Dzisiaj ,,ekspert” Gruszczyk zagalopował się tak bardzo, w swoich ,,ekspertyzach”, że prowadząca program hamować musiała wszystkowiedzącego i etatowego ,,eksperta”.
Dzisiaj ,,ekspert” Gruszczyk zagalopował się tak bardzo, w swoich ,,ekspertyzach”, że prowadząca program hamować musiała wszystkowiedzącego i etatowego ,,eksperta”. Przerywając nieśmiało słowotok pana Gruszczyka, pytaniami o wrak tupolewa, oryginalne rejestratory parametrów lotu oraz problemy z ich odczytem. Ale dla ,,eksperta” Gruszczyka są to tylko zbędne imponderabilia.
Konsternacja ogarnęła ,,eksperta” Gruszczyka przy próbie wyjaśnienia ostatnich sekund feralnego lotu. Jeden jedyny raz powiedział ,,nie wiem nie rozumiem” o ciszy trwającej w kabinie na kilkanaście sekund przed uderzeniem. Była to jednak chwila, jakiej potrzebuje powierzchowny specjalista od wszystkiego, aby znaleźć właściwą i najprawdziwszą odpowiedź na pytanie, na które jedynie Bóg mógłby odpowiedzieć. Bóg i Gruszczyk.
Nie pozostawiająca cienia wątpliwości odpowiedź brzmiała – szukali ziemi. Wzrokiem szukali ziemi, i ta czynność pochłonęła ich bez reszty.
Ale najlepsze zostawiłem na koniec. Bo nic nie sprawia większej satysfakcji, niż przyłapanie etatowego ,,eksperta” na braku ELEMENTARNEJ WIEDZY. ,,Eksperta”, który nie szczędzi gorzkich słów swoim niemym, bo zakopanym w piachu, kolegom – pilotom z przesławnego 36 specpułku. Odkąd wprowadził się do TVN-owskiego studia, nie zostawił suchej nitki na pilotach Tu154M 101. Na ich umiejętnościach, ich inteligencji, ich znajomości procedur i sprzętu.
Więc największy znawca sprzętu, były już pułkownik Gruszczyk, ogłosił dzisiaj w studiu TVN, że kontroler lotniska Smoleńsk Północny NIE ZNAŁ WYSOKOŚCI TUPOLEWA bo na lotnisku nie było RADIOWYSOKOŚCIOMIERZA.
Nawet idiota a do tego skończony nie popisałby się większą ignorancją. A cóż dopiero idiota-pułkownik z tytułem nadwornego i dożywotniego ,,eksperta”.
Otóż na każdym prymitywnym, jak tamto smoleńskie, lotnisku wojskowym znajduje się RADAR PRECYZYJNEGO PODEJŚCIA, zwany po rosyjsku Radiolokator Sliepoj Posadki (RSP) i pod taką nazwą znany i produkowany, niegdyś, w Polsce. Dzisiaj do obejrzenia na wojskowych złomowiskach i wojskowych muzeach:
W wersji mobilnej(RSP7) widocznej na fotografii, antena radaru kursu(elewacji) znajduje się z lewej strony, natomiast z prawej (ta większa) to antena kierunku. Zasięg działania takiego radaru wynosi około 30km.
A tak wygląda radar RSP 6M2 na lotnisku Smoleńsk Północny. Porównując z fotografią wyżej odnajdziesz
Drogi Czytelniku wspomnianą już antenę RADARU KURSU, którego operator widzi na ekranie ścieżkę podejścia, o nachyleniu wg karty podejścia 2 stopnie 40 minut, lub 3 stopnie 10 minut – jak chce MAK.
Z trójkąta jaki rysuje na ekranie wskażnika przetworzony sygnał z radaru jasno wynika wysokość samolotu nad osią pasa. Dodatkowo, anteny znajdujące na brzegach największej anteny radaru dookólnego (dwa wąskie pionowe prostokąty) – odbierają sygnały pokładowego transpondera lądującego samolotu, w tym dane o WYSOKOŚCI, odniesione do poziomu lotniska. Więc na podstawie tych czterech danych, zobrazowanych na trzech wskaźnikach major Ryżenko podawał pilotom tupolewa ,,na scieżce na kursie”.
Nie ma więc na tym, ani na żadnym innym, lotnisku żadnego radiowysokościomierza.
Pozbawiony elementarnej wiedzy ,,ekspert” Gruszczyk, nagabywany tym razem w sprawie ,,białej księgi” Macierewicza, odpowiada w krótkich żołnierskich słowach ,, nieprawdziwy bo Macierewicz nie ma żadnej wiedzy i kompletnie nie zna sprzętu”.
Jakie to szczęście, że ,,ekspert” Gruszczyk zna. A jeszcze większe, że nie lata.
…
Problem w tym, że prymitywni rozumem ludzie, a takich jest większość, nie wnikają w szczegóły i łykają to co im telewizja powie. Żadnej refleksji, to by ich bolało. Na zwróconą im uwagę i wytknięte nieścisłości w rozumowaniu, reagują agresją, niedowierzaniem. Ręce mi opadają na teksty niektórych: “Przecież w telewizji by nie kłamali”. Nie wiem już skąd ta głupota trudnoreformowalna się bierze i jak jej przeciwdziałać.
Swoją drogą, tak właśnie wyglądają efekty polityki społecznej ukierunkowanej na generowanie taniej, posłusznej siły roboczej.
Tylko jaki cel w takim właśnie postrzeganiu katastrofy
mają POLSKIE telewizje, POLSCY dziennikarze i najogólniej WSZYSCY kształtujący opinię publiczną?
Widać jak na dłoni największą partię w kraju nad Wisłą – Wielką Partię Rosyjską.
I to nie członkowie SLD stanowią jej trzon i kadrę.
…
Problem w tym, że prymitywni rozumem ludzie, a takich jest większość, nie wnikają w szczegóły i łykają to co im telewizja powie. Żadnej refleksji, to by ich bolało. Na zwróconą im uwagę i wytknięte nieścisłości w rozumowaniu, reagują agresją, niedowierzaniem. Ręce mi opadają na teksty niektórych: “Przecież w telewizji by nie kłamali”. Nie wiem już skąd ta głupota trudnoreformowalna się bierze i jak jej przeciwdziałać.
Swoją drogą, tak właśnie wyglądają efekty polityki społecznej ukierunkowanej na generowanie taniej, posłusznej siły roboczej.
Tylko jaki cel w takim właśnie postrzeganiu katastrofy
mają POLSKIE telewizje, POLSCY dziennikarze i najogólniej WSZYSCY kształtujący opinię publiczną?
