Niestety nie jestem oryginalny, pojęcie ,,koszyk Kaczyńskiego” już fukcjonuje. I nie wymyslił tego żaden niedouczony pismak ani telewizyjny, powierzchowny, ekspert od wszystkiego. Koszyk Kaczyńskiego analizuje profesjonalnie, profesjonalny portal spożywczych handlowców.
Równolegle z profesjonalną analizą spozywczych profesjonalistów, trwa ogólnonarodowa debata nad zawartością wspomnianego koszyka. Nie tyle może zawartością, ile celowością spożywczych zakupów. Zakupów, rzecz jasna, Jarosława Kaczyńskiego. Zgodzą się Państwo za mną, że nasz udręczony kraj przypominać zaczyna Koreę Pólnocną. Tylko, że tam, w każdym miejscu pobytu, lub tylko chwilowej zadumy – Kim Ir Sena – stoją pomniki lub tylko tablice pamiątkowe, ale każde, absolutnie każde miejsce w którym, choć przez chwilę, przebywał ukochany przywódca – jest, w sposób widoczny, oznakowane.
U nas nie ma jeszcze, na razie, żadnego pomnika : tutaj był Jarosław Kaczyński, ani żadnej tablicy pamiątkowej : tutaj pan prezes robił zakupy, ale wszystko w tym kierunku zmierza.
No więc zanim Koszyk Kaczyńskiego (nie bójmy się wielkich liter) rozbiorą na części pierwsze nasi wielcy profesorowie, z profesorem Winieckim na czele. Zanim Koszyk Kaczyńskiego stanie się przedmiotem analiz, podobnie jak krzywe Engla lub paradoks Giffena, chciałbym zwrócić uwagę na kilka drobnych kwestii.
Pierwsza, i zewsząd podnoszona : cena za koszyk – Koszyk Kaczyńskiego. Właściwie sklep, w którym Jarosław Kaczyński dokonał niezwykłych bo spożywczych zakupów powinien się nazywać – sklep osiedlowy im. Prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Albowiem telewizyjni specjaliści wykazali niezbicie, że ceny w owym sklepie są wyjątkowe, a nawet rekordowe. I rozbiegli się po Polsce w poszukiwaniu okazji. Natomiast, z profesjonalnej analizy spożywczych profesjonalistów wynika jasno, że większość produktów z Koszyka Kaczyńskiego można, i to całkiem legalnie, w Warszawie, zakupić DROŻEJ.
Nie dodają przy tym, ile należałoby spalić, taniej bo po 5 złotych, benzyny, oraz ile czasu stracić. Czasu, który jak powszechnie wiadomo, nie jest, ale tylko w Polsce, żadną dająca się wycenić wartością.
Podnoszą też, różni spożywczy specjaliści, ceny w ,,delikatesowych” sklepach. Pada, przy tej okazji, nazwa ,,delikatesów” Piotr i Paweł. Ktokolwiek widział albo nawet jadł prawdziwie delikatesowe specjały, ten wie czym się różni ,,delikatesowa sieć” od zwyczajnych delikatesów. Poza cenami.
A mimo tego, znajdują, wspomniane wyżej ,,delikatesy” klientów na ,,delikatesowe przysmaki” wartości ponad miliarda złotych w 76 sklepach, żartobliwie zwanych – delikatesami. Ponieważ trudno oszacować liczbę klientów gotowych ekstra płacić za ekstra złudzenia, wypada okreslić ich liczbę na – sporą.
Odkąd w zakupionym, w sieci Tesco, dżemie truskawkowym nie stwierdzono nawet 1%, to znaczy nawet śladu owoców, a w parówkach, z innej sieci, ani grama mięsa, oraz piwo ,,bez piwa” , bo żółć bydlęca zastąpiła słód i chmiel – całe ryzyko spożywania zakupionego,w dyskontach, ,,towaru” bierze na siebie klient.
Zareklamowano również, zapewne mimochodem, wielką sieć spożywczą o dźwięcznej nazwie.
Zanim jednak Biedronka, sprzedana Portugalczykom, stała się obiektem pożądania najtęższych głów polskiej polityki – była najpierw własnością gangstera, który samotnie, jako wychowanek ,,bidula” zaczynał swój ,,biznes” od włamań do kiosków. Kiedy już, jako wielki gangster i oszust, został namierzony przez poznańską , jeszcze wtedy, milicję, zatrudnił jej szefa jako kierownika a później dyrektora w złodziejskim interesie. Kiedy w ,,nowej” Polsce ,,nowi” już policjanci z ,,nowymi” prokuratorami przyskrzynili, zdawać by się mogło, miedzynarodowego już gangstera, wówczas okazało się, że jest on prezesem straży pożarnej . Więc na procesie o miliardy, wyłudzone i ukradzione, zeznawał jako świadek. Zaraz potem sprzedał hurtownie Eurocash i wszystkie 243 Biedronki portugalsko- brytyjskiemu konsorcjum JMB.
Całe szczęście, że pan prezes Kaczyński nie wpadł na pomysł zakupów w Żabce, też należącej jeszcze niedawno do wspomnianego wyżej, poznańskiego ,,biznesmena”. Wtedy dopiero zobaczylibyśmy koszyk, a dokładnie koszyczek – za te pieniądze. No i być może, w czyjejś podejrzliwej głowie zrodziłby się pomysł grzebania w przeszłości, bandycko-złodziejskiej, więc tylko ,,niechlubnej” jednego z najbogatszych Polaków.
