Reklama


Reklama


Witaj Przyjacielu,

Piszę do Ciebie lekko wstrząśnięty. Już tłumaczę. Zapewne wiesz, że dostałem od Marka nośnik danych z informacjami, które tak zawsze mnie interesowały. Nazywasz to fetyszem, lecz wolę łagodniejsze określenie – hobby. Nośnikiem była „płyta”, tylko się nie śmiej, spróbuj pojąć, że różne wydarzenia utrwalane były na takich okrągłych, połyskujących dyskach, na których zapisywano dane w układzie zerojedynkowym. Wiadomo, gdzie błyszczące lusterko, a gdzie nieinercja materialna (popularne NieMa), o którym wie każde dziecko z podstawówki, i nawet z tej z układu Syriusza. Pamiętasz? Pisałem o tym wcześniej. Wrócę do meritum, Marek dał mi płytę nie mówiąc skąd ją zdobył, przyciskałem go za środkową mackę, lecz nie puścił ni grama pary. Uparty typ. Czym prędzej zamknąłem się na statku i, o dzięki Supernowa, mogłem odtworzyć dane na komputerze pokładowym (wzbraniał się jęcząc, że nie będzie poniżał się dla tak jaskiniowej technologii).

             Zaczął odtwarzać nagranie. Pomyślisz, a to ci nowość, Ijon Tichy ogląda film, czy telewizję z czasów ziemskich. Niby bzdura, a jednak. Na początku nie dostrzegłem nic specjalnego, ktoś mówił (niestety, tylko miałem wizję), ktoś dyskutował, jakieś przedstawienie, paru pobiegało na parkiecie w kalesonach – takich rzeczy naoglądałem się w archiwum na Tytanie. Jednak po jakimś czasie zacząłem dostrzegać pewną prawidłowość, tak dziwną i nierealną, że nie chciałem jej sobie uświadomić, wydawała się po prostu śmieszna i niegodna uwagi. Aż doszło do tragedii. Pozwól, zarysuję to dokładniej.

             W czasie przemówienia, trochę starszy pan, rasy samiec, mieszał herbatę (taki napój podawany w szklankach) lewą ręką w lewą stronę, ponadto mrugał ciągłe lewą powieką, jakby żył tylko lewą stroną, jako jedyna emanowała życiem i energią. Czytaj dalej, nie uwierzysz. Następnie kobieta, rasy samica, będąca poza wiekiem reprodukcyjnym, zastąpiła komicznego delikwenta – jeszcze śmieszniej wyglądała i się zachowywała – włosy na głowie były po lewej stronie, usta, niczym częściowo sparaliżowane, otwierały się tylko z lewej, więc mikrofon był w lewo zwrócony i… wyobraź sobie i spróbuj to zobaczyć, prawe kończyny miała mniejsze, jakby zdeformowane, z biegiem przemówienia dosłownie kurczyły się w oczach, zamieniały się w maleńkie przeszczepy, w pokraczną karykaturę samych siebie, aż wreszcie kobieta z ledwością utrzymywała równowagę. Po tym były rozmaite przedstawienia, tancerze kręcili się odwrotnie do wskazówki zegara, i tak w kółko, skrzypkowie grali smyczkami trzymanymi w lewej dłoni, a dyrygent zwrócony był wyłącznie ku lewej stronie. Najdziwniejsze było to, że obraz z prawej strony, z biegiem czasu, zaczął zanikać, przesuwać do lewej części ekranu, obraz zwężał się jak ruchoma ściana w pomieszczeniu; wszystkie postacie uciekały na lewą stronę, zaczynały się tam ściskać, trącić jeden drugiego, kto dotknął zbliżającą się granicę, znikał z ekrany jak kamfora, ulatniał się w niebyt. Spytałem się komputera, czy to on, o co chodzi, czy wstąpił błąd, ingerencja w zapis, wiry grawitacyjne, halucynacje, atak Wegan na podświadomość. Odpowiedział, że jest wszystko w porządku. Więc obserwowałem, jak na coraz mniejszym terenie, niczym śledzie w puszcze, tłoczyli się wszyscy artyści, bo to byli bez wątpienia artyści, odtwarzali widowisko, grali, dyskutowali, niektórzy z maską po prawej stronie twarzy, zaś innym zanikła zupełnie lub zostawiła ohydny skrzep, koszmarną ranę; jeden by się uratować wepchnął na morderczą ścianę drugiego, wchodzili na siebie, część, w szaleńczej ostateczności, rozbijała się i tłukła o lewą stronę ekranu. Ściana, czarna ściana, powoli, acz nieubłaganie, gniotła owe ludziki. W końcu obraz zniknął zupełnie.

              W szoku oniemiałem. Uczyłem się wszystkiego o Ziemianach, głównie z terenów moich przodków, poznawałem ich obyczaje, genetykę, język, struktury społeczne, lecz to, co Ci opisałem, nie ukrywam, na kolanie i chaotycznie, zburzyło mi całe wyobrażenie o tamtych ludziach.To przypominało parzenie się Wulgarianów, wylęg obleśnych Lizusorów, rykowisko kreatur z centalnego układu Ego. Horror pomieszany z groteską, połączenie dramatyzmu z kiczem, może efekty specjalne, film próbujący zaplątać mi w głowie. Nie wiem. Marka przycisnę mocniej, aż z jego trzech macek wylecą symfoniczne peany, a nuż jego robota, żeby się ponabijać z badacza – amatora. Napisz, co myślisz o tym nagraniu. Trzymaj się tam na Ypsilonie i pozdrów rodzinkę.

Ps. Odczytałem napis z wierzchu płyty: „Europejski Kongres Kultury”. Mówi Ci to coś?

Reklama