Nasz narodowy żydowski sport, jakim jest niesprawiedliwe i pełne nienawiści traktowanie wielkich autorytetów historycznych nie mieszczących się w kanonie „prawdziwego Żyda” chwilami zadziwia, częściej przeraża. Niestety i z pełnym bólem trzeba stwierdzić, że jesteśmy narodem gardzącym wielkością jednostek spoza naszego narodu, ten nacjonalizm towarzyszy nam od czterech tysięcy lat i nie potrafimy się pozbyć wielopokoleniowej metafizyki narodowego cierpienia.
Wiele postaci historycznych zostało poniżonych mocą żydowskiej liturgii męki i mesjanizmu, tylko dlatego, że w jakimś fragmencie swojego życia zbłądzili, dali się ponieść wielkim ideologiom, nie wytrzymali presji zewnętrznej, nie potrafili sobie poradzić z traumą dzieciństwa. Nie zdarzyło się jednak we współczesnych ocenach historycznych nic bardziej stereotypowego i poniżającego ludzki dorobek, niż permanentne i bezmyślne poniżanie Adolfa Hitlera, którym się wręcz w jakimś kanibalistycznym uniesieniu karmimy. Odbieramy Adolfowi Hitlerowi człowieczeństwo od chwili urodzin, aż po honorową samobójczą śmierć. Oczywiście nie sposób przejść obojętnie obok niewątpliwych czarnych kart w życiorysie przywódcy narodu niemieckiego, takiego samego jak nasz naród, ale tę cześć zna i znienawidził chyba każdy Żyd, który o Hitlerze słyszał od pierwszego karmienia mlekiem matki. Czas najwyższy spojrzeć na Adolfa Hitlerem jak na człowieka, nie jak na sadystycznego mordercę i mitycznego Szatana, którego jedynym sensem życia było spiskowanie przeciw Żydom.
Sięgając najgłębiej w życiorys Adolfa Hitlera widzimy przerażone dziecko, półsierotę, zagubionego chłopca surowo traktowanego przez ojca, który odszedł gdy mały chłopiec potrzebował ojca najbardziej. Pod opieką fizycznie i ciężko pracującej matki, tułał się po ulicach prowincji cesarstwa austro-węgierskiego, doznając szeregu upokorzeń ze strony rówieśników kpiących z jego niskiego statusu społecznego. Usiłował wyrwać się z tych poniżeń poprzez pasje artystyczne. Adolf Hitler kochał malarstwo, był gotów oddać cześć swojego życia, by tylko rozpocząć studia w stolicy Austrii. Dwukrotnie usiłował dostać się do wiedeńskiej akademii i prawdopodobnie nie dowiemy się już nigdy, co tak naprawdę stanęło na przeszkodzie młodemu, utalentowanemu artyście. Być może najistotniejsze znaczenie miały ówczesne stosunki polityczne, wykluczające osoby z niższych klas społecznych. W 1914 roku Adolf Hitler zgłosił się na ochotnika, by stanąć w obronie swojej Ojczyzny. Na froncie wykazał się ogromnym męstwem, nie unikał walki, zagrzewał do boju i wspierał swoich towarzyszy broni. Za bohaterstwo i rany poniesione w walce, dwukrotnie został wyróżniony najwyższym odznaczeniem niemieckim – krzyżem żelaznym. Natłok fałszywych i jednostronnych informacji sprawił, że dziś prawie nikt nie wie, że Adolf Hitler stracił wzrok porażony gazem bojowym. Cudem odzyskał pełną sprawność, ale jako bohater frontowy dowiedział się o swoim szczęściu, gdy jego Ojczyzna doznała klęski. Ciężko przeżył kapitulację Niemiec i późniejsze szykany nałożone przez traktat wersalski na kraj Goethego i Beethovena.
Bieda znów wróciła i tym razem rozlała się nie tylko na osobiste życie dorosłego już mężczyzny Adolfa Hitlera, ale na całe Niemcy pogrążone w głodzie, chłodzie i poniżeniu. Jedynie ktoś kompletnie pozbawiony empatii i poczucia realiów tamtego okresu nie jest w stanie przyjąć podstawowych faktów i zrozumieć, że naturalnym dla zaszczuwanego człowieka i całego narodu jest reakcja obronna. Można dyskutować na ile podjęcie przez Adolfa Hitlera działalności politycznej, w ramach NSDAP, było reakcją adekwatną, a na ile ocierało się to o pewne nadużycie polityczne i militarne. Pewne jest natomiast, że oceny należy pozostawić historykom, natomiast podważanie legalności działania i uzyskania władzy w wyniku demokratycznych wyborów, przez partię Adolfa Hitlera, jest czymś niegodnym i pozbawionym elementarnej wiedzy. Próby dyskredytowania państwowości niemieckiej z lat 1933-1945 są absolutnym brakiem znajomości i poszanowania reguł demokracji, co jest dość charakterystyczne dla naszego żydowskiego dziedzictwa opartego na brutalnym micie założycielskim: „oko za oko, ząb za ząb”.
