Po wyborach prezydenc
Po wyborach prezydenckich pokusiłem się o analizę rozkładu głosów, z której wynikało, że prosty podział na Polskę sąsiadujących ze sobą literek alfabetu jest i przekłamaniem i propagandowym narzędziem. W tej chwili jeszcze nie ma mapki, ale jedno już można powiedzieć, jeśli potwierdzą się badania, których nie należy mylić z klasycznym sondażem, bo to są badania przeprowadzana na WYBORCACH, nie na właścicielach telefonów, można powiedzieć z całą pewnością, że PO jest z wielkich miast i tej prawdy nie da się podważyć. Nie wiem jak z młodością i wykształceniem, ale wielkie miasta należą do PO i to jest fakt numer jeden. A dlaczego aż tak ostro i akurat na tym się skupiam? Dlatego, że życie się zmienia, zmieniają się postawy życiowe i zmieniają wielkie tezy socjologiczne. Kończy się epoka, w której wygrywało się wybory wsią i co więcej wygrywało się dość łatwo. Kiedyś wystarczyło ubogą wieś, bodaj najliczniej reprezentowaną przez ludzi, którzy nie potrafili się odnaleźć w nowych realiach, zapakować do autobusu i wywieźć na blokadę. Populiści rządzili na wsi, rozmaitej maści socjaliści. Takiej wsi już nie ma. Na wsi PO i PiS są blisko siebie, to się bierze również stąd, że zmienia się struktura społeczna. Dziś niemały odsetek ludzi mieszkających na wsi, to tacy udawani „wieśniacy”. Sporą grupę wiejskich populacji stanowią zamożni z miasta, albo i nie zamożni, tylko mający dość miasta. Drugą niemałą grupę zbudowali rolnicy, którzy żyją już na przyzwoitym poziomi, cieszą się z dotacji UE i przez to stali się „nowocześni”, że w antyeuropejskich hasłach widzą zagrożenie dla swoich dochodów. Polska wieś kibicuje dziś UE bardziej niż nie jeden miastowy. Z kolei do miast masowo ruszają młodzi ze wsi, bo w „Nie ma mocnych”, wcale nie było przesady, kiedy reżyser pokazał klasyczny wiejski dylemat, mianowicie modlitwę i nawet kopertę na intencję tego, żeby się Ani noga na egzaminie powinęła, a ziemia miała gospodarza. Zmienia nam się struktura społeczna i w wyniku tych zmian, wniosek generalny dla analizy wyborczych wydarzeń jest taki, że PO bierze z miażdżącą przewagą cały kapitał polityczny. Dziś nie da się wygrać wyborów bez wielkich miast, taka jest nowa teza socjologiczna i dziś kapitałem politycznym, czy to się prezesowi podoba czy nie, czy prezes wygłosi jeszcze 10, czy 1000 idiotycznych mów z jeszcze głupszymi tezami, jest snobistyczny wielkomiejski elektorat. Z jednej strony ten elektorat w postaci średniego i starszego pokolenia uciekł na wieś i prowincję, z drugiej młodzi ze wsi i prowincji idą do wielkich miast po naukę i robotę. Idą i robią wszystko, w tym dokonują politycznych wyborów, aby nie być kojarzeni z wieśniakami, aby być modnymi.
Klucz politycznego i społecznego zwycięstwa jest jeden – trzeba być nowoczesnym, światowcem trzeba być, czyli innymi słowy nie można być wieśniakiem, jeśli się chce masowo wygrywać. Nie ma w tej chwili z liczących się partii bardziej wieśniackiej partii niż PiS i większego wieśniaka wśród liderów partii niż Kaczyński. Zanim się Czytelnik oburzy, albo bezmyślnie będzie bił brawka, proszę o precyzyjne zrozumienie moich słów. Nie wchodzę w aksjologię, nie mówię czy to dobre, czy złe, że tak są definiowane pojęcia „nowoczesności” i „wieśniactwa”. Stwierdzam jedynie fakt, że te definicje rządzą i dzielą. Prezes może żyć w swoim świecie, może walić w media i odwoływać się do żoliborskiej inteligencji, ale metkę wieśniaka ma i mieć będzie, ponieważ nawet nie o to chodzi co on mówi, ale jak mówi. Dziś mniej z wsią kojarzy się PSL niż PiS i to z tą zabójczą wsią, wsią wieśniacką. Pawlak to jest gość, komputerowiec, czwarta żona na karku, przy prezesie, który niczym 55-letnia kasjerka PKP stuka jednym palcem w komputer i najchętniej wróciłaby do solidnych tekturowych biletów, nawet Pawlak jest Europa, choć niby strażak z OSP. Nie ma takiej możliwości, aby przy zachowaniu tej narracji i tych kadr, PiS kiedykolwiek stał się partią rządzącą. Dziś wyborów nie da się wygrać będąc wieśniakiem i pocieszając się zwycięstwami na wsi, w dodatku tej zapadłej.
