No i wpisałem się w ten krajobraz piłkarskich mistrzostw świata w piłce nożnej.
No i wpisałem się w ten krajobraz piłkarskich mistrzostw świata w piłce nożnej. No, i statystycznie wypełniam ten obraz kibica, co to wrzeszczy: goool, sędzia kalosz, gdzie ty głupku podajesz, jak ty patałachu grasz…
Dobrze, że tylko statystycznie, a nie faktycznie. To po pierwsze, a po drugie – kibic ze mnie tak marny, że ani nie wrzeszczę, jak ten opętany (choć kiedyś tam wcześniej się zdarzało), ani nie latam z szalikiem po mieszkaniu (za wielkie i bym się pewnikiem szybko zmachał) i nie wyję jak vuvuzela, czy jak inaczej się tam te piszczałki, trąbki, czy trąby zwą.
Nie dzierżę w spoconym łapsku zimnego piwska, nie prowadzę statystyk – a jedyny, jak dotąd, mecz, który mi utkwił w pamięci, to piękny fair play pojedynek Kamerunu z Danią
Owszem, coś w człowieku jest, że “trzyma” stronę teoretycznie słabszych, i ja się do tej kategorii “człowieków” kwalifikuję. Nie analizuję, czy to dobrze czy źle: tak mam i nie jest mi z tym ani straszno, ani smutno – da się żyć i to nawet w większym komforcie niż życie za 800 złotych emerytury, za którą trzeba opłacić mieszkanie, media, coś sobie kupić – jak wystarczy, a nie daj Boże jak na karku pozostaje ktoś na utrzymaniu, to wtedy jest się czym martwić, to wtedy trzeba główkować bardziej niż piłkarz na boisku.
No, ale nie o tym dziś, bo to inny – społeczny – problem, który od dekad odkłada się nam, i to nie po stronie zysków.
Lubię dobry mecz, podobnie jak lubię dobrą książkę, wiersz, kabaret, film i dobry sen i dobry seks. Piszę o tym, bo nie jestem zakłamanym sukinsynem. Nie wstydzę się za kogoś i nie cierpię za miliony – normalnie, nie potrafię.
Wracając na boisko; zauważyłem, że sporo gry jest na skraju faul: piłka nożna jest sportem – w zasadzie to zawód – kontaktowym i tak sobie myślę, tak mi się wydaje, że to jak zagrają zawodowcy przeciwnych zespołów w głównej mierze zależy od tego jak “ustawi” tę grę sędzia główny i jego pomocnicy.
Tutaj mała uwaga. “Ustawi” to nie znaczy, że mam na myśli naszego “Fryzjera” – wiem z dobrych źródeł, że “nasz główny” ustawiacz dalej robi swoje interesy i nie przeszkadza mu to zbytnio, że znajduje się w izolacji więziennej.
Jak mi mówił, kiedyś znajomy, szef ochrony jednego z aresztów na północy Polski: „Wie pan, strażnicy to też tylko ludzie i oni po dwóch trzech latach służby sprawiają podobny problem jak skazani. Skazani, ci, co mają spore pieniądze są w stanie kupić wszystko, w tym moich ludzi… i ja sobie z tego doskonale zdaję sprawę i często problem jest większy niż sam nadzór nad skazanymi osadzonymi w grupach dla niebezpiecznych”
Dobry sędzia na boisku, podobnie jak w sali sądowej, potrafi ułożyć przebieg gry w ten sposób, że nie pozwoli sobie na żadne chamski zagrywki i odzywki.
Jeśli już na początku pokaże, że on jest od tego, aby mecz (w przypadku sądu – proces) przebiegał zgodnie z zasadami gry i będzie egzekwował z całą swoją mocą każde uchybienie, to możemy być pewni, że widowisko będzie czytelne i nie będzie potrzeby doliczać czasu do gry podstawowej.
Ale niestety świat jest wielki i pozbierani z egzotycznych zakątków sędziowie często przeginają, a to w nadinterpretacji swych ‘kompetencji’, a to jakiejś dziwnej „ślepocie”, która pozwala im na niezauważanie zagania faul i coraz częstszego zagrania ręką.
No i tu jest problem podobny do tego codziennego w życiu – zła interpretacja lub dziwna nadinterpretacja istniejących przepisów ustanowionego prawa.
Tu na szczęście, w meczach o światowy prymat, gdzie nie ma naszej reprezentacji, nie przeżywam i nie mam „obowiązku” patrzeć na marne widowisko spowodowane kiepską grą jedenastek lub złą organizacją pracy sędziego: to ja mam władzę – pilotem kończę męczarnię oglądania chłamu.
Podobnie czynię w przerwach, kiedy na prawie kwadrans łączymy się ze studiem w W-wie, aby wysłuchać mądrych gadających głów w studio. Posłuchać, co mają do powiedzenia, i tu uwaga! – eksperci.
No nie! No na miłość boską, jacy z nich eksperci i od czego? Chyba nie od futbolu, bo gdyby byli ekspertami od futbolu, to – zapewniam ja wszystkich szanownych, że na tych mistrzostwach po murawach Republiki Południowej Afryki biegaliby nasi chłopcy z orłem na piersi(ach!).
Ale skoro „Lista „Fryzjera”” jest jaka jest, to jest jak jest.
Nie zastanawiając się nad istotą zawiłości rozmaitych takich kompilacji zasad sztuki, nie mającej nic wspólnego z gra, oddaję się lub nie przyjemności oglądania, a kiedy znudzi mi się słuchanie Szpakowskiego z Lubańskim naciskam na pilocie guziczek z przekreślonym głośniczkiem i mam ich z głowy; wolę muzykę z radia niż bzyczenie pierdzi bąków.
No, taki ze mnie kibic, na którym nie można zarobić ani funta kłaków. I generalnie kibicuję tym lepszym, ale dobrze życzę tym słabszym. Lepszy poradzi sobie w każdej sytuacji, ale kiedy słabszy pokaże swoją niezłomną wolę walki, to ja się tylko uśmiecham i mam nadzieję, że…