Reklama

Poprzednio zwróciłem uwagę na fakt, iż pewne neoliberalne „reformy strukturalne”, czy też rozwiązania legislacyjne, wcale nie są zalecane w celu „zwiększenia zasilania” rynku, do czego oryginalnie powinna dążyć ekonomia neoklasyczna. Ich przyjęcie może służyć bardzo konkretnym interesom, dlatego zawsze przy ich ocenie zalecana jest dalekowzroczność. Sztandarowym przykładem jest polityka deregulacji, która pozwoliła prywatnym firmom oraz inwestorom rozszerzenie swoich działań na obszar tzw. służby publicznej. Zjawisko to określa się mianem „rent seeking” – „pogoń za zyskiem”.
Odnosząc się do powyższego zjawiska neoliberałowie tłumaczą, że: „usługi publiczne rządu są nieefektywne, słabej jakości i obarczone wysokimi kosztami. Dlatego działaniem jak najbardziej właściwym jest przeniesienie tych usług do sektora prywatnego, aby były bardziej efektywne”.
Owszem, wprowadźmy globalnych akcjonariuszy do szpitali, wówczas ich dyrektorzy będą zobowiązani do wypracowania zysku. Jak szpital może osiągnąć zysk? Jak każda inna firma: minimalizując koszty (w tym przypadku koszty leczenia) i maksymalizując dochody (leczyć tylko te choroby, które są dobrze wyceniane przez NFZ). A z drugiej strony, jakże komfortowa jest sytuacja inwestorów – państwo gwarantuje sprzedaż ich usług. Zysk jest gwarantowany! Dalej, całkowicie sprywatyzujmy straż pożarną, policję, szkoły… Inwestorzy zagraniczni tylko czekają  na taką gratkę. W obszarze usług publicznych zbyt jest pewny. Płatnik też pewny – budżet państwa. A wielkość wypracowanego zysku właściwie zależy głównie od skali wprowadzanych oszczędności. Owszem, można zaoszczędzić poprawiając organizację danej instytucji. Jednak tylko do pewnego stopnia, potem oszczędności odbijają się na poziomie świadczenia usług. A wypracowany zysk wypływa z kraju do globalnych akcjonariuszy… Czyli opieka zdrowotna coraz gorsza i kraj coraz biedniejszy.
Koronnym argumentem neoliberałów jest teoria „trickle down”. Według niej kiedy bogate i duże przedsiębiorstwa wypracowują coraz większy zysk, to inwestują go w tworzenie nowych fabryk, nowych miejsc pracy. Dzięki czemu ludzie dotychczas bezrobotni, mogą uzyskać dochód i w ten sposób każdy staje się bogatszy. Innymi słowy, w myśl teorii neoliberalnej: pieniądze mają „spływać” szerokim strumieniem od najbogatszych do biedniejszych, co generalnie powinno poprawić ogólny stan społecznego dobrobytu.
A jak dzieje się naprawdę? Wystarczy prześledzić zmiany w USA od momentu wprowadzenia polityki „Reganomics”, do czasów współczesnych…
Efekt „trickle down” po prostu nie zachodzi.
Oczywiście moja krytyka założeń neoliberalizmu, wcale nie oznacza, że jestem socjalistą. Chcę natomiast wyraźnie podkreślić, że rządy państw powinny realizować strategie gospodarcze, które wspierałyby rozwój całości krajowej gospodarki i prowadziły do zwiększania się dochodu narodowego. Nie istnieje jedna strategia, która zawsze jest właściwa. Ale niestety jest często spotykane manipulowanie społeczeństwem, kiedy pod hasłem wspierania reform i deregulacji, wystawia się je na ofiarę dla globalnego kapitału.
