Dla neutralnych obserwatorów doroczne orędzie prezydenta Obamy, otwierające jego drugą kadencję było wielkim rozczarowaniem. W znanym Polakom słynnym, ale wzbogaconym gierkowskim stylu, pełne obietnic orędzie zdecydowanie było balsamem na drżące serca zwolenników wszelkiego odgrzewanego rewolucyjnego lewactwa, pokarmem wzbudzającym i podtrzymującym nadzieję na dalszą destabilizację tradycyjnego amerykańskiego systemu i pozycji supermocarstwa w świecie.
Obama jest niesiony wiatrem historycznych kompleksów amerykańskiego społeczeństwa i hałaśliwą kapelą mainstreamowych mediów przygrywających do jego każdego gestu i zagłuszających wszystkie jego potknięcia i niekonsekwencje. Dla niezależnego obserwatora jest jasne, że istnieje niezgodność między jego słowami a czynami. Poza tym facet nie interesuje się poprawą ciężkiego stanu amerykańskiej ekonomii, jego interesuje wykorzystanie tegoż kryzysu do przebudowy tego społeczeństwa, zneutralizowanie ducha amerykańskiego kapitalizmu i zamknięcie go w czterech ścianach państwowego socjalizmu.
Problem w tym, że Obama poprzez swoje wychowanie i drogę życiową, jest utopijnym socjalistycznym marzycielem, który poprzez niespotykany wypadek dziejowy zasiadł w fotelu główno-dowodzącego amerykańskim supermocarstwem. Otoczony podobnie myślącymi utopijnymi socjalistami, podejmuje działania które mają doprowadzić do podobnych rezultatów, jakie my pogrobowcy komunistycznego systemu wiecznej szczęśliwości, doskonale znamy z autopsji.
Barack H. Obama jest przystojnym, uśmiechającym się mężczyzną, ojcem dwóch dorastających córek i mężem pewnie w miarę atrakcyjnej kobiety. Jego ekstremalnie lewackie wychowanie i pochodzenie, dekorowane afrykańskim kosmopolityzmem, czerwonego jak cegła katedralnego kościoła komunistycznego ojca i lewicowej matki, budzi z miejsca zaufanie mediów i lewackich lekkoduchów. To oni tworzą ołtarze, to oni tworzą legendy i to oni tworzą podziwianych społecznych idolów, do których podgrzewają bezmyśnych, zaganianych za tym co fajne i cool, zdezorientowanych ludzi.
Wracając do orędzia: pękało ono w szwach od napchanych obietnic, pięknego pustosłowia z wdziękiem wyrecytowanego z użytecznego telepromptera, zapierające dech w piersiach partyjnych zwolenniczek i zwolenników, niestety niewiele mających wspólnego z faktami zachodzącymi w gospodarce i życiu przeciętnego Amerykanina. Kiedy Obama mówi o ekonomii, od razu widać, parafrazując stare powiedzenie, że: „obraz mówi do dziada”. Słuchając go zrozumiesz, że wizja jest ważniejsza od rzeczywistości i właśnie on tak jak wszyscy rewolucjoniści, stoi właśnie na gruncie wydumanej wizji, a nie realnie istniejącej rzeczywistości.
W imieniu Republikanów, Prezydentowi odpowiedział Marco Rubio, popularny, elokwentny i charyzmatyczny, młody (42-letni) senator ze stanu Floryda, z pochodzenia Kubańczyk. W swoim interesującym wystąpieniu przebił prezydencki balon narracji, przedstawiając się w roli reprezentanta klasy średniej, której mocno zaszkodzą zmiany proponowane przez Obamę, rzekomo właśnie przeprowadzane w interesie tej klasy…
Rubio jest politycznym dzieckiem Tea Party, choć ostatnio przygarnął go republikański establishment, po nieudanym przegranym starcie liberalnego Romneya w wyścigu przeydenckim do Białego Domu. To właśnie Marco Rubio jest upatrywany na czołowego kandydata republikanów w walce o prezydenturę w 2016 r. Rubio wypadł bardzo dobrze, ale lewackie media próbowały utopić jego sukces w przysłowiowej szklance wody. Woda po którą sięgnął spragniony Marco podczas wystąpienia miała etykietkę: Poland Spring, czyli coś jak polskie żródło, czy strumyk. Dobre i tyle…
Już tradycyjnie bezpośrednio w imieniu Tea Party odpowiedzi na orędzie prezydenta Obamy udzielił senator Rand Paul, syn słynnego konserwatysty i libertyna, byłego kongresmena Rona Paula (z Teksasu). Dobre wystąpienie, ostrzegające przeciwko mrocznym konsekwencjom wizji zmian Prezydenta Obamy.
