
Powtórzmy. Kablujesz na ludzi do SB. Zatrudniasz na państwowej posadzie rodzinę. Zmieniasz poglądy z dnia na dzień o 180 stopni. Na końcu opluwasz swoich byłych przyjaciół. Z takim życiorysem robisz za celebrytę i komentatora bieżących wydarzeń politycznych. Dzięki komu? Dzięki dupkom z Rzepy, chcącym dokopać premierowi. Te matoły nie widzą drugiej strony medalu. Jeżeli jednak widzą kogo promują, to znaczy, że są zwykłymi ścierwami, kanaliami i na dokładkę łajdakami.
Gdybym był naczelnym redaktorem Rzeczpospolitej – ludzie o marnej reputacji mieliby miejsce tylko i wyłącznie w kąciku poszukiwanych listem gończym.
Historia magistra vitae est
“Może to sukinsyn, ale to nasz sukinsyn” F.D. Roosvelt o Somozie
Wytłumacz w takim razie co robi TW Znak w zespole
doradców premiera,a dokładnie dlaczego jest szefem doradców? Bo sposób w jaki został TW chyba znasz ? Dymał innego/inną/ TW a filmował to etatowy operator ,,resortu”.
Znak
został kandydatem na TW (w 1989 r. skreślono słowo kandydat na jego teczce), po tym jak został złamany przez SB szantażem ujawnienia zdrady żony i umieszczeniem latorośli w milicyjnej izbie dziecka. Tymczasem Beata kłapała dziobem po paru głębszych dla rozrywki, bo lubi być w centrum uwagi, co potwierdza jej późniejsze zachowanie.
Dostrzegasz różnicę? Pewnie nie.
Ja dostrzegam różnicę Drogi
Ja dostrzegam różnicę Drogi Canned Head, Mało kto po takim szantażu, z dziećmi wyjątkowo podłe, by się nie poddał. Zrozumiałabym, może nawet wybaczyła. Nie zaakceptowałabym jednak kogoś takiego na ważnym stanowisku w państwie. Raz dał się złamać, może i po raz drugi, gdy ktoś “zaproponuje mu współpracę”.
Podpisuję się pod tym. Nie wiem co każe ludziom
uwikłanym w wspołpracę z SB, nawet za pomocą szantażu, pchać się na świecznik. Masochizm? Może lubią jak ich ciemne strony są komentowane przez miliony rodaków?
Pytanie jest dobre ale adresat nie ten. Ja żadnego TW
nie zatrudniam. Fakt sposobu wciągnięcia we współpracę z SB uważam za istotny. Czym innym jest nawiązanie takiej z przekonania ideologicznego, czym innym podjęcie dla pieniędzy a czym innym, gdy szantażem zostało się zmuszonym do donoszenia.
Dla pierwszych nie ma już ratunku i nic tu nie poradzisz. Drugi sort podciągnąć można pod tych co za 100 złotych sprzedadzą własną matkę i takim nie dałbym żadnych szans na rehabilitację. W trzeciej grupie wyłowiłbym tych, co pisali donosy, z których nic nie wynikało i nikomu nie szkodziły. Tym dałbym szansę.
Za najistotniejsze we współpracy z SB uważam podsumowanie raportów. Jeżeli donoszący szkodził innym – nie dawałbym możliwości działania na niwie politycznej. Jeżeli pisał raporty z gatunku science fiction, które nikomu nie zaszkodziły – dawałbym szansę na nowe życie.
Ustawową deubekizację uważam za bezsensowne wrzucanie do jednego wora największych skurwysynów i wspaniałych czasem ludzi, złamanych podstępem czy innymi łajdackimi metodami. Do deubekizacji potrzebne byłyby dobre zespoły chirurgiczne.
Oczywiście,że masz rację.To , co wtedy było takie proste,
dzisiaj – z perspektywy czasu i wiedzy – już takim nie jest.Moją rodzinę próbowali złamać od 1968 roku,ale się nie udało,pomimo wielu skomplikowanych i prymitywnych nacisków i szantaży.Więc jak słucham takich Bonich i jego tanich bajek na przykrycie własnego kurestwa /mentalnego i fizycznego/,bo miał ochotę podymać córkę oficera WSW zamiast własnej żony – to tylko w mordę napluć. Bo pamiętam prostych ,porządnych ludzi , którzy WTEDY , na szantaż,zabrane prawo jazdy albo wyrzucenie z pracy/i nędzę/ odpowiadali IM – pierdol się.