Reklama

W tak gorące dni, jak te, które nam towarzyszą na samym starcie lata, rano wychodzę na poranny spacer –

W tak gorące dni, jak te, które nam towarzyszą na samym starcie lata, rano wychodzę na poranny spacer – przemyśliwuję wszystko na wszystkie możliwe warianty i pozornie odpoczywam po (zazwyczaj) nieprzespanej nocy.
W sumie nie powinienem narzekać. Mieszkam (jeszcze) w dużym mieście przy ruchliwej ulicy tuż przy skrzyżowaniu. Pod nosem dwa przystanki tramwajowe, nieopodal podstacja pogotowia ratunkowego, a po przeciwnej stronie kamienicy komenda policji. Wszystko na miejscu.
Z chwilą jak oddali do użytku dwie obwodnice Wrocławia z ulicy Sienkiewicza zniknęły kilometrowe sznury ciężarówek – zrobiło się cicho, że aż w uszach zaczęło dudnić.
Skoro już przypomniałem gdzie (jeszcze) mieszkam, to warto wspomnieć o tym, że dzielnica jest dzielna i walczy (do upadłego) do białego rana.

Reklama

Z konwersacji toczących się za moimi oknami (bliższych i dalszych sąsiadów i znajomych, których znam z widzenia, znaczy się ja ich znam z poziomu mojej wrażliwości na piękno języka i poziomu okien drugiego/trzeciego piętra – zależy od której strony patrzeć, oni mnie nie znają wcale i nie zwracają uwagi żadnej, zapewne nawet nie wiedzą o moim istnieniu) można się wiele nauczyć, pominę już takie „nauki” jak „swojej głupiej suce wpierdol spuścić, aby pary z gęby glinom nie puszczała pi…a je…na w d..” (zapewne chodzi o cztery litery) i inne poradniki podręcznego podwórkowego kursu wychowania w rodzinie, które to nauki przeznaczone są dla dorosłych i emitowane są przeważnie grubo po 22. Trzeba dodać, że wyraźnie obniżyła się granica wieku i pojęcie „dorosły” w tym przypadku, to poważne przegięcie. Obok „pań i panów” w wieku, w którym najczęściej kocyki są zbyt śliskie, albo zdarzy się przygnieść na śmierć (we śnie) własne dziecko, lub zatrzasnąć takie w wersalce na kilka tygodni, pojawiają się „dorośli” w wieku około lat 16.

Nierzadko się zdarza, że większą część pory nocnej zagospodarowują „damy” z pobliskich czynszowych kamienic.

Ci, którym przyszło w takich, często zabytkowych, kamienicach mieszkać, wiedzą z jakim luksusem szczęśliwiec musi się liczyć. Tych, którzy nie wiedzą, postaram się szybko oprowadzić po klatkach schodowych i podwórkach ukrytych za pięknymi fasadami domów. Aby daleko nie sięgać posłużę się przykładem kamienicy, z której okien dokonuje oglądu i tymi spostrzeżeniami dzielę się na blogu. Dla jasności. To nie jest tak, że ja nie mam co robić, że z nudów wyleguję się w oknie i lukam na wszystko i wszystkich. Otóż nie. Mam sporo zajęcia z ustalaniem konkretów i pokonywaniem kolejnych progów administracyjnych i stopni wtajemniczenia i przeszkód natury prawnej.
Ale jeśli coś „ciekawego” mnie zbudzi, to jak nie słuchać, jak nie wyjrzeć przez okno i jak po tych rewelacjach usnąć, kiedy falowe naloty dywanowe na sklep z napisem 24 i mrugającym niebieskim kółkiem, nie ustają.

Zastanawiam się ile wampira musi być w takich osobnikach, dla których noc jest najwłaściwszą porą toczenia życia towarzyskiego? I co wspólnego może mieć regularne zapijanie się do utraty kontroli z życiem towarzyskim? Czy rozluźnienie zmiękczonych alkoholem, i Bóg wie czym jeszcze, obyczajów ma wpływ na przyszłe życie dającym kto zechce i biorącym, kto jeszcze może? Co obleśna, zapita „dama” może mieć w sobie takiego, że chwiejący się na nogach szuka wsparcia trzecią nogą?
To mniej więcej to samo, co grzebanie kijem w śmietniku, z tym jednak wyjątkiem, że grzebiący w śmietniku używa kija, a nie swojej trzeciej nogi.

