Prawdopodobnie był jedynym, z ludzi jakich w moim życiu poznałem, w tak wielkim stopniu głodnym wiedzy. Ciągle czytał, w licznych zeszytach robił notatki i uwagi, ciągle coś pisał.
Prawdopodobnie był jedynym, z ludzi jakich w moim życiu poznałem, w tak wielkim stopniu głodnym wiedzy. Ciągle czytał, w licznych zeszytach robił notatki i uwagi, ciągle coś pisał. Kiedy tylko mógł, podejmował swoje słynne ucieczki od spraw tego świata, aby fedrować, szabrować wiedzę.
Książka potrafiła go tak oczarować, uwieść jak zauroczonego młodzieńca promieniujące zwiewną anielskością dziewcze. Jego pociąg do książek, tę jego konieczność stałego z nimi obcowania, można by porównać jedynie do nieuleczalnego nałogu. Kiedyś powiedział mi, że nie mógłby zostać alkoholikiem, z uwagi na skąpość i przewidywalność tekstu na butelkach.
Z wykształcenia, umiejętności i miłości był polonistą. Wędrował po świecie prozy i poezji z zapartym tchem, zachwytem i napięciem, jak wędrują po uroczyskach matki ziemi odkrywcy, podróżnicy, alpiniści. Szukał szczytów ludzkiej myśli kumulującej, unoszącej subtelnie sumę doświadczenia i tajemnicy człowieka w jego dziejach i jego dziełach.
Choć lubił sport mówił, że nad kibicami sportowymi ma tę przewagę, że nie musi czekać 4 lata. On Olympiadę może zorganizować w każdej chwili… Wystarczy chwila spokoju, otwarcie wspaniałych bram wybranego tomiku poezji i wyborny spektakl uniesie go i wprowadzi w zaczarowany olimpijski świat struktury kryształu geniuszu ludzkiej myśli.
Lgnął do ludzi, ale kiedy mógł wybierać, często wsłuchiwał się jednak w głos mistrzów słowa zaklętego, uwięzionego w magicznych zwrotach, strofach i księgach. Nad dobra materialne, które się zużywają i służą nadaniu znaczenia chwili, przedkładał mniej popularne dziś skarby, które często im starsze, tym łatwiej pozwalają rozumieć i rozpoznawać sens zachodzących w naszym życiu i wokół nas zjawisk, nadając im właściwe miejsce w ciągu spraw ważnych.
Jak większość papierowych jaskiniowców, był nieśmiały. Nie miał zaufania do barwnego, głośnego zgiełku życia, które cieszyło zmysły, ale ograniczało jego nieustannie nienasyconą potrzebę obcowania z ogromem niezgłębionych tajemnic, wiedzy, ludzkich usiłowań zamknięcia sensu i doświadczenia na tym świecie w doskonały wiersz, system filozoficzny, czy historyczny zapis zapomnianych już wydarzeń.
Chyba chciał dogonić ten wspaniały świat, ten dzisiejszy, ale i ten miniony, spróbować się w nim zanużyć, oswoić i objąć, aby ze zrozumieniem go przeżyć, w sposób tak pełny i głęboki, jak tylko człowiek potrafi. Dlatego Jego niebem i spełnieniem, była papierowa jaskinia, czyli biblioteka z kilkoma tysiącami książek, które chyba najchętniej , kiedy wychodził z domu, zamykałby w jakimś ogromnym sejfie, tak jak to ludzie zabezpieczają swoje drogocenności.
Dlatego na spotkaniach w szerszym gronie, na imprezach, bawił się dobrze tylko do czasu, póżniej po cichu próbował się wymknąć, aby spędzić więcej czasu w swojej zadrukowanej jaskini.
Z zawodu był nauczycielem, więc pewnie czasem dokuczał niechętnej nauce młodzieży, ale starał się zasiać swoją miłość corocznie w niespokojnie siedzące w ławkach wiosenne, rozpromienione twarze dzieci. Pewnie, jak to w życiu jest, część ziaren się przyjeła i już dawno kwitnie, a nawet płonie pełnym blaskiem, siejąc miłość do piękna literatury nowemu pokoleniu, uprawiając dobro na heglowskiej spirali czasu.