Widać jak na dłoni największą partię w kraju nad Wisłą – Wielką Partię Rosyjską.
I to nie członkowie SLD stanowią jej trzon i kadrę.
…
Problem w tym, że prymitywni rozumem ludzie, a takich jest większość, nie wnikają w szczegóły i łykają to co im telewizja powie. Żadnej refleksji, to by ich bolało. Na zwróconą im uwagę i wytknięte nieścisłości w rozumowaniu, reagują agresją, niedowierzaniem. Ręce mi opadają na teksty niektórych: “Przecież w telewizji by nie kłamali”. Nie wiem już skąd ta głupota trudnoreformowalna się bierze i jak jej przeciwdziałać.
Swoją drogą, tak właśnie wyglądają efekty polityki społecznej ukierunkowanej na generowanie taniej, posłusznej siły roboczej.
Tylko jaki cel w takim właśnie postrzeganiu katastrofy
mają POLSKIE telewizje, POLSCY dziennikarze i najogólniej WSZYSCY kształtujący opinię publiczną?
Widać jak na dłoni największą partię w kraju nad Wisłą – Wielką Partię Rosyjską.
I to nie członkowie SLD stanowią jej trzon i kadrę.
Jeszcze jeden szczegół, który przeoczyłem :
Pan ,,ekspert” Gruszczyk nie powtarza już swojej ukochanej bajki o tym, że lecieli na radiowysokościomierzu(bo takie właśnie urządzenia, obok wysokościomierza barycznego,znajdują się na pokładzie samolotu). A tak te bajki komentuje płk. rez. dr. Stanisław Ligęza szef Wydziału Nawigacji – Służby Nawigatorskiej w Dowództwie Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej :
Dlaczego nie można lecieć, opierając się głównie na wysokościomierzu radiowym?
– Nikt tak nie lata, bo radiowysokościomierz pokazuje wysokość od najwyższej przeszkody, która znajduje się na ziemi, do samolotu. Są przecież drzewa, pagórki, różne przeszkody. Gdyby leciano według wysokościomierza radiowego, który jest tylko pomocą dodatkową do sprawdzenia wysokości, samolot musiałby stale wznosić się i opadać, a więc lecieć tak, jak narciarz jeździ po muldach, a to jest niemożliwe. Kto tak szkoli? Takie bzdury można wciskać laikom, a nie doświadczonym pilotom i instruktorom, którzy szkolili członków tej załogi i nadawali im uprawnienia. Zaraz po katastrofie niektóre media wydały wyrok na polskich pilotów, że ci jakoby zgłupieli i spowodowali katastrofę, choć śledztwo nawet jeszcze się nie rozpoczęło. Tę tezę komisja MAK do końca podtrzymała. To jest straszna obelga pod adresem nieżyjących pilotów, którzy nie mogą bronić się samodzielnie. Podobna katastrofa do smoleńskiej była z CASĄ. Skoro tak, to dlaczego przed sąd stawia się kontrolera z Mirosławca, a rosyjskich kontrolerów wybiela?
Niestety bajeczka się przyjęła
Pytanie o radiowysokościomierz, niczym mantra, padło dzisiaj na konferencji prasowej po prezentacji drugiej części Białej Księgi. Ogólnie wszyscy ‘eksperci’ graja nieczysto. Na przykład Hypki i spółka. Z jednej strony nie zostawia suchej nitki na rządzie:
http://www.altair.com.pl/start-komentarze
oraz ostrzegają przed dezinformacją made in WSI:
http://www.altair.com.pl/start-4638
a z drugiej, występując w telewizji, ‘obala’ tezę o odpowiedzialności rosyjskiej w katastrofie smoleńskiej porównując resursy i awaryjność F16 z Tu154.
To miotanie się jest rozpaczliwe.
Kontroler z Mirosławca nie ma
zarzutu przyczynienia się do katastrofy samolotu.
Po zmianie kwalifikacji ma takie:
Mężczyzna usłyszał zarzut umyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym. Wcześniej zarzut dotyczył nieumyślnego działania.
“Zmiana zarzutów wynika z aktualnych ustaleń w sprawie, w tym z otrzymanej opinii uzupełniającej od ekspertów i z przesłuchań świadków przeprowadzonych po otrzymaniu tej opinii. Zarzucamy podejrzanemu, że nie kontrolował w sposób wymagany przez przepisy manewru lądowania” – powiedział rzecznik prokuratury ppłk Sławomir Schewe.
obawiam się, że nie jest to prawdą
Chodzi o tę część wypowiedzi przed cudzysłowem.
Ja WIEM jaki zarzut został postawiony bo inaczej bym nie pisał. Gwarantuje, że nie ma tam zarzutu “umyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym.”
Zresztą pierwszy termin rozprawy jest planowany na następny tydzień, więc będziesz pewnie sam mógł zweryfikować tę informację.
Jeszcze jeden szczegół, który przeoczyłem :
Pan ,,ekspert” Gruszczyk nie powtarza już swojej ukochanej bajki o tym, że lecieli na radiowysokościomierzu(bo takie właśnie urządzenia, obok wysokościomierza barycznego,znajdują się na pokładzie samolotu). A tak te bajki komentuje płk. rez. dr. Stanisław Ligęza szef Wydziału Nawigacji – Służby Nawigatorskiej w Dowództwie Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej :
Dlaczego nie można lecieć, opierając się głównie na wysokościomierzu radiowym?
– Nikt tak nie lata, bo radiowysokościomierz pokazuje wysokość od najwyższej przeszkody, która znajduje się na ziemi, do samolotu. Są przecież drzewa, pagórki, różne przeszkody. Gdyby leciano według wysokościomierza radiowego, który jest tylko pomocą dodatkową do sprawdzenia wysokości, samolot musiałby stale wznosić się i opadać, a więc lecieć tak, jak narciarz jeździ po muldach, a to jest niemożliwe. Kto tak szkoli? Takie bzdury można wciskać laikom, a nie doświadczonym pilotom i instruktorom, którzy szkolili członków tej załogi i nadawali im uprawnienia. Zaraz po katastrofie niektóre media wydały wyrok na polskich pilotów, że ci jakoby zgłupieli i spowodowali katastrofę, choć śledztwo nawet jeszcze się nie rozpoczęło. Tę tezę komisja MAK do końca podtrzymała. To jest straszna obelga pod adresem nieżyjących pilotów, którzy nie mogą bronić się samodzielnie. Podobna katastrofa do smoleńskiej była z CASĄ. Skoro tak, to dlaczego przed sąd stawia się kontrolera z Mirosławca, a rosyjskich kontrolerów wybiela?