Zgranym argumentem się zajmuję zamiast poważną analizą? A jak wytłumaczę spektakularny spadek PO do 33%? Tym samym. Jeśli PO i PiS zagospodarowało całą scenę polityczną, no to gdzie jest ta różnica między sondażowym 44% dla PO i rzeczywistym 33%? Przecież nie w 27% dla PiS? 27% dla PiS, moim zdaniem trochę za wysoko i pewnie się skończy 35% dla PO i 25,5% dla PiS, to jest ledwie 2 punkty ponad może nie żelazny, ale stały elektorat. Różnica jest w 16% SLD i 13 PSL. Co to oznacza? Oznacza, że polska jest podzielona narracją, według zgranych kryteriów wieśniaków i europejczyków. Właściwie tym kryterium można obsłużyć każdy inny podział, bo bez trudu zaliczy się konserwatyzm, endecję, katolicyzm (w wersji PiS) do wioski nie Europy. I odwrotnie, kilka prostych hasełek, tak zwany życiowy luz objawiający się kopaniem piłki, albo adorowaniem niezbyt rozgarniętych pań redaktor w wieku dwudziestu paru lat, robi za Europę. PO spada i nie rośnie PiS, nie rośnie, ponieważ zapotrzebowanie na Europę, to jest… 33% PO, 16% SLD, 13% PSL, razem jakieś 62%. 62% Polaków chce uchodzić za młodych, wykształconych z wielkich miast, tylko 28% w mniejszym i większym stopniu jest dumna ze swojego wieśniactwa. Przypomnę, że cały czas piszę o tym jak ten podział został zdefiniowany i jak jest rozgrywany, nie o tym jak jest naprawdę, bo mnie bliżej do wieśniaków niż miastowych, w bardzo wielu kwestiach bliżej. Analizując rzeczywistość trzeba analizować fakty, procesy, tendencje i zapomnieć o tym, czy to sprawiedliwe, czy nie sprawiedliwe. Na etapie analizy nieważne jakie co jest, ważne, że decyduje o zwycięstwie i porażce. W takiej sytuacji metody postępowania są dwie:
1) Nauczyć się grać tym co modne, być światowym skończyć z wieśniactwem.
2) Kreować i narzucać nową, popularniejszą modę.
Dla PiS na pewno druga opcja jest nie do przeskoczenia, z takich powodów jakie wiele razy były już omawiane. Nie da się tego poziomu wieśniactwa, jak megafony pod płotem Komorowskiego, jak baby z chlebem i solą co drugie orędzie, jak listy do narodów i wrogów ojczyzny, jak patriotyzm pojmowany kategorią mogiły i namaszczenia partyjnego. Tego się jako mody sprzedać nie da, nie będzie mody na garsonki posłanki Wróbel i legendarne już mokasyny prezesa. Tego jako powszechnej mody wylansować się nie da. Tylko wtedy gdy prezes zrobił się modny, zaliczył szczyt popularności, zaliczył coś co było porażką, ale tak minimalną, a osiągnięty wynik tak imponujący, biorąc za start nędzę z jakiej ruszał prezes, można w tym jednym wypadku nazwać porażkę wstępem do sukcesu. Prezes tego wszystkiego co sobą reprezentuję jako mody nie sprzeda, nie będzie trendu na PiS, PiS w wersji prezesa będzie zawsze w białych kozaczkach chodził i dżinsach wyprasowanych na kant. Pojęcia nie mam jakim cudem można nie zrozumieć takiej oczywistości, ale prezes tego nie rozumie i już nie zrozumie.
Pocieszanie się, że PO spada, to jest trochę bezmyślna radość wyrażana przez wyborcę i polityka PiS. Na ich miejscu głęboko bym się zastanowił i natychmiast posmutniał. Z tendencji wynika wyraźnie, że 27% to jest próg, którego się nie przeskoczy, a gdy PO spada, to rośnie innym z wielkich miast, innym modnym. Wniosek jest taki, że upadek PO oznacza powrót na szczyt SLD, nie PiS. SLD staje się powoli „alternatywą”, a jak do tego dodać powrót PSL, oczywiście z poprawką, bo oni w samorządowych zawsze mają wyżej, no to mamy koalicję jak się patrzy. W dowolnej konfiguracji i nigdzie nie ma PiS. Różnie można prezesa oceniać, ale ja akurat za skończonego idiotę go nie ma. Dla mnie sytuacja staje się powoli jasna, Kaczyński wybrał. Kaczyński wybrał to co lubi najbardziej, czyli rolę wiecznego bojownika o słuszną sprawę. Kaczyński jest zadowolony z tego co ma, a ma pewną barykadę opozycyjną. Tym się zadawala, jest w swoim żywiole i ani myśli sięgać po władzę, gdzie szybko zacząłby się nudzić i znów mieszać paktami stabilizacyjnymi. Ci co liczą na upadek PO i przejęcie władzy przez PiS obudzą się w Polsce rządzonej przez Milera i Napieralskiego. W koalicji z PO, PSL lub obu tych partii razem. O ile ten układ z PO w roli głównej jest beznadziejny, to trzech do koryta i to takich trzech, którzy nie ukrywają swoich intencji, jest perspektywą, która przyprawia o ciarki na grzbiecie. W ten układ musi wejść klin, najlepiej taki, który nie jest tak wieśniacko nowoczesny jak PO, ale nie tak zapyziały jak PiS. Taką nadzieję widzę w partii Kluzik, jeśli jej się nie uda, trzeba będzie się pogodzić z tym co jest i na długie lata pozostanie.
