W Warszawie w czasie biegu zmarł jeden uczestnik, dwóch odwieziono do szpitala. Miałem zupełnie inny pomysł na niedzielny felieton, ale mój codzienny obowiązek polegający na ścisłej obserwacji TVN24 pokrzyżował mi plany. Tytułem nie zamierzam epatować, jedynie wziąłem sobie fragment obłędu i pokazałem jak to się robi. W tej chwili w TVN24 hartuje się stal, podnieceni reporterzy, wydawcy i prezenterzy nie bardzo wiedzą do jakiego zadzwonić eksperta, żeby się działo. Sięgnęli w panice po naocznego świadka, którym okazał się kolega z TVN24. Jak utrzymuje kolega, stał „dosłownie metr” od umierającego człowieka i widział, że był reanimowany przez medycznych ratowników na ulicy, bo za nic nie dało się przywołac karetki. Tymczasem za pięć minut zadzwonił rzecznik pogotowia i oświadczył, że ten człowiek reanimowany na oczach reportera TVN24, był przywracany do życia w karetce pogotowia, która stała metr od mety. W międzyczasie komuś przyszło do głowy, żeby zadzwonić do Korzeniowskiego i spytać o to, jakie procedury powinno zachować się na przyszłość. Ile karetek musi jechać za proceduralnie wyznaczoną grupą biegaczy? Czy uczestnik powinien przynieść zaświadczenie od kardiologa wraz z ostatnim badaniem poziomu cholesterolu i kartą zdrowia od lekarza rodzinnego? Jak to się robi na świecie? Czy to możliwe, że bieganie zabija? Dlaczego nie było żadnych szkoleń z zakresu? Kto za to wszystko odpowiada? Bogu dziękuję, że to nie Karnowski, tudzież Sakiewicz pasjonuje się maratonami, reklamując płynnego dopalacza „Powerade” i siłownię w ekskluzywnych hotelach. Gdyby tak się złożyło, mielibyśmy w TVN24 jasne wytyczne, że nazistowskie obyczaje prowadzą do niechybnego zgonu.
Pech chciał, że to nie Sakiewicz i Karnowski, tylko Lis dorabia na „cała Polska biega”, zatem paranoję nieco wyciszono i nadal nie wiadomo, komu tę żabę podrzucić. Jest atrakcyjna tragedia, w powietrzu unosi się niezła oglądalność i sprzedaż reklam, ale cholera wie jak to ożenić? Komu sprzedać? „Biegnij Warszawo” w gorącym okresie „pozostańcie w domach”, rozwaliła dokumentnie przekaz dnia. Dopóki się nie ustali dlaczego biegacz umarł, będzie się biegać za zgonem biegacza. Pani Jadwigo, co pani uważa? – spytał Sobieniowski. Biegacza zabiła literka „W”? – dopytał Skórzyski. Panie Józefie, Pan łączy tragiczny wypadek z powstaniem „Twojego Ruchu”? – wyrwała materiał Kolenda-Zalewska. Kto wie, jak się sprawy potoczą, może akurat Olbrychski jest trzeźwy i wystąpi w „Faktach po faktach” albo Czapiński ma gotową „diagnozę społeczną”? Jeszcze trudno odgadnąć jakie środowisko reprezentuje Pani Jadwiga i w jakim klubie udziela się Pan Józef. Jeśli dobry Bóg da, Józef będzie kuzynem Bartoszewskiego, a Jadwiga walczy o prawa kobiet do prowadzenia traktorów. I tylko o czym my tu do tej pory mówiliśmy? Aha! Umarł człowiek w czasie biegania i cholera wie, jaki pogrzeb mu wyszykować. Tak na gorąco, tak na świeżo, póki się nie pojawi odcięta lokomotywą głowa, trzeba będzie biegać na oślep po wszystkich możliwych interesach.