Niestety bajeczka się przyjęła
Pytanie o radiowysokościomierz, niczym mantra, padło dzisiaj na konferencji prasowej po prezentacji drugiej części Białej Księgi. Ogólnie wszyscy ‘eksperci’ graja nieczysto. Na przykład Hypki i spółka. Z jednej strony nie zostawia suchej nitki na rządzie:
http://www.altair.com.pl/start-komentarze
oraz ostrzegają przed dezinformacją made in WSI:
http://www.altair.com.pl/start-4638
a z drugiej, występując w telewizji, ‘obala’ tezę o odpowiedzialności rosyjskiej w katastrofie smoleńskiej porównując resursy i awaryjność F16 z Tu154.
To miotanie się jest rozpaczliwe.
Kontroler z Mirosławca nie ma
zarzutu przyczynienia się do katastrofy samolotu.
Po zmianie kwalifikacji ma takie:
Mężczyzna usłyszał zarzut umyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym. Wcześniej zarzut dotyczył nieumyślnego działania.
“Zmiana zarzutów wynika z aktualnych ustaleń w sprawie, w tym z otrzymanej opinii uzupełniającej od ekspertów i z przesłuchań świadków przeprowadzonych po otrzymaniu tej opinii. Zarzucamy podejrzanemu, że nie kontrolował w sposób wymagany przez przepisy manewru lądowania” – powiedział rzecznik prokuratury ppłk Sławomir Schewe.
obawiam się, że nie jest to prawdą
Chodzi o tę część wypowiedzi przed cudzysłowem.
Ja WIEM jaki zarzut został postawiony bo inaczej bym nie pisał. Gwarantuje, że nie ma tam zarzutu “umyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym.”
Zresztą pierwszy termin rozprawy jest planowany na następny tydzień, więc będziesz pewnie sam mógł zweryfikować tę informację.
Jeszcze jeden szczegół, który przeoczyłem :
Pan ,,ekspert” Gruszczyk nie powtarza już swojej ukochanej bajki o tym, że lecieli na radiowysokościomierzu(bo takie właśnie urządzenia, obok wysokościomierza barycznego,znajdują się na pokładzie samolotu). A tak te bajki komentuje płk. rez. dr. Stanisław Ligęza szef Wydziału Nawigacji – Służby Nawigatorskiej w Dowództwie Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej :
Dlaczego nie można lecieć, opierając się głównie na wysokościomierzu radiowym?
– Nikt tak nie lata, bo radiowysokościomierz pokazuje wysokość od najwyższej przeszkody, która znajduje się na ziemi, do samolotu. Są przecież drzewa, pagórki, różne przeszkody. Gdyby leciano według wysokościomierza radiowego, który jest tylko pomocą dodatkową do sprawdzenia wysokości, samolot musiałby stale wznosić się i opadać, a więc lecieć tak, jak narciarz jeździ po muldach, a to jest niemożliwe. Kto tak szkoli? Takie bzdury można wciskać laikom, a nie doświadczonym pilotom i instruktorom, którzy szkolili członków tej załogi i nadawali im uprawnienia. Zaraz po katastrofie niektóre media wydały wyrok na polskich pilotów, że ci jakoby zgłupieli i spowodowali katastrofę, choć śledztwo nawet jeszcze się nie rozpoczęło. Tę tezę komisja MAK do końca podtrzymała. To jest straszna obelga pod adresem nieżyjących pilotów, którzy nie mogą bronić się samodzielnie. Podobna katastrofa do smoleńskiej była z CASĄ. Skoro tak, to dlaczego przed sąd stawia się kontrolera z Mirosławca, a rosyjskich kontrolerów wybiela?
Niestety bajeczka się przyjęła
Pytanie o radiowysokościomierz, niczym mantra, padło dzisiaj na konferencji prasowej po prezentacji drugiej części Białej Księgi. Ogólnie wszyscy ‘eksperci’ graja nieczysto. Na przykład Hypki i spółka. Z jednej strony nie zostawia suchej nitki na rządzie:
http://www.altair.com.pl/start-komentarze
oraz ostrzegają przed dezinformacją made in WSI:
http://www.altair.com.pl/start-4638
a z drugiej, występując w telewizji, ‘obala’ tezę o odpowiedzialności rosyjskiej w katastrofie smoleńskiej porównując resursy i awaryjność F16 z Tu154.
To miotanie się jest rozpaczliwe.
Kontroler z Mirosławca nie ma
zarzutu przyczynienia się do katastrofy samolotu.
Po zmianie kwalifikacji ma takie:
Mężczyzna usłyszał zarzut umyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym. Wcześniej zarzut dotyczył nieumyślnego działania.
“Zmiana zarzutów wynika z aktualnych ustaleń w sprawie, w tym z otrzymanej opinii uzupełniającej od ekspertów i z przesłuchań świadków przeprowadzonych po otrzymaniu tej opinii. Zarzucamy podejrzanemu, że nie kontrolował w sposób wymagany przez przepisy manewru lądowania” – powiedział rzecznik prokuratury ppłk Sławomir Schewe.
obawiam się, że nie jest to prawdą
Chodzi o tę część wypowiedzi przed cudzysłowem.
Ja WIEM jaki zarzut został postawiony bo inaczej bym nie pisał. Gwarantuje, że nie ma tam zarzutu “umyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym.”
Zresztą pierwszy termin rozprawy jest planowany na następny tydzień, więc będziesz pewnie sam mógł zweryfikować tę informację.
Swiadek
“Nie pozostawiająca cienia wątpliwości odpowiedź brzmiała – szukali ziemi. Wzrokiem szukali ziemi, i ta czynność pochłonęła ich bez reszty.”
Kwestie techniczne mnie gubią, kompletnie nie rozumiem dlaczego samolot lata.
Ale oglądając wczoraj Gruszczyka miałam wrażenie, że to jest świadek wydarzeń, jedyny ocalały z katastrofy.
– Dlaczego milczeli?
– Bo (wzrokiem) szukali ziemi.
No on jest ekspert, on wie i koniec. Wie również:
– Sprawy poruszane na konferencji dot. spraw technicznych nie mają żadnego pokrycia w dokumentach, bo komisja nie miała do nich dostępu.
To z dziś. Ekspert Gruszczyk miał dostęp do dokumentów? Oczywiście nikt tego pytania nie zadał i nie zada.
Jeszcze jeden ,,drobiazg”. Padają zarzuty, ze Macierewicz
nie przyprowadził swoich ekspertów, choć kilku się nie boi i mówią bez ogródek. Ale spójrzmy na ,,trust mózgów” w TVN : do Gruszczyka dołączył Kamil Durczok w roli poważnego eksperta, a dzisiaj Miecugow zupełnie jakby całe życie spędził za sterami liniowego tupolewa a resztę na badaniu katastrof. Tak odniósł się do wyłączenia zasilania(agregatu) na wysokości 15 m nad ziemią i 60m od miejsca uderzenia, co zarejestrował FMS : byłem tam na miejscu i widziałem te brzozy ścięte.