W Polsce „obowiązujący” i wpierany medialnie nurt ekonomiczny głosi piękne hasła, przekonujące, że: „wolny handel zawsze ma rację”, „interwencje rządowe na rynku sa zawsze złe”, „inwestycje publiczne – to strata pieniędzy”, „deregulacja jest zawsze właściwa”, itd. itd. Analogicznie, panuje powszechne przekonanie, że polityka oszczędności budżetowych (zmniejszenie wydatków rządowych + wzrost podatków) może doprowadzić do poprawy sytuacji fiskalnej kraju. I jedno i drugie przekonanie jest błędem! W gospodarce nie istnieją się dogmaty, nie ma prawd absolutnych. Tak jak w medycynie nie ma doskonałego lekarstwa na wszystkie choroby. Czy choremu z biegunką pomoże lek przeczyszczający? Analogicznie: dla gospodarki w stanie luki podażowej – właściwe są rozwiązania liberalizujące rynek, a dla gospodarki z luką popytową – polityka bardziej przypominająca rozwiązania keynesowskie. Współczesna Japonia zmaga się z groźnym zjawiskiem „szczeliny deflacyjnej”, czyli sytuacją nadmiernej podaży w stosunku do popytu (popyt < podaż). Stąd właściwym wydaje się zastosowanie strategii gospodarczej zmierzającej do stymulacji popytu. Czyli zbliżamy się do polityki keynesowskiej.
Polityka liberalna jest bardzo korzystna dla gospodarki w sytuacji luki inflacyjnej, gdy popyt < podaż, gdy brakuje towarów na rynku. Wtedy owszem, jest pora na osławione „reformy strukturalne”, a rolą rządu jest liberalizacja i deregulacja rynku.
Na jaką chorobę teraz cierpi Europa? Co dzieje się w Polsce? A tymczasem w Europie… mimo znacznego spadku popytu – nadal stymuluje się podaż! Bo przecież liberalizm jest zawsze właściwy, a keynesizm, to obrzydły socjalizm i w ogóle samo zło.
Zastanówmy się, jakie efekty, w obecnej sytuacji gospodarczej przynosi realizacja recept neoliberalnych. Jeśli teraz zrealizujemy postulaty obniżek podatkowych dla korporacji, dla najbogatszych oraz stłumimy emisję obligacji państwowych, co skutkuje obniżkami wydatków socjalnych, to do czego dojdziemy? Bogate firmy i ich akcjonariusze powiększą swój majątek, a dochód ubogich – zmaleje.
Nie wierzę, aby to było celem wszystkich zwolenników neoliberalizmu.
Czy ktoś przypadkiem nie daje się oszukiwać?
 

Reklama

2 KOMENTARZE

  1. Nie no, kolego! Skad te mysli pomylone!?
    Wezmy sobie pierwszy przyklad, ktory zostal wymieniony: szpitale. Pisze kolega, ze nic gorszego nie moze sie zdazyc niz np prywatyzacja szpitali… Juz tlumacze… Temat dosc nosny, a to glownie z powodu wyobrazni, ktora komuszki pompuja, straszna wizja pacjentow umierajacych na ulicy bo szpital nie bedzie ich leczyl, jesli nie zaplaca "na ten tychmiast" miliona, aaaalbo najlepiej dwoch… Skad takie bzdurne widzenie? No chyba tylko i wylacznie z braku wlasnej wyobrazni lub niewiedzy, innego typu dzialania nie chce sobie nawet wyobrazac. No chyba, ze kolega ksztalcic chce tutaj nowe pokolenie social-komunistow. Trudno mi bowiem sobie inaczej tlumaczyc takie slowa gdy czytam tekst w miare dobrze poparty naciagnietymi przykladami, jak w wiekszosc tekstow z podpisem Ja Samuraj.
