Czarny „szołmen” zorgan
Czarny „szołmen” zorganizował jakiś zjazd w Pradze i zamiast stawiać na podwórku Pershinga, będzie go rozbrajał, tego właśnie Pershinga co to już go rdza zjadła. Nawet gdybym nie chciał to muszę się czepiać, a najbardziej w ostatnim czasie czepiam się tak zwanych instytucji międzynarodowych. Urządzanie takiego przecież nie taniego spektaklu, żeby zrobić nic, to jest ogólnoświatowa symbolika jałowości wszelakiej, biurokracji i instytucjonalności bezużytecznej. Można mnie przezywać malkontentem, ale niech mi ktoś pomoże sokoro sam nie jestem w stanie unieść ciężaru konkretów jakie się wydarzyły na łonie ostatnich spędów, na których jedyne co się dzieje, to promocja, żeby już nie przywoływać tego mdłego PR. Z ostatnich wydarzeń mogę przytoczyć dwa konkrety:wejście do UE i do NATO. Od tego czasu nic, kompletnie nic się nie wydarzyło, a i to NATO więcej nas kosztuje krwi i pieniędzy, niż kupiliśmy bezpieczeństwa. Pamiętam jaki to miał być przełom cholerny od pierwiastków i Joaniny, potem z traktatem lizbońskim. Pytam nieśmiało co się zmieniło od traktatu, którym okładano się przez lata? Co takiego się zmieniło, bo jak dla mnie wybrano dwie pacynki jedną śmieszniejszą od drugiej i na tym koniec. Pacynkę „prezydenta” UE i ja nawet nie będę sobie zawracał szlachetnej części ciała, aby sobie przypomnieć jego nazwisko, gdzieś go kiedyś wyzwał Berlusconi, potem angielski deputowany. Druga pacynka to angielska baronessa, dla mnie też bezimienna, jedyne co pamiętam w jej wykonaniu nazywa się: „yyy”, „eee”, „aaa”, kiedy usiłowała odpowiedzieć na banalne pytania.
Spędy międzynarodowe, gdzie Kaczyński mówi prze półtorej minuty, Tusk sprzedaje swoje lokalne konflikty, Sikorski pociągnie grzywkę na żel, Sarkozy pokaże nowe koturny, Obama poćwiczy na prompterze i jakby mało było tego blichtru i śmieszności, to z telewizji od „eksperta” można się dowiedzieć, że to ważne wydarzenie, które świadczy… Zaprosił Obama Tuska na hamburgera do Pragi, przy okazji show dla ubogich krewnych słowiańskich i zrobiło się z tego wydarzenie. Świadczy, że o nas pamiętają, świadczy, że się prestiż poniósł. A ja pytam jaki kontyngent czarny „szołmen” sobie kupił tym zaproszeniem do knajpy, gdzie jak agent ubezpieczeniowy podpisuje jakieś nieistotne kwity, które na gwóźdź w wygódce się nie nadają. Pozory, światowe pozory, żadnych zmian, żadnych koncepcji jak u Wałęsy, nieustanne prężenie mułów do satelitarnych telewizji. Ponoć stał się jakiś kryzys i miało być inaczej, a w Europie w ramach zmian podpisano tonę makulatury i postawiono dwie pacynki, aby pilnowały archiwów z makulaturą. W USA wybrano pierwszego czarnego, a że to co zrobił było czystym socjalizmem dostał od lewicowego parlamentu Nobla na zachętę. Jest to irytujące, choć przecież był czas i setki okazji, żeby się do tego standardu przyzwyczaić.