Wracając do oprowadzenia po klatach schodowych kamienic bez względy czy one są odnowione, czy też nieruszane od dekad, to jedno co się rzuca w oczy, to potworna skala zniszczenia. Porysowane, wydrapane, pomalowane sprajem ściany, powyrywane kontakty – administracja niekiedy nie zdąży z wymianą – połamane tralki, chwiejące się poręcze. Często po takiej nocnej libacji na klatce ta wygląda niczym miejsce koło śmietnika w poniedziałek nad ranem.

Podwórka głośne od pijackich libacji są wielkie, spkojnie pomieściłby płytę główną narodowego do piłko kopanej. Tutaj faktycznie rządzi element, który w dzień zajmuje się obserwacją, wieczorami kradną, a po nocach chleją na umór i tłuką się, by kolejny dzień zacząć podobnie.

I to są te momenty, te chwile, kiedy wątpliwości budowania współczesnych, zamkniętych osiedli stają się uzasadnione. Ludziom należy się wypoczynek, spokój i bezpieczeństwo i to, że funkcjonalne piękno zostanie nim trwale, ze wytworzone dobra mają służyć ich użytkownikom.

Przy tym wszystkim, przy tej skali dewastacji tych przepięknych kamienic, powstaje pytanie, dlaczego państwo nie potrafi zbudować „getta” dla tych, którym kiedyś dało lokum w samym centrum – w śródmieściach miast.

Trzeba też dodać, że odszkodowanie za zajmowanie lokalu mieszkalnego bez tytułu prawnego, które odpowiada wysokości czynszu, jaki właściciel mógłby otrzymać z tytułu najmu lokalu mieszkalnego nie jest wygórowane i po podwyżce, od 1 października ,wynosić będzie 6,90 zł za jeden metr w kwadracie.

Skala zniszczeń i zaległości, jest tak ogromna, że wobec tych najemców, którzy z lokali mieszkalnych zrobili meliny – w mojej kamienicy na 35 mieszkań jest ich aż pięć, a ponad połowa nie reguluje żadnych opłat w związku z czym nie mają (legalnego) prądu, gazu a nawet wody – trzeba zmienić brzmienie art. 8a ust.2 ustawy z dnia 21 czerwca 2001 roku o ochronie praw lokatorów w mieszkaniowym zasobie gminy, i trybie pilnym, natychmiastowym, taki element wyprowadzić na bruk bez żadnego oglądania się na ochronę praw. Jeśli notorycznie ktoś dewastuje mienie i łamie tym samym wszelkie normy i prawo, to prawo musi być bezwzględne i skuteczne.

Z praktyki wiem, że jedna melina na klatce potrafi całkowicie zaburzyć życie reszty mieszkańców. Po części jest to wina samych mieszkańców. Nikt przecież nie musi wiedzieć, że menel spadł sam ze schodów i złamał sobie ręce, a kiedy wydobrzał i zaczął od nowa, to po pijaku znowu spadł i połamał obie nogi. I tak do skutku, aż do momentu obalenie mitu, że pijanego Pan Bóg strzeże.

(…)

