Nic się nie zmienia w mojej politycznej ocenie Powstania Warszawskiego. Mógłbym powtórzyć za Andersem brutalne słowa na temat dowództwa i tragedii narodowej, ale nie będę powtarzał. Nie chcę być w żaden sposób kojarzony z „motłochem” buczącym nie na polityczne aspekty PW, to tylko pretekst, ale na Polskę, która chce być Polską. Historyczne gdybanie, polityczne analizy na sucho, tracą sens. Co roku powtarzane są te same argumenty w atmosferze emocjonalnych lub co gorsze „skandalizujących” opinii. W moim przekonaniu o Powstaniu Warszawskim powiedziano już wszystko, jeśli za wszystko uznać analizę przyczyn i skutków, ale cieszy mnie niezmiernie, że o Powstaniu ciągle się mówi w zupełnie innym kontekście. Bardziej radykalni patrioci uznają mnie za heretyka, niemniej jednak będę powtarzał z uporem maniaka, że bez jakiejś formy popkultury na wysokim poziomie i nie pozbawionej gustu, nie ma wielkich szans, żeby się przebić z nowym duchem w narodzie. Peerelowskiej mentalności nie stworzył Bierut, Gomułka, Jaruzelski, ale „Autobus czerwony”, „Budujemy nowy dom”, „Czterej pancerni i pies”, „Wiosna panie Sierżancie” i kolorowy telewizor „Rubin”, który to wszystko pięknie pokazywał. Często widuje się komentarze, które tęsknią za komuną, ale one wcale nie za komuną tęsknią, tylko właśnie za „Jak rozpętałem II WŚ”, za czynem społecznym, gdzie się poznało żonę, za parkiem, gdzie się obalało „jabola”, „prytę”, „bełta”, za młodą Marylą Rodowicz i Polą Raksą.
Człowiek to jedyne zwierzę, które emocją kieruje się równie silnie jak instynktem. Od kilku lat obserwuję spore natężenie gustownej popkultury i pozytywnej emocji wokół Powstania Warszawskiego i moim zdaniem to największa moc PW. Dzięki kultowi pięknej legendy, młodzi ludzie, choć nie tylko młodzi, zapominają o tragicznym finale, a skupiają się pragnieniach, marzeniach i czynach bohaterów, których na swój sposób usiłują naśladować. Ciężko mi zrozumieć oburzenie przeradzające się w potępienie koncertów, komiksów, filmów 3D i pozostałych zwykle udanych prób upamiętnienia PW, naturalnie przygotowanych we współczesnej formie i wrażliwości. Potrafię zrozumieć te obawy, które odwołują się do indyka z czekolady siedzącego w różowych okularach na kupie łajna. Niemniej człowiek inteligentny powinien umieć odróżnić ewidentny zamach na rozum, ideały i gust, od form wyrazu, które niekoniecznie muszą trafiać w gusta odbiorcy, ale jednocześnie nie są profanacją, tylko po prostu inną wrażliwością. Co dziwne, a właściwie niepojęte, ludzie potępiający koncerty rockowe, komiksy i animacje, jednocześnie bronią jak niepodległości wieńca przed pomnikiem Powstańców z logo Legia Warszawa, chociaż to nic innego jako jeden z przejawów wrażliwości konkretnej grupy społecznej. Każda to może nie, ale niemal każda forma uczczenia pamięci, nawiązania do legendy Powstania, powinna być objęta raczej immunitetem niż radykalizmem ideologicznym. Cała sztuka polega na tym, żeby w masowym odbiorze Powstanie i wiele innych wydarzeń z historii Polski stały się „modne”. Przez wiele lat budowano dokładnie przeciwną atmosferę, powstania, Polska, polskość, bohaterstwo to dla bogoojczyźnianych masochistów i niestety sukcesy były spora.