Przebija nędza intelektualna i ta sama od 1992 roku próba zrobienia wariata z Macierewicza. Nic więcej. I to jest dramat.
Drogi ojcze
Kwestia ekspertów Macerewicza jest poruszana od dawna, generalnie AM ich nie ma i sam sobie wszystko wymyśla. Eksperci to przecież Gruszczyk, o. Sowa albo Julia Pitera.
Miecugow: “Mówienie, że samolot został obezwładniony 15 nad ziemią to bzdury. Ja tam byłem, widziałem drzewa i wiem, że samolot leciał znacznie niżej. Słowa prezesa, że nic by się nie stało gdyby samolot tam nie wylądował są śmieszne. Gdyby dokument o stanie lotniska przyszedł wcześniej to byłaby awantura, że Rosjanie blokują wylot.
Wszyscy eksperci mówią, że pilot nie miał prawa wystartować z Warszawy.”
Ja to słyszałam!!!
A tutaj reszta, kto wie czy nie najważniejszych, szczegółów
tego samego płk dra Ligęzy z WSOSP w Dęblinie:
Istotna jest szczególnie jedna podstawowa kwestia. Kontroler podał załodze ciśnienie, czyli dane do lądowania. I teraz pytanie, czy było to ciśnienie QFE, czyli progu pasa, czy QNH, tzw. uśrednione ciśnienie w stosunku do poziomu morza. Różnica jest taka, że jeśli było to ciśnienie QFE, to po wylądowaniu samolotu wysokościomierz pokaże na drodze startowej wartość 0. Jeśli zaś było to ciśnienie QNH, pokaże on wysokość lotniska nad poziom morza, czyli jego elewację. Zgodnie z dokumentem ICAO – Doc 8168 t. i procedurą nastawiania wysokościomierzy zawsze latało się na ciśnienie QNH, czyli po wylądowaniu mieliśmy na wysokościomierzu wysokość elewacji lotniska. Różnie to jest przyjęte, dlatego każde lotnisko opisane jest w zbiorze informacji lotniczych AIP międzynarodowego ICAO. W wojsku jest odpowiednik informacji AIP i tam muszą być dokładnie opisane procedury nastawiania wysokościomierza. Dodam, że kontroler po nawiązaniu kontaktu z załogą wyraźnie powinien podać: u mnie ciśnienie QFE takie i takie. A ja nigdzie nie wyczytałem w stenogramach, by padła taka komenda. Na Okęciu załoga powinna otrzymać wszystkie informacje z Rosji, że lotnisko jest niesprawne, że coś nie działa, czy przyjmują, czy nie przyjmują itd.
Załoga miała jednak nieaktualne dane, błędne karty podejścia.
– Ale to nie była wina załogi, bo skąd mogli wiedzieć, że te dane są dobre lub fałszywe, tylko tych, którzy je przysłali. Jeśli Rosjanie przysłali błędne dane, to powinni się z tego wytłumaczyć. Chyba że jest u nas militarne AIP, czyli zbiór informacji lotniczych lotnisk Europy i Federacji Rosyjskiej i ktoś w Polsce nie naniósł poprawek. Kiedyś nanosił je nawigator, byłem za to odpowiedzialny, teraz to wszystko przeszło pod ruch lotniczy. Gdyby więc wina leżała po stronie polskiej, to winna jest nasza służba ruchu lotniczego. Myślę jednak, że takiego dokumentu w Polsce nie ma, tylko te dane musieli uzyskać drogą dyplomatyczną. Wówczas winę ponosi strona, która te błędne dane przysłała.
W jaki sposób ustala się stan faktyczny?
– Zawsze bardzo czuwałem nad tym, by dane, które się zmieniały, na bieżąco były aktualizowane. Musieliśmy mieć dane aktualne na konkretny dzień z informacją, do kiedy będą obowiązywać. Od tego są służby dyplomatyczne i służby ruchu lotniczego. Taka jednostka wysyła zapotrzebowanie na dane dokumenty i dane państwo je przysyła. To nie jest wina załogi, oni takie otrzymali. Jest data, są dane aktualne, ktoś to przysłał. Przecież ja nie jestem w stanie stwierdzić, czy w Londynie, Nowym Jorku czy gdzieś indziej te dane są aktualne, jeśli w Polsce nie ma takiego dokumentu, a dane przychodzą drogą dyplomatyczną. Wracając do ciśnienia, zakładam, że jeśli elewacja lotniska była 262 metry nad poziom morza, jak czytałem w raporcie MAK, a załodze podano ciśnienie QNH, to po wylądowaniu wysokościomierz powinien wskazać nie 0, tylko 262 metry. Jeśli podano im ciśnienie QFE, to po wylądowaniu byłoby 0 na wysokościomierzu. Proszę zauważyć, jak istotna jest ta kwestia, bo mamy tu do czynienia z różnicą 262 metrów. Uważam, że to mogła być główna przyczyna katastrofy.
To mogła być śmiertelna różnica?
– O to chodzi. Dlatego na lotniskach wojskowych przyjęte było zawsze, że podaje się ciśnienie progu pasa – QFE, a na międzynarodowych – QNH. Jest jeszcze jedna sprawa. Jeśli na Siewiernym było bardzo niskie ciśnienie, bo jak była mgła, to musiało być niskie, np. 745 mmHg, a kontroler podał ciśnienie QNH, czyli to uśrednione ciśnienie, zbliżone do standardowego 760 mmHg, to mamy znów wtedy 155 metrów różnicy. Przyjmuje się, że na 1 mm słupa rtęci przypada 10 metrów wysokości.
Postawiono jednak zarzut nie kontrolerom, lecz pilotom, że to oni błędnie ustawili wysokościomierz.
– Dlatego zapytałem Edmunda Klicha, żeby mi odpowiedział na pytanie: jakie ciśnienie było ustawione w okienku wysokościomierza, gdy samolot zderzył się z ziemią, bo po katastrofie wszystkie ustawienia zostają. “Chciałbym wiedzieć, jaka była wartość wysokości odbita przez wskazówkę wysokościomierza barometrycznego oraz wysokość terenu nad poziomem morza z chwilą zderzenia samolotu z ziemią. Jeżeli będę to wiedział, powiem panu, czy załodze podano błędne ciśnienie, czy ona sama je źle ustawiła” – zapytałem. Nie usłyszałem odpowiedzi.