Wieczorem na ławce, po drugiej stronie ulicy między jezdnią a boiskiem szkolnym znajduje się alejka, którą oddziela od linii jezdni szpaler starych drzew, a z drugiej strony metalowy płot szkoły, usiadłem obok starszej pani z pieskiem już po chwili wiedziałem prawie wszystko włącznie z ilością dzieci, wnuków i prawnuków – sporo tego. Dowiedziałem się czym zajmował się szanowny małżonek szanownej starszej pani, i to, że przywiózł ją tutaj w 51 spod Warszawy, do której nigdy nawet przez chwilę nie zatęskniła. O wojnie nic nie wspominała, a ja przez grzeczność nie zapytałem. Mówiła o córkach, że dobre tylko jedna strasznie dużo pali „kopci jak najęta, ma to po mężu też dużo palił aż do pierwszego zawału”. O zięciach też dobrze się wyrażała, że dobre z nich chłopaki i zaradne, że wnuki mają to nich. Piesek – dwuletnia suczka rasy domowa przytulanka prawnuczki –grzeczny, ale bardzo nie lubi pijaków. No to mamy podobnie, powiedziałem. Opowiedziała, że tutaj, gdzie ten skwer, przy którym właśnie siedzimy, stały kamienice podobne do tych w jakich mieszkamy, że były solidne i nie wie dlaczego cały ich rząd od Górnickiego aż do Rozbrat został wyburzony. Wspominała, że w tej pierwszej od strony Górnickiego mieszkała młoda student, który z niespełnionej miłości wyskoczył przez okno i zabił się na śmierć. A tam, o za tymi blokami w tych kamienicach mieszała piękna młoda artystka, którą z zazdrości zabił jeden z jej wielbicieli. Panie tutaj zaraz jak się wprowadziliśmy nie było niczego – jedna wielka ruina, ale ludzi coś tutaj ciągnęło. Coś ich pchało, tak jak nas, aby to wszystko odgruzowywać, pracować i mieszkać. Było ciężko. Ludzie się kochali i pobierali. Rodziły się dzieci i jeden drugiego wspierał. Wszystkich w kamienicy się znało i jeden z drugiem był świadkiem na ślubie, trzymał dzieciaki do chrztu. W tej kamienicy z tamtych starych ludzi już tylko ja zostałam. Teraz ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać, nie potrafią być dla siebie dobrzy, tylko pijaczki się jeszcze trzymają razem, ale ona – głową skinęła w stronę psiny – nie lubi pijaczków i szczeka na takich z daleka i warczy, jak który bliżej podejdzie.
Starsza pani powiedziała mi też, że w tym mięsnym na rogu kamienicy, w której ja mieszkam, mają drogo i klienci już tam nie kupują, że zaraz po wojnie była tam pijalnia piwa, ale było spokojnie. Po czym wstała powiedziała dobranoc i odeszła z poszczekującą radośnie przytulanką prawnuczki.

zmęczenie gorącem wieczór lekki odcień ulgi wychodzę nad odrę patrzę jak słońce się łamie w kremplinach wody jak po dwóch stronach mostu niebo zaczyna się zagęszczać i wreszcie uderzenie wpierw gorącego wiatru potem podmuch chłód wymieszany z wszystkim co dało się poderwać od ziemi urwać z dachów i drzew a potem już tylko kłębowiska żmijowych chmur i gniew zeusa rozczepione jęzory jaszczurczych ogni gaszonych hekatombą urwanej wody

Tej nocy, po tym jak kolejna konwersacja przerwała mi podróż po snach niespokojnych, włączyłem telewizor. Na kanale Planet natrafiłem na wspomnienia o Rafale Wojaczku (nazwisko wspominającego jakoś mi umknęło). Przyznam, że tym razem materiał w telewizji był znacznie ciekawszy od tego za oknem, choć konkurencja była całkiem spora.

Jeśli chodzi o artystę i wspomnienia o nim, to trzeba przyznać, że nietuzinkowy był to gość – bywalec salonów i podłych spelun, awanturnik, który potrafił być dżentelmenem.
Raz pił na smutno, innym razem na wesoło. Raz wyskakiwał przez okno z drugiego piętra, i kiedy każdy bał się wyjrzeć, aby nie stać się świadkiem tragicznej śmierci, ten spokojnie wraca utykając zaledwie na jedną nogę, tę bez buta i dalej toczy rozmowę jakby nigdy nic się nie stało.
Innym razem podchodzi do kierujących ruchem milicjantów i kopie jednego z nich w kostkę.
Potem opowiadał, że kilka godzin wracał pieszo do Wrocławia i nie wie, czy tak daleko go wywieźli, czy on, Wojaczek, tak wolno wracał.

Miał szczęście, że dostrzegli w nim talent. Miał szczęście, że bywał wśród tych, którzy coś mogli. Kiedy zmarł, na grobie jego i brata (spoczywają w jednej mogile) odbywały się nocne pijackie uczty. I jeszcze od czasu do czasu – przeważnie w rocznicę urodzin i śmierci zdarza się, że trafiają tam podchmieleni artyści, i piją na grobie zmarłego.

_________________________________________

Tutaj „przewodnik” do dotychczasowych wpisów: http://www.kontrowersje.net/tresc/kontynuuje_watek_walki_o_sprawe_adriana

Deutsche Bank PBC S.A.
27 1910 1048 2944 0414 3990 0001
Dla Adriana

Wpłaty na konto można dokonać również za pośrednictwem PayPal

Reklama