Jednak w kręgach zrozpaczonej prawicy, po przygnębiająco przegranych wyborach prezydenckich, jak po ulewnym deszczu na horyzoncie pojawiła się wspaniała olśniewająca tęcza nadziei. Otóż kilka dni przed orędziem Prezydenta, Obama wziął udział w National Prayer Breakfast (doroczne spotkanie organizowane przez organizacje chrześcijańskie, w którym uczestniczy prezydent i około 3.500 gości z USA i z zagranicy), gdzie głównym mówcą był również czarnoskóry, dr Ben Carson, dyrektor dziecięcej neurochirurgii w słynnym szpitalu, Johns Hopkins University in Baltimore.
Zaszalał prawicowy internet, niesamowicie ożywieni ludzie poczuli się dotknięci słowami Bena Carsona jak czarodziejską różdżką. Leszek Z., były uczestnik Wolnych Związków Zawodowych na Wybrzeżu, mój kolega z Bostonu zauważył, że nawet w tak liberalnym stanie, w ludzi wstąpiła nadzieja. Cóż takiego się wydarzyło ?
Dr. Ben Carson, światowej sławy neurochirurg, w swoim wystąpieniu w obecności Obamy, jego żony Michelle i wielu dostojnych gości dał upust frustracjom, które odczuwa wiele milionów Amerykanów, którzy martwią się o stan i przyszłość ich kraju. Dr. Carson zaapelował o podjęcie kroków w celu naprawy Państwa. Zaapelował o pozbycie się politycznej poprawności tłumiącej prawdziwą dyskusję między obywatelami w sprawach państwowych. Skrytykował bezsensowne reformy służby zdrowia (największe osiągnięcie Obamy), poziom szkolnictwa, zabijanie biznesu wyrastającymi jak grzyby po deszczu rządowymi regulacjami i zaapelował o uczciwe i gospodarskie obniżenie wydatków i deficytu.
Z miejsca stał się narodowym celebrytą, gościem wielu programów telewizyjnych i radiowych, bohaterem wielu wywiadów, artykułów i blogów, wprost narodową sensacją! Dr. Carson ciągle podkreśla, że jego głos, to niepartyjny głos zdrowego rozsądku, który chce zatrzymać społeczny obłęd ludzi i partii prowadzących Amerykę na skraj przepaści.
Największym jego autentycznym atytutem jest jego własne życie. Pochodzi z biednej czarnej rodziny, jego matka wyszła za mąż w wieku 13 lat, jak się później okazało, ojciec był bigamistą. Ben, tak jego brat, był kiepskim uczniem. Motorem wszystkiego co dobre w życiu Bena, była właśnie matka, która zabroniła oglądania telewizji i wysłała obu chłopców do bibioteki. Każdego tygodnia mieli oni przeczytać dwie książki tygodniowo i napisać z nich wypracowania, które oddawała im „sprawdzone” ze podkreśleniami. Nie mieli pojęcia, że ich matka była analfabetką. Chłopcy szybko polubili świat książek i wiedzy, nawet matka aby ich utrzymać (i nie brać państwowego zasiłku) pracująca na dwa etaty, też poszła do szkoły.
Wiele lat temu dr. Carson ustanowił swój prywatny fundusz stypendialny dla uczniów z wybitnymi osiągnieciami w nauce bez względu na kryteria ekonomiczne czy rasowe aby zachęcić ich do nauki. Dziś ma wiele tysięcy nagrodzonych uczniów i dużo satysfakcji. Swoim żarem i pragnieniem zmiany świata na lepsze próbuje zarazić Amerykę.
Ruszyła lawina próśb i oczekiwań: dr. Ben Carson na Prezydenta! Ostro zaatakowała lewica. Jak on śmiał na modlitwie śniadaniowej, w obecności Prezydenta Obamy, tak go ośmieszyć i zaatakować! Facet zupełnie bez kultury i może nawet …rasista! Z tym ostatnim zarzutem jednak jest trochę problemu, bo Obama jest tylko biało-czarny, a Carson czarny…
Dr. Carson ostrzegł, że potężnego starożytnego Rzymu też nikt nie mógł pobić militarnie, ale osłabił się i upadł z winy samych Rzymian. To samo może spotkać Amerykę, jeśli nie zawróci ze zgubnej drogi. Niedowiarków odsyłał do podręczników historii mówiąc, że tylko prawda nas wyzwoli.
Sam Carson unika „partyjniactwa”, interesują go wartości i zdrowy rozsądek. Wielu lewicowych krytyków wyśmiewa go ponieważ mówi o wierze w Boga, to powinno go w ich opinii dyskwalifikować, lecz ludzie spragnieni nadziei, nie wierzący już pięknoduchowi Obamie, myślą z zapałem inaczej…
Jacek K. Matysiak