Alergii dostaję jak norweskie biegaczki kiedy słyszę „typowo polskie
Alergii dostaję jak norweskie biegaczki kiedy słyszę „typowo polskie”, to słynne zawołanie dobre na każdą okazję, kiedy chce się Polakom dokopać. I tu uwaga. Miłośnicy „typowo polskie” kontynuując wątek „my Polacy to dajcie spokój”, nigdy, przenigdy nie mają siebie na myśli. My Polacy to złodzieje, pijaki, zapyziali katolicy, My tacy jesteśmy, ale JA Polak to już jestem subtelny jak Francuz, precyzyjny jak Niemiec, żarliwy jak Włoch, co też oczywiście jest skrótem, ale za to jakim pięknym. Uwaga była i to jest uwaga na marginesie. Zdarza się jednak wyjątek, że „typowo polskie” działa, po prostu nie ma lepszego określenia, żeby oddać konkretną rzeczywistość. Typowo polskie jest mieszanie twórcy i tworzywa, to jest tak typowo polskie, że aż nie do zniesienia. W czym rzecz? Rzecz w tym, że gdyby Adam Małysz zdobył po 2 złote medale na 3 kolejnych olimpiadach, ale przy tym nie był prostym skromnym, bogobojnym chłopakiem, w Polsce zostałby okrzyknięty najgorszym skoczkiem w historii.
Jeśli ten przykład nie oddaje istoty, to dołożę jeszcze jeden. Artysta wybitny, geniusz, wirtuoz, który napisze, zagra i namaluje tak jak nie potrafi nikt, jeśli gdzieś w gazecie powie, że słucha Radia Maryja i ceni sobie tę oryginalną rozgłośnię, w ułamku sekundy zostanie pacykarzem, grafomanem, szarpidrutem. Typowo polskie dążenie do tego, aby geniuszem był święty, aby materia dzieła była obrazem niepokalanej osobowości autora. W skrócie nazywa się to drobnomieszczaństwo, ale w polskim przypadku proces jest bardziej skomplikowany, w Polsce najbardziej światli i transcendentni luzacy, nie są w stanie wyjść poza percepcję kołtuna. Mając do dyspozycji życie geniusza, chcieliby uzyskać metrykę braciszka, przeżuwającego korzonki, człowiek, który nie puszcza bąków i ziemia pod jego stopą zamienia się w śnieżnobiałe kwiecie. Coś z tym typowo polskim należałoby zrobić i na miarę swoich możliwości oraz na wybranych przykładach chciałbym uczynić pierwszy krok.
Andrzej Mleczko, jeden z wybitniejszych rysowników satyrycznych, powiedzieć, że się wychowywałem na jego rysunkach to za dużo, ale choćby Kamasutrę pamiętam do dziś jako przezabawną seksualną podróż po narodowych stereotypach. Mając przed oczyma rysunki Mleczki, mam na ustach uśmiech i w głowie refleksję, przeważnie tak mam. Znam dzieła Mleczki, samego Mleczki nie znałem, parę razy widziałem jogo posturę i stwierdzam, że jestem chudy, parę razy słyszałem co mówił i zdziwiło mnie, że nic nie powiedział, ale od pewnego czasu słucham Mleczki dość regularnie. Jest jakiś TV Show na TVN24: „Drugie śniadanie mistrzów” to się nazywa i tam Mleczko wywodzi dość regularnie.
Powiem krótko, tak płytkiej osobowości, takiego kabotyństwa wyrażanego namiętnie cytowanymi sentencjami, takiego miałkiego postrzegania rzeczywistości, takiej ideologicznej mielizny spodziewałbym się po każdym, ale nie po geniuszu kreski. Jeśli porównywać twórcę i jego dzieła, to trzeba mówić o przepaści, w dziełach widać inteligencję, w twórcy machinalność ideologiczną, w działach poczucie humoru, w twórcy efekciarstwo i sztubactwo najniższych lotów. W rysunku dostrzeganie rzeczy, które umykają większości, w twórcy wyświechtane kalki dyżurnych poglądów. Kiedy pojawia się nowy rysunek Mleczki, nigdy nie wiem co mnie zaskoczy, kiedy Mleczko odpowiada na dowolne pytanie, nie jest w stanie mnie zaskoczyć, z góry wiem co powie i że nic nie powie tylko powtórzy.
Dziwne prawda? Wydawałoby się, że człowiek o tak scharakteryzowanej osobowości, nie może dokonać rzeczy wielkich, ale nie tylko dokonuje rzeczy wielkich, jest przy tym w ścisłej czołówce twórców w swojej dyscyplinie. Pytanie? Co ja biedny mam zrobić? Co mam zrobić, kiedy Mleczko dostarcza mi wszystkiego co w sztuce cenię, ale jednocześnie rzuca mi się na ekran z tym wszystkim, czego słuchać i przetrawić się nie da? Typowo polskim śladem, mieszania twórcy i tworzywa powinienem ustalić konsekwentne stanowiska. Skoro Mleczki tworzywo jest genialne, Mleczko musi być wielki i dowcipny. Jeśli Mleczko kabotyn, efekciarz i nudziarz napakowany nagłówkami michnikowskiej broszury, no to i jego rysunki nie mogą być inne. Pójdę swoim śladami i powiem rzecz w Polsce rzadko spotykaną. Wybitne są rysunki Mleczki i tym bardziej genialne, że sam twórca intelektualnie płaski jak Polsilver. Czy ja w ten sposób pluje na wielkość, czy oddaję szacunek? Moim w najgłębszym przekonaniu, nie tylko naplułbym na Mleczkę, ale i co gorszego narobił, gdybym zełgał dyplomatycznie. Oddaję najwyższy szacunek Mleczce, kiedy jego artystyczny dorobek nazywam wielkim, a jego samego małym. To jest uczciwe oddzielenie wielkości od małości, to jest perfekcyjny obiektywizm, to są wyżyny szacunku. Pomimo małości twórcy dostrzec wielkość tworzywa – szacun Kurka, szacun.
Wziąłem sobie Mleczkę na tapetę, bo już mi się trochę odbija obserwacjami kołtuńskiego środowiska skupionego wokół broszury Michnika, które popierduje swoje głodne mantry przy okazji słynnej już biografii Kapuścińskiego. Rozpaczliwy brak elementarnej zdolności, do oddzielenia twórcy i tworzywa, ciasny horyzont obyczajowy, gdzie jest miejsce na spokojne życie z wierną żoną, przy boku wiernego męża zamkniętych w konsumpcji niedzielnego rosołu. Nie pojmuje tego, jakim cudem odbiorcy ideologicznego przekazu serwowanego przez michnikowską broszurę, przyjmują zawarte tam pacierze jako nonkonformizm, kiedy ten przekaz od przekazu redemptorysty z Torunia różni się tylko kierunkiem skanalizowanego kołtuństwa. Narzędzia są, te same, nie wolno pluć na żyjące i świeżo umarłe pomniki, na marmury, brązy, złocenia, mity, legendy. Nie wolno pisać biografii, należy pisać hagiografie i nie ma znaczenia z jakiej religii święty. Przykład z brzegu? Mleczko, który gada o tym, że Piwoski tylko sobie żartował z Esbekami i Meller, który usiłuje prostować tę rozpaczliwą laudację, by zaraz potem dostać burę od Mleczki i spotkać się z pełnym oburzenia wzrokiem zaproszonych gości (sporej części) i wycofać się pokornie.
Jaki prosty mechanizm, żeby utrzymać się środowisku! Jak zadziałał fenomen tych 20 lat? Gdzie ci wszyscy agenci, skoro niby jest ich tak wielu? Oni są w hagiografiach, wszyscy co byli na szczycie, Kapuściński, Piwoski, Kwaśniewski, że o takich waletach jak Maleszka nie wspomnę, żyją we własnym micie, który jest wspólnym wizerunkowym interesem. Przecież znacznie lepiej powiedzieć, że ten co chce wiedzieć z kim rozmawia, z kapusiem czy świętym, jest bydle, podlecem babrającym się w ludzkim życiu, jest zacofane katolickie byleco i prostak sfrustrowany. Znacznie prościej powiedzieć to wszystko niż jedno „byłem kapusiem”. Powiedzieć byłem kapusiem, oznaczałoby, że nie jestem wielki, moje dzieła są małe. Czy nie jest zastanawiające, że ani jedna z wielkich postaci po prostu nie wyszła i nie powiedziała, zrobiłem rzecz podłą, donosiłem ze strachu, chciałem mieć możliwości rozwoju, albo robiłem to dla pieniędzy, czuję się jak szmata za to co zrobiłem i proszę o wybaczenie. Taką deklarację odebrałbym jako wielkość, jako nonkonformizm i żelazne jaja, ale się nie doczekam.