Całkiem odrębnie należałoby potraktować te najbardziej niesprawiedliwie podnoszone kwestie, będące de facto marginesem działań partii NSDAP i samego Adolfa Hitlera, a dotyczące brutalnych metod zwalczania przeciwników politycznych i klasowych. Już na wstępie rozważań każdy uczciwy badacz historyczny, zwłaszcza żydowski, musi stwierdzić, że nie ma w archiwach ani jednego dokumentu, który w sposób jednoznaczny uwiarygodniałby spiskową teorię tak zwanego „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Takie dokumenty po prostu nigdy nie istniały, tym samym należy się zastanowić na ile powielanie absurdalnych tez składających się na Torę „religii oświęcimskiej” szkodzi stosunkom żydowsko-niemieckim i stosunkom międzynarodowym w ogóle. Wydaje się, że wiecznie narzekający na swój los Żydzi, usiłują stanąć w centrum martyrologii, jakiejś niepojętej, romantycznie kalekiej wizji wielkiego mordu dokonanego na jednym jedynym narodzie. Każdy naród ma swoją historię i każdy naród ma prawo do obrony swojej godności.
Kiedy przyjmiemy do wiadomości te fundamentalne prawdy? Nieustanne epatowanie, permanentne wylewanie żalów na kolejne niemieckie pokolenia, stosowanie odpowiedzialności zbiorowej i przenoszenie win z ojców na wnuki, jest czymś niegodziwym i niestety typowo żydowskim piekłem, które Żydzi urządzają sobie i innym narodom. Nie twierdzę, że Adolf Hitler był bez winny, mój dziadek był w niemieckim obozie i mam moralne prawo wyrazić swój sprzeciw wobec przemocy, ale w ramach granic wyznaczonych przez rozsądek. Obciążanie całą winą Adolfa Hitlera za działania kompleksowe, które wymknęły się spod kontroli, nie mieści się w moich ramach sprawiedliwego podziału win i zasług. Jestem skłonny dać wiarę tej części spiskowej teorii „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, głoszącej, że Adolf Hitler miał jakąś wiedzę na temat zamkniętych obozów pracy, w których Żydzi nie byli traktowani godnie i w wyniku czego cześć z nich poniosła śmierć. Nie godzę się jednak na tak jednostronne traktowanie historii, na taką emocjonalną, pełną zatrutych intencji, fałszywą martyrologię żydowską, która wynosi na piedestał własne krzywdy i nie dostrzega wielkiego dramatu Adolfa Hitlera.
Nim oplujemy jeden z ostatnich, wielkich autorytetów historycznych, jakim niewątpliwie był Adolf Hitler z całym swoim wielkim dorobkiem, którego nie umniejszają popełnione błędy, zadajmy sobie najprostsze pytanie. Ile w nas, Żydach, tkwi kompleksów, wyrzutów sumienia, pretensji do wszystkich poza sobą, ile niezabliźnionych ran jątrzymy, ile krzywd wyrządzamy sobie i innym, ile autorytetów musimy strącić z cokołów, by zaspokoić swoje martyrologiczne aspiracje. Przejrzyjmy się w tym lustrze, spójrzmy na Adolfa Hitlera jak na Żyda, który coś nam chciał przekazać i każdy z nas powinien sobie odpowiedzieć, co konkretnie od Adolfa Hitlera otrzymał, jaką spuściznę pozostawił po sobie ten autorytet wielkiego niemieckiego narodu. Zamiast dzielić świat na Żydów i resztę świata, zamiast wykopywać rowy pomiędzy wyznawcami judaizmu i pozostałymi religiami, postarajmy się widzieć w drugim człowieku te same wielkości i słabości, których na przemian nie dostrzegamy i wyróżniamy w sobie.