Wskazówki ciśnienia i inne ustawienia możnaby było zobaczyć w
kokpicie, ale niestety jakoś mu się wyparowało. Ciekawe czy jak po 50 latach ruscy przeprosili za Katyń to czy za 50 lat przeproszą również za Smoleńsk?
Tam nie tylko kokpitu brakuje
ale kilkanaście ton (ktoś to dokładnie policzył). Ale jak wszyscy pamiętamy, tupolew w locie odwróconym upadł na górne poszycie kadłuba, najbardziej wrażliwe.
Natomiast generałowa Anodina znalazła, w kokpicie który wyparował, ślady generała Błasika. Szkoda, że pułkownik Klich nie zapytał o kokpit albo chociaż o tablicę przyrządów.
Tych naszych nowych ,,przyjaciół”.
Ponieważ nagle się okazało, że to absolutnie niezawodny
samolot i wszystko miał sprawne OD ZAWSZE , więc starych wspomnień czar:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7487406,Znow_zepsuty_rzadowy_samolot__Saga_bez_konca_.html
Tytułem komentarza, z dzisiejszego Naszego Dziennika
“Dogmatyczne przestrzeganie zasad nie może godzić w potrzeby, oczekiwania i interesy najwyżej usytuowanych w hierarchii państwowej osób” – autorem tej frazy, sformułowanej w urzędowym dokumencie, jest szef służby ochraniającej najważniejsze osoby – nie w Burkina Faso – ale w Polsce. Mowa o gen. Marianie Janickim, któremu na pagonach przybyła niedawno druga generalska gwiazdka. Adresatem pisma szefa Biura Ochrony Rządu był gen. Andrzej Błasik. Janicki naciskał na dowódcę Sił Powietrznych, by zobligował załogi 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego do łamania prawa lotniczego i ustawy o BOR. Błasik odmówił.
A jak oceniasz awans generała brygady remontowo-budowlanej
Janickiego, którego historię szczegółowo opisałem, na generała ,,dywizji”? Dywizja w gotowości bojowej to coś ok. 10 tys żołnierstwa, a zmechanizowana 2-3 tys?
Czy coś się zmieniło w kwestii etatyzacji WP?
Nie wiem Szwejku czy słuchałeś najnowszego grepsu
tego farbowanego idioty?
Na pytanie dlaczego na płycie lotniska Smoleńsk Siewiernyj nie było żadnego BOR-owca, Janicki odpowiedział: a po co, przecież katastrofa była PRZED lotniskiem.
Ja mogę tylko ze smutkiem
Ja mogę tylko ze smutkiem pokiwać głową.
To są elementy które świadczą o jakości zarządzania państwem, a właściwie o braku tegoż.
Swiadek
“Nie pozostawiająca cienia wątpliwości odpowiedź brzmiała – szukali ziemi. Wzrokiem szukali ziemi, i ta czynność pochłonęła ich bez reszty.”
Kwestie techniczne mnie gubią, kompletnie nie rozumiem dlaczego samolot lata.
Ale oglądając wczoraj Gruszczyka miałam wrażenie, że to jest świadek wydarzeń, jedyny ocalały z katastrofy.
– Dlaczego milczeli?
– Bo (wzrokiem) szukali ziemi.
No on jest ekspert, on wie i koniec. Wie również:
– Sprawy poruszane na konferencji dot. spraw technicznych nie mają żadnego pokrycia w dokumentach, bo komisja nie miała do nich dostępu.
To z dziś. Ekspert Gruszczyk miał dostęp do dokumentów? Oczywiście nikt tego pytania nie zadał i nie zada.
Jeszcze jeden ,,drobiazg”. Padają zarzuty, ze Macierewicz
nie przyprowadził swoich ekspertów, choć kilku się nie boi i mówią bez ogródek. Ale spójrzmy na ,,trust mózgów” w TVN : do Gruszczyka dołączył Kamil Durczok w roli poważnego eksperta, a dzisiaj Miecugow zupełnie jakby całe życie spędził za sterami liniowego tupolewa a resztę na badaniu katastrof. Tak odniósł się do wyłączenia zasilania(agregatu) na wysokości 15 m nad ziemią i 60m od miejsca uderzenia, co zarejestrował FMS : byłem tam na miejscu i widziałem te brzozy ścięte.
Przebija nędza intelektualna i ta sama od 1992 roku próba zrobienia wariata z Macierewicza. Nic więcej. I to jest dramat.
Drogi ojcze
Kwestia ekspertów Macerewicza jest poruszana od dawna, generalnie AM ich nie ma i sam sobie wszystko wymyśla. Eksperci to przecież Gruszczyk, o. Sowa albo Julia Pitera.
Miecugow: “Mówienie, że samolot został obezwładniony 15 nad ziemią to bzdury. Ja tam byłem, widziałem drzewa i wiem, że samolot leciał znacznie niżej. Słowa prezesa, że nic by się nie stało gdyby samolot tam nie wylądował są śmieszne. Gdyby dokument o stanie lotniska przyszedł wcześniej to byłaby awantura, że Rosjanie blokują wylot.
Wszyscy eksperci mówią, że pilot nie miał prawa wystartować z Warszawy.”
Ja to słyszałam!!!
A tutaj reszta, kto wie czy nie najważniejszych, szczegółów
tego samego płk dra Ligęzy z WSOSP w Dęblinie:
Istotna jest szczególnie jedna podstawowa kwestia. Kontroler podał załodze ciśnienie, czyli dane do lądowania. I teraz pytanie, czy było to ciśnienie QFE, czyli progu pasa, czy QNH, tzw. uśrednione ciśnienie w stosunku do poziomu morza. Różnica jest taka, że jeśli było to ciśnienie QFE, to po wylądowaniu samolotu wysokościomierz pokaże na drodze startowej wartość 0. Jeśli zaś było to ciśnienie QNH, pokaże on wysokość lotniska nad poziom morza, czyli jego elewację. Zgodnie z dokumentem ICAO – Doc 8168 t. i procedurą nastawiania wysokościomierzy zawsze latało się na ciśnienie QNH, czyli po wylądowaniu mieliśmy na wysokościomierzu wysokość elewacji lotniska. Różnie to jest przyjęte, dlatego każde lotnisko opisane jest w zbiorze informacji lotniczych AIP międzynarodowego ICAO. W wojsku jest odpowiednik informacji AIP i tam muszą być dokładnie opisane procedury nastawiania wysokościomierza. Dodam, że kontroler po nawiązaniu kontaktu z załogą wyraźnie powinien podać: u mnie ciśnienie QFE takie i takie. A ja nigdzie nie wyczytałem w stenogramach, by padła taka komenda. Na Okęciu załoga powinna otrzymać wszystkie informacje z Rosji, że lotnisko jest niesprawne, że coś nie działa, czy przyjmują, czy nie przyjmują itd.