    Wracajac do tego nieszczesnego przykladu. Prywatyzujac szpitale, zreszta jedynie te, ktore zechca sie sprywatyzowac, pozostana bowiem co najmniej szpitale uniwersyteckie (mozliwe, ze tez prywatne jesli uniwersytet jest prywatny), akademii medycznych, osrodkow naukowych, otrzymujemy firme, ktora w jakis tam sposob bedzie sobie pracowala, ale jej struktura nie bedzie stanowila naszego, znaczy spolecznego problemu. Ani struktura szpitala, ani jego siatka plac, przetargi na aparature medyczna, nawet wysoka premia dla chirurga Kowalskiego i Porsche pana dyrektora nie beda mnie obchodzily. Rowniez wielkosc wypracowanego zysku, ktory w brew kolegi mniemaniu nie bardzo zalezy od oszczednosci wprowadzonych lecz od najbardziej skomplikowanych zabiegow, ktore sa wykonane i profesjonalizmu lekarzy. Istota prywatnego szpitala w tym wypadku pozostaje to, co najwazniejsze, czyli leczenie ludzi. Gdyz to nie ludzie personalnie placa za uslugi lecz ubezpieczyciel. Kazda usluga jest wyceniona i ewentualnie, jesli ktos nie chce zaplacic za leczenie to jedynie ubezpieczyciel, ktory rowniez powinien byc jak najbardziej prywatny. Czytajac artykuly kolegi w co drugim zdaniu natykam sie na przyklad Japonii. Pozwole sobie w takim razie rowniez dac przyklad, ktorym bedzie (nie wywolam raczej zdziwienia) Szwajcaria. Obowiazek ubezpieczenia dotyczy wszystkich obywateli i nie ma ubezpieczycieli panstwowych, jedynie prywatni. Szpitale sa rozne, lecz na pewno nie panstwowe (czyli w tym wypadku federalne) lecz kantonalne, uniwersyteckie i prywatne. I kazdy z nich musi sie jakos utrzymac! Roznice pomiedzy polskim, a szwajcarskim szpitalem sa znaczne lecz najistotniejszym z nich jest organizacja pracy. W Szwajcarii lekarz leczy, a reszta personelu mu to umozliwia. I poniewaz lekarz otrzymuje wysoka pensje, zajmuje sie jedynie tym, za co mu placa, reszte wykonuje pomoc medyczna, na pewno dobrze wykfalifikowana i droga lecz rowniez z pewnoscia nieporownanie tansza od uslug samego lekarza. Smiem watpic, czy stworzenie czegos takiego w "panstwowym " szpitalu jest mozliwe. Prosze zwrocic uwage, ze panstwowe lub wspolne oznacza zwykle niczyje…
    Wiele razy czytalem o sytuacji, gdy ten czy inny socjalista, gdy zdrowie podupadlo i nalezalo wykonac pilny zabieg, pakowal blyskiem manatki i udawal sie natychmiast do innego kraju aby w przeprowadzic ten czy inny zabieg w "innym klimacie" nie troszczac sie o drobiazgi. Kolega tez, jestem tego pewien, gdyby byl w potrzebie zrobilby to samo.
    TO NIECH SOBIE TERAZ KOLEGA WYOBRAZI TAKA SYTUACJE I PRZEMYSLI RAZ JESZCZE, CO KOLEGA CHCE NAPISAC I DO CZEGO PRZEKONYWAC! Bo nie wszystkich moze byc stac na wyjazd do innego kraju po pomoc lekarska, wiec lepiej jest dobra pomoc stworzyc na miejscu dla wszystkich niz dalszym socjalizmem doprowadzic kraj do wiekszego upadku niz jest.
    Tak na marginesie, naturalnie policje oraz straz pozarna rowniez nalezaloby sprywatyzowac. Nie wylaczajac szkol. Reszta tekstu podbudowana argumentami o rownie wysokim wspolczynniku prawdziwosci jak te o szpitalach. NIe rozumiem tylko, czemu kolega od razu nie napisze: za Gierka zylo sie nam lepiej… Komuuuuuunooo wrooooc!

  2. Nie no, kolego! Skad te mysli pomylone!?
    Wezmy sobie pierwszy przyklad, ktory zostal wymieniony: szpitale. Pisze kolega, ze nic gorszego nie moze sie zdazyc niz np prywatyzacja szpitali… Juz tlumacze… Temat dosc nosny, a to glownie z powodu wyobrazni, ktora komuszki pompuja, straszna wizja pacjentow umierajacych na ulicy bo szpital nie bedzie ich leczyl, jesli nie zaplaca "na ten tychmiast" miliona, aaaalbo najlepiej dwoch… Skad takie bzdurne widzenie? No chyba tylko i wylacznie z braku wlasnej wyobrazni lub niewiedzy, innego typu dzialania nie chce sobie nawet wyobrazac. No chyba, ze kolega ksztalcic chce tutaj nowe pokolenie social-komunistow. Trudno mi bowiem sobie inaczej tlumaczyc takie slowa gdy czytam tekst w miare dobrze poparty naciagnietymi przykladami, jak w wiekszosc tekstow z podpisem Ja Samuraj.