Zna ktoś taką osobę? Nie ma takiej, ci wszyscy kapusie, nigdy nikomu nie zrobili krzywdy, takie były czasy, to zbyt skomplikowane, aby prostaczkowie pojęli, to była gra, sramto tamto owamto. I ten mechanizm jest tak precyzyjny jak szwajcarski zegarek na baterie z Tajlandii. Rzecz dotyczy tych co mają wiele do stracenia i nie ma chętnych żeby się wychylić. Każdy akt braku lojalności, jak napisanie solidnej i prawdziwej biografii o Kapuścińskim, natychmiast zostaje wzięte na warsztat środowiska i biograf wbity w ziemie, nawet jeśli z GW pochodził i tylko patrzeć, jak czas przeszły będzie miał tu faktyczne zastosowanie. Jeśli ktoś taki jak Michnik od 20 lat mówi mi o wolnej europejskiej Polsce, a wyhodował całe stada azjatyckich janczarów od cenzury i zamordyzmu ideologicznego, no to ja się mogę tylko podetrzeć tym autorytetem. To jest gorsze od Rydzyka, ponieważ Rydzyk jest w stanie skupić tylko wymierających staruszków, produkty michnikowskiego kołtuństwa, takie jak Mleczko, czy Kapuściński chociażby, to autorzy wielkich dzieł, ja im tego nie odbieram, tylko jedno dręczy mnie pytanie. Ilu wielkich twórców, ile wielkich dzieł tkwi wśród nas i nigdy ich nie poznamy, bo twórcy nie potrafią być tak płytcy i płynąć z prądem ideologicznego ścieku?
Czy dziś ktoś z niszy może wybić się na wielkość? Czysta teoria i 20 razy większa praca, żeby płynąć pod prąd i prześcignąć Mleczkę w rysowaniu trzeba być 20 razy lepszym i liczyć na cud. Można być od Mleczki 5 razy gorszym, płynąć z prądem i zostać wielkim twórcą małych dzieł. Agenturalność, kochanki, wszystko szeptem w kruchcie, do publicznego obiegu dla pospólstwa żadnego złamanego słowa, zbyt wielu na samym szczycie mogłoby spaść na zbitą dupę, gubiąc po drodze wszystko. Kapuściński pisał rzeczy dobre, tak mówią, bo ja poza paroma fragmentami, nie czytałem Świętego Twórcy, nie pluję i pluć nie zamierzam na jego dzieła, natomiast nie dam sobie zamknąć gęby przez płytkie intelektualne autorytety, gończych środowiska, w gatunku Mleczki i janczarów Michnika.
Chce robić miejsce dla nowych Kapuścińskich, którzy nie mają naturalnych predyspozycji, aby robić z siebie pajacyków środowiska, wymyślając rzewne historyjki o ojcu, który uciekł z transportu do Katynia. Twórczości nie przekreśla życiorys twórcy, mnie się marzy tylko tyle, aby karierę mógł robić szerszy profil osobowościowy twórcy, który nie musi być trybikiem środowiska, ustroju, ideologii. Czyż to nie jest nowoczesna wizja Polski, europejska i laicka? Zupełne przeciwieństwo michnikowskiego drobnomieszczaństwa i janczarów stojących na straży interesów kościoła płaskich osobowości twórców, choć niektórzy mają bardzo przyzwoite i wybitne tworzywa. Nie zamierzam zabijać Mleczki i Kapuścińskiego, domagam się uczciwej konkurencji, aby się dowiedzieć czy Kapuściński jest najlepszy, czy tylko najbardziej znany.
nie są w stanie wyjść poza percepcję kołtuna
IMHO, to wydaje się być tak jakby gdzieś w głowie siedziała pani Frał i pilnowała co taki gada.
Inna inszość to to, że w tym, z którym gada też pani Frał siedzi.
W tym, który słucha też, ofcors.
I tak to się kręci. Bo przychód z reklamy przychodzi.
nie są w stanie wyjść poza percepcję kołtuna
IMHO, to wydaje się być tak jakby gdzieś w głowie siedziała pani Frał i pilnowała co taki gada.
Inna inszość to to, że w tym, z którym gada też pani Frał siedzi.
W tym, który słucha też, ofcors.
I tak to się kręci. Bo przychód z reklamy przychodzi.
nie są w stanie wyjść poza percepcję kołtuna
IMHO, to wydaje się być tak jakby gdzieś w głowie siedziała pani Frał i pilnowała co taki gada.
Inna inszość to to, że w tym, z którym gada też pani Frał siedzi.
W tym, który słucha też, ofcors.
I tak to się kręci. Bo przychód z reklamy przychodzi.
nie są w stanie wyjść poza percepcję kołtuna
IMHO, to wydaje się być tak jakby gdzieś w głowie siedziała pani Frał i pilnowała co taki gada.
Inna inszość to to, że w tym, z którym gada też pani Frał siedzi.
W tym, który słucha też, ofcors.
I tak to się kręci. Bo przychód z reklamy przychodzi.
Tylko dwa słowa: Su Per.
!
Tylko dwa słowa: Su Per.
!
Tylko dwa słowa: Su Per.
!
Tylko dwa słowa: Su Per.
!
Bardzo fajna koncepcja
tago tekstu. Cokolwiek przegadana, nie dałem rady doczytać do końca.
Bardzo fajna koncepcja
tago tekstu. Cokolwiek przegadana, nie dałem rady doczytać do końca.
Bardzo fajna koncepcja
tago tekstu. Cokolwiek przegadana, nie dałem rady doczytać do końca.
Bardzo fajna koncepcja
tago tekstu. Cokolwiek przegadana, nie dałem rady doczytać do końca.
Stanę w obronie. Często kraczemy w towarzystwie jak te
wrony. Bez zastanowienia i przemyślenia. Powielamy bzdury po ludziach których cenimy i lubimy (Mleczko). Często siadamy,myślimy i wyciągamy trafne wnioski (też Mleczko). Bezmyślność w powtarzaniu bzdur za autorytetami nie bije się z kreatywnością i oryginalnością przy tworzeniu.
Stanę w obronie. Często kraczemy w towarzystwie jak te
wrony. Bez zastanowienia i przemyślenia. Powielamy bzdury po ludziach których cenimy i lubimy (Mleczko). Często siadamy,myślimy i wyciągamy trafne wnioski (też Mleczko). Bezmyślność w powtarzaniu bzdur za autorytetami nie bije się z kreatywnością i oryginalnością przy tworzeniu.
Stanę w obronie. Często kraczemy w towarzystwie jak te
wrony. Bez zastanowienia i przemyślenia. Powielamy bzdury po ludziach których cenimy i lubimy (Mleczko). Często siadamy,myślimy i wyciągamy trafne wnioski (też Mleczko). Bezmyślność w powtarzaniu bzdur za autorytetami nie bije się z kreatywnością i oryginalnością przy tworzeniu.
Stanę w obronie. Często kraczemy w towarzystwie jak te
wrony. Bez zastanowienia i przemyślenia. Powielamy bzdury po ludziach których cenimy i lubimy (Mleczko). Często siadamy,myślimy i wyciągamy trafne wnioski (też Mleczko). Bezmyślność w powtarzaniu bzdur za autorytetami nie bije się z kreatywnością i oryginalnością przy tworzeniu.
Nowy Kapuściński już jest
Nazywa się Wojciech Jagielski i moim zdaniem przerósł swego mistrza; “środowisko” nazywa go łaskawie kontynuatorem Kapuścińskiego.
Nowy Kapuściński już jest
Nazywa się Wojciech Jagielski i moim zdaniem przerósł swego mistrza; “środowisko” nazywa go łaskawie kontynuatorem Kapuścińskiego.