Załoga miała jednak nieaktualne dane, błędne karty podejścia.
– Ale to nie była wina załogi, bo skąd mogli wiedzieć, że te dane są dobre lub fałszywe, tylko tych, którzy je przysłali. Jeśli Rosjanie przysłali błędne dane, to powinni się z tego wytłumaczyć. Chyba że jest u nas militarne AIP, czyli zbiór informacji lotniczych lotnisk Europy i Federacji Rosyjskiej i ktoś w Polsce nie naniósł poprawek. Kiedyś nanosił je nawigator, byłem za to odpowiedzialny, teraz to wszystko przeszło pod ruch lotniczy. Gdyby więc wina leżała po stronie polskiej, to winna jest nasza służba ruchu lotniczego. Myślę jednak, że takiego dokumentu w Polsce nie ma, tylko te dane musieli uzyskać drogą dyplomatyczną. Wówczas winę ponosi strona, która te błędne dane przysłała.
W jaki sposób ustala się stan faktyczny?
– Zawsze bardzo czuwałem nad tym, by dane, które się zmieniały, na bieżąco były aktualizowane. Musieliśmy mieć dane aktualne na konkretny dzień z informacją, do kiedy będą obowiązywać. Od tego są służby dyplomatyczne i służby ruchu lotniczego. Taka jednostka wysyła zapotrzebowanie na dane dokumenty i dane państwo je przysyła. To nie jest wina załogi, oni takie otrzymali. Jest data, są dane aktualne, ktoś to przysłał. Przecież ja nie jestem w stanie stwierdzić, czy w Londynie, Nowym Jorku czy gdzieś indziej te dane są aktualne, jeśli w Polsce nie ma takiego dokumentu, a dane przychodzą drogą dyplomatyczną. Wracając do ciśnienia, zakładam, że jeśli elewacja lotniska była 262 metry nad poziom morza, jak czytałem w raporcie MAK, a załodze podano ciśnienie QNH, to po wylądowaniu wysokościomierz powinien wskazać nie 0, tylko 262 metry. Jeśli podano im ciśnienie QFE, to po wylądowaniu byłoby 0 na wysokościomierzu. Proszę zauważyć, jak istotna jest ta kwestia, bo mamy tu do czynienia z różnicą 262 metrów. Uważam, że to mogła być główna przyczyna katastrofy.
To mogła być śmiertelna różnica?
– O to chodzi. Dlatego na lotniskach wojskowych przyjęte było zawsze, że podaje się ciśnienie progu pasa – QFE, a na międzynarodowych – QNH. Jest jeszcze jedna sprawa. Jeśli na Siewiernym było bardzo niskie ciśnienie, bo jak była mgła, to musiało być niskie, np. 745 mmHg, a kontroler podał ciśnienie QNH, czyli to uśrednione ciśnienie, zbliżone do standardowego 760 mmHg, to mamy znów wtedy 155 metrów różnicy. Przyjmuje się, że na 1 mm słupa rtęci przypada 10 metrów wysokości.
Postawiono jednak zarzut nie kontrolerom, lecz pilotom, że to oni błędnie ustawili wysokościomierz.
– Dlatego zapytałem Edmunda Klicha, żeby mi odpowiedział na pytanie: jakie ciśnienie było ustawione w okienku wysokościomierza, gdy samolot zderzył się z ziemią, bo po katastrofie wszystkie ustawienia zostają. “Chciałbym wiedzieć, jaka była wartość wysokości odbita przez wskazówkę wysokościomierza barometrycznego oraz wysokość terenu nad poziomem morza z chwilą zderzenia samolotu z ziemią. Jeżeli będę to wiedział, powiem panu, czy załodze podano błędne ciśnienie, czy ona sama je źle ustawiła” – zapytałem. Nie usłyszałem odpowiedzi.
Wskazówki ciśnienia i inne ustawienia możnaby było zobaczyć w
kokpicie, ale niestety jakoś mu się wyparowało. Ciekawe czy jak po 50 latach ruscy przeprosili za Katyń to czy za 50 lat przeproszą również za Smoleńsk?
Tam nie tylko kokpitu brakuje
ale kilkanaście ton (ktoś to dokładnie policzył). Ale jak wszyscy pamiętamy, tupolew w locie odwróconym upadł na górne poszycie kadłuba, najbardziej wrażliwe.
Natomiast generałowa Anodina znalazła, w kokpicie który wyparował, ślady generała Błasika. Szkoda, że pułkownik Klich nie zapytał o kokpit albo chociaż o tablicę przyrządów.
Tych naszych nowych ,,przyjaciół”.
Ponieważ nagle się okazało, że to absolutnie niezawodny
samolot i wszystko miał sprawne OD ZAWSZE , więc starych wspomnień czar:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7487406,Znow_zepsuty_rzadowy_samolot__Saga_bez_konca_.html
Tytułem komentarza, z dzisiejszego Naszego Dziennika
“Dogmatyczne przestrzeganie zasad nie może godzić w potrzeby, oczekiwania i interesy najwyżej usytuowanych w hierarchii państwowej osób” – autorem tej frazy, sformułowanej w urzędowym dokumencie, jest szef służby ochraniającej najważniejsze osoby – nie w Burkina Faso – ale w Polsce. Mowa o gen. Marianie Janickim, któremu na pagonach przybyła niedawno druga generalska gwiazdka. Adresatem pisma szefa Biura Ochrony Rządu był gen. Andrzej Błasik. Janicki naciskał na dowódcę Sił Powietrznych, by zobligował załogi 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego do łamania prawa lotniczego i ustawy o BOR. Błasik odmówił.
A jak oceniasz awans generała brygady remontowo-budowlanej
Janickiego, którego historię szczegółowo opisałem, na generała ,,dywizji”? Dywizja w gotowości bojowej to coś ok. 10 tys żołnierstwa, a zmechanizowana 2-3 tys?
Czy coś się zmieniło w kwestii etatyzacji WP?
Nie wiem Szwejku czy słuchałeś najnowszego grepsu
tego farbowanego idioty?
Na pytanie dlaczego na płycie lotniska Smoleńsk Siewiernyj nie było żadnego BOR-owca, Janicki odpowiedział: a po co, przecież katastrofa była PRZED lotniskiem.
Ja mogę tylko ze smutkiem
Ja mogę tylko ze smutkiem pokiwać głową.
To są elementy które świadczą o jakości zarządzania państwem, a właściwie o braku tegoż.