    Wracajac do tego nieszczesnego przykladu. Prywatyzujac szpitale, zreszta jedynie te, ktore zechca sie sprywatyzowac, pozostana bowiem co najmniej szpitale uniwersyteckie (mozliwe, ze tez prywatne jesli uniwersytet jest prywatny), akademii medycznych, osrodkow naukowych, otrzymujemy firme, ktora w jakis tam sposob bedzie sobie pracowala, ale jej struktura nie bedzie stanowila naszego, znaczy spolecznego problemu. Ani struktura szpitala, ani jego siatka plac, przetargi na aparature medyczna, nawet wysoka premia dla chirurga Kowalskiego i Porsche pana dyrektora nie beda mnie obchodzily. Rowniez wielkosc wypracowanego zysku, ktory w brew kolegi mniemaniu nie bardzo zalezy od oszczednosci wprowadzonych lecz od najbardziej skomplikowanych zabiegow, ktore sa wykonane i profesjonalizmu lekarzy. Istota prywatnego szpitala w tym wypadku pozostaje to, co najwazniejsze, czyli leczenie ludzi. Gdyz to nie ludzie personalnie placa za uslugi lecz ubezpieczyciel. Kazda usluga jest wyceniona i ewentualnie, jesli ktos nie chce zaplacic za leczenie to jedynie ubezpieczyciel, ktory rowniez powinien byc jak najbardziej prywatny. Czytajac artykuly kolegi w co drugim zdaniu natykam sie na przyklad Japonii. Pozwole sobie w takim razie rowniez dac przyklad, ktorym bedzie (nie wywolam raczej zdziwienia) Szwajcaria. Obowiazek ubezpieczenia dotyczy wszystkich obywateli i nie ma ubezpieczycieli panstwowych, jedynie prywatni. Szpitale sa rozne, lecz na pewno nie panstwowe (czyli w tym wypadku federalne) lecz kantonalne, uniwersyteckie i prywatne. I kazdy z nich musi sie jakos utrzymac! Roznice pomiedzy polskim, a szwajcarskim szpitalem sa znaczne lecz najistotniejszym z nich jest organizacja pracy. W Szwajcarii lekarz leczy, a reszta personelu mu to umozliwia. I poniewaz lekarz otrzymuje wysoka pensje, zajmuje sie jedynie tym, za co mu placa, reszte wykonuje pomoc medyczna, na pewno dobrze wykfalifikowana i droga lecz rowniez z pewnoscia nieporownanie tansza od uslug samego lekarza. Smiem watpic, czy stworzenie czegos takiego w "panstwowym " szpitalu jest mozliwe. Prosze zwrocic uwage, ze panstwowe lub wspolne oznacza zwykle niczyje…
    Wiele razy czytalem o sytuacji, gdy ten czy inny socjalista, gdy zdrowie podupadlo i nalezalo wykonac pilny zabieg, pakowal blyskiem manatki i udawal sie natychmiast do innego kraju aby w przeprowadzic ten czy inny zabieg w "innym klimacie" nie troszczac sie o drobiazgi. Kolega tez, jestem tego pewien, gdyby byl w potrzebie zrobilby to samo.
    TO NIECH SOBIE TERAZ KOLEGA WYOBRAZI TAKA SYTUACJE I PRZEMYSLI RAZ JESZCZE, CO KOLEGA CHCE NAPISAC I DO CZEGO PRZEKONYWAC! Bo nie wszystkich moze byc stac na wyjazd do innego kraju po pomoc lekarska, wiec lepiej jest dobra pomoc stworzyc na miejscu dla wszystkich niz dalszym socjalizmem doprowadzic kraj do wiekszego upadku niz jest.
    Tak na marginesie, naturalnie policje oraz straz pozarna rowniez nalezaloby sprywatyzowac. Nie wylaczajac szkol. Reszta tekstu podbudowana argumentami o rownie wysokim wspolczynniku prawdziwosci jak te o szpitalach. NIe rozumiem tylko, czemu kolega od razu nie napisze: za Gierka zylo sie nam lepiej… Komuuuuuunooo wrooooc!