A tak – mamy nie tylko ogólnonarodową dyskusję ale również, miejmy nadzieję, wielki wkład do światowej nauki.
Koszyk Kaczyńskiego – nasz wkład do światowej ekonomii i ekonometrii
Reklama
Reklama
Reklama
dzwon bije
Tak patrząc na to zdjęcie pomyślałem, czy aby już nie ostatni moment aby cukru i mąki nakupić, jabłek z 50 kilo nasuszyć, kaszy nanieść do piwnicy.
Smalec też długo wytrzyma.
Wydawało się mnie – naiwnemu, że wszystko widziałem
i wszystko, jak choćby PRL, przeżyłem. A tu taki ,,siuprajz”.
Cyfrowy, w rozdzielczości HD, ale jednak Sokorski (gomułkowski prezes Radiokomitetu). Znał osobiście Stalina. Ale miał większe jaja niż ta , współczesna, zgraja przydupasów władzy.
Dzisiaj w poważnym zdawać by się mogło programie ekonomicznym, intensywne poszukiwanie spekulantów. Cukrowych.
Mnie jeszcze bawią zdziwione ryje polityków PO,że mimo
świadomości rozmontowania cukrownictwa w Polsce oraz zgody na zmniejsze naszych kwot producji cukru o 20% i to przy wciąż wzrastającym popycie. Prostej zasady podaży i popytu ci wykształceni z miast POjąć nie mogą, do tego dochodzi spekulacja i panika konsumentów. Tymczasem do wielkanocnych wypieków jeszcze miesiąc. To dopiero będą ceny! O ile nie będzie powrotu komuny w postaci pustych półek nigdyś składujących cukier. 🙂
Jakie to były te ,,wrażliwe wyroby”, od których(braku) komuna
zaczęła się przewracać? Pierwsze kartki były na cukier? Później na masło? Na końcu mięso? Czy w innej kolejności? Bo za Jaruzala to były kartki na kartki.
Przypomniałeś mi pewną historię
W czasach Jaruzela byłam na studiach i miałam koleżankę Krystynę, która pochodziła ze wsi.
Na uczelni pobierała kartki zaopatrzeniowe tak, jak wszyscy inni studenci to robili.
I nagle sie wielka rzecz okazała: rodzice Krystyny przepisali na nią część ziemi, o czym ona nie miała dużo pojęcia. Ktoś życzliwy doniósł, że Krystyna jest “rolnikiem”, a rolnikom kartki żywnościowe nie przysługiwały.
Borykała się moja koleżanka między kartkami zaopatrzenia, wkładkami zaopatrzenia, sądami i świadkami. Tak, miała w “prawdziwym sądzie” sprawę o nadużycie w randze, wtedy, przestępstwa. Skończyło się na karze grzywny.
A naprawdę skończyło się tak, że Krystyna jest kardiochirurgiem w Niemczech.
Zostańmy chwilę przy wspomnieniach :
nikt, w czasach o których piszesz, nie chciał pracować za pieniądze. Mam na myśli taką prawdziwą pracę, a nie ,,chodzenie do państwowej roboty”. Więc wszyscy, którzy mieli jakiś biznes typu: ferma drobiu albo plantacja owoców musieli zaoferować swoim pracownikom : papierosy, wódkę czystą albo kawę. Prowadzili więc skup kartek na wielką skalę. Pamiętam też, że paczka kawy otwierała wtedy wszystkie drzwi i dawała wstęp na zaklęte rewiry.
Fakt, życie było ciekawsze.
U
Fakt, życie było ciekawsze.
U mnie na wydziale pędzono spirt żeby było czym płacić fachowcom od aparartury naukowej, a prosty obywatel który chciał kupić papier toaletowy musiał przedstawić w sklepie zaświadczenie z pieczątką, głoszące że oddał do skupu przepisową ilość makulatury.
Czy ludzie wychowani w takim systemie mogą być normalni umysłowo i zachodnoieuropejscy? Jasne, że nie, choć z drugie strony to może nawet łatwiej przyzwyczają się do nowych czasów, gdy trzeba będzie pokazać w Brukseli kwit o utylizacji dwutlenku by móc legalnie kupić węgiel na zimę.
Umiejętność egzystowania w socjalizmie okaże się cenna.
Zmienił się system, ale mordy i nawyki władzy są wierną kopią komuszych odpowiedników, nadal żyję w “Rejsie” i w “Misiu”, a nowe pokolenia łapią gładko ten klimat, lekko tylko go komercjalizując.
Proste wymarcie pokoleń nie wystarczy, to za mocno wsiąkło w glebę.
Moje skojarzenia, już z
Moje skojarzenia, już z “demokratycznej” Polski.