Trochę zmienię klimat, choć nie do końca. Na tle tej komicznej praskiej imprezki, naprawdę przyzwoicie wygląda ostania rocznicowa wizyta w Katyniu. Co mi się w tym podobało? Podobało mi się w niej to, że zarówno, Putin jak i Tusk, nie bełkotem dyplomatycznym, ale czytelnymi aluzjami bronili swoich interesów. Jak dla mnie obaj mówili prawdę, jeśli prawdę definiować praktycznie, czyli tak, że Putin nie będzie robił we własne gniazdo, nie będzie poniewierał własnym narodem i nie będzie pomagał w obniżaniu prestiżu własnego kraju. To wszystko można obniżyć na dwa sposoby, mówiąc ewidentne głupoty, albo mówić bezlitosną prawdę. Putin powiedział tyle, żeby nie brzmiało to głupio, a jednocześnie bronił swoich przed bezlitosną prawdę. Mnie to nie bulwersuje, ja nie czekam na ruskie przepraszam, ja czekam na to co powiedział Tusk. Tusk powiedział, że nie liczby tylko człowiek, każdy jeden, pojedynczy, z imieniem i nazwiskiem, nie masa statystyczna – imię i nazwisko i to ładnie powiedziane, z sensem. Czekanie na to, że Putin powie to co Tusk jest albo naiwnością, albo masochizmem. Czego My Polacy oczekujemy od swoich liderów? Tego samego czego Rosjanie od swoich. Czy my tak chętnie mówimy o akcji „Wisła”, czy znacznie chętniej od czystkach na Wołyniu?
Inne proporcje? Ano właśnie, Ruscy mają tak samo, ginęli milionami w wojnie ojczyźnianej i to jest ich martyrologia, którą żywią i bronią. Zrobili podła rzecz z Polakami, ale to ich akcja „Wisła”, bo ich Powstaniem Warszawskim i ich Wołyniem jest kilkadziesiąt milionów zabitych przez Niemców. Mnie przeprosiny od czekisty naprawdę powiewają, ważne aby taki czekista powiedział minimum prawdy i to zrobił, dając sobie spokój z „niemiecką zbrodnią”. Jego żale, udawane wyrzuty sumienia i lamenty dyplomatyczne nad grobami zamordowanych, byłyby jeszcze bardziej żenujące niż goleń Kwaśniewskiego. Był szczery jak czekista i to ma dla mnie większą wartość niż czarne dukanie z promptera. Pilnujmy swego, absolutnie nigdy dość Katynia, mnie się ten temat „nie nudzi”, dla mnie to jest cholernie ważne, mimo że wojsko uważam za śmieszność, patriotyzm i narodowość za egzaltację, ale bandytyzmu nie uważam za normę. Zamordowano ludzi, pojedynczych ludzi, zabijano człowieka, po człowieku, tak jak dobija się konie i nie ma znaczenia jak Ci ludzie byli ubrani, w co wierzyli i czy byli inteligencją. Pamiętając o nich, pamiętamy o nas, bo jeśli wyśmiejemy, wykpimy ich tragedię, tylko dlatego, że tą tragedią wielu powycierało sobie buzię i poniewierało nieludzko, to wykpimy samych siebie i własne tragedie, których Nam nie życzę, ale historia lubi się powtarzać.
W międzynarodowych spędach powinno chodzić o coś, o konkret, ze wszystkich ostatnich wydarzeń, tylko ostatnia uroczystość związana z Katyniem przyniosła konkret. Za konkret uważam uznanie faktu historycznego, Tuska bez ogródek upominanie się o dokumenty i nazwiska ofiar, za konkret uznaję również Putina dbałość o własny kraj, chociaż samego Putina mam za nic. Nie znaczy to, że Putin ma nam wyznaczać granice pamięci i historycznych badań, wręcz przeciwnie naszym zadaniem jest dbanie o siebie i naciskanie Putina. Byle skutecznie, nie romantycznie, bo jak słyszę, że Tusk za mało wygarnął, no to pytam gdzie na jakiej innej międzynarodowej „imprezie” ktoś słyszał ostrzejszy język, kiedy premierzy dwóch krajów stoją obok siebie? Nie było takiej, wszystkie imprezy to macanie po plecach i spożywanie hamburgera ze światowymi „szołmenami”. Tusk i Putin stali jak w ringu, to był oczywiście sparing i zabawa, ale i tak nie porównywalne z cyrkiem praskim i innymi europejskimi. No i jeszcze jedno. Tusk tego co powiedział nauczył się od Kaczyńskich, o tym też trzeba pamiętać i jakoś nie robi się z tego tytułu „wstydu na cały świat”.