PS Trzeba wziąć poprawkę, na te wybory, ponieważ w samorządowych bardzo często wybierani są ci sami ludzie, na kolejne kadencje, kasa z UE robi swoje, a lokalni zarządcy wiedzą, że jak nie zrobią czegoś konkretnego dla ludzi, to ich nie ma. W związku z tym nie do końca to oddaje układ sił parlamentarnych, gdzie ściema gra główną rolę. Tu nie liczyłbym na tak dobry wynik PSL i spodziewał się znacznie lepszego wyniku SLD, pewnie słabszego PiS, ciut lepszego PO. Niemniej to jest dygresja, nie istota.
To ja mam pytanie:
a dokładnie tak – co z frekwencją i czy sądzisz, że można ją poprawić?
A druga część jest już bardzo mętna, ale spróbuję – GDYBY udało się podnieść frekwencję, która partia (a może w domyśle – grupa partii, ewentualna koalicja, uzasadniona politycznie) skorzystałaby na podniesieniu tejże frekwencji?
Frekwencja już w kolejnych
Frekwencja już w kolejnych wyborach jest pozytywnym zaskoczeniem,. Wychodzi na to, że frekwencje poniżej 40% już się nie przydarzają. Jak na polskie realia można mówić o postępie. Oczywiście podniesiona frekwencja będzie działać na rzecz modnych, tudzież nowych ugrupowań. Kataklizm może tylko usadzić “wieśniaków” na tronie, ale przy tych kadrach jest się czego bać, nie ma z czego cieszyć.
Dzięki
chociaż zastanawiam się jeszcze, którego typu jest więcej wśród NIEgłosujących: czy bezrefleksyjnych, których wybory jako takie nie obchodzą, czy też tych, którzy machają ręką, “bo, panie, żadne wybory nie zmienią tego syfu”. I pod jakimi warunkami do urn ruszyliby jedni albo/ oraz drudzy.
To ja mam pytanie:
a dokładnie tak – co z frekwencją i czy sądzisz, że można ją poprawić?
A druga część jest już bardzo mętna, ale spróbuję – GDYBY udało się podnieść frekwencję, która partia (a może w domyśle – grupa partii, ewentualna koalicja, uzasadniona politycznie) skorzystałaby na podniesieniu tejże frekwencji?
Frekwencja już w kolejnych
Frekwencja już w kolejnych wyborach jest pozytywnym zaskoczeniem,. Wychodzi na to, że frekwencje poniżej 40% już się nie przydarzają. Jak na polskie realia można mówić o postępie. Oczywiście podniesiona frekwencja będzie działać na rzecz modnych, tudzież nowych ugrupowań. Kataklizm może tylko usadzić “wieśniaków” na tronie, ale przy tych kadrach jest się czego bać, nie ma z czego cieszyć.
Dzięki
chociaż zastanawiam się jeszcze, którego typu jest więcej wśród NIEgłosujących: czy bezrefleksyjnych, których wybory jako takie nie obchodzą, czy też tych, którzy machają ręką, “bo, panie, żadne wybory nie zmienią tego syfu”. I pod jakimi warunkami do urn ruszyliby jedni albo/ oraz drudzy.
LSD nowoczesną partią?
Żyjemy w ciekawych czasach. Żeby nam Kiszczak z laptopem do Sejmu nie wskoczył..
LSD nowoczesną partią?
Żyjemy w ciekawych czasach. Żeby nam Kiszczak z laptopem do Sejmu nie wskoczył..
Jeszcze jedna dusza intensywnie szukająca
http://pasje-moje.webnode.com/
http://matuzalem.salon24.pl/252404,sobie-pogratulujmy
Jeszcze jedna dusza intensywnie szukająca
http://pasje-moje.webnode.com/
http://matuzalem.salon24.pl/252404,sobie-pogratulujmy