Nowy Kapuściński już jest
Nazywa się Wojciech Jagielski i moim zdaniem przerósł swego mistrza; “środowisko” nazywa go łaskawie kontynuatorem Kapuścińskiego.
Nowy Kapuściński już jest
Nazywa się Wojciech Jagielski i moim zdaniem przerósł swego mistrza; “środowisko” nazywa go łaskawie kontynuatorem Kapuścińskiego.
Markizie
A może byś w konwencji podanego przykładu napisał tekst na 8 marca? Dla mnie bomba.
Markizie
A może byś w konwencji podanego przykładu napisał tekst na 8 marca? Dla mnie bomba.
Markizie
A może byś w konwencji podanego przykładu napisał tekst na 8 marca? Dla mnie bomba.
Markizie
A może byś w konwencji podanego przykładu napisał tekst na 8 marca? Dla mnie bomba.
Witam “po latach”;)
To zdarza się dość często gdy ulubiony artysta zaczyna pleść dziwne rzeczy. Można taką sytuację porównać do znanego powiedzonka “Powiesz kobiecie że jest piękna to zaraz pomyśli że mądra”.
Znalazłem wywiad z Mleczkiem w Style czy czymś podobnym i również mnie zaskoczył. Czuję jednak wielką sympatię dla jego sztuki i staram się zapomnieć. Kreska to sposób jego wyrażania świata, mam nadzieję że nie zacznie pisać politycznych felietonów. Przeczytałem gdzieś że Jan Pospieszalski był muzykiem ! Czyli podobna przypadłość.
pozdrawiam
Witam “po latach”;)
To zdarza się dość często gdy ulubiony artysta zaczyna pleść dziwne rzeczy. Można taką sytuację porównać do znanego powiedzonka “Powiesz kobiecie że jest piękna to zaraz pomyśli że mądra”.
Znalazłem wywiad z Mleczkiem w Style czy czymś podobnym i również mnie zaskoczył. Czuję jednak wielką sympatię dla jego sztuki i staram się zapomnieć. Kreska to sposób jego wyrażania świata, mam nadzieję że nie zacznie pisać politycznych felietonów. Przeczytałem gdzieś że Jan Pospieszalski był muzykiem ! Czyli podobna przypadłość.
pozdrawiam
Witam “po latach”;)
To zdarza się dość często gdy ulubiony artysta zaczyna pleść dziwne rzeczy. Można taką sytuację porównać do znanego powiedzonka “Powiesz kobiecie że jest piękna to zaraz pomyśli że mądra”.
Znalazłem wywiad z Mleczkiem w Style czy czymś podobnym i również mnie zaskoczył. Czuję jednak wielką sympatię dla jego sztuki i staram się zapomnieć. Kreska to sposób jego wyrażania świata, mam nadzieję że nie zacznie pisać politycznych felietonów. Przeczytałem gdzieś że Jan Pospieszalski był muzykiem ! Czyli podobna przypadłość.
pozdrawiam
Witam “po latach”;)
To zdarza się dość często gdy ulubiony artysta zaczyna pleść dziwne rzeczy. Można taką sytuację porównać do znanego powiedzonka “Powiesz kobiecie że jest piękna to zaraz pomyśli że mądra”.
Znalazłem wywiad z Mleczkiem w Style czy czymś podobnym i również mnie zaskoczył. Czuję jednak wielką sympatię dla jego sztuki i staram się zapomnieć. Kreska to sposób jego wyrażania świata, mam nadzieję że nie zacznie pisać politycznych felietonów. Przeczytałem gdzieś że Jan Pospieszalski był muzykiem ! Czyli podobna przypadłość.
pozdrawiam
geniusze tak mają
W sprzeczności między dziełem artysty a jego codzienną osobowością nie ma żadnej zaskakującej dziwności. Tak po prostu musi być.
Tworzenie wymaga aktywności zupełnie innej części mózgu niż tej która jest potrzebna w zwykłym życiu, to rozdzielenie jest konieczne, inaczej artysta byłby przez 24 godziny na dobę kompletnym świrem trwającym w nieustannej pasji twórczej.
Takie przypadki czasem istotnie się zdążają lecz nie warto im zazdrościć, to nie jest lekkie życie ani normalne.
Geniusz to dwie osoby w jednym ciele, w momencie skupienia robi się w głowie pstryk i mózg wpada w rytm theta, inteligencja rośnie kilkakrotnie, intuicja wyostrza się i tak dalej, dzieło powstaje jakby samo.
U ludzi nie genialnych a jedynie bardzo zdolnych takie podwójne funkcjonowanie nie występuje, oni są sympatycznymi, zrównoważonymi ludźmi którzy coś tam czasem namalują czy napiszą, a to co stworzą jest odbiciem na co dzień obserwowanej osobowości.
Powyższe zjawisko dotyczy kontrastu między wielkością formy twórczej a małością twórcy, a nie zwyczajnego, celowego zakłamania gdy facet jest piewcą uczciwości a prywatnie złodziejem.
geniusze tak mają
W sprzeczności między dziełem artysty a jego codzienną osobowością nie ma żadnej zaskakującej dziwności. Tak po prostu musi być.
Tworzenie wymaga aktywności zupełnie innej części mózgu niż tej która jest potrzebna w zwykłym życiu, to rozdzielenie jest konieczne, inaczej artysta byłby przez 24 godziny na dobę kompletnym świrem trwającym w nieustannej pasji twórczej.
Takie przypadki czasem istotnie się zdążają lecz nie warto im zazdrościć, to nie jest lekkie życie ani normalne.
Geniusz to dwie osoby w jednym ciele, w momencie skupienia robi się w głowie pstryk i mózg wpada w rytm theta, inteligencja rośnie kilkakrotnie, intuicja wyostrza się i tak dalej, dzieło powstaje jakby samo.
U ludzi nie genialnych a jedynie bardzo zdolnych takie podwójne funkcjonowanie nie występuje, oni są sympatycznymi, zrównoważonymi ludźmi którzy coś tam czasem namalują czy napiszą, a to co stworzą jest odbiciem na co dzień obserwowanej osobowości.
Powyższe zjawisko dotyczy kontrastu między wielkością formy twórczej a małością twórcy, a nie zwyczajnego, celowego zakłamania gdy facet jest piewcą uczciwości a prywatnie złodziejem.
geniusze tak mają
W sprzeczności między dziełem artysty a jego codzienną osobowością nie ma żadnej zaskakującej dziwności. Tak po prostu musi być.
Tworzenie wymaga aktywności zupełnie innej części mózgu niż tej która jest potrzebna w zwykłym życiu, to rozdzielenie jest konieczne, inaczej artysta byłby przez 24 godziny na dobę kompletnym świrem trwającym w nieustannej pasji twórczej.
Takie przypadki czasem istotnie się zdążają lecz nie warto im zazdrościć, to nie jest lekkie życie ani normalne.
Geniusz to dwie osoby w jednym ciele, w momencie skupienia robi się w głowie pstryk i mózg wpada w rytm theta, inteligencja rośnie kilkakrotnie, intuicja wyostrza się i tak dalej, dzieło powstaje jakby samo.
U ludzi nie genialnych a jedynie bardzo zdolnych takie podwójne funkcjonowanie nie występuje, oni są sympatycznymi, zrównoważonymi ludźmi którzy coś tam czasem namalują czy napiszą, a to co stworzą jest odbiciem na co dzień obserwowanej osobowości.
Powyższe zjawisko dotyczy kontrastu między wielkością formy twórczej a małością twórcy, a nie zwyczajnego, celowego zakłamania gdy facet jest piewcą uczciwości a prywatnie złodziejem.
geniusze tak mają
W sprzeczności między dziełem artysty a jego codzienną osobowością nie ma żadnej zaskakującej dziwności. Tak po prostu musi być.
Tworzenie wymaga aktywności zupełnie innej części mózgu niż tej która jest potrzebna w zwykłym życiu, to rozdzielenie jest konieczne, inaczej artysta byłby przez 24 godziny na dobę kompletnym świrem trwającym w nieustannej pasji twórczej.
Takie przypadki czasem istotnie się zdążają lecz nie warto im zazdrościć, to nie jest lekkie życie ani normalne.
Geniusz to dwie osoby w jednym ciele, w momencie skupienia robi się w głowie pstryk i mózg wpada w rytm theta, inteligencja rośnie kilkakrotnie, intuicja wyostrza się i tak dalej, dzieło powstaje jakby samo.