Nie wiem czy oglądałeś Chlorze, tytułu nie pamiętam, nazwę to roboczo teleturniejem wiedzowym dla gimnazjalistów prowadzonym przez Martynę Wojciechowską. Dzieciaki stały za pulpitem i naciskały guziczki. Program na licencji wielkobrytyjskiej. W każdym kraju ustrojstwo się przegrzewało i padało na pysk. Nie pomagało instalowanie dodatkowego chłodzenia. Tylko u nas nie. Jak wy to robicie Polacy, że u was nie?, padło pytanie. Zwyczajnie, wywierciliśmy dziurę w obudowie. Nikt, kto nie miął Trybuny Ludu, żeby podetrzeć sobie nią tyłek w zastępstwie papieru toaletowego, w tamtych czasach towaru luksusowego, na taki pomysł by nie wpadł.
Po tym przydługawym komentarzu nasunęła mi się jeszcze jedna myśl poboczna. Po wojnie atomowej przetrwają wirusy, karaluchy, szczury i Polacy.
sztuka przetrwania
Tak, ale to musiałaby być bardzo solidna, ogólnoświatowa katastrofa zrównująca wszystkich technologicznie.
Przeżyliby wówczas ci, którzy by szybciej opanowali sztukę podcierania brzozowym liściem, a nie spece od lewych kwitów.
I kto wie kto okazałby się w tym najlepszy.
Może Japończycy, albo Rosjanie?
Wyjedź na ulicę, samochodem. Albo spróbuj przejść
pieszo, nawet po pasach. Cham chama – bandytą(drogowym) pogania. Już minęły czasy ,,luksusowego” samochodu z niemieckiego złomowiska, więc daje się to wytłumaczyć odreagowaniem kompleksów, albo też wrodzonym ,,cwaniactwem”.Widocznym najbardziej, kiedy wymusza tego typu kierowca – wjeżdżając prawie na maskę, po czym jedzie 30km/h cały szczęśliwy, że ,,się nie dał”.
Dam głowę, że wielu ludziom sprawiłoby frajdę, gdyby nagle cukier zniknął, i trzeba by było uganiać się za nim na sposób sowiecki,tfu, peerelowski.
I nie ma z tych zmarnowanych 44 lat PRL-u żadnego pożytku. W chwilach klęski gubimy się zupełnie. Widziałem z bliska dwie – trzy wielkie, i kilka tylko normalnych, ludzkich zachowań, które urosły do rangi bohaterstwa. Nie przeżyjemy, Jasmine, żadnej wojny. A już po wielkiej to ślad po nas zginie – na wieki.
Udało mi się Ojcze
Udało mi się Ojcze Milicjancie kilka razy przejść przez ulicę po pasach i żyję. Raz to mnie pęd powietrza okręcił dookoła osi własnej. Ciężka torba uratowała mi wtedy życie, szłam wolno nie zdążyłam być rozjechana. Wiem o czym mówisz.
Tak pół serio teraz. Przepowiednie mówią, że przetrwamy. Przeżyjemy.
Bardziej serio. Tych normalnych, ludzkich zachowań jest więcej. Tylko, że one są cichutkie, nie rzucają się do oczu i uszu.
Muszę się przyznać, że dwa
Muszę się przyznać, że dwa razy mógłbym być Twoim zabójcą. Niestety komfort siedzenia w samochodzie odbiera rozum. W swojej wsi jestem jednym z nielicznych, jeśli nie jedynym, który zatrzymuje samochód przed przejściem, ale jak się myśli o “sprawach” zapomina się o… no właśnie życiu i to nie własnym. Chamstwo jest, ale tu też głupota i nasze życie z 1000 spraw ma znaczenie.
Mała strata, krótki żal.;)
Mała strata, krótki żal.;) Ten jeden raz zapamiętałam szczególnie, bo kierowca taksówki, który zatrzymał się żeby mnie przepuścić, wysiadł. Zbladł, omal nie dostał zawału. Oboje zauważyliśmy, że rakieta była koloru czerwonego. Szeroka ulica, pusta, nie zauważyłam, że nadjeżdża, taksówkę ominęła z prawej strony jadąc po trawniku w chwili gdy byłam już prawie na chodniku po drugiej stronie. Aż tak to chyba nie szarżujesz, mam nadzieję.:)
PS: W każdym tekście widnieje na moim monitorze pusty prostokąt. Co to takiego czego nie widzę? Reklamy powyżej i po bokach pokazują mi się jak zawsze, bez zmian.
O czym WY piszecie?
Wprawdzie wyznaję zasadę, że miejsce pieszego jest na chodniku, ale jak jest na pasach to zawsze się zatrzymuję. I nie wyprzedzam na pasach, nawet jak nikt tamtędy nie idzie.
PS też mam pustą ramkę.
O tym Lukrecjo, że w krajach, do grona których aspirujemy
pieszy tylko Z ZAMIAREM PRZEJŚCIA staje się świętym, podobnie rowerzysta. Takie zwyczaje panują w krajach, które ,,młodzi wykształceni z miast” odwiedzają tłumnie. Najbliższe wycieczki w maju. Niemcy złożyli zapotrzebowanie na 400 tys. ,,turystów”.
Ja przestrzegam przepisów
Wy nie ??? Dlaczego?
Uprzejmie informuję Ojcze
Uprzejmie informuję Ojcze Milicjancie, że dzieci w mojej wsi mają kaski na głowach jeżdżąc na rowerach i rolkach. (Nie jednocześnie). Niby nic wielkiego a lekki szok przeżyłam gdy to do mnie dotarło. To tak na marginesie, żeby całkiem ponuro nie było.:)
A w mojej maja odblaski i to
A w mojej maja odblaski i to są te błogosławione działanie marginalne UE i innych “zbiórek dla ubogich”.