Urodzony 23 pażdziernika 1932 roku w jeszcze wolnej Polsce, był najmłodszym dzieckiem i jedynym synem, jak się póżniej okazało w rodzinie kułaka, więc był rozpieszczany. Jako dziecko oglądał świadectwa dawnej wielkości Rzeczpospolitej, w pobliskim Sulejowie nad Pilicą, dobrze zachowane XII wieczne, opactwo cystersów w Sulejowie-Podklasztorzu, gdzie jak podają żródła, rycerze wojska króla Władysława Jagiełły ostrzyli swoje miecze przed wejściem do kościoła, w drodze na Grunwald.
Uczęszczał do chlubiącego się swoją tradycją (założone w 1675 roku) Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Chrobrego w pobliskim królewskim Piotrkowie Trybunalskim, w którego spisie absolwentów z 1952 roku widnieje pod numerem 19 – tym.
Po wojsku (czołgi), skierowany na budowę czerwonej „Nowej Huty”, jednak szybko z tego doświadczenia uciekł. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Łódzkim, aby zostać nauczycielem, póżniej dyrektorem szkoły.
Ze śmiechem opowiadał, jak po zawarciu małżeństwa z Zosią , przeżyli pierwszą srogą zimę w skąpo ogrzewanym mieszkaniu nauczycielskim. Wstawał rano, rozbijał siekierą zamarżniętą wodę w miednicy, palił ogień żeby rozpuścić lód, aby z żoną mogli się w czymś umyć…
Siedem lat temu z opóżnieniem rozpoznano raka. Były i przerzuty do kręgosłupa, conajmniej przez 6 lat nie chodził (choć ciągle próbował), był przykuty do łóżka i inwalidzkiego wózka. Lekarze co roku ze zdziwieniem pytali zapobiegliwego syna: „A to on jeszcze żyje?”.
Oczywiście walczył, pomagała mu „dzień w dzień” Jego Zosia, która chyba gdzieś na tajnych kompletach ukończyła „Wyższą Szkołę Cierpliwości i Poświęcenia” i trójka dzieci. Jeden z dorastających wnuczków wyznał: „Dziadek był jedynym człowiekiem, który mnie naprawdę rozumiał”. Kiedy dzwoniłem wiedziałem, że najbardziej odpowiednim pytaniem będzie: „Powiedz, co teraz czytasz?”. To był klucz, Zygmunt wtedy się otwierał…
Dzisiaj, we środę 15 lutego 2012 roku został pochowany na cmentarzu rodzinnym w Witowie. Nie odszedł z tego świata z pustymi rękoma, troskliwa rodzina na „wsze czasy” zapakowała mu ulubioną książkę, długopis i kartkę… Teraz wszędzie będzie czuł się jak w domu…
Będąc znanym psotnikiem, zapewnie każdego z licznie odprowadzających go na ostatnią drogę, bliskich i znajomych, chciał serdecznie po ziemsku ostatni raz uścisnąć, więc był siarczysty mróz i padał obfity piękny, puszysty, biały śnieg. Nigdy nie lubił długich uroczystości, więc wszystko się zgadzało, ludzie rozchodzili się szybko drżąc z zimna.
Świat stał się bez Niego jakby trochę bardziej chłodny, zimny… Jedynym pocieszeniem może być myśl, że teraz to On już wszystko wie…
Och, tak, muszę nadmienić, Zygmunt był moim teściem…
Jacek K. Matysiak
Serdecznie współczuję
Tobie straty Przyjaciela, Twojej Żonie straty Ojca.
Szkoda, że On nie może przeczytać tego, co napisałeś.
Zdążyłeś mu to wszystko powiedzieć?
@solano
I tak i nie. My ludzie żyjemy z wybujałą wiarą, że wszystko co ważne będzie trwało “wiecznie”. Dlatego czasem nasz fundament zawiruje, kiedy raptem na naszych oczach osuwa się jeden z filarów wspomagający nasz cały świat. Wychodzi na to, że ta pewność, to nic pewnego. Dziękuję, pozdrawiam.
