Reklama

W Polsce kwestia źródła przecieków medialnych jest tak banalna do rozszyfrowania, że dziwię się konsternacji, tudzież braku zwracania uwagi na tę okoliczność, w czasie opisywania tej, czy innej sprawy. Tygodnik „Sieci” napisał tekst o guru PO, Janie Krzysztofie Bieleckim, w którym zawarta jest wiedza dostępna tylko i wyłącznie władzy, z tym, że władzy rozumianej najszerzej jak się da, nie władzy obecnej, czyli przejściowej. „Sieci” musiało dostać cynk od przedstawiciela władzy, bezpośrednio lub pośrednio, innej drogi nie ma. I właśnie źródło przecieku jest najciekawszym aspektem sprawy Bieleckiego. Po pierwsze Bieleckiego zakapowali ludzie władzy, po drugie skierowali przeciek do wrogiej prasy. Z tych dwóch elementarnych faktów od ręki da się zbudować oczywistość – ktoś miał interes, by we własnych szeregach dokonać korekty. Krzysiek Bielecki dostał pierwsze poważne ostrzeżenie, coś jak swego czasu generał Gromosław Cze., którego perypetie nawiasem mówiąc tak szybko i spektakularnie się skończyły, jak zaczęły. Oświadczenie Bieleckiego należy czytać jako klasykę gatunku, człowiek przyłapany na gorącym uczynku ucieka w retorykę. Tygodnik „napisał nieprawdę”, tyle się dowiadujemy z tekstu Bieleckiego skierowanego do mediów i nie może być skrawka wątpliwości, co się między wierszami komunikatu dzieje. Zamiast jednoznacznego odcięcia się od „pomówień”, czytamy mowę trawę, którą da się zinterpretować na setkę sposobów. „Sieci” piszę nieprawdę, bo? Pierwsze i elementarne pytanie, nie uzyskało odpowiedzi, ponieważ do uniwersalnego wodolejstwa w każdej chwili da się dopasować ostatnią deskę ratunku.

Pierwszy akapit to łatwizna, chociaż i tej łatwizny znów nie było komu odrobić, gorzej z wypełnieniem treścią kolejnych akapitów. Wskazanie źródła i i motywacji nie przysparza problemów, wskazanie konkretnej osoby i detalicznego celu wymaga zgadywania. Gdybym miał zgadywać, cofnąłbym się do dymisji Bondaryka, ale nie w takim prostym przełożeniu, że Bonadryk zbierał kwity na Krzyśka i dlatego wyleciał. Musiało coś istotnego się stać, że Bonadaryk zaczął kwity zbierać, bardzo istotnego, ponieważ ryzyko podjęte przez Bonadryka skończyło się dymisją. Będę mieli rację wyczuleni na działania służb, jeśli stwierdzą, że tacy ludzie jak Bondaryk z definicji zbierają kwity na każdego, od obecnego szefa poczynając, bo nie ma lepszej gwarancji i polisy na życie. Prawda, ale w tym przypadku sprawy potoczyły się inaczej, co innego dyskretnie zbierać, a co innego dać do zrozumienia, że się już nazbierało. O ile Tuskowi wystarczą nobilitacje w postaci darmowego wiktu i opierunku państwowego, połączonego z grami i zabawami na całym świecie, plus jakiś tam prestiż, o tyle panowie Bielecki i Bondaryk od zawsze potrzebowali pękatego portfela i kasy liczonej w milionach. Taki biznes jak Azoty, jest czymś podobnym, a może lepszym niż Era i PKO, w których Bondaryk i Bielecki kroili kosmiczne pieniądze, zatem było się i nadal jest się o co bić. Jednocześnie obowiązkowo należy zauważyć, że na takim poziomie nic się nie dzieje jednostkowo, tutaj ścierają się grupy interesów. Wiele wskazuje, że Bondaryk i jeszcze kilku ważnych, może z PO, może ze służb, zupełnie inaczej widzieli interes w Azotach, niż pan guru Bielecki. Prawdopodobnie Bondaryk zapłacił za tę różnicę stołkiem, ale sprawy się toczą nadal i stąd próba odstrzelenia konkurencji.