Ilu z nas potrafi dziś powiedzieć, jestem takim samym człowiekiem jak Adolf Hitler, należę do takiego samego narodu, pełnego cnót i słabości? Spróbujmy się zmierzyć z tą wielkością, a zatracimy własną małość. Jeśli chcemy by świat zaczął w końcu patrzeć, na nas Żydów, z sympatią i zaufaniem, musimy zadbać o swój wizerunek, rozliczając się z ponurą, umęczoną, pokaleczoną romantyzmem przeszłością. Dlatego tak nienawidzimy Adolfa Hitlera, ponieważ ten człowiek, nie oszczędzany przez życie i historię, zagraża naszemu, z gruntu choremu, paradygmatowi „prawdziwego Żyda”. Zdaje sobie sprawę, że po tym tekście zostanę surowo potraktowany przez „prawdziwych Żydów”, ale byłem to winien sobie, byłem to winien Nam Żydom, tym nieprawdziwym również, a może przede wszystkim.
ile autorytetów musimy strącić z cokołów, by zaspokoić swoje
martyrologiczne aspiracje.
Na tym świecie nie ma ani tyle autorytetów ani cokołów …
BARDZO DOBRZE, że to napisałeś … jesteś moim drugim okejem
ale to za mało jaskółek na "wiosnę"
ile autorytetów musimy strącić z cokołów, by zaspokoić swoje
martyrologiczne aspiracje.
Na tym świecie nie ma ani tyle autorytetów ani cokołów …
BARDZO DOBRZE, że to napisałeś … jesteś moim drugim okejem
ale to za mało jaskółek na "wiosnę"
Parodia tego od mianowania
Parodia tego od mianowania “ludźmi honoru” Kiszczaka i Jaruzelskiego przez usprawiedliwianie A.H.? (przyznaję, że słabo się orientuję, zdaję się raczej na intuicję).
Parodia tego od mianowania
Parodia tego od mianowania “ludźmi honoru” Kiszczaka i Jaruzelskiego przez usprawiedliwianie A.H.? (przyznaję, że słabo się orientuję, zdaję się raczej na intuicję).
Nasze czerwone żydostwo
jeżeli tylko dostanie takie wytyczne – przerobi Adolfa Hitlera na ,,naszego", czyli polskiego bohatera. Tak jak zostali nimi, z dnia na dzień, agent SmierSza ,,Wolski" (przyjaciel Szechtera i stały bywalec redakcji na ulicy Czerskiej) oraz Czesław Kiszczak – oficer II Zarządu i WSW (mianowany człowiekiem honoru – honorowy gość na urodzinach Szechtera). Tym bardziej, że nikt lepiej nie zna Polaków i nie rozumie istoty polactwa – od urodzonych i wychowanych, między Bugiem a Zbruczem – Żydów. Przecież dla polskiego Żyda-komunisty lub tylko Żyda-realisty, który po 17.09.1939 r. uznał nowy sowiecki porządek za swój a proklamowaną na Kremlu (dla młodych wykształconych – w Chełmie) Polskę Ludową – za tymczasową Ziemię Obiecaną, generał Wojciech Jaruzelski to polski Heinrich Himmler. Równie oddany sprawie i równie skromny. Tylko bardziej skuteczny. Przeżył nie tylko swojego ,,czerwonego fuhrera", dla którego bez wahania mordował, ale urządził się w nowej IV Rzeszy (co nie udało się Himmlerowi). I co najciekawsze i – zapewne – budzące szczery podziw i szczerą zazdrość starych SS-manów, z walnym poparciem miejscowego żydostwa.
Ten tekst się nazywa paradoks
Ten tekst to paradoks dialektyczny. Czy Pan Bóg może stworzyć taki kamień, którego by nie podniósł? Satyra na retorykę wiadomych sił, z wykorzystaniem wizualnych i retorycznych arsenałów, choćby "ocieplenie wizerunku". Hitler rozdający dzieciom cukierki, musi wywoływać szok w pierwszym odruchu, a przecież warsztat ten sam. Jestem przekonany, że ten eksperyment choć prosty, dla wielu skończyłby się dysonansem poznawczym i wyrokami:
a) "kłamstwo oświęcimskie"
b) szerzenie "nazizmu"
c) "mowa nienawiści" Gdy się nauczymy poruszać na tej planszy przynajmniej z gracją gońca, jest szansa na pat, w przeciwnym razie będziemy brać w dupę jak pionki.
Tak wytyczyli pole dyskusji nasi starsi bracia
że wystarczy Hitler w tytule albo w pierwszym zdaniu – i już wszystko wiadomo.