Do wszystkich palących pytań dodam jeszcze jedno. A co mnie to wszystko do ciężkiej cholery obchodzi? Tylko jedno mnie obchodzi. Patrzę i widzę jak rodzą się wszelkie „informacje”, jakie powstają zlecenia na spożytkowanie informacji. Ilu idiotów zaprezentuje się w roli ekspertów? Kto będzie sponsorem następnego odcinka? Komu podskoczą sondaże i jacy producenci zarobią na przenośnych urządzeniach do mierzenia zawału przed ulicznym biegiem? Tak hartuje się stal, tak się wykuwa przekaz dnia i chociaż na ogólnym „sierocym” zawale, którego nie da się podpiąć do bieżących potrzeb, nikt specjalnie nie zarobi i nie straci, to sama technika obserwowana na żywo, może robić wrażenie. Po kompletnie apolitycznym i heteroseksualnym zgonie widać wyraźnie, że sensacja poszła na marne. Co najwyżej pięć minut podniety, 15 minut latania ze sraczką medialną i nic więcej, trzeba się rozglądać za ciekawszymi tragediami lub kręcić codzienny bat z powszedniego gówna. Niby nic takiego, niby nic wielkiego, ale właśnie na takich przykładach widać najdobitniej jak zabija się fakty, jak promuje się blagę, komu podrzuca się śmierdzące jaja, a kto zostaje Bogiem, chociaż szatan nie podałby mu reki. Dajcie nam newsa – ofiarę lub beneficjanta znajdziemy sami, a głupich klientów podpasek i płynu doustnego na hemoroidy zawsze.
W jak Dziewulski
To dyżurny ekspert TVN od dramatów wszelakich.
W jak Dziewulski
To dyżurny ekspert TVN od dramatów wszelakich.
Współczuję codziennych obowiązków, jednocześnie podziwiam
wytrwałośc i konsekwencję. Jestem pewien, że przyszłosc rzetelnie oceni dorobek dziennikarski mediów pierwszego ćwiećwiecza III RP. Powstaną encyklopedie i opracowania, białe księgi i podręczniki dziennikarstwa, opisujące techniki manipulacji i wpływu calego systemu medialnego.
Tvn ma taki wytrych po nazwą "kontakt 24". Widzowie wysyłają na adres fotki trąb powietrznych, gradu wielkości jaj kurzych itp. Ta skrzynka jest także źródłem niesamowitych relacji z miejsca zdarzeń. "Pani Marysia" z wybrzeża opisywała jak setki kibiców biło kilku marynarzy z Meksyku a "Pan Zdzisio" widział jak gen Błasik kłocił się z kpt. Protasiukiem na lotnisku. Wszystko oczywiście trafia na zółte paski, bo takie jest zapotrzebowanie redakcyjne. Mało isototnym jest kto to preparuje i podrzuca do skrzynek, ważny jest efekt końcowy w umyśle leminga.
Konkurencja rośnie w siłe. Przewrót polityczny może doprowadzić do przewrotu medialnego. Trybuna wyborcza i wsi 24 stracą swoją i tak już zachwianą pozycję. Oby tylko nie powtórzyć błedów 89 roku. Konsekwencja, bezwzględnośc i zadnych kompromisów na żadnym polu z "zeuropeizowaną postkomuną".
Współczuję codziennych obowiązków, jednocześnie podziwiam
wytrwałośc i konsekwencję. Jestem pewien, że przyszłosc rzetelnie oceni dorobek dziennikarski mediów pierwszego ćwiećwiecza III RP. Powstaną encyklopedie i opracowania, białe księgi i podręczniki dziennikarstwa, opisujące techniki manipulacji i wpływu calego systemu medialnego.
Tvn ma taki wytrych po nazwą "kontakt 24". Widzowie wysyłają na adres fotki trąb powietrznych, gradu wielkości jaj kurzych itp. Ta skrzynka jest także źródłem niesamowitych relacji z miejsca zdarzeń. "Pani Marysia" z wybrzeża opisywała jak setki kibiców biło kilku marynarzy z Meksyku a "Pan Zdzisio" widział jak gen Błasik kłocił się z kpt. Protasiukiem na lotnisku. Wszystko oczywiście trafia na zółte paski, bo takie jest zapotrzebowanie redakcyjne. Mało isototnym jest kto to preparuje i podrzuca do skrzynek, ważny jest efekt końcowy w umyśle leminga.
Konkurencja rośnie w siłe. Przewrót polityczny może doprowadzić do przewrotu medialnego. Trybuna wyborcza i wsi 24 stracą swoją i tak już zachwianą pozycję. Oby tylko nie powtórzyć błedów 89 roku. Konsekwencja, bezwzględnośc i zadnych kompromisów na żadnym polu z "zeuropeizowaną postkomuną".