I tak mnie nie
I tak mnie nie przelicytujesz.;) Do odblasków zdążyłam się przyzwyczaić wcześniej.:)
Ty nam lepiej zdradź czego nie widzimy w tych tajemniczych prostokątach, bo ciekawość mnie zje. Może się biedactwo zadławić.
O życiu Lukrecjo, o życiu.:))
O życiu Lukrecjo, o życiu.:)) W życiu jak to w życiu, po śmierci można liczyć na tabliczkę na grobie: Tu leży ten, który prawidłowo przechodził przez ulicę.:))
PS: Ciekawe co w tej pustej ramce jest…
“Tu leży ten”
obowiązuje zasada ograniczonego zaufania. Może się taki zagapić, dostać zawału, ataku padaczki, inne propozycje. Zawsze trzeba popatrzyć, czy się zatrzymuje, czy nie. Ja się zatrzymuję.
PS Tez jestem ciekawa, co w tej ramce jest.
Najlepsza tabliczka nagrobna jaką widziałem:
,,Tutaj leży ten, który miał pierwszeństwo przejazdu” .
Ale wracając do MERITUM : wczoraj przeczytałem na WP wyniki dziennikarskiego śledztwa w sprawie niezwykłego koszyka (o którym pan Prezydent codziennie i w każdym wystąpieniu).
I cóż się okazało? Mianowicie, wszystkie artykuły spożywcze, w porównaniu z 2007 rokiem – POTANIAŁY.
A dokładnie cytując : SPADŁY.
Szkoda, ze nie podają : co spadło na głowę autora? Czy to była butelka 0,7 litra z zawartością?
U mnie za brak wyobraźni i
U mnie za brak wyobraźni i pomyślunku robi następujący patent: jak warunki robią się znośne, sporo jeżdżę na rowerze. Takie rozdwojenie jaźni jest świetnym uzupełnieniem kierowcy i rowerzysty.
I pieszego
czasami chodzę na piechotę.
dzwon bije
Tak patrząc na to zdjęcie pomyślałem, czy aby już nie ostatni moment aby cukru i mąki nakupić, jabłek z 50 kilo nasuszyć, kaszy nanieść do piwnicy.
Smalec też długo wytrzyma.
Wydawało się mnie – naiwnemu, że wszystko widziałem
i wszystko, jak choćby PRL, przeżyłem. A tu taki ,,siuprajz”.
Cyfrowy, w rozdzielczości HD, ale jednak Sokorski (gomułkowski prezes Radiokomitetu). Znał osobiście Stalina. Ale miał większe jaja niż ta , współczesna, zgraja przydupasów władzy.
Dzisiaj w poważnym zdawać by się mogło programie ekonomicznym, intensywne poszukiwanie spekulantów. Cukrowych.
Mnie jeszcze bawią zdziwione ryje polityków PO,że mimo
świadomości rozmontowania cukrownictwa w Polsce oraz zgody na zmniejsze naszych kwot producji cukru o 20% i to przy wciąż wzrastającym popycie. Prostej zasady podaży i popytu ci wykształceni z miast POjąć nie mogą, do tego dochodzi spekulacja i panika konsumentów. Tymczasem do wielkanocnych wypieków jeszcze miesiąc. To dopiero będą ceny! O ile nie będzie powrotu komuny w postaci pustych półek nigdyś składujących cukier. 🙂
Jakie to były te ,,wrażliwe wyroby”, od których(braku) komuna
zaczęła się przewracać? Pierwsze kartki były na cukier? Później na masło? Na końcu mięso? Czy w innej kolejności? Bo za Jaruzala to były kartki na kartki.
Przypomniałeś mi pewną historię
W czasach Jaruzela byłam na studiach i miałam koleżankę Krystynę, która pochodziła ze wsi.
Na uczelni pobierała kartki zaopatrzeniowe tak, jak wszyscy inni studenci to robili.
I nagle sie wielka rzecz okazała: rodzice Krystyny przepisali na nią część ziemi, o czym ona nie miała dużo pojęcia. Ktoś życzliwy doniósł, że Krystyna jest “rolnikiem”, a rolnikom kartki żywnościowe nie przysługiwały.
Borykała się moja koleżanka między kartkami zaopatrzenia, wkładkami zaopatrzenia, sądami i świadkami. Tak, miała w “prawdziwym sądzie” sprawę o nadużycie w randze, wtedy, przestępstwa. Skończyło się na karze grzywny.
A naprawdę skończyło się tak, że Krystyna jest kardiochirurgiem w Niemczech.
Zostańmy chwilę przy wspomnieniach :
nikt, w czasach o których piszesz, nie chciał pracować za pieniądze. Mam na myśli taką prawdziwą pracę, a nie ,,chodzenie do państwowej roboty”. Więc wszyscy, którzy mieli jakiś biznes typu: ferma drobiu albo plantacja owoców musieli zaoferować swoim pracownikom : papierosy, wódkę czystą albo kawę. Prowadzili więc skup kartek na wielką skalę. Pamiętam też, że paczka kawy otwierała wtedy wszystkie drzwi i dawała wstęp na zaklęte rewiry.