U ludzi nie genialnych a jedynie bardzo zdolnych takie podwójne funkcjonowanie nie występuje, oni są sympatycznymi, zrównoważonymi ludźmi którzy coś tam czasem namalują czy napiszą, a to co stworzą jest odbiciem na co dzień obserwowanej osobowości.
Powyższe zjawisko dotyczy kontrastu między wielkością formy twórczej a małością twórcy, a nie zwyczajnego, celowego zakłamania gdy facet jest piewcą uczciwości a prywatnie złodziejem.
Ja te dwie sprawy – autora i Dzieła – oddzielam na dwa
światy.Na dwa tak różne światy,że bez punktów wspólnych ani nawet stycznych. Bo czymże,jeśli nie katorgą jest czytanie książki ,oglądanie filmu w nieustannej konfrontacji z rzeczywistością autora , ze współczesnymi autora? Wyjątek robię dla nowych , świeckich kaznodziei , którzy swoim ,,dziełem” niczym biczem pokutnym okładają grzeszną publikę.A gromada ,,apostołów” wieści warszawce i światu – nowe objawienie,nowego Wielkiego Hipokrytę.
Ja te dwie sprawy – autora i Dzieła – oddzielam na dwa
światy.Na dwa tak różne światy,że bez punktów wspólnych ani nawet stycznych. Bo czymże,jeśli nie katorgą jest czytanie książki ,oglądanie filmu w nieustannej konfrontacji z rzeczywistością autora , ze współczesnymi autora? Wyjątek robię dla nowych , świeckich kaznodziei , którzy swoim ,,dziełem” niczym biczem pokutnym okładają grzeszną publikę.A gromada ,,apostołów” wieści warszawce i światu – nowe objawienie,nowego Wielkiego Hipokrytę.
Ja te dwie sprawy – autora i Dzieła – oddzielam na dwa
światy.Na dwa tak różne światy,że bez punktów wspólnych ani nawet stycznych. Bo czymże,jeśli nie katorgą jest czytanie książki ,oglądanie filmu w nieustannej konfrontacji z rzeczywistością autora , ze współczesnymi autora? Wyjątek robię dla nowych , świeckich kaznodziei , którzy swoim ,,dziełem” niczym biczem pokutnym okładają grzeszną publikę.A gromada ,,apostołów” wieści warszawce i światu – nowe objawienie,nowego Wielkiego Hipokrytę.
Ja te dwie sprawy – autora i Dzieła – oddzielam na dwa
światy.Na dwa tak różne światy,że bez punktów wspólnych ani nawet stycznych. Bo czymże,jeśli nie katorgą jest czytanie książki ,oglądanie filmu w nieustannej konfrontacji z rzeczywistością autora , ze współczesnymi autora? Wyjątek robię dla nowych , świeckich kaznodziei , którzy swoim ,,dziełem” niczym biczem pokutnym okładają grzeszną publikę.A gromada ,,apostołów” wieści warszawce i światu – nowe objawienie,nowego Wielkiego Hipokrytę.
Podsumowanie celne,
ale ja nie o tym chciałem. Po pierwsze: jestem z powrotem, już nie via komórka, tylko na pełnoprawnym PC, z czegom bardzo rad.
Po drugie: zasadniczo byłby to przypis do komentarza chlora – nie żebym uważał się za geniusza, ale od wczesnej młodości zauważyłem, że dużo lepiej wychodzi mi pisanie niż mówienie. Nawet kiedy jest to ograniczony czasowo egzamin, wypadam o niebo lepiej na pisemnym niż na ustnym. Dużo więcej jestem osiągnąć dobrze napisanym e-mailem niż w rozmowie telefonicznej. Jakoś tak się poskładało, że na piśmie mi wszystko wychodzi lepiej. Żeby było śmieszniej, nieźle wychodzą mi również formy z założenia ustne, ale opisywane drukiem (np. reklamowe spoty radiowe).
I teraz kwestia – który Quackie jest, hmm, bardziej prawdziwy? Ten pisany, czy ten mówiony? A jeżeli obaj to po prostu dwie twarze tego samego faceta, to dlaczego do cholery ich odbiór może być aż tak różny w zależności od formy?
niedola geniusza
Obaj są jednakowo prawdziwi. Nie można powiedzieć że twórca jest bardziej sobą kiedy gada głupoty przy stole niż kiedy coś stwarza.
Ale z żoną nie można rozmawiać tekstami pisanymi
bo to się może skończyć tak, jak z tym facetem, co to miał ciche dni z żoną i porozumiewał się wyłącznie tekstami na karteczkach no i zaspał na bardzo ważne spotkanie, a obudził się z karteczką na piersi “Wstawaj! Już szósta!!!” [stare].
A serio – genialny literat, aktor sceniczny czy kabareciarz to jeszcze-jeszcze – może i byliby w stanie się porozumieć na co dzień w sposób zastrzeżony dla swoich dzieł. Ale już malarz? Rzeźbiarz? Po 3 miesiącach zakończyłby monument z granitu zatytułowany “Poproszę zupę pomidorową na obiad”, ale czym żyłby przez ten czas?
A ja bym chciał, żeby komunikacja codzienna z Panią Quackie wychodziła mi tak dobrze, jak pisanie, np. tutaj.
Marzyciel z Waści!
Ale to ładne…
Podsumowanie celne,
ale ja nie o tym chciałem. Po pierwsze: jestem z powrotem, już nie via komórka, tylko na pełnoprawnym PC, z czegom bardzo rad.
Po drugie: zasadniczo byłby to przypis do komentarza chlora – nie żebym uważał się za geniusza, ale od wczesnej młodości zauważyłem, że dużo lepiej wychodzi mi pisanie niż mówienie. Nawet kiedy jest to ograniczony czasowo egzamin, wypadam o niebo lepiej na pisemnym niż na ustnym. Dużo więcej jestem osiągnąć dobrze napisanym e-mailem niż w rozmowie telefonicznej. Jakoś tak się poskładało, że na piśmie mi wszystko wychodzi lepiej. Żeby było śmieszniej, nieźle wychodzą mi również formy z założenia ustne, ale opisywane drukiem (np. reklamowe spoty radiowe).
I teraz kwestia – który Quackie jest, hmm, bardziej prawdziwy? Ten pisany, czy ten mówiony? A jeżeli obaj to po prostu dwie twarze tego samego faceta, to dlaczego do cholery ich odbiór może być aż tak różny w zależności od formy?
niedola geniusza
Obaj są jednakowo prawdziwi. Nie można powiedzieć że twórca jest bardziej sobą kiedy gada głupoty przy stole niż kiedy coś stwarza.
Ale z żoną nie można rozmawiać tekstami pisanymi
bo to się może skończyć tak, jak z tym facetem, co to miał ciche dni z żoną i porozumiewał się wyłącznie tekstami na karteczkach no i zaspał na bardzo ważne spotkanie, a obudził się z karteczką na piersi “Wstawaj! Już szósta!!!” [stare].
A serio – genialny literat, aktor sceniczny czy kabareciarz to jeszcze-jeszcze – może i byliby w stanie się porozumieć na co dzień w sposób zastrzeżony dla swoich dzieł. Ale już malarz? Rzeźbiarz? Po 3 miesiącach zakończyłby monument z granitu zatytułowany “Poproszę zupę pomidorową na obiad”, ale czym żyłby przez ten czas?
A ja bym chciał, żeby komunikacja codzienna z Panią Quackie wychodziła mi tak dobrze, jak pisanie, np. tutaj.
Marzyciel z Waści!
Ale to ładne…
Podsumowanie celne,
ale ja nie o tym chciałem. Po pierwsze: jestem z powrotem, już nie via komórka, tylko na pełnoprawnym PC, z czegom bardzo rad.
Po drugie: zasadniczo byłby to przypis do komentarza chlora – nie żebym uważał się za geniusza, ale od wczesnej młodości zauważyłem, że dużo lepiej wychodzi mi pisanie niż mówienie. Nawet kiedy jest to ograniczony czasowo egzamin, wypadam o niebo lepiej na pisemnym niż na ustnym. Dużo więcej jestem osiągnąć dobrze napisanym e-mailem niż w rozmowie telefonicznej. Jakoś tak się poskładało, że na piśmie mi wszystko wychodzi lepiej. Żeby było śmieszniej, nieźle wychodzą mi również formy z założenia ustne, ale opisywane drukiem (np. reklamowe spoty radiowe).