Powoli ta parszywa tendencja zaczyna się odmieniać i nie warto psuć efektu radykalizmem, tym bardziej, że w masowości zjawisk ciągle jest miejsce i to poczesne dla tradycyjnego kultu. Nie ma, a przynajmniej być nie powinno, konfliktu między tradycyjnym i współczesnym kultem Powstania. Podobnie rzeczy widzę z tym corocznym mydlanym spektaklu, kto będzie buczał i jakim bluzgiem rzuci Bartoszewski. Wbrew pozorom jest to jeden z ważnych elementów walki o pamięć i normalność i tę walkę stojący za Bartoszewskim internacjonaliści przegrywają. W tym roku po raz pierwszy popisami profesora bez matury, „ocalałego” z Auschwitz i „powstańca”, który ślinił koperty, znudzili się „nowocześni europejscy” i wyśmiali żyjący Powstańcy. Kończy się pewien typ prześmiewczych i autorytarnych postaw, które wyznaczały trendy. Sikorski raczej nie odważy się powtórzyć swojego „tłita”, natomiast autorzy „obłędnych” romansów nie zostają Kubami, tylko „Frytkami”. „Oni” przegrali wojnę o pamięć, ponieważ przyjęli jedną taktyką – wymazać z historii Europy Polskę, śmiechem i pogardą. Okazało się, że tęsknota za poważną Polską jest znacznie większa niż cała machina pogardy, no i po klęsce zaczęły się rozmaite „ajwaj”, „gewałt” prawdziwi Polacy zawłaszczają „naszą” historię. Wszystko to, moim nieskromnym zdaniem, zawdzięczamy popkulturowemu przesileniu, które rzecz jasna nigdy by nie nastąpiło, gdyby nie konserwatywna nieugiętość w podtrzymywaniu pomięci o Powstaniu. Zdarzają się takie cuda, że tradycja nie stoi w konflikcie ze współczesnością, zresztą wielu twierdzi, że tradycja bez współczesności nie istnieje i raczej mają rację. Nie forma upamiętnienia, która bywa rozmaita, ale motywacja powinna być poddana krytyce lub pochwale. Ważne jest intencja i nikomu, kto chce nawiązać do ideałów, a nie ideały obśmiać, nie stawiałbym wymogów dotyczących formy i treści, bo to „woda na młyn postępowców”. Lepszego sposobu na zamknięcie ust dętym profesorom i demiurgom żyjącym z opluwania ideałów, chyba nie ma, a na pewno jest to jeden ze skutecznych sposobów, co widać po buczeniu tych „autorytetów” i sterowanego przez nich motłochu.
I dlatego
bardzo doceniam to, co w tym względzie zrobiło swego czasu Lao Che.
I dlatego
bardzo doceniam to, co w tym względzie zrobiło swego czasu Lao Che.
Chwała bohaterom!
http://www.youtube.com/watch?v=XyOPRqdF7X8
Chwała bohaterom!
http://www.youtube.com/watch?v=XyOPRqdF7X8
główny wątek propagandy niezmienny od wojny do dziś
Dobrze się stało, że nawet za najgorszej komuny jaka jeszcze mogę pamiętac, Powstanie nigdy nie było gnojone, a nawet prawie zawsze odbywały się w sierpniu "akademie" ku czci.
Dlatego pamięć nie znikła do reszty i teraz nie trzeba tworzyć tradycji od zera, jak jest w przypadku Wołynia, czy tych nieszczęsnych Wyklętych.
Komuna miała jakieś kompleksy narodowe i słabosć do tego typu symboliki.
Nie jest jasne poco jej to było, może chciała mobilizować naród do jakiejś wojny atomowej.
Diabli wiedzą.
Chwała bohaterom!
Masz jakieś z tym problemy?
z czym?
Nie mam na szczęscie problemów "z tym".
Za komuny (naduzywam tego określenia chyba) powstaniec to był super gosc.Występował w gomułkowskiej telewizji, dostawał medale. No i dobrze.
Krytyka organizatorow powstania też była, lecz mniej gwałtowna niż obecnie.
Mit narodowy okazał się na szczęście bardzo trwały.
główny wątek propagandy niezmienny od wojny do dziś
Dobrze się stało, że nawet za najgorszej komuny jaka jeszcze mogę pamiętac, Powstanie nigdy nie było gnojone, a nawet prawie zawsze odbywały się w sierpniu "akademie" ku czci.