Fakt, życie było ciekawsze.
U
Fakt, życie było ciekawsze.
U mnie na wydziale pędzono spirt żeby było czym płacić fachowcom od aparartury naukowej, a prosty obywatel który chciał kupić papier toaletowy musiał przedstawić w sklepie zaświadczenie z pieczątką, głoszące że oddał do skupu przepisową ilość makulatury.
Czy ludzie wychowani w takim systemie mogą być normalni umysłowo i zachodnoieuropejscy? Jasne, że nie, choć z drugie strony to może nawet łatwiej przyzwyczają się do nowych czasów, gdy trzeba będzie pokazać w Brukseli kwit o utylizacji dwutlenku by móc legalnie kupić węgiel na zimę.
Umiejętność egzystowania w socjalizmie okaże się cenna.
Zmienił się system, ale mordy i nawyki władzy są wierną kopią komuszych odpowiedników, nadal żyję w “Rejsie” i w “Misiu”, a nowe pokolenia łapią gładko ten klimat, lekko tylko go komercjalizując.
Proste wymarcie pokoleń nie wystarczy, to za mocno wsiąkło w glebę.
Moje skojarzenia, już z
Moje skojarzenia, już z “demokratycznej” Polski.
Nie wiem czy oglądałeś Chlorze, tytułu nie pamiętam, nazwę to roboczo teleturniejem wiedzowym dla gimnazjalistów prowadzonym przez Martynę Wojciechowską. Dzieciaki stały za pulpitem i naciskały guziczki. Program na licencji wielkobrytyjskiej. W każdym kraju ustrojstwo się przegrzewało i padało na pysk. Nie pomagało instalowanie dodatkowego chłodzenia. Tylko u nas nie. Jak wy to robicie Polacy, że u was nie?, padło pytanie. Zwyczajnie, wywierciliśmy dziurę w obudowie. Nikt, kto nie miął Trybuny Ludu, żeby podetrzeć sobie nią tyłek w zastępstwie papieru toaletowego, w tamtych czasach towaru luksusowego, na taki pomysł by nie wpadł.
Po tym przydługawym komentarzu nasunęła mi się jeszcze jedna myśl poboczna. Po wojnie atomowej przetrwają wirusy, karaluchy, szczury i Polacy.
sztuka przetrwania
Tak, ale to musiałaby być bardzo solidna, ogólnoświatowa katastrofa zrównująca wszystkich technologicznie.
Przeżyliby wówczas ci, którzy by szybciej opanowali sztukę podcierania brzozowym liściem, a nie spece od lewych kwitów.
I kto wie kto okazałby się w tym najlepszy.
Może Japończycy, albo Rosjanie?
Wyjedź na ulicę, samochodem. Albo spróbuj przejść
pieszo, nawet po pasach. Cham chama – bandytą(drogowym) pogania. Już minęły czasy ,,luksusowego” samochodu z niemieckiego złomowiska, więc daje się to wytłumaczyć odreagowaniem kompleksów, albo też wrodzonym ,,cwaniactwem”.Widocznym najbardziej, kiedy wymusza tego typu kierowca – wjeżdżając prawie na maskę, po czym jedzie 30km/h cały szczęśliwy, że ,,się nie dał”.
Dam głowę, że wielu ludziom sprawiłoby frajdę, gdyby nagle cukier zniknął, i trzeba by było uganiać się za nim na sposób sowiecki,tfu, peerelowski.
I nie ma z tych zmarnowanych 44 lat PRL-u żadnego pożytku. W chwilach klęski gubimy się zupełnie. Widziałem z bliska dwie – trzy wielkie, i kilka tylko normalnych, ludzkich zachowań, które urosły do rangi bohaterstwa. Nie przeżyjemy, Jasmine, żadnej wojny. A już po wielkiej to ślad po nas zginie – na wieki.
Udało mi się Ojcze
Udało mi się Ojcze Milicjancie kilka razy przejść przez ulicę po pasach i żyję. Raz to mnie pęd powietrza okręcił dookoła osi własnej. Ciężka torba uratowała mi wtedy życie, szłam wolno nie zdążyłam być rozjechana. Wiem o czym mówisz.
Tak pół serio teraz. Przepowiednie mówią, że przetrwamy. Przeżyjemy.
Bardziej serio. Tych normalnych, ludzkich zachowań jest więcej. Tylko, że one są cichutkie, nie rzucają się do oczu i uszu.
Muszę się przyznać, że dwa
Muszę się przyznać, że dwa razy mógłbym być Twoim zabójcą. Niestety komfort siedzenia w samochodzie odbiera rozum. W swojej wsi jestem jednym z nielicznych, jeśli nie jedynym, który zatrzymuje samochód przed przejściem, ale jak się myśli o “sprawach” zapomina się o… no właśnie życiu i to nie własnym. Chamstwo jest, ale tu też głupota i nasze życie z 1000 spraw ma znaczenie.