Swiadek
“Nie pozostawiająca cienia wątpliwości odpowiedź brzmiała – szukali ziemi. Wzrokiem szukali ziemi, i ta czynność pochłonęła ich bez reszty.”
Kwestie techniczne mnie gubią, kompletnie nie rozumiem dlaczego samolot lata.
Ale oglądając wczoraj Gruszczyka miałam wrażenie, że to jest świadek wydarzeń, jedyny ocalały z katastrofy.
– Dlaczego milczeli?
– Bo (wzrokiem) szukali ziemi.
No on jest ekspert, on wie i koniec. Wie również:
– Sprawy poruszane na konferencji dot. spraw technicznych nie mają żadnego pokrycia w dokumentach, bo komisja nie miała do nich dostępu.
To z dziś. Ekspert Gruszczyk miał dostęp do dokumentów? Oczywiście nikt tego pytania nie zadał i nie zada.
Jeszcze jeden ,,drobiazg”. Padają zarzuty, ze Macierewicz
nie przyprowadził swoich ekspertów, choć kilku się nie boi i mówią bez ogródek. Ale spójrzmy na ,,trust mózgów” w TVN : do Gruszczyka dołączył Kamil Durczok w roli poważnego eksperta, a dzisiaj Miecugow zupełnie jakby całe życie spędził za sterami liniowego tupolewa a resztę na badaniu katastrof. Tak odniósł się do wyłączenia zasilania(agregatu) na wysokości 15 m nad ziemią i 60m od miejsca uderzenia, co zarejestrował FMS : byłem tam na miejscu i widziałem te brzozy ścięte.
Przebija nędza intelektualna i ta sama od 1992 roku próba zrobienia wariata z Macierewicza. Nic więcej. I to jest dramat.
Drogi ojcze
Kwestia ekspertów Macerewicza jest poruszana od dawna, generalnie AM ich nie ma i sam sobie wszystko wymyśla. Eksperci to przecież Gruszczyk, o. Sowa albo Julia Pitera.
Miecugow: “Mówienie, że samolot został obezwładniony 15 nad ziemią to bzdury. Ja tam byłem, widziałem drzewa i wiem, że samolot leciał znacznie niżej. Słowa prezesa, że nic by się nie stało gdyby samolot tam nie wylądował są śmieszne. Gdyby dokument o stanie lotniska przyszedł wcześniej to byłaby awantura, że Rosjanie blokują wylot.
Wszyscy eksperci mówią, że pilot nie miał prawa wystartować z Warszawy.”
Ja to słyszałam!!!
A tutaj reszta, kto wie czy nie najważniejszych, szczegółów
tego samego płk dra Ligęzy z WSOSP w Dęblinie:
Istotna jest szczególnie jedna podstawowa kwestia. Kontroler podał załodze ciśnienie, czyli dane do lądowania. I teraz pytanie, czy było to ciśnienie QFE, czyli progu pasa, czy QNH, tzw. uśrednione ciśnienie w stosunku do poziomu morza. Różnica jest taka, że jeśli było to ciśnienie QFE, to po wylądowaniu samolotu wysokościomierz pokaże na drodze startowej wartość 0. Jeśli zaś było to ciśnienie QNH, pokaże on wysokość lotniska nad poziom morza, czyli jego elewację. Zgodnie z dokumentem ICAO – Doc 8168 t. i procedurą nastawiania wysokościomierzy zawsze latało się na ciśnienie QNH, czyli po wylądowaniu mieliśmy na wysokościomierzu wysokość elewacji lotniska. Różnie to jest przyjęte, dlatego każde lotnisko opisane jest w zbiorze informacji lotniczych AIP międzynarodowego ICAO. W wojsku jest odpowiednik informacji AIP i tam muszą być dokładnie opisane procedury nastawiania wysokościomierza. Dodam, że kontroler po nawiązaniu kontaktu z załogą wyraźnie powinien podać: u mnie ciśnienie QFE takie i takie. A ja nigdzie nie wyczytałem w stenogramach, by padła taka komenda. Na Okęciu załoga powinna otrzymać wszystkie informacje z Rosji, że lotnisko jest niesprawne, że coś nie działa, czy przyjmują, czy nie przyjmują itd.
Załoga miała jednak nieaktualne dane, błędne karty podejścia.
– Ale to nie była wina załogi, bo skąd mogli wiedzieć, że te dane są dobre lub fałszywe, tylko tych, którzy je przysłali. Jeśli Rosjanie przysłali błędne dane, to powinni się z tego wytłumaczyć. Chyba że jest u nas militarne AIP, czyli zbiór informacji lotniczych lotnisk Europy i Federacji Rosyjskiej i ktoś w Polsce nie naniósł poprawek. Kiedyś nanosił je nawigator, byłem za to odpowiedzialny, teraz to wszystko przeszło pod ruch lotniczy. Gdyby więc wina leżała po stronie polskiej, to winna jest nasza służba ruchu lotniczego. Myślę jednak, że takiego dokumentu w Polsce nie ma, tylko te dane musieli uzyskać drogą dyplomatyczną. Wówczas winę ponosi strona, która te błędne dane przysłała.
W jaki sposób ustala się stan faktyczny?
– Zawsze bardzo czuwałem nad tym, by dane, które się zmieniały, na bieżąco były aktualizowane. Musieliśmy mieć dane aktualne na konkretny dzień z informacją, do kiedy będą obowiązywać. Od tego są służby dyplomatyczne i służby ruchu lotniczego. Taka jednostka wysyła zapotrzebowanie na dane dokumenty i dane państwo je przysyła. To nie jest wina załogi, oni takie otrzymali. Jest data, są dane aktualne, ktoś to przysłał. Przecież ja nie jestem w stanie stwierdzić, czy w Londynie, Nowym Jorku czy gdzieś indziej te dane są aktualne, jeśli w Polsce nie ma takiego dokumentu, a dane przychodzą drogą dyplomatyczną. Wracając do ciśnienia, zakładam, że jeśli elewacja lotniska była 262 metry nad poziom morza, jak czytałem w raporcie MAK, a załodze podano ciśnienie QNH, to po wylądowaniu wysokościomierz powinien wskazać nie 0, tylko 262 metry. Jeśli podano im ciśnienie QFE, to po wylądowaniu byłoby 0 na wysokościomierzu. Proszę zauważyć, jak istotna jest ta kwestia, bo mamy tu do czynienia z różnicą 262 metrów. Uważam, że to mogła być główna przyczyna katastrofy.
To mogła być śmiertelna różnica?