I teraz kwestia – który Quackie jest, hmm, bardziej prawdziwy? Ten pisany, czy ten mówiony? A jeżeli obaj to po prostu dwie twarze tego samego faceta, to dlaczego do cholery ich odbiór może być aż tak różny w zależności od formy?
niedola geniusza
Obaj są jednakowo prawdziwi. Nie można powiedzieć że twórca jest bardziej sobą kiedy gada głupoty przy stole niż kiedy coś stwarza.
Ale z żoną nie można rozmawiać tekstami pisanymi
bo to się może skończyć tak, jak z tym facetem, co to miał ciche dni z żoną i porozumiewał się wyłącznie tekstami na karteczkach no i zaspał na bardzo ważne spotkanie, a obudził się z karteczką na piersi “Wstawaj! Już szósta!!!” [stare].
A serio – genialny literat, aktor sceniczny czy kabareciarz to jeszcze-jeszcze – może i byliby w stanie się porozumieć na co dzień w sposób zastrzeżony dla swoich dzieł. Ale już malarz? Rzeźbiarz? Po 3 miesiącach zakończyłby monument z granitu zatytułowany “Poproszę zupę pomidorową na obiad”, ale czym żyłby przez ten czas?
A ja bym chciał, żeby komunikacja codzienna z Panią Quackie wychodziła mi tak dobrze, jak pisanie, np. tutaj.
Marzyciel z Waści!
Ale to ładne…
Podsumowanie celne,
ale ja nie o tym chciałem. Po pierwsze: jestem z powrotem, już nie via komórka, tylko na pełnoprawnym PC, z czegom bardzo rad.
Po drugie: zasadniczo byłby to przypis do komentarza chlora – nie żebym uważał się za geniusza, ale od wczesnej młodości zauważyłem, że dużo lepiej wychodzi mi pisanie niż mówienie. Nawet kiedy jest to ograniczony czasowo egzamin, wypadam o niebo lepiej na pisemnym niż na ustnym. Dużo więcej jestem osiągnąć dobrze napisanym e-mailem niż w rozmowie telefonicznej. Jakoś tak się poskładało, że na piśmie mi wszystko wychodzi lepiej. Żeby było śmieszniej, nieźle wychodzą mi również formy z założenia ustne, ale opisywane drukiem (np. reklamowe spoty radiowe).
I teraz kwestia – który Quackie jest, hmm, bardziej prawdziwy? Ten pisany, czy ten mówiony? A jeżeli obaj to po prostu dwie twarze tego samego faceta, to dlaczego do cholery ich odbiór może być aż tak różny w zależności od formy?
niedola geniusza
Obaj są jednakowo prawdziwi. Nie można powiedzieć że twórca jest bardziej sobą kiedy gada głupoty przy stole niż kiedy coś stwarza.
Ale z żoną nie można rozmawiać tekstami pisanymi
bo to się może skończyć tak, jak z tym facetem, co to miał ciche dni z żoną i porozumiewał się wyłącznie tekstami na karteczkach no i zaspał na bardzo ważne spotkanie, a obudził się z karteczką na piersi “Wstawaj! Już szósta!!!” [stare].
A serio – genialny literat, aktor sceniczny czy kabareciarz to jeszcze-jeszcze – może i byliby w stanie się porozumieć na co dzień w sposób zastrzeżony dla swoich dzieł. Ale już malarz? Rzeźbiarz? Po 3 miesiącach zakończyłby monument z granitu zatytułowany “Poproszę zupę pomidorową na obiad”, ale czym żyłby przez ten czas?
A ja bym chciał, żeby komunikacja codzienna z Panią Quackie wychodziła mi tak dobrze, jak pisanie, np. tutaj.
Marzyciel z Waści!
Ale to ładne…
Zbanuj mnie palancie
Już nie zostało z cieie nawet ścierki…
Zbanuj mnie palancie
Już nie zostało z cieie nawet ścierki…
Zbanuj mnie palancie
Już nie zostało z cieie nawet ścierki…
Zbanuj mnie palancie
Już nie zostało z cieie nawet ścierki…
Na przykład Zanussi
W filmie Kieślowskiego “Amator” w epizodycznej roli samego siebie, tj. znanego reżysera z Warszawy wystąpił Krzysztof Zanussi, człowiek bądź co bądź obeznany z kamerą. Słyszałem wspomnienia o tym występie. Zanussi zgodnie z rolą wysiadł z pociągu, o coś zapytał, amator (Stuhr) mu odpowiedział, obaj przeszli jak scenariusz nakazywał, naturalnie i bez problemów. Kieślowski pochwalił zawodowstwo kolegi i powiedział, że to była próba a teraz kręcimy. Proszę jeszcze raz wysiąść z pociągu, zapytać Stuhra tymi samymi słowami…
Zanussi się kompletnie wysztywnił.
– Ale ja już o to pytałem… – zaprotestował
Ponowne zadanie tego samego pytania sprawiło mu potworny kłopot, tekst był drewniany i nienaturalny, do filmu trafiło dopiero któreś kolejne ujęcie, które było i tak gorsze od próbnego zagrania.
A wydawałoby się, że gość zna problem z wieloletnie j praktyki – tyle, że zawsze był po drugiej stronie kamery.
Na przykład Zanussi
W filmie Kieślowskiego “Amator” w epizodycznej roli samego siebie, tj. znanego reżysera z Warszawy wystąpił Krzysztof Zanussi, człowiek bądź co bądź obeznany z kamerą. Słyszałem wspomnienia o tym występie. Zanussi zgodnie z rolą wysiadł z pociągu, o coś zapytał, amator (Stuhr) mu odpowiedział, obaj przeszli jak scenariusz nakazywał, naturalnie i bez problemów. Kieślowski pochwalił zawodowstwo kolegi i powiedział, że to była próba a teraz kręcimy. Proszę jeszcze raz wysiąść z pociągu, zapytać Stuhra tymi samymi słowami…
Zanussi się kompletnie wysztywnił.
– Ale ja już o to pytałem… – zaprotestował
Ponowne zadanie tego samego pytania sprawiło mu potworny kłopot, tekst był drewniany i nienaturalny, do filmu trafiło dopiero któreś kolejne ujęcie, które było i tak gorsze od próbnego zagrania.
A wydawałoby się, że gość zna problem z wieloletnie j praktyki – tyle, że zawsze był po drugiej stronie kamery.
Na przykład Zanussi
W filmie Kieślowskiego “Amator” w epizodycznej roli samego siebie, tj. znanego reżysera z Warszawy wystąpił Krzysztof Zanussi, człowiek bądź co bądź obeznany z kamerą. Słyszałem wspomnienia o tym występie. Zanussi zgodnie z rolą wysiadł z pociągu, o coś zapytał, amator (Stuhr) mu odpowiedział, obaj przeszli jak scenariusz nakazywał, naturalnie i bez problemów. Kieślowski pochwalił zawodowstwo kolegi i powiedział, że to była próba a teraz kręcimy. Proszę jeszcze raz wysiąść z pociągu, zapytać Stuhra tymi samymi słowami…
Zanussi się kompletnie wysztywnił.
– Ale ja już o to pytałem… – zaprotestował
Ponowne zadanie tego samego pytania sprawiło mu potworny kłopot, tekst był drewniany i nienaturalny, do filmu trafiło dopiero któreś kolejne ujęcie, które było i tak gorsze od próbnego zagrania.
A wydawałoby się, że gość zna problem z wieloletnie j praktyki – tyle, że zawsze był po drugiej stronie kamery.
Na przykład Zanussi
W filmie Kieślowskiego “Amator” w epizodycznej roli samego siebie, tj. znanego reżysera z Warszawy wystąpił Krzysztof Zanussi, człowiek bądź co bądź obeznany z kamerą. Słyszałem wspomnienia o tym występie. Zanussi zgodnie z rolą wysiadł z pociągu, o coś zapytał, amator (Stuhr) mu odpowiedział, obaj przeszli jak scenariusz nakazywał, naturalnie i bez problemów. Kieślowski pochwalił zawodowstwo kolegi i powiedział, że to była próba a teraz kręcimy. Proszę jeszcze raz wysiąść z pociągu, zapytać Stuhra tymi samymi słowami…
Zanussi się kompletnie wysztywnił.