Jacek.
Serdecznie współczuję
Tobie straty Przyjaciela, Twojej Żonie straty Ojca.
Szkoda, że On nie może przeczytać tego, co napisałeś.
Zdążyłeś mu to wszystko powiedzieć?
@solano
I tak i nie. My ludzie żyjemy z wybujałą wiarą, że wszystko co ważne będzie trwało “wiecznie”. Dlatego czasem nasz fundament zawiruje, kiedy raptem na naszych oczach osuwa się jeden z filarów wspomagający nasz cały świat. Wychodzi na to, że ta pewność, to nic pewnego. Dziękuję, pozdrawiam.
Jacek.
Serdecznie współczuję
Tobie straty Przyjaciela, Twojej Żonie straty Ojca.
Szkoda, że On nie może przeczytać tego, co napisałeś.
Zdążyłeś mu to wszystko powiedzieć?
@solano
I tak i nie. My ludzie żyjemy z wybujałą wiarą, że wszystko co ważne będzie trwało “wiecznie”. Dlatego czasem nasz fundament zawiruje, kiedy raptem na naszych oczach osuwa się jeden z filarów wspomagający nasz cały świat. Wychodzi na to, że ta pewność, to nic pewnego. Dziękuję, pozdrawiam.
Jacek.
Wyrazy współczucia przesyłam
Ci, których mieliśmy często i byli blisko odchodzą nagle. Tych, których przy nas nie ma odchodzą niezauważalnie. Zostaje pamięć.
To chyba taka pora, bo wokół mnie kostucha też lata. W ostatnich 4 miesiącach wykosiła mi 4 osoby – odeszli niezauważalnie.
Pozdrawiam
@jasieńko
Kiedyś spotykaliśmy przyjaciół i rodzinę na chrzcinach i weselach. Ostatnio nastąpiło swego rodzaju przebiegunowanie, zamiast parkietu do tańca, ręce złożone do różańca. Weselny stół zmienił dekoracje na sceny grobowe. Radość ze spotkań zakopano z naszymi bliskimi.
Kiedyś można było z nimi uśmiać się do łez, dziś możemy tylko niestety zapłakać… Pozdrawiam.
Jacek.
Wyrazy współczucia przesyłam
Ci, których mieliśmy często i byli blisko odchodzą nagle. Tych, których przy nas nie ma odchodzą niezauważalnie. Zostaje pamięć.
To chyba taka pora, bo wokół mnie kostucha też lata. W ostatnich 4 miesiącach wykosiła mi 4 osoby – odeszli niezauważalnie.
Pozdrawiam
@jasieńko
Kiedyś spotykaliśmy przyjaciół i rodzinę na chrzcinach i weselach. Ostatnio nastąpiło swego rodzaju przebiegunowanie, zamiast parkietu do tańca, ręce złożone do różańca. Weselny stół zmienił dekoracje na sceny grobowe. Radość ze spotkań zakopano z naszymi bliskimi.
Kiedyś można było z nimi uśmiać się do łez, dziś możemy tylko niestety zapłakać… Pozdrawiam.
Jacek.
Wyrazy współczucia przesyłam
Ci, których mieliśmy często i byli blisko odchodzą nagle. Tych, których przy nas nie ma odchodzą niezauważalnie. Zostaje pamięć.
To chyba taka pora, bo wokół mnie kostucha też lata. W ostatnich 4 miesiącach wykosiła mi 4 osoby – odeszli niezauważalnie.
Pozdrawiam
@jasieńko
Kiedyś spotykaliśmy przyjaciół i rodzinę na chrzcinach i weselach. Ostatnio nastąpiło swego rodzaju przebiegunowanie, zamiast parkietu do tańca, ręce złożone do różańca. Weselny stół zmienił dekoracje na sceny grobowe. Radość ze spotkań zakopano z naszymi bliskimi.
Kiedyś można było z nimi uśmiać się do łez, dziś możemy tylko niestety zapłakać… Pozdrawiam.
Jacek.