– O to chodzi. Dlatego na lotniskach wojskowych przyjęte było zawsze, że podaje się ciśnienie progu pasa – QFE, a na międzynarodowych – QNH. Jest jeszcze jedna sprawa. Jeśli na Siewiernym było bardzo niskie ciśnienie, bo jak była mgła, to musiało być niskie, np. 745 mmHg, a kontroler podał ciśnienie QNH, czyli to uśrednione ciśnienie, zbliżone do standardowego 760 mmHg, to mamy znów wtedy 155 metrów różnicy. Przyjmuje się, że na 1 mm słupa rtęci przypada 10 metrów wysokości.
Postawiono jednak zarzut nie kontrolerom, lecz pilotom, że to oni błędnie ustawili wysokościomierz.
– Dlatego zapytałem Edmunda Klicha, żeby mi odpowiedział na pytanie: jakie ciśnienie było ustawione w okienku wysokościomierza, gdy samolot zderzył się z ziemią, bo po katastrofie wszystkie ustawienia zostają. “Chciałbym wiedzieć, jaka była wartość wysokości odbita przez wskazówkę wysokościomierza barometrycznego oraz wysokość terenu nad poziomem morza z chwilą zderzenia samolotu z ziemią. Jeżeli będę to wiedział, powiem panu, czy załodze podano błędne ciśnienie, czy ona sama je źle ustawiła” – zapytałem. Nie usłyszałem odpowiedzi.
Wskazówki ciśnienia i inne ustawienia możnaby było zobaczyć w
kokpicie, ale niestety jakoś mu się wyparowało. Ciekawe czy jak po 50 latach ruscy przeprosili za Katyń to czy za 50 lat przeproszą również za Smoleńsk?
Tam nie tylko kokpitu brakuje
ale kilkanaście ton (ktoś to dokładnie policzył). Ale jak wszyscy pamiętamy, tupolew w locie odwróconym upadł na górne poszycie kadłuba, najbardziej wrażliwe.
Natomiast generałowa Anodina znalazła, w kokpicie który wyparował, ślady generała Błasika. Szkoda, że pułkownik Klich nie zapytał o kokpit albo chociaż o tablicę przyrządów.
Tych naszych nowych ,,przyjaciół”.
Ponieważ nagle się okazało, że to absolutnie niezawodny
samolot i wszystko miał sprawne OD ZAWSZE , więc starych wspomnień czar:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7487406,Znow_zepsuty_rzadowy_samolot__Saga_bez_konca_.html
Tytułem komentarza, z dzisiejszego Naszego Dziennika
“Dogmatyczne przestrzeganie zasad nie może godzić w potrzeby, oczekiwania i interesy najwyżej usytuowanych w hierarchii państwowej osób” – autorem tej frazy, sformułowanej w urzędowym dokumencie, jest szef służby ochraniającej najważniejsze osoby – nie w Burkina Faso – ale w Polsce. Mowa o gen. Marianie Janickim, któremu na pagonach przybyła niedawno druga generalska gwiazdka. Adresatem pisma szefa Biura Ochrony Rządu był gen. Andrzej Błasik. Janicki naciskał na dowódcę Sił Powietrznych, by zobligował załogi 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego do łamania prawa lotniczego i ustawy o BOR. Błasik odmówił.
A jak oceniasz awans generała brygady remontowo-budowlanej
Janickiego, którego historię szczegółowo opisałem, na generała ,,dywizji”? Dywizja w gotowości bojowej to coś ok. 10 tys żołnierstwa, a zmechanizowana 2-3 tys?
Czy coś się zmieniło w kwestii etatyzacji WP?
Nie wiem Szwejku czy słuchałeś najnowszego grepsu
tego farbowanego idioty?
Na pytanie dlaczego na płycie lotniska Smoleńsk Siewiernyj nie było żadnego BOR-owca, Janicki odpowiedział: a po co, przecież katastrofa była PRZED lotniskiem.
Ja mogę tylko ze smutkiem
Ja mogę tylko ze smutkiem pokiwać głową.
To są elementy które świadczą o jakości zarządzania państwem, a właściwie o braku tegoż.
Archiwalne dokumenty Wehrmachtu pokazują
że Polski nie uważano za żadne zagrożenie. Polskie wojsko “z powodu umiarkowanego dowództwa oraz niewystarczającego uzbrojenia jest niezdolne do większych operacji przeciwko współczesnemu przeciwnikowi”
Teraz pewnie tak jest oceniania Rosja…
Za to wtedy, w sierpniu 1939 roku panowała euforia
wśród Polaków, że ,,ani guzika od munduru”, bo ,,Armia Polska milion wojska”, zaś rezerwiści żegnali się na dworcach – ,,do zobaczenia w Berlinie”.
Pasjonująca jest lektura warszawskich gazet z początków września 1939 roku ,,Nasze samoloty bombardują Berlin” itp. bajki.
Ciekawie opisują tamten czas rosyjscy emigranci w Polsce, którzy uciekli przed bolszewikami. Kompletny surrealizm.
Archiwalne dokumenty Wehrmachtu pokazują
że Polski nie uważano za żadne zagrożenie. Polskie wojsko “z powodu umiarkowanego dowództwa oraz niewystarczającego uzbrojenia jest niezdolne do większych operacji przeciwko współczesnemu przeciwnikowi”
Teraz pewnie tak jest oceniania Rosja…
Za to wtedy, w sierpniu 1939 roku panowała euforia
wśród Polaków, że ,,ani guzika od munduru”, bo ,,Armia Polska milion wojska”, zaś rezerwiści żegnali się na dworcach – ,,do zobaczenia w Berlinie”.
Pasjonująca jest lektura warszawskich gazet z początków września 1939 roku ,,Nasze samoloty bombardują Berlin” itp. bajki.
Ciekawie opisują tamten czas rosyjscy emigranci w Polsce, którzy uciekli przed bolszewikami. Kompletny surrealizm.
Archiwalne dokumenty Wehrmachtu pokazują
że Polski nie uważano za żadne zagrożenie. Polskie wojsko “z powodu umiarkowanego dowództwa oraz niewystarczającego uzbrojenia jest niezdolne do większych operacji przeciwko współczesnemu przeciwnikowi”
Teraz pewnie tak jest oceniania Rosja…
Za to wtedy, w sierpniu 1939 roku panowała euforia
wśród Polaków, że ,,ani guzika od munduru”, bo ,,Armia Polska milion wojska”, zaś rezerwiści żegnali się na dworcach – ,,do zobaczenia w Berlinie”.
Pasjonująca jest lektura warszawskich gazet z początków września 1939 roku ,,Nasze samoloty bombardują Berlin” itp. bajki.
Ciekawie opisują tamten czas rosyjscy emigranci w Polsce, którzy uciekli przed bolszewikami. Kompletny surrealizm.