Mała strata, krótki żal.;)
Mała strata, krótki żal.;) Ten jeden raz zapamiętałam szczególnie, bo kierowca taksówki, który zatrzymał się żeby mnie przepuścić, wysiadł. Zbladł, omal nie dostał zawału. Oboje zauważyliśmy, że rakieta była koloru czerwonego. Szeroka ulica, pusta, nie zauważyłam, że nadjeżdża, taksówkę ominęła z prawej strony jadąc po trawniku w chwili gdy byłam już prawie na chodniku po drugiej stronie. Aż tak to chyba nie szarżujesz, mam nadzieję.:)
PS: W każdym tekście widnieje na moim monitorze pusty prostokąt. Co to takiego czego nie widzę? Reklamy powyżej i po bokach pokazują mi się jak zawsze, bez zmian.
O czym WY piszecie?
Wprawdzie wyznaję zasadę, że miejsce pieszego jest na chodniku, ale jak jest na pasach to zawsze się zatrzymuję. I nie wyprzedzam na pasach, nawet jak nikt tamtędy nie idzie.
PS też mam pustą ramkę.
O tym Lukrecjo, że w krajach, do grona których aspirujemy
pieszy tylko Z ZAMIAREM PRZEJŚCIA staje się świętym, podobnie rowerzysta. Takie zwyczaje panują w krajach, które ,,młodzi wykształceni z miast” odwiedzają tłumnie. Najbliższe wycieczki w maju. Niemcy złożyli zapotrzebowanie na 400 tys. ,,turystów”.
Ja przestrzegam przepisów
Wy nie ??? Dlaczego?
Uprzejmie informuję Ojcze
Uprzejmie informuję Ojcze Milicjancie, że dzieci w mojej wsi mają kaski na głowach jeżdżąc na rowerach i rolkach. (Nie jednocześnie). Niby nic wielkiego a lekki szok przeżyłam gdy to do mnie dotarło. To tak na marginesie, żeby całkiem ponuro nie było.:)
A w mojej maja odblaski i to
A w mojej maja odblaski i to są te błogosławione działanie marginalne UE i innych “zbiórek dla ubogich”.
I tak mnie nie
I tak mnie nie przelicytujesz.;) Do odblasków zdążyłam się przyzwyczaić wcześniej.:)
Ty nam lepiej zdradź czego nie widzimy w tych tajemniczych prostokątach, bo ciekawość mnie zje. Może się biedactwo zadławić.
O życiu Lukrecjo, o życiu.:))
O życiu Lukrecjo, o życiu.:)) W życiu jak to w życiu, po śmierci można liczyć na tabliczkę na grobie: Tu leży ten, który prawidłowo przechodził przez ulicę.:))
PS: Ciekawe co w tej pustej ramce jest…
“Tu leży ten”
obowiązuje zasada ograniczonego zaufania. Może się taki zagapić, dostać zawału, ataku padaczki, inne propozycje. Zawsze trzeba popatrzyć, czy się zatrzymuje, czy nie. Ja się zatrzymuję.
PS Tez jestem ciekawa, co w tej ramce jest.
Najlepsza tabliczka nagrobna jaką widziałem:
,,Tutaj leży ten, który miał pierwszeństwo przejazdu” .
Ale wracając do MERITUM : wczoraj przeczytałem na WP wyniki dziennikarskiego śledztwa w sprawie niezwykłego koszyka (o którym pan Prezydent codziennie i w każdym wystąpieniu).
I cóż się okazało? Mianowicie, wszystkie artykuły spożywcze, w porównaniu z 2007 rokiem – POTANIAŁY.
A dokładnie cytując : SPADŁY.
Szkoda, ze nie podają : co spadło na głowę autora? Czy to była butelka 0,7 litra z zawartością?
U mnie za brak wyobraźni i
U mnie za brak wyobraźni i pomyślunku robi następujący patent: jak warunki robią się znośne, sporo jeżdżę na rowerze. Takie rozdwojenie jaźni jest świetnym uzupełnieniem kierowcy i rowerzysty.
I pieszego
czasami chodzę na piechotę.
dzwon bije
Tak patrząc na to zdjęcie pomyślałem, czy aby już nie ostatni moment aby cukru i mąki nakupić, jabłek z 50 kilo nasuszyć, kaszy nanieść do piwnicy.
Smalec też długo wytrzyma.
Wydawało się mnie – naiwnemu, że wszystko widziałem
i wszystko, jak choćby PRL, przeżyłem. A tu taki ,,siuprajz”.
Cyfrowy, w rozdzielczości HD, ale jednak Sokorski (gomułkowski prezes Radiokomitetu). Znał osobiście Stalina. Ale miał większe jaja niż ta , współczesna, zgraja przydupasów władzy.
Dzisiaj w poważnym zdawać by się mogło programie ekonomicznym, intensywne poszukiwanie spekulantów. Cukrowych.
Mnie jeszcze bawią zdziwione ryje polityków PO,że mimo
świadomości rozmontowania cukrownictwa w Polsce oraz zgody na zmniejsze naszych kwot producji cukru o 20% i to przy wciąż wzrastającym popycie. Prostej zasady podaży i popytu ci wykształceni z miast POjąć nie mogą, do tego dochodzi spekulacja i panika konsumentów. Tymczasem do wielkanocnych wypieków jeszcze miesiąc. To dopiero będą ceny! O ile nie będzie powrotu komuny w postaci pustych półek nigdyś składujących cukier. 🙂
Jakie to były te ,,wrażliwe wyroby”, od których(braku) komuna
zaczęła się przewracać? Pierwsze kartki były na cukier? Później na masło? Na końcu mięso? Czy w innej kolejności? Bo za Jaruzala to były kartki na kartki.