Rechotem historii pozostaje fakt, że naród najbardziej chyba doświadczony przez autora Mein Kampf nie potrafi powiedzieć światu niczego odkrywczego ani ciekawego, o nim samym ani o straszliwych skutkach jego walki o ,,życiową przestrzeń", oprócz kopiowania cudzych biografii i cudzych wersji zdarzeń. A przecież naszym największym, choć wcale nie najbliższym, sojusznikom z Tel Avivu, nikt nie zrobił darmowej reklamy, ani nie wylansował w świecie jedynej i niepodważalnej wersji holocaustu. Zrobili to sami. I wcale nie od razu ani pod wpływem emocji.
Dzisiaj, kiedy obowiązuje ,,obca" wersja naszej historii, niewiele mamy do zaoferowania w ,,tym temacie". W zasadzie – nic. Jesteśmy już tylko biernymi obserwatorami.A dokładniej – widzami i czytelnikami.
A w kwestii najważniejszej – wizerunku
zapomniałeś o celebrytach , ale takich prawdziwych, wielkich.Jak choćby Hugo Boss – autor wizerunku SS-mana, jaki przetrwał do dzisiaj. W perfekcyjnie zaprojektownym mundurze, który budził podziw i strach. Albo Henry Ford – pamiętający o każdych urodzinach Hitlera.
Nie wiemy też, czy Żydzi pamiętają komu zawdzięczają kod 8 w hitlerowskiej nomenklaturze ,,przemysłu zagłady"(tak jak Cyganie – kod 11)? Byli pierwszymi ,,ofiarami" nadciagającej rewolucji informatycznej – systemu kart perforowanych IBM. Również więźniowie Auschwitz zawdzięczają ,,jedynkę"(kod 001) amerykańskiej firmie, bo taki Dachau to dopiero ,,trójka"(003) co świadczy dobitnie kto i kiedy pomagał Hitlerowi ,,ogarnąć" i ponumerować ten żydowski ,,bałagan".
I dalej – pozostając w świecie symboli – praktyczny samochód ludowy projektu Ferdynanda Porsche wykonany na ,,polityczne zamówienie" Adolfa Hitlera, przeistoczył się później w samochód ludzi wolnych sławiących pokój – kultowy pojazd ,,dzieci-kwiatów".
I gdzie bylibyśmy dzisiaj bez twórcy Wunderwaffe, zapomnianego już trochę Sturmbannführera SS Wernhera von Brauna? Właśnie Amerykanie, po 40 latach opowiadania różnych bajek, przyznali otwartym tekstem, że program Apollo to Wernher von Braun. Ma więc Adolf swój wielki udział w ,,małym ,wielkim kroku ludzkości" .
I nie jest to koniec jego ,,wielkich zasług" dla ludzkości. Wielkimi krokami nadchodzi demograficzna katastrofa starej Europy. Scieżkę – do zapomnianych trochę metod – przecierają Holendrzy. Papuga narodów powtarza coś ustami Jurka Owsiaka – jak zwykle niewyraźnie i jak zwykle nieśmiało. Nie ma się co krygować, wszak obozy są ,,polskie" i nie zmieni tego już nic i nikt. Jak tego, że Hitler był Niemcem.
Nasze czerwone żydostwo
jeżeli tylko dostanie takie wytyczne – przerobi Adolfa Hitlera na ,,naszego", czyli polskiego bohatera. Tak jak zostali nimi, z dnia na dzień, agent SmierSza ,,Wolski" (przyjaciel Szechtera i stały bywalec redakcji na ulicy Czerskiej) oraz Czesław Kiszczak – oficer II Zarządu i WSW (mianowany człowiekiem honoru – honorowy gość na urodzinach Szechtera). Tym bardziej, że nikt lepiej nie zna Polaków i nie rozumie istoty polactwa – od urodzonych i wychowanych, między Bugiem a Zbruczem – Żydów. Przecież dla polskiego Żyda-komunisty lub tylko Żyda-realisty, który po 17.09.1939 r. uznał nowy sowiecki porządek za swój a proklamowaną na Kremlu (dla młodych wykształconych – w Chełmie) Polskę Ludową – za tymczasową Ziemię Obiecaną, generał Wojciech Jaruzelski to polski Heinrich Himmler. Równie oddany sprawie i równie skromny. Tylko bardziej skuteczny. Przeżył nie tylko swojego ,,czerwonego fuhrera", dla którego bez wahania mordował, ale urządził się w nowej IV Rzeszy (co nie udało się Himmlerowi). I co najciekawsze i – zapewne – budzące szczery podziw i szczerą zazdrość starych SS-manów, z walnym poparciem miejscowego żydostwa.