Reklama

Z akapitu zawierającego pewniki i akapitu zbudowanego na hipotezach spróbuję ułożyć akapit poświecony konkluzji. Zapowiedziany przeze mnie syndrom Millera najwyraźniej wchodzi w ostatnią fazę. Kwaśniewski, Miller i Michnik, bawili się bardzo podobnie i paradoksalnie o mniejszą stawkę, bo raptem chodziło o parę milionów i telewizję. Zabawa jednak tak się rozpasała, że całkowicie wymknęła się spod kontroli, w efekcie poleciał nie tylko Miller, ale i Kwaśniewski ledwie się wygrzebał. Teoretycznie wygranym był Michnik, ale to bardzo głęboka teoria, bo Michnik przegrał swoje marzenie o telewizji, której już nigdy mieć nie będzie. Obecne zgrzyty wewnątrz najszerzej pojętej władzy, jak dla mnie, przypominają stare scenariusze i stare rozwiązania. Dopóki się w rodzinie siedzi cicho i pierze brudy po kątach, jakoś dzielą się wpływy i zyski, ale gdy się zaczyna potencjał łupów kurczyć, a apetyt nie odpuszcza, zachodzi konieczność opróżnienia sanek. Bieda musi być niebagatelna, bo strasznie tłuste kąski wyrzuca się na pożarcie niedźwiedziowi. Próbowano wypchnąć Kwaśniewskiego, próbuje się wypchnąć Bieleckiego i ci dwaj siłą rzeczy wypychają Tuska, chociaż z różnych powodów. Przypadek kierowcy Stara, guru Krzyśka, jest bardziej ciekawy niż się to może pozornie wydawać. W ogóle się nie zdziwię, jeśli ten i jeszcze kilka nowych incydentów, które zaistnienie pozostaje kwestią czasu, zapoczątkują to, co kiedyś zupełnie niewinna sprawa Rywina zrobiła z poprzednim rozdaniem. Bogiem, a prawdą powtórka z rozrywki chyba już się zaczęła, w końcu czym się różnią zegarki Nowaka, od firanek Pęczaka. Czym się różni Elbląg od Starachowic, czym się różni spadający w sondażach Tusk od Millera, czym się różni koalicyjna rozgrywka SLDPO, od rozgrywki POPSL? I tak dalej i coraz więcej.

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. A przecież akta STASI
    są po ręką. Może to w nich tkwi źródło tych wszystkich decyzji związanych z gazem i jeszcze dziwniejszych związanych z prywatyzacjami? Może Krzychu był naszym człowiekiem w Moskwie?
    Tylko czy Kaczor, po dojściu do władzy, zdoła to odkręcić?

  2. A przecież akta STASI
    są po ręką. Może to w nich tkwi źródło tych wszystkich decyzji związanych z gazem i jeszcze dziwniejszych związanych z prywatyzacjami? Może Krzychu był naszym człowiekiem w Moskwie?
    Tylko czy Kaczor, po dojściu do władzy, zdoła to odkręcić?

  3. finał blisko
    Zasadniczy system władzy jest tak mocno utajniony, że możemy tylko zgadywac.
    Po zmianach w smrodzie płynącym z zamkniętego szamba próbować domyślić się jakie procesy w nim zachodzą.
    Prawdopodobnie rzeczywiście idzie nie o politykę,  tylko o szmal. Na tyle duży, że nawet interesy ludzi radzieckich są ryzykownie odsuwane  na dalszy plan.
    Walka sępów o resztki padliny.
    Na razie glowną padliną jest jak sama nazwa wskazuje, gospodarka polska.
    Jednak gdy już się skończy,  to oczy zwrócą się na krajowe zasoby ludzkie.  Niby biedne, ale każdy coś tam ma.  Jakieś mieszkanie po dziadku, emeryturę czy nerkę.
    Każą oddać niestety.

  4. finał blisko
    Zasadniczy system władzy jest tak mocno utajniony, że możemy tylko zgadywac.
    Po zmianach w smrodzie płynącym z zamkniętego szamba próbować domyślić się jakie procesy w nim zachodzą.
    Prawdopodobnie rzeczywiście idzie nie o politykę,  tylko o szmal. Na tyle duży, że nawet interesy ludzi radzieckich są ryzykownie odsuwane  na dalszy plan.
    Walka sępów o resztki padliny.
    Na razie glowną padliną jest jak sama nazwa wskazuje, gospodarka polska.
    Jednak gdy już się skończy,  to oczy zwrócą się na krajowe zasoby ludzkie.  Niby biedne, ale każdy coś tam ma.  Jakieś mieszkanie po dziadku, emeryturę czy nerkę.
    Każą oddać niestety.