Przypomniałeś mi pewną historię
W czasach Jaruzela byłam na studiach i miałam koleżankę Krystynę, która pochodziła ze wsi.
Na uczelni pobierała kartki zaopatrzeniowe tak, jak wszyscy inni studenci to robili.
I nagle sie wielka rzecz okazała: rodzice Krystyny przepisali na nią część ziemi, o czym ona nie miała dużo pojęcia. Ktoś życzliwy doniósł, że Krystyna jest “rolnikiem”, a rolnikom kartki żywnościowe nie przysługiwały.
Borykała się moja koleżanka między kartkami zaopatrzenia, wkładkami zaopatrzenia, sądami i świadkami. Tak, miała w “prawdziwym sądzie” sprawę o nadużycie w randze, wtedy, przestępstwa. Skończyło się na karze grzywny.
A naprawdę skończyło się tak, że Krystyna jest kardiochirurgiem w Niemczech.
Zostańmy chwilę przy wspomnieniach :
nikt, w czasach o których piszesz, nie chciał pracować za pieniądze. Mam na myśli taką prawdziwą pracę, a nie ,,chodzenie do państwowej roboty”. Więc wszyscy, którzy mieli jakiś biznes typu: ferma drobiu albo plantacja owoców musieli zaoferować swoim pracownikom : papierosy, wódkę czystą albo kawę. Prowadzili więc skup kartek na wielką skalę. Pamiętam też, że paczka kawy otwierała wtedy wszystkie drzwi i dawała wstęp na zaklęte rewiry.
Fakt, życie było ciekawsze.
U
Fakt, życie było ciekawsze.
U mnie na wydziale pędzono spirt żeby było czym płacić fachowcom od aparartury naukowej, a prosty obywatel który chciał kupić papier toaletowy musiał przedstawić w sklepie zaświadczenie z pieczątką, głoszące że oddał do skupu przepisową ilość makulatury.
Czy ludzie wychowani w takim systemie mogą być normalni umysłowo i zachodnoieuropejscy? Jasne, że nie, choć z drugie strony to może nawet łatwiej przyzwyczają się do nowych czasów, gdy trzeba będzie pokazać w Brukseli kwit o utylizacji dwutlenku by móc legalnie kupić węgiel na zimę.
Umiejętność egzystowania w socjalizmie okaże się cenna.
Zmienił się system, ale mordy i nawyki władzy są wierną kopią komuszych odpowiedników, nadal żyję w “Rejsie” i w “Misiu”, a nowe pokolenia łapią gładko ten klimat, lekko tylko go komercjalizując.
Proste wymarcie pokoleń nie wystarczy, to za mocno wsiąkło w glebę.
Moje skojarzenia, już z
Moje skojarzenia, już z “demokratycznej” Polski.
Nie wiem czy oglądałeś Chlorze, tytułu nie pamiętam, nazwę to roboczo teleturniejem wiedzowym dla gimnazjalistów prowadzonym przez Martynę Wojciechowską. Dzieciaki stały za pulpitem i naciskały guziczki. Program na licencji wielkobrytyjskiej. W każdym kraju ustrojstwo się przegrzewało i padało na pysk. Nie pomagało instalowanie dodatkowego chłodzenia. Tylko u nas nie. Jak wy to robicie Polacy, że u was nie?, padło pytanie. Zwyczajnie, wywierciliśmy dziurę w obudowie. Nikt, kto nie miął Trybuny Ludu, żeby podetrzeć sobie nią tyłek w zastępstwie papieru toaletowego, w tamtych czasach towaru luksusowego, na taki pomysł by nie wpadł.
Po tym przydługawym komentarzu nasunęła mi się jeszcze jedna myśl poboczna. Po wojnie atomowej przetrwają wirusy, karaluchy, szczury i Polacy.
sztuka przetrwania
Tak, ale to musiałaby być bardzo solidna, ogólnoświatowa katastrofa zrównująca wszystkich technologicznie.
Przeżyliby wówczas ci, którzy by szybciej opanowali sztukę podcierania brzozowym liściem, a nie spece od lewych kwitów.
I kto wie kto okazałby się w tym najlepszy.
Może Japończycy, albo Rosjanie?
Wyjedź na ulicę, samochodem. Albo spróbuj przejść
pieszo, nawet po pasach. Cham chama – bandytą(drogowym) pogania. Już minęły czasy ,,luksusowego” samochodu z niemieckiego złomowiska, więc daje się to wytłumaczyć odreagowaniem kompleksów, albo też wrodzonym ,,cwaniactwem”.Widocznym najbardziej, kiedy wymusza tego typu kierowca – wjeżdżając prawie na maskę, po czym jedzie 30km/h cały szczęśliwy, że ,,się nie dał”.
Dam głowę, że wielu ludziom sprawiłoby frajdę, gdyby nagle cukier zniknął, i trzeba by było uganiać się za nim na sposób sowiecki,tfu, peerelowski.
I nie ma z tych zmarnowanych 44 lat PRL-u żadnego pożytku. W chwilach klęski gubimy się zupełnie. Widziałem z bliska dwie – trzy wielkie, i kilka tylko normalnych, ludzkich zachowań, które urosły do rangi bohaterstwa. Nie przeżyjemy, Jasmine, żadnej wojny. A już po wielkiej to ślad po nas zginie – na wieki.