Dlatego pamięć nie znikła do reszty i teraz nie trzeba tworzyć tradycji od zera, jak jest w przypadku Wołynia, czy tych nieszczęsnych Wyklętych.
Komuna miała jakieś kompleksy narodowe i słabosć do tego typu symboliki.
Nie jest jasne poco jej to było, może chciała mobilizować naród do jakiejś wojny atomowej.
Diabli wiedzą.
Chwała bohaterom!
Masz jakieś z tym problemy?
z czym?
Nie mam na szczęscie problemów "z tym".
Za komuny (naduzywam tego określenia chyba) powstaniec to był super gosc.Występował w gomułkowskiej telewizji, dostawał medale. No i dobrze.
Krytyka organizatorow powstania też była, lecz mniej gwałtowna niż obecnie.
Mit narodowy okazał się na szczęście bardzo trwały.
okładka z “Wprost”
znaczy jest OK??
Doczytałeś do tego miejsca?
Doczytałeś do tego miejsca?
“Potrafię zrozumieć te obawy, które odwołują się do indyka z czekolady siedzącego w różowych okularach na kupie łajna. Niemniej człowiek inteligentny powinien umieć odróżnić ewidentny zamach na rozum, ideały i gust, od form wyrazu, które niekoniecznie muszą trafiać w gusta odbiorcy, ale jednocześnie nie są profanacją, tylko po prostu inną wrażliwością. “
okładka z “Wprost”
znaczy jest OK??
Doczytałeś do tego miejsca?
Doczytałeś do tego miejsca?
“Potrafię zrozumieć te obawy, które odwołują się do indyka z czekolady siedzącego w różowych okularach na kupie łajna. Niemniej człowiek inteligentny powinien umieć odróżnić ewidentny zamach na rozum, ideały i gust, od form wyrazu, które niekoniecznie muszą trafiać w gusta odbiorcy, ale jednocześnie nie są profanacją, tylko po prostu inną wrażliwością. “
Odnośnie Andersa niedalej jak
Odnośnie Andersa niedalej jak wczoraj słyszałem historyka w TV który stwierdził, że Andres podpisał się pod dwoma opiniami dotyczacymi powstania – i obie są zasadniczo od siebie różne. I jak to zwykle bywa każda strona sporu cytuje opinię sobie wygodniejszą.
Niestety niegdzie nie mogę dotrzeć do opinii "pozytywnej" – może ktoś wie gdzie ją znaleźć?
Opinie pozytywne są, trzeba poszukać.
Przedwczoraj słuchałem w pewnym niszowym radiu zdanie profesora, który logicznie klarował, że o powstaniu przez sześćdziesiąt lat pisano tylko negatywnie lub obojętnie, z uwypukleniem strat… Jako powstańców – bohaterów przedstawiano zazwyczaj tych, którzy poszli na współpracę z powojennymi władzami. Zamilczano jednak argumenty „za”, które w bilansie przeważały na korzyść powstania:
Niemcy rozkazem z bodajże 23 lipca 44 nakazali stawienie się 100000 cywili w sile wieku do robót przy stworzeniu fortyfikacji „twierdzy Warszawa” – co w praktyce oznaczało przeznaczenie miasta do zniszczenia, a znacznej części ludności do unicestwienia.
Na pomoc Powstańcom rzucono znaczne siły AK, które w drodze do Warszawy napotkały opór rosyjski, lub wręcz „pomoc „ w postaci transportu, przypadkiem skierowanego nie do stolicy, a na Syberię.
Propagandowo rozpowszechniono określenie „heroiczne” w stosunku do powstania, mimo, że powstanie miało realne szanse powodzenia, gdyby Rosjanie udostępnili Aliantom łąki na wschód od Warszawy, jako lądowiska (paliwo do samolotów nie pochodziłoby z łaski Rosjan, ale raczej z pomocy USA).
Powstanie wybuchło w sposób cokolwiek kontrolowany, zapobiegając w ten sposób chaotycznemu i niekontrolowanemu wybuchowi walk w najbliższych dniach, co było nieuniknione.