– Ale ja już o to pytałem… – zaprotestował
Ponowne zadanie tego samego pytania sprawiło mu potworny kłopot, tekst był drewniany i nienaturalny, do filmu trafiło dopiero któreś kolejne ujęcie, które było i tak gorsze od próbnego zagrania.
A wydawałoby się, że gość zna problem z wieloletnie j praktyki – tyle, że zawsze był po drugiej stronie kamery.
Czy nie można Boniego podać jako przykład odważnego ?
Pytasz MK, “Czy nie jest zastanawiające, że ani jedna
z wielkich postaci po prostu nie wyszła i nie powiedziała,
zrobiłem rzecz podłą, donosiłem ze strachu.”
Potem mówisz, że takiej postaci nie było.
Nie wiem, czy można ministra Boni kwalifikować
do wielkich postaci, ale o ile pamiętam,
on należy właśnie do tych, którzy się sami
przyznali do współpracy z SB.
Czy nie można Boniego podać jako przykład odważnego ?
Pytasz MK, “Czy nie jest zastanawiające, że ani jedna
z wielkich postaci po prostu nie wyszła i nie powiedziała,
zrobiłem rzecz podłą, donosiłem ze strachu.”
Potem mówisz, że takiej postaci nie było.
Nie wiem, czy można ministra Boni kwalifikować
do wielkich postaci, ale o ile pamiętam,
on należy właśnie do tych, którzy się sami
przyznali do współpracy z SB.
Czy nie można Boniego podać jako przykład odważnego ?
Pytasz MK, “Czy nie jest zastanawiające, że ani jedna
z wielkich postaci po prostu nie wyszła i nie powiedziała,
zrobiłem rzecz podłą, donosiłem ze strachu.”
Potem mówisz, że takiej postaci nie było.
Nie wiem, czy można ministra Boni kwalifikować
do wielkich postaci, ale o ile pamiętam,
on należy właśnie do tych, którzy się sami
przyznali do współpracy z SB.
Czy nie można Boniego podać jako przykład odważnego ?
Pytasz MK, “Czy nie jest zastanawiające, że ani jedna
z wielkich postaci po prostu nie wyszła i nie powiedziała,
zrobiłem rzecz podłą, donosiłem ze strachu.”
Potem mówisz, że takiej postaci nie było.
Nie wiem, czy można ministra Boni kwalifikować
do wielkich postaci, ale o ile pamiętam,
on należy właśnie do tych, którzy się sami
przyznali do współpracy z SB.
Oceniajmy Mleczkę po rysunkach.
Oceniajmy Kapuścińskiego za reportaże, Pospieszalskiego za muzykę, Cugowskiego za muzykę, Rodowicz też za muzykę. To są lub były główne domeny ich działalności.
Za komuny każdy kto chciał coś osiągnąć musiał zapłacić jakąś cenę: albo “coś” podpisać, coś “napisać”, albo nastawić się na długą rozłąkę z rodziną…
Oceniajmy ich nie za to co mówią. Człowiek na szybko często wypuszcza z siebie wiele bzdur, powtarza zasłyszane fragmenty, urywki zwłaszcza jak na codzień nie pracuje “słowem mówionym”. Rysunki Mleczki na pewno są dobrze przemyślane w odróżnieniu od tego co wypowiada po jakichś dziwnych programach sam autor.
A jeśli chodzi o GW… Zadałeś kiedyś pytania w formie sondażu – ankiety: “Czy jest obciachem czytać GW?” oraz “Czy jest obciachem słuchać RM?”. Nie jest żadnym obciachem ani jedno, ani drugie; do Ciebie należy wycięcie, wyfiltrowanie tego co istotne i odrzucenie tego co płytkie i głupie. (Nie słucham RM, “tematyka” mi nie odpowiada).
Książka Domosławskiego – należało opublikować albo za życia, albo poczekać aż wdowa dołączy do męża. Jeden problem: autor potrzebował szumu medialnego wokół siebie. Może wdowa powinna była milczeć, nie reagować? Może książka przeszłaby niezauważona?
A może należało na początku lat 90 wszystkie papiery po SB albo szeroko udostępnić, albo od razu spalić? Sprawa niezamknięta, ciągnie się 20 lat, ciągle wyłażą jakieś “kwiatki”, ciągle kogoś straszą, szantażują, jedna lojalka prezesa PiS okazuje się być sfałszowana na milion innych niesfałszowanych. Chciałbym wierzyć, że Macierewicz i Naimski nie grzebali i nie podmieniali dokumentów w teczce Kaczyńskiego krótko przed 4 czerwca 1992r – tylko jakoś nie mogę w to uwierzyć? Dlaczego?
Wrócę do literatów… Szymborska też chyba do połowy lat 60-tych była zaangażowana po nie tej stronie co trzeba. Czy ktoś jej to wypomina teraz? Pewno i tak ktoś już coś na ten temat szykuje niewygodnego dla noblistki. Tanim kosztem się wypromować, tanim kosztem niszcząc autorytet. Jak młodzież w Polsce ma się wychować, skoro niszczy się wszystkie publiczne autorytety? Młodzi ludzie nie rozumieją i nie chcą rozumieć obsmarowywania za “jakieś” sprawy sprzed 30-60 lat. Przez takie smarowanie i papkę serwowaną na codzień w różnych mediach mamy 20-parolatków niedojrzałych emocjonalnie, społecznie i intelektualnie. Dla nich obsmarowanie to jakieś pierdoły “dziadków” (już nawet nie wapniaków).
Pozdrawiam
AC
Oceniajmy Mleczkę po rysunkach.
Oceniajmy Kapuścińskiego za reportaże, Pospieszalskiego za muzykę, Cugowskiego za muzykę, Rodowicz też za muzykę. To są lub były główne domeny ich działalności.
Za komuny każdy kto chciał coś osiągnąć musiał zapłacić jakąś cenę: albo “coś” podpisać, coś “napisać”, albo nastawić się na długą rozłąkę z rodziną…
Oceniajmy ich nie za to co mówią. Człowiek na szybko często wypuszcza z siebie wiele bzdur, powtarza zasłyszane fragmenty, urywki zwłaszcza jak na codzień nie pracuje “słowem mówionym”. Rysunki Mleczki na pewno są dobrze przemyślane w odróżnieniu od tego co wypowiada po jakichś dziwnych programach sam autor.
A jeśli chodzi o GW… Zadałeś kiedyś pytania w formie sondażu – ankiety: “Czy jest obciachem czytać GW?” oraz “Czy jest obciachem słuchać RM?”. Nie jest żadnym obciachem ani jedno, ani drugie; do Ciebie należy wycięcie, wyfiltrowanie tego co istotne i odrzucenie tego co płytkie i głupie. (Nie słucham RM, “tematyka” mi nie odpowiada).
Książka Domosławskiego – należało opublikować albo za życia, albo poczekać aż wdowa dołączy do męża. Jeden problem: autor potrzebował szumu medialnego wokół siebie. Może wdowa powinna była milczeć, nie reagować? Może książka przeszłaby niezauważona?
A może należało na początku lat 90 wszystkie papiery po SB albo szeroko udostępnić, albo od razu spalić? Sprawa niezamknięta, ciągnie się 20 lat, ciągle wyłażą jakieś “kwiatki”, ciągle kogoś straszą, szantażują, jedna lojalka prezesa PiS okazuje się być sfałszowana na milion innych niesfałszowanych. Chciałbym wierzyć, że Macierewicz i Naimski nie grzebali i nie podmieniali dokumentów w teczce Kaczyńskiego krótko przed 4 czerwca 1992r – tylko jakoś nie mogę w to uwierzyć? Dlaczego?