Udało mi się Ojcze
Udało mi się Ojcze Milicjancie kilka razy przejść przez ulicę po pasach i żyję. Raz to mnie pęd powietrza okręcił dookoła osi własnej. Ciężka torba uratowała mi wtedy życie, szłam wolno nie zdążyłam być rozjechana. Wiem o czym mówisz.
Tak pół serio teraz. Przepowiednie mówią, że przetrwamy. Przeżyjemy.
Bardziej serio. Tych normalnych, ludzkich zachowań jest więcej. Tylko, że one są cichutkie, nie rzucają się do oczu i uszu.
Muszę się przyznać, że dwa
Muszę się przyznać, że dwa razy mógłbym być Twoim zabójcą. Niestety komfort siedzenia w samochodzie odbiera rozum. W swojej wsi jestem jednym z nielicznych, jeśli nie jedynym, który zatrzymuje samochód przed przejściem, ale jak się myśli o “sprawach” zapomina się o… no właśnie życiu i to nie własnym. Chamstwo jest, ale tu też głupota i nasze życie z 1000 spraw ma znaczenie.
Mała strata, krótki żal.;)
Mała strata, krótki żal.;) Ten jeden raz zapamiętałam szczególnie, bo kierowca taksówki, który zatrzymał się żeby mnie przepuścić, wysiadł. Zbladł, omal nie dostał zawału. Oboje zauważyliśmy, że rakieta była koloru czerwonego. Szeroka ulica, pusta, nie zauważyłam, że nadjeżdża, taksówkę ominęła z prawej strony jadąc po trawniku w chwili gdy byłam już prawie na chodniku po drugiej stronie. Aż tak to chyba nie szarżujesz, mam nadzieję.:)
PS: W każdym tekście widnieje na moim monitorze pusty prostokąt. Co to takiego czego nie widzę? Reklamy powyżej i po bokach pokazują mi się jak zawsze, bez zmian.
O czym WY piszecie?
Wprawdzie wyznaję zasadę, że miejsce pieszego jest na chodniku, ale jak jest na pasach to zawsze się zatrzymuję. I nie wyprzedzam na pasach, nawet jak nikt tamtędy nie idzie.
PS też mam pustą ramkę.
O tym Lukrecjo, że w krajach, do grona których aspirujemy
pieszy tylko Z ZAMIAREM PRZEJŚCIA staje się świętym, podobnie rowerzysta. Takie zwyczaje panują w krajach, które ,,młodzi wykształceni z miast” odwiedzają tłumnie. Najbliższe wycieczki w maju. Niemcy złożyli zapotrzebowanie na 400 tys. ,,turystów”.
Ja przestrzegam przepisów
Wy nie ??? Dlaczego?
Uprzejmie informuję Ojcze
Uprzejmie informuję Ojcze Milicjancie, że dzieci w mojej wsi mają kaski na głowach jeżdżąc na rowerach i rolkach. (Nie jednocześnie). Niby nic wielkiego a lekki szok przeżyłam gdy to do mnie dotarło. To tak na marginesie, żeby całkiem ponuro nie było.:)
A w mojej maja odblaski i to
A w mojej maja odblaski i to są te błogosławione działanie marginalne UE i innych “zbiórek dla ubogich”.
I tak mnie nie
I tak mnie nie przelicytujesz.;) Do odblasków zdążyłam się przyzwyczaić wcześniej.:)
Ty nam lepiej zdradź czego nie widzimy w tych tajemniczych prostokątach, bo ciekawość mnie zje. Może się biedactwo zadławić.
O życiu Lukrecjo, o życiu.:))
O życiu Lukrecjo, o życiu.:)) W życiu jak to w życiu, po śmierci można liczyć na tabliczkę na grobie: Tu leży ten, który prawidłowo przechodził przez ulicę.:))
PS: Ciekawe co w tej pustej ramce jest…
“Tu leży ten”
obowiązuje zasada ograniczonego zaufania. Może się taki zagapić, dostać zawału, ataku padaczki, inne propozycje. Zawsze trzeba popatrzyć, czy się zatrzymuje, czy nie. Ja się zatrzymuję.
PS Tez jestem ciekawa, co w tej ramce jest.
Najlepsza tabliczka nagrobna jaką widziałem:
,,Tutaj leży ten, który miał pierwszeństwo przejazdu” .
Ale wracając do MERITUM : wczoraj przeczytałem na WP wyniki dziennikarskiego śledztwa w sprawie niezwykłego koszyka (o którym pan Prezydent codziennie i w każdym wystąpieniu).
I cóż się okazało? Mianowicie, wszystkie artykuły spożywcze, w porównaniu z 2007 rokiem – POTANIAŁY.
A dokładnie cytując : SPADŁY.
Szkoda, ze nie podają : co spadło na głowę autora? Czy to była butelka 0,7 litra z zawartością?
U mnie za brak wyobraźni i
U mnie za brak wyobraźni i pomyślunku robi następujący patent: jak warunki robią się znośne, sporo jeżdżę na rowerze. Takie rozdwojenie jaźni jest świetnym uzupełnieniem kierowcy i rowerzysty.
I pieszego
czasami chodzę na piechotę.