Ten tekst się nazywa paradoks
Ten tekst to paradoks dialektyczny. Czy Pan Bóg może stworzyć taki kamień, którego by nie podniósł? Satyra na retorykę wiadomych sił, z wykorzystaniem wizualnych i retorycznych arsenałów, choćby "ocieplenie wizerunku". Hitler rozdający dzieciom cukierki, musi wywoływać szok w pierwszym odruchu, a przecież warsztat ten sam. Jestem przekonany, że ten eksperyment choć prosty, dla wielu skończyłby się dysonansem poznawczym i wyrokami:
a) "kłamstwo oświęcimskie"
b) szerzenie "nazizmu"
c) "mowa nienawiści" Gdy się nauczymy poruszać na tej planszy przynajmniej z gracją gońca, jest szansa na pat, w przeciwnym razie będziemy brać w dupę jak pionki.
Tak wytyczyli pole dyskusji nasi starsi bracia
że wystarczy Hitler w tytule albo w pierwszym zdaniu – i już wszystko wiadomo.
Rechotem historii pozostaje fakt, że naród najbardziej chyba doświadczony przez autora Mein Kampf nie potrafi powiedzieć światu niczego odkrywczego ani ciekawego, o nim samym ani o straszliwych skutkach jego walki o ,,życiową przestrzeń", oprócz kopiowania cudzych biografii i cudzych wersji zdarzeń. A przecież naszym największym, choć wcale nie najbliższym, sojusznikom z Tel Avivu, nikt nie zrobił darmowej reklamy, ani nie wylansował w świecie jedynej i niepodważalnej wersji holocaustu. Zrobili to sami. I wcale nie od razu ani pod wpływem emocji.
Dzisiaj, kiedy obowiązuje ,,obca" wersja naszej historii, niewiele mamy do zaoferowania w ,,tym temacie". W zasadzie – nic. Jesteśmy już tylko biernymi obserwatorami.A dokładniej – widzami i czytelnikami.
A w kwestii najważniejszej – wizerunku
zapomniałeś o celebrytach , ale takich prawdziwych, wielkich.Jak choćby Hugo Boss – autor wizerunku SS-mana, jaki przetrwał do dzisiaj. W perfekcyjnie zaprojektownym mundurze, który budził podziw i strach. Albo Henry Ford – pamiętający o każdych urodzinach Hitlera.
Nie wiemy też, czy Żydzi pamiętają komu zawdzięczają kod 8 w hitlerowskiej nomenklaturze ,,przemysłu zagłady"(tak jak Cyganie – kod 11)? Byli pierwszymi ,,ofiarami" nadciagającej rewolucji informatycznej – systemu kart perforowanych IBM. Również więźniowie Auschwitz zawdzięczają ,,jedynkę"(kod 001) amerykańskiej firmie, bo taki Dachau to dopiero ,,trójka"(003) co świadczy dobitnie kto i kiedy pomagał Hitlerowi ,,ogarnąć" i ponumerować ten żydowski ,,bałagan".
I dalej – pozostając w świecie symboli – praktyczny samochód ludowy projektu Ferdynanda Porsche wykonany na ,,polityczne zamówienie" Adolfa Hitlera, przeistoczył się później w samochód ludzi wolnych sławiących pokój – kultowy pojazd ,,dzieci-kwiatów".
I gdzie bylibyśmy dzisiaj bez twórcy Wunderwaffe, zapomnianego już trochę Sturmbannführera SS Wernhera von Brauna? Właśnie Amerykanie, po 40 latach opowiadania różnych bajek, przyznali otwartym tekstem, że program Apollo to Wernher von Braun. Ma więc Adolf swój wielki udział w ,,małym ,wielkim kroku ludzkości" .
I nie jest to koniec jego ,,wielkich zasług" dla ludzkości. Wielkimi krokami nadchodzi demograficzna katastrofa starej Europy. Scieżkę – do zapomnianych trochę metod – przecierają Holendrzy. Papuga narodów powtarza coś ustami Jurka Owsiaka – jak zwykle niewyraźnie i jak zwykle nieśmiało. Nie ma się co krygować, wszak obozy są ,,polskie" i nie zmieni tego już nic i nikt. Jak tego, że Hitler był Niemcem.
Wspólne z WO myśli o Wielkim Budowniczym Autostrad?
Wspólne z WO myśli o Wielkim Budowniczym Autostrad?