Argumentów „za” jest jeszcze z pewnością wiele, postaram się znaleźć źródła i linki, przepraszam, że nie robię tego teraz z chwilowego braku czasu.
P.S. Anders… był daleko, jego zdanie nie powinno być jedynym "głosem rozsądku" – a innych się nie promuje.
Dyskusja w
http://ktosmusiorac.salon24.pl/524304,gdyby-nie-powstanie-nikt-by-w-warszawie-nie-zginal
Odnośnie Andersa niedalej jak
Odnośnie Andersa niedalej jak wczoraj słyszałem historyka w TV który stwierdził, że Andres podpisał się pod dwoma opiniami dotyczacymi powstania – i obie są zasadniczo od siebie różne. I jak to zwykle bywa każda strona sporu cytuje opinię sobie wygodniejszą.
Niestety niegdzie nie mogę dotrzeć do opinii "pozytywnej" – może ktoś wie gdzie ją znaleźć?
Opinie pozytywne są, trzeba poszukać.
Przedwczoraj słuchałem w pewnym niszowym radiu zdanie profesora, który logicznie klarował, że o powstaniu przez sześćdziesiąt lat pisano tylko negatywnie lub obojętnie, z uwypukleniem strat… Jako powstańców – bohaterów przedstawiano zazwyczaj tych, którzy poszli na współpracę z powojennymi władzami. Zamilczano jednak argumenty „za”, które w bilansie przeważały na korzyść powstania:
Niemcy rozkazem z bodajże 23 lipca 44 nakazali stawienie się 100000 cywili w sile wieku do robót przy stworzeniu fortyfikacji „twierdzy Warszawa” – co w praktyce oznaczało przeznaczenie miasta do zniszczenia, a znacznej części ludności do unicestwienia.
Na pomoc Powstańcom rzucono znaczne siły AK, które w drodze do Warszawy napotkały opór rosyjski, lub wręcz „pomoc „ w postaci transportu, przypadkiem skierowanego nie do stolicy, a na Syberię.
Propagandowo rozpowszechniono określenie „heroiczne” w stosunku do powstania, mimo, że powstanie miało realne szanse powodzenia, gdyby Rosjanie udostępnili Aliantom łąki na wschód od Warszawy, jako lądowiska (paliwo do samolotów nie pochodziłoby z łaski Rosjan, ale raczej z pomocy USA).
Powstanie wybuchło w sposób cokolwiek kontrolowany, zapobiegając w ten sposób chaotycznemu i niekontrolowanemu wybuchowi walk w najbliższych dniach, co było nieuniknione.
Argumentów „za” jest jeszcze z pewnością wiele, postaram się znaleźć źródła i linki, przepraszam, że nie robię tego teraz z chwilowego braku czasu.
P.S. Anders… był daleko, jego zdanie nie powinno być jedynym "głosem rozsądku" – a innych się nie promuje.
Dyskusja w
http://ktosmusiorac.salon24.pl/524304,gdyby-nie-powstanie-nikt-by-w-warszawie-nie-zginal
My to jakoś dożyjemy –
– powiedziałam niedawno w rozmowie z seniorką – ale szkoda młodych ludzi, bo perspektyw nie ma dla nich żadnych.
Starsza pani wzięła oddech i spokojnym, ale zdecydowanym tonem powiedziała:
A młodzi ludzie będą musieli wziąć w ręce to, co młodzi w ręce muszą wziąć, żeby zrobić sobie drogę tak, jak zawsze sobie musieli drogę robić… tylko szkoda, że dużo ludzi ginie… ale jak tak trzeba, to tak trzeba.
My to jakoś dożyjemy –
– powiedziałam niedawno w rozmowie z seniorką – ale szkoda młodych ludzi, bo perspektyw nie ma dla nich żadnych.
Starsza pani wzięła oddech i spokojnym, ale zdecydowanym tonem powiedziała:
A młodzi ludzie będą musieli wziąć w ręce to, co młodzi w ręce muszą wziąć, żeby zrobić sobie drogę tak, jak zawsze sobie musieli drogę robić… tylko szkoda, że dużo ludzi ginie… ale jak tak trzeba, to tak trzeba.