Wrócę do literatów… Szymborska też chyba do połowy lat 60-tych była zaangażowana po nie tej stronie co trzeba. Czy ktoś jej to wypomina teraz? Pewno i tak ktoś już coś na ten temat szykuje niewygodnego dla noblistki. Tanim kosztem się wypromować, tanim kosztem niszcząc autorytet. Jak młodzież w Polsce ma się wychować, skoro niszczy się wszystkie publiczne autorytety? Młodzi ludzie nie rozumieją i nie chcą rozumieć obsmarowywania za “jakieś” sprawy sprzed 30-60 lat. Przez takie smarowanie i papkę serwowaną na codzień w różnych mediach mamy 20-parolatków niedojrzałych emocjonalnie, społecznie i intelektualnie. Dla nich obsmarowanie to jakieś pierdoły “dziadków” (już nawet nie wapniaków).
Pozdrawiam
AC
Oceniajmy Mleczkę po rysunkach.
Oceniajmy Kapuścińskiego za reportaże, Pospieszalskiego za muzykę, Cugowskiego za muzykę, Rodowicz też za muzykę. To są lub były główne domeny ich działalności.
Za komuny każdy kto chciał coś osiągnąć musiał zapłacić jakąś cenę: albo “coś” podpisać, coś “napisać”, albo nastawić się na długą rozłąkę z rodziną…
Oceniajmy ich nie za to co mówią. Człowiek na szybko często wypuszcza z siebie wiele bzdur, powtarza zasłyszane fragmenty, urywki zwłaszcza jak na codzień nie pracuje “słowem mówionym”. Rysunki Mleczki na pewno są dobrze przemyślane w odróżnieniu od tego co wypowiada po jakichś dziwnych programach sam autor.
A jeśli chodzi o GW… Zadałeś kiedyś pytania w formie sondażu – ankiety: “Czy jest obciachem czytać GW?” oraz “Czy jest obciachem słuchać RM?”. Nie jest żadnym obciachem ani jedno, ani drugie; do Ciebie należy wycięcie, wyfiltrowanie tego co istotne i odrzucenie tego co płytkie i głupie. (Nie słucham RM, “tematyka” mi nie odpowiada).
Książka Domosławskiego – należało opublikować albo za życia, albo poczekać aż wdowa dołączy do męża. Jeden problem: autor potrzebował szumu medialnego wokół siebie. Może wdowa powinna była milczeć, nie reagować? Może książka przeszłaby niezauważona?
A może należało na początku lat 90 wszystkie papiery po SB albo szeroko udostępnić, albo od razu spalić? Sprawa niezamknięta, ciągnie się 20 lat, ciągle wyłażą jakieś “kwiatki”, ciągle kogoś straszą, szantażują, jedna lojalka prezesa PiS okazuje się być sfałszowana na milion innych niesfałszowanych. Chciałbym wierzyć, że Macierewicz i Naimski nie grzebali i nie podmieniali dokumentów w teczce Kaczyńskiego krótko przed 4 czerwca 1992r – tylko jakoś nie mogę w to uwierzyć? Dlaczego?
Wrócę do literatów… Szymborska też chyba do połowy lat 60-tych była zaangażowana po nie tej stronie co trzeba. Czy ktoś jej to wypomina teraz? Pewno i tak ktoś już coś na ten temat szykuje niewygodnego dla noblistki. Tanim kosztem się wypromować, tanim kosztem niszcząc autorytet. Jak młodzież w Polsce ma się wychować, skoro niszczy się wszystkie publiczne autorytety? Młodzi ludzie nie rozumieją i nie chcą rozumieć obsmarowywania za “jakieś” sprawy sprzed 30-60 lat. Przez takie smarowanie i papkę serwowaną na codzień w różnych mediach mamy 20-parolatków niedojrzałych emocjonalnie, społecznie i intelektualnie. Dla nich obsmarowanie to jakieś pierdoły “dziadków” (już nawet nie wapniaków).
Pozdrawiam
AC
Oceniajmy Mleczkę po rysunkach.
Oceniajmy Kapuścińskiego za reportaże, Pospieszalskiego za muzykę, Cugowskiego za muzykę, Rodowicz też za muzykę. To są lub były główne domeny ich działalności.
Za komuny każdy kto chciał coś osiągnąć musiał zapłacić jakąś cenę: albo “coś” podpisać, coś “napisać”, albo nastawić się na długą rozłąkę z rodziną…
Oceniajmy ich nie za to co mówią. Człowiek na szybko często wypuszcza z siebie wiele bzdur, powtarza zasłyszane fragmenty, urywki zwłaszcza jak na codzień nie pracuje “słowem mówionym”. Rysunki Mleczki na pewno są dobrze przemyślane w odróżnieniu od tego co wypowiada po jakichś dziwnych programach sam autor.
A jeśli chodzi o GW… Zadałeś kiedyś pytania w formie sondażu – ankiety: “Czy jest obciachem czytać GW?” oraz “Czy jest obciachem słuchać RM?”. Nie jest żadnym obciachem ani jedno, ani drugie; do Ciebie należy wycięcie, wyfiltrowanie tego co istotne i odrzucenie tego co płytkie i głupie. (Nie słucham RM, “tematyka” mi nie odpowiada).
Książka Domosławskiego – należało opublikować albo za życia, albo poczekać aż wdowa dołączy do męża. Jeden problem: autor potrzebował szumu medialnego wokół siebie. Może wdowa powinna była milczeć, nie reagować? Może książka przeszłaby niezauważona?
A może należało na początku lat 90 wszystkie papiery po SB albo szeroko udostępnić, albo od razu spalić? Sprawa niezamknięta, ciągnie się 20 lat, ciągle wyłażą jakieś “kwiatki”, ciągle kogoś straszą, szantażują, jedna lojalka prezesa PiS okazuje się być sfałszowana na milion innych niesfałszowanych. Chciałbym wierzyć, że Macierewicz i Naimski nie grzebali i nie podmieniali dokumentów w teczce Kaczyńskiego krótko przed 4 czerwca 1992r – tylko jakoś nie mogę w to uwierzyć? Dlaczego?
Wrócę do literatów… Szymborska też chyba do połowy lat 60-tych była zaangażowana po nie tej stronie co trzeba. Czy ktoś jej to wypomina teraz? Pewno i tak ktoś już coś na ten temat szykuje niewygodnego dla noblistki. Tanim kosztem się wypromować, tanim kosztem niszcząc autorytet. Jak młodzież w Polsce ma się wychować, skoro niszczy się wszystkie publiczne autorytety? Młodzi ludzie nie rozumieją i nie chcą rozumieć obsmarowywania za “jakieś” sprawy sprzed 30-60 lat. Przez takie smarowanie i papkę serwowaną na codzień w różnych mediach mamy 20-parolatków niedojrzałych emocjonalnie, społecznie i intelektualnie. Dla nich obsmarowanie to jakieś pierdoły “dziadków” (już nawet nie wapniaków).
Pozdrawiam
AC
No to dzisiaj wyszło szydło z żydowskiego wora , a dokładnie
wypadła kurwie stówa z majtek. Otóż można sobie KUPIĆ przychylność Wyroczni /dla ubogich duchem/ za jedyne 60 tys. złotych polskich,a najśmieszniejsze,że forsa pochodzi z tej samej grandy co to Ryśkowi w zębach ,antydatowane,zezwolenia na wyrąb lasu i na wyciąg w rezerwacie. Może Matka wysmażysz jakiś mocny tekst o tych ….słów brak …,,dziennikarzach” .Z tą nadzieją donoszę uprzejmie.
No to dzisiaj wyszło szydło z żydowskiego wora , a dokładnie
wypadła kurwie stówa z majtek. Otóż można sobie KUPIĆ przychylność Wyroczni /dla ubogich duchem/ za jedyne 60 tys. złotych polskich,a najśmieszniejsze,że forsa pochodzi z tej samej grandy co to Ryśkowi w zębach ,antydatowane,zezwolenia na wyrąb lasu i na wyciąg w rezerwacie. Może Matka wysmażysz jakiś mocny tekst o tych ….słów brak …,,dziennikarzach” .Z tą nadzieją donoszę uprzejmie.
No to dzisiaj wyszło szydło z żydowskiego wora , a dokładnie
wypadła kurwie stówa z majtek. Otóż można sobie KUPIĆ przychylność Wyroczni /dla ubogich duchem/ za jedyne 60 tys. złotych polskich,a najśmieszniejsze,że forsa pochodzi z tej samej grandy co to Ryśkowi w zębach ,antydatowane,zezwolenia na wyrąb lasu i na wyciąg w rezerwacie. Może Matka wysmażysz jakiś mocny tekst o tych ….słów brak …,,dziennikarzach” .Z tą nadzieją donoszę uprzejmie.
No to dzisiaj wyszło szydło z żydowskiego wora , a dokładnie
wypadła kurwie stówa z majtek. Otóż można sobie KUPIĆ przychylność Wyroczni /dla ubogich duchem/ za jedyne 60 tys. złotych polskich,a najśmieszniejsze,że forsa pochodzi z tej samej grandy co to Ryśkowi w zębach ,antydatowane,zezwolenia na wyrąb lasu i na wyciąg w rezerwacie. Może Matka wysmażysz jakiś mocny tekst o tych ….słów brak …,,dziennikarzach” .Z tą nadzieją donoszę uprzejmie.
No to dzisiaj wyszło szydło z żydowskiego wora , a dokładnie
wypadła kurwie stówa z majtek. Otóż można sobie KUPIĆ przychylność Wyroczni /dla ubogich duchem/ za jedyne 60 tys. złotych polskich,a najśmieszniejsze,że forsa pochodzi z tej samej grandy co to Ryśkowi w zębach ,antydatowane,zezwolenia na wyrąb lasu i na wyciąg w rezerwacie. Może Matka wysmażysz jakiś mocny tekst o tych ….słów brak …,,dziennikarzach” .Z tą nadzieją donoszę uprzejmie.
No to dzisiaj wyszło szydło z żydowskiego wora , a dokładnie
wypadła kurwie stówa z majtek. Otóż można sobie KUPIĆ przychylność Wyroczni /dla ubogich duchem/ za jedyne 60 tys. złotych polskich,a najśmieszniejsze,że forsa pochodzi z tej samej grandy co to Ryśkowi w zębach ,antydatowane,zezwolenia na wyrąb lasu i na wyciąg w rezerwacie. Może Matka wysmażysz jakiś mocny tekst o tych ….słów brak …,,dziennikarzach” .Z tą nadzieją donoszę uprzejmie.
No to dzisiaj wyszło szydło z żydowskiego wora , a dokładnie
wypadła kurwie stówa z majtek. Otóż można sobie KUPIĆ przychylność Wyroczni /dla ubogich duchem/ za jedyne 60 tys. złotych polskich,a najśmieszniejsze,że forsa pochodzi z tej samej grandy co to Ryśkowi w zębach ,antydatowane,zezwolenia na wyrąb lasu i na wyciąg w rezerwacie. Może Matka wysmażysz jakiś mocny tekst o tych ….słów brak …,,dziennikarzach” .Z tą nadzieją donoszę uprzejmie.
No to dzisiaj wyszło szydło z żydowskiego wora , a dokładnie
wypadła kurwie stówa z majtek. Otóż można sobie KUPIĆ przychylność Wyroczni /dla ubogich duchem/ za jedyne 60 tys. złotych polskich,a najśmieszniejsze,że forsa pochodzi z tej samej grandy co to Ryśkowi w zębach ,antydatowane,zezwolenia na wyrąb lasu i na wyciąg w rezerwacie. Może Matka wysmażysz jakiś mocny tekst o tych ….słów brak …,,dziennikarzach” .Z tą nadzieją donoszę uprzejmie.
To przecież ma proste wyjaśnienie : trema i czas na myślenie.
Kiedy twórca siedzi sobie w spokoju i myśli nad nowymi
tematami, ma szanse na wymyślenie czegoś na
charakterystycznym dla niego twórczym poziomie.
Nacisk sytuacyjny związany z wywiadem powoduje
zdenerwowanie, a do tego zwykle udzielający
wywiadu ma niewiele czasu na zastanowienie
się nad tym, co mówi.
Trema i brak czasu na myślenie jest prostym
wyjaśnieniem przedstawionego w tym wpisie
MK paradoksu.
{ Do tego jeszcze dochodzi czynnik większej
wrażliwości twórców, co czyni ich bardziej
podatnymi na wyprowadzenie z równowagi. }
Poniższe dodaję po wypowiedzi Pana_Glosnego …
Do mojej powyższej wypowiedzi dodaję jeszcze
dla kompletu trafne stwierdzenie Pana_Glosnego :
“Człowiek na szybko często wypuszcza z siebie
wiele bzdur, {…}, zwłaszcza kiedy na co dzień
nie pracuje słowem mówionym.”
Właśnie … Ćwiczenie rysunku, to nie ćwiczenie
wstrzemięźliwych wypowiedzi przeznaczonych
dla dziennikarzy.
To przecież ma proste wyjaśnienie : trema i czas na myślenie.
Kiedy twórca siedzi sobie w spokoju i myśli nad nowymi
tematami, ma szanse na wymyślenie czegoś na
charakterystycznym dla niego twórczym poziomie.
Nacisk sytuacyjny związany z wywiadem powoduje
zdenerwowanie, a do tego zwykle udzielający
wywiadu ma niewiele czasu na zastanowienie
się nad tym, co mówi.
Trema i brak czasu na myślenie jest prostym
wyjaśnieniem przedstawionego w tym wpisie
MK paradoksu.
{ Do tego jeszcze dochodzi czynnik większej
wrażliwości twórców, co czyni ich bardziej
podatnymi na wyprowadzenie z równowagi. }
Poniższe dodaję po wypowiedzi Pana_Glosnego …
Do mojej powyższej wypowiedzi dodaję jeszcze
dla kompletu trafne stwierdzenie Pana_Glosnego :
“Człowiek na szybko często wypuszcza z siebie
wiele bzdur, {…}, zwłaszcza kiedy na co dzień
nie pracuje słowem mówionym.”
Właśnie … Ćwiczenie rysunku, to nie ćwiczenie
wstrzemięźliwych wypowiedzi przeznaczonych
dla dziennikarzy.
To przecież ma proste wyjaśnienie : trema i czas na myślenie.
Kiedy twórca siedzi sobie w spokoju i myśli nad nowymi
tematami, ma szanse na wymyślenie czegoś na
charakterystycznym dla niego twórczym poziomie.
Nacisk sytuacyjny związany z wywiadem powoduje
zdenerwowanie, a do tego zwykle udzielający
wywiadu ma niewiele czasu na zastanowienie
się nad tym, co mówi.
Trema i brak czasu na myślenie jest prostym
wyjaśnieniem przedstawionego w tym wpisie
MK paradoksu.
{ Do tego jeszcze dochodzi czynnik większej
wrażliwości twórców, co czyni ich bardziej
podatnymi na wyprowadzenie z równowagi. }
Poniższe dodaję po wypowiedzi Pana_Glosnego …
Do mojej powyższej wypowiedzi dodaję jeszcze
dla kompletu trafne stwierdzenie Pana_Glosnego :
“Człowiek na szybko często wypuszcza z siebie
wiele bzdur, {…}, zwłaszcza kiedy na co dzień
nie pracuje słowem mówionym.”
Właśnie … Ćwiczenie rysunku, to nie ćwiczenie
wstrzemięźliwych wypowiedzi przeznaczonych
dla dziennikarzy.
To przecież ma proste wyjaśnienie : trema i czas na myślenie.
Kiedy twórca siedzi sobie w spokoju i myśli nad nowymi
tematami, ma szanse na wymyślenie czegoś na
charakterystycznym dla niego twórczym poziomie.
Nacisk sytuacyjny związany z wywiadem powoduje
zdenerwowanie, a do tego zwykle udzielający
wywiadu ma niewiele czasu na zastanowienie
się nad tym, co mówi.
Trema i brak czasu na myślenie jest prostym
wyjaśnieniem przedstawionego w tym wpisie
MK paradoksu.
{ Do tego jeszcze dochodzi czynnik większej
wrażliwości twórców, co czyni ich bardziej
podatnymi na wyprowadzenie z równowagi. }
Poniższe dodaję po wypowiedzi Pana_Glosnego …
Do mojej powyższej wypowiedzi dodaję jeszcze
dla kompletu trafne stwierdzenie Pana_Glosnego :
“Człowiek na szybko często wypuszcza z siebie
wiele bzdur, {…}, zwłaszcza kiedy na co dzień
nie pracuje słowem mówionym.”
Właśnie … Ćwiczenie rysunku, to nie ćwiczenie
wstrzemięźliwych wypowiedzi przeznaczonych